Duszpasterstwo niewidzialnych

Na potrzeby uchodźców i migrantów w Izraelu Kościół reaguje natychmiast – najpierw działa, potem legalizuje. Priorytetem jest ludzkie życie, a nie dobre układy z władzą.

15.11.2021

Czyta się kilka minut

Siostra Anusha Fernando, koordynatorka jednego ze żłobków prowadzonych przez Kościół w południowym Tel Awiwie. 10 listopada 2021 r. / KAROLINA PRZEWROCKA-ADERET
Siostra Anusha Fernando, koordynatorka jednego ze żłobków prowadzonych przez Kościół w południowym Tel Awiwie. 10 listopada 2021 r. / KAROLINA PRZEWROCKA-ADERET

Miała nadzieję na lepsze życie. Wtedy, gdy żegnała się z dwuletnim synem, oddając go pod opiekę rodzicom i licząc, że wkrótce się spotkają. I później, przez kilka miesięcy wędrówki w sporej grupie erytrejskich migrantów – nocami, w ciszy i panicznym lęku, by nikt ich nie złapał. Gdy kolejny członek grupy umierał z głodu i wycieńczenia, choć izraelska granica była blisko – ona wciąż miała nadzieję. I także w Izraelu – gdy dowiedziała się, że na świat przyjdzie jej córka.

Dziesięć lat później w głosie 32-letniej Erytrejki Yourdanus nadziei nie słychać wcale. Jest za to gorycz i wielkie zmęczenie.

– Na przyjście do Izraela i ubieganie się o azyl namówiła mnie siostra, której wcześniej udało się zdobyć status. Minęły lata, a ja wciąż nie mam dokumentów. Moja córka urodziła się z niepełnosprawnością. Dziś ma sześć lat, prawie się nie rusza, większość dni spędza w łóżku, dostaje leki. Podobno mogłaby zacząć chodzić, może nawet mówić, ale o specjalistycznej rehabilitacji możemy zapomnieć. Nam, uchodźcom bez statusu, nie przysługuje.

Ma żal do Izraela, że trzyma ją w zawieszeniu, nie wydając decyzji. Boli ją dziesię­cioletnia rozłąka z rodziną, z synem – ale wyjeżdżając bez dokumentów, nie mogłaby wrócić do chorej córki. Jednak w odróżnieniu od wielu innych Erytrejek ma pozwolenie na pracę.

– Kocham to, co robię. Tu zapominam o problemach – mówi, a wokół niej kilkanaście małych główek z burzą drobnych loków pędzi na wyścigi plastikowymi samochodzikami, zwanymi z hebrajska bimbami. Dzieci z Erytrei, Etiopii, Filipin, Sri Lanki; od półtora roku do trzech lat. Pośród śmiechów i pisków, płaczu z powodu stłuczonego kolana, całusów wysyłanych w przestrzeń – twarz Yourdanus się rozjaśnia.

I praca, i pomoc

Zatrudnienie i pozwolenie na pracę otrzymała dzięki Kościołowi katolickiemu. Pracuje jako opiekunka w jednym z czterech żłobków dla dzieci uchodźców i migrantów u zbiegu dzielnic Neve Shaanan i Shapira w południowym Tel Awiwie. Łącznie w dziewięciu grupach jest tu 63 maluchów. Organizacją żłobków Kościół zajmuje się we współpracy z izraelską organizacją Unitaf.

S. Anusha Fernando, koordynatorka żłobka: – Do niedawna w południowym Tel Awiwie zdarzały się przypadki śmierci uchodźczych dzieci. Rodzice wychodzili na cały dzień do pracy, zostawiając je pod opieką niewykwalifikowanych osób, bez żadnej kontroli. Na jednego opiekuna przypadało po kilkadziesięcioro dzieci, były zaniedbane i niedokarmione. Po którejś z kolei tragedii nasz ówczesny wikariusz, o. David Neuhaus, zdecydował się na działanie i podjął współpracę z Unitafem. Dziś dzielimy się obowiązkami i kosztami utrzymania tych miejsc: Kościół płaci za wynajem niektórych pomieszczeń (bo część należy już do niego) oraz za ubezpieczenie zdrowotne nauczycielek. Unitaf przejmuje koszty cało­dziennego wyżywienia naszych dzieci. Pensje nauczycielek opłacane są w całości ze składek rodziców – opieka nad jednym dzieckiem kosztuje 1050 szekli [ok. 1350 zł – to kwota kilkakrotnie niższa niż opłaty w standardowym żłobku w Tel Awiwie – red.]. Rodzice mogą opłacać te składki, bo w tym czasie pracują. Jeśli ktoś nie może pokryć kosztów, oczywiście mu pomagamy.

Opiekunkami w żłobkach są uchodźcze matki, których szczególna sytuacja sprawia, że nie kwalifikują się do innej pracy. W ten sposób Kościół pomaga także im. Yourdanus jest tego dobrym przykładem.

Maja, druga z opiekunek: – Pracuję tu od pięciu lat, przyjechałam z Filipin. Bardzo chciałam mieć dziecko, ale zachorowałam na raka i stało się to niemożliwe. Gdy wyzdrowiałam, postanowiłam podjąć pracę z dziećmi, które będą mnie potrzebowały. Jestem tu szczęśliwa, czuję, że nie tylko ja pomagam tym rodzinom i dzieciom, ale że też one pomagają mnie.

Zanim rozpoczęły pracę, Yourdanus i Maja przeszły specjalne szkolenia. Unitaf prowadzi też superwizję, pilnując standardów – m.in. tego, by na jedną opiekunkę nie przypadało więcej niż siedmioro dzieci. Raz na dwa tygodnie każda opiekunka przechodzi szkolenie dodatkowe. Do żłobków przyjmowane są dzieci rodziców, którzy nie mają w Izraelu legalnego statusu. Nikt nie pyta o ich pochodzenie, kulturę czy wyznanie.

Ks. Piotr Żelazko, wikariusz dla katolików języka hebrajskiego i proboszcz parafii w Beer Szewie, skupiającej także migrantów i uchodźców: – Te żłobki są dobrym przykładem tego, jak pracujemy w Izraelu. Spontanicznie odpowiadamy na bieżące potrzeby, najpierw organizujemy, szukamy personelu, dopiero później zastanawiamy się, jak to zalegalizować, z jakich środków zapłacić za kolejne miesiące. Działamy szybko, robimy konkretne rzeczy. Podobnie jest na poziomie parafii. Ktoś przychodzi do mnie: nie mówię po hebrajsku, czy mógłby ksiądz ze mną pójść do urzędu, na wywiadówkę do szkoły syna? Nie ma problemu, jadę. Potrzebne leki? Kupuję. Pomoc prawna? Organizuję kogoś ze wspólnoty, kto się na tym zna. Jesteśmy małymi wspólnotami, więc mamy ten luksus, że znamy wszystkich po imieniu.

Współczesne niewolnictwo

Żłobki to projekt wikariatu dla imigrantów i azylantów, jednego z dwóch (obok katolików języka hebrajskiego) wikariatów personalnych w obrębie łacińskiego Patriarchatu Jerozolimy. Ta „minidiecezja” obejmuje opieką m.in. uchodźców oraz migrantów zarobkowych. Liczba tych ostatnich stale w Izraelu rośnie.

Najwięcej uchodźców i migrantów przebywa obecnie w Tel Awiwie – otwartym, liberalnym mieście, w którym nie brakuje izraelskich organizacji pomocowych i najłatwiej o pracę. Choć dzielnice, w których mieszkają migranci, nie mają w mieście najlepszej sławy, wciąż przyciągają Izraelczyków rozsądniejszymi cenami wynajmu – dzięki temu migranci nie są wyizolowani. Nie zdarzają się napady np. ze strony izraelskich nacjonalistów.

Benedyktyn Nikodemus Schnabel, wikariusz dla imigrantów i azylantów: – Gdy przyjechałem do Izraela, sądziłem, że grupą najbardziej marginalizowaną są uchodźcy – ci z Erytrei, Etiopii czy Sudanu. Jednak w Izraelu – szczególnie w liberalnym Tel Awiwie, ale też w wielu żydowskich środowiskach religijnych – panuje przekonanie, że przybyszami, którzy przeszli przez piekło, masz obowiązek się zająć, masz ich traktować jak swoich. Najbardziej dyskryminowani są tu migranci zarobkowi: wśród nich np. opiekunki i opiekunowie osób starszych, pomoc niezbędna dla Izraelczyków. Dopóki pracują legalnie, wszystko jest w porządku. Kiedy jednak osoba, którą się opiekowali, umiera, z miejsca tracą prawo pobytu i powinni natychmiast wyjechać. Wielu się na to nie decyduje, bo z pieniędzy zarobionych w Izraelu utrzymują rodziny na Filipinach. Pracują dalej na czarno, bez ubezpieczenia, w nieustannym strachu przed deportacją. Społeczeństwo tego nie rozumie, pyta: dlaczego nie wracają do siebie? Uważam, że to współczesna forma niewolnictwa.

Izrael pozyskuje opiekunów na podstawie umów z innymi krajami, np. z Filipinami i Indiami. O. Schnabel: – Z naszych danych wynika, że w Izraelu pracuje obecnie legalnie 100 tys. migrantów. 19 tys. przebywa na nieaktualnej wizie. 30 tys. pracuje zupełnie nielegalnie, a 60 tys. to osoby, które przyjechały do kraju turystycznie i zostały. To liczby zebrane w czasie pandemii. Nie ma wątpliwości, że teraz, po otwarciu granic przez Izrael, one wzrosną.

W grupie migrantów zarobkowych dominują kobiety. Wśród nich wiele samotnych matek ze skomplikowaną sytuacją osobistą. W Kościele szukają wsparcia: rozmowy, porady, czasem pomocy materialnej. O. Schnabel: – Ich wiza zależy od pracodawcy, są od niego zupełnie zależne. Często pracują wśród ludzi, którzy stają się dla nich drugą rodziną i pomagają im w trudnych sytuacjach. Ale czasem jest odwrotnie: dochodzi do przemocy, nawet gwałtów. Te historie łamią serce. Kobiety przyznają czasem, że nie mają już siły żyć.

Schnabel przeżywa to osobiście – w rodzinnych Niemczech mama wychowywała go samotnie. Dlatego jest pełen podziwu dla mierzących się z losem Filipinek. – W pierwszej kolejności udzielam im pomocy duszpasterskiej. Mówię: jesteś bohaterką, a ten kościół jest twoim domem. Niezależnie od twojego paszportu, statusu, wizy. Bóg widzi twoją godność, twoje wielkie serce. Mówi ci „tak”. Możesz zawsze do mnie przyjść, a ja ci pomogę.

Pocztówka z raju

Większość zarobionych pieniędzy kobiety przekazują na Filipiny. Rodzinie i znajomym wysyłają też zdjęcia: plaże, wieżowce Tel Awiwu, sztuczne uśmiechy. Rodzina nie może poznać prawdy – o gwałcie, aborcji, panicznym lęku przed przyszłością. Niektóre z tych kobiet zostają tu ze swoimi tajemnicami po 30, 40 lat. S. Regina Cobrador, dyrektorka Our Lady Woman of Valor Pastoral Center w Tel Awiwie, opowiada o kryzysach całych rodzin.

– Koszt wyjazdu na kontrakt do Izraela jest bardzo wysoki; aby tu przyjechać, Filipińczyk najczęściej musi coś sprzedać. Przez pierwszy okres pracuje po to, by ten koszt się zwrócił. Czasem zanim zdąży uzbierać potrzebną kwotę, jego podopieczny, osoba starsza, umiera – wtedy trzeba szukać kolejnej pracy, już na czarno. Sytuacja się komplikuje, kiedy rodzą się dzieci, zwłaszcza gdy przychodzą na świat w związku, w którym każde z rodziców ma na Filipinach drugą rodzinę... Ujawnienie tego mogłoby zakończyć się procesem o bigamię i utratą wszystkich pieniędzy zarobionych przez lata w Izraelu. Na Filipiny para wrócić nie może. Mamy obecnie taką sytuację w naszej wspólnocie: para otrzymała tymczasową pomoc od jednego z moszawników, dzięki któremu przedłużono jej wizy. Ale na jak długo to wystarczy?

W ostatnich latach nagłówki izraelskich gazet krzyczały o problemie deportacji dzieci nielegalnych pracowniczek, głównie filipińskich. W 2006 i 2009 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Izraela groziło deportacją setek urodzonych w Izraelu filipińskich dzieci, których rodzice nie posiadali aktualnych wiz. Publiczne protesty i interwencje izraelskich organizacji pomocowych sprawiły, że około tysiącu udzielono zezwolenia na pobyt. Wiele rodzin zagrożonych deportacją nadal jednak żyje w zawieszeniu, przedłużającym się przez pandemię oraz impas polityczny związany z kolejnymi wyborami. Tymczasem dzieci, wychowywane w tutejszej kulturze, nie znają innej rzeczywistości niż izraelska. W żadnej ze społeczności nie są jednak akceptowane w stu procentach. Na Filipiny jechać nie chcą, często z braku znajomości języka. S. Regina: – Szansą dla tych młodych jest wstąpienie do armii izraelskiej. Wielu z nich otrzyma po służbie obywatelstwo. W naszej społeczności mamy obecnie około 50 dzieci w wieku 16-17 lat, które czekają na powołanie.

Kościół w żydowskim państwie

Kościół zdaje sobie sprawę z tego, że w obliczu kryzysu zmienia się też jego rola. Wie, że deportacje są nieuniknione, bo Izrael nie zdoła wchłonąć tak wielu zagranicznych pracowników i ich rodzin. S. Regina: – Rozmawiamy z władzami, nie mamy złudzeń. Pozostaje nam wspierać te rodziny tak, by ­powrót na Filipiny wiązał się dla nich z jak ­najmniejszą traumą. Częścią naszej pracy powinno być teraz merytoryczne przygotowanie dzieci i wprowadzenie lekcji języka tagalog, historii i kultury filipińskiej, oczywiście z pomocą rodziców.

O. Schnabel: – Te dzieci są prezentem, są przyszłością naszego Kościoła. W zglobalizowanym świecie ich podwójna tożsamość to skarb: niech czerpią ze znajomości obu światów, judaizmu i chrześcijaństwa, z tych wielu perspektyw, i z tego, że jak nikt potrafią się w tym odnaleźć.

Kościół działa w Izraelu w specyficznych warunkach. Chrześcijanie stanowią tu zaledwie 2 proc. mieszkańców, parafie katolickie są małe. Odnajduje jednak swoje pole działania i robi to skutecznie – w porozumieniu z władzami, ale niezależnie od nich. Jego społeczna działalność jest postrzegana pozytywnie.

O. Schnabel uważa, że bycie mniejszością pozwala rozwinąć skrzydła. – Niebezpieczna dla Kościoła jest sytuacja, w której rząd daje mu poczucie uprzywilejowania, rozpieszcza – bo łatwo wtedy o utratę krytycznego spojrzenia. Kościół powinien proponować innowacyjne rozwiązania, czasem prowokować, tworzyć płaszczyznę do rozmowy. W przeciwieństwie do polityków Kościół nie musi mierzyć się z wyzwaniem, czy zostanie wybrany na kolejne lata. Dzięki temu może sobie pozwolić na stawanie w prawdzie wobec siebie i ludzi. Dlatego tak ważna jest niezależność od państwa.

S. Cobrador: – W naszym centrum duszpasterstwa mamy pełne ręce roboty. Kilkaset ludzi przewija się każdego dnia, kolejne grupy odprawiają msze w językach: hebrajskim, angielskim, tagalog, gudźarati, syngaleskim i innych. Nasz kościół żyje.

S. Fernando: – Nie możemy rozwiązać wszystkich problemów naszych migrantów spowodowanych polityką, ale możemy pomóc im przetrwać w tym konkretnym trudnym momencie. Niezależnie od ich kultury, religii – wszystkim, którzy tego potrzebują. Bo tak mówi Ewangelia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2021