Druga wieża Babel

Paweł Rutkowski, językoznawca: Nam, słyszącym, wydaje się, że wystarczy nauczyć osobę głuchą wypowiadania słów zrozumiałych dźwiękowo. To błąd. Językiem jest to, co pozwala formułować myśli, a wtórnie – komunikować je innym.

28.09.2020

Czyta się kilka minut

Dzieci niesłyszące uczą się odczuwać muzykę. Zajęcia w ramach projektu społecznego „5 zmysłów”, Poznań 2012 r. / Marek Lapis
Dzieci niesłyszące uczą się odczuwać muzykę. Zajęcia w ramach projektu społecznego „5 zmysłów”, Poznań 2012 r. / Marek Lapis

ANNA GOC: Ile jest języków migowych na świecie?

PAWEŁ RUTKOWSKI: Językoznawcza baza Ethnologue mówi o stu czterdziestu czterech. Ale jeszcze 15 lat temu, gdy sprawdzałem bazę po raz pierwszy, było ich o 23 mniej. Co wcale nie oznacza, że tyle pojawiło się nowych, raczej tyle odkryliśmy. Do niedawna jako językoznawcy niewiele wiedzieliśmy o językach migowych, być może wciąż niewiele wiemy.

Jeden z niedawno odkrytych – nikaraguański – ma zaledwie 50-letnią historię. Powstał w pierwszej szkole dla głuchych dzieci w kraju. Teraz posługują się nim setki głuchych Nikaraguańczyków.

Historia z Nikaragui przypomina to, co działo się w Europie, także w Polsce, na przełomie XVIII i XIX wieku.

To wtedy powstały pierwsze szkoły dla głuchych, a wraz z nimi języki poszczególnych krajów. Przed XVIII wiekiem języków migowych nie było. Z wcześniejszego okresu pochodzą jedynie wzmianki o osobach głuchych, zwykle z uprzywilejowanych środowisk, kształconych z wykorzystaniem migów.

Ale język migowy, gdy już powstało środowisko, szybko się rozwijał. Proszę zobaczyć: ks. Jakub Falkowski, zainspirowany pierwszą szkołą dla głuchych we Francji, zakłada podobną w Warszawie. Jest rok 1817. Ale już 60 lat później księża Józef Hollak i Teofil Jagodziński wydają „Słownik mimiczny dla głuchoniemych i osób z nimi styczność mających”, dzieło olbrzymie, z tysiącami opisanych znaków.

Od razu wyjaśnijmy – głusi bardzo protestują, gdy określa się ich „głuchoniemymi”.

Tak, bo mają swój język. Nie są niemi. Problem polega na tym, że wiedza na temat języków migowych wciąż nie jest powszechna.

Dziedzina badań nad językami migowymi też jest młoda. Jej pionierem był William Stokoe, który w latach 60. XX wieku zajął się amerykańskim językiem migowym (ASL). Lingwistycznym opisem polskiego języka migowego (PJM) jako pierwszy zainteresował się w latach 90. Marek Świdziński. To oni zaczęli myśleć o językach migowych jako o językach z własnym systemem gramatycznym, leksyką czy kontekstem socjolingwistycznym.

We wstępie do tomu „Sign Languages”, zawierającego opracowanie ponad 40 języków migowych świata, czytamy, że stan języka migowego, przekazywanego z pokolenia na pokolenie, jest odzwierciedleniem stanu społeczności głuchych. Jest jej pulsem. Zgodzi się Pan z tym?

Dodałbym, że na stan języka migowego wpływa znacząco społeczność słyszących. Ponad 90 proc. osób głuchych ma słyszących rodziców. Głuche dzieci często nie potrafią przyswoić języka mówionego od swoich słyszących krewnych, a nie mając w bliskim otoczeniu innych osób głuchych, nie mogą nauczyć się też migowego.

Są bezjęzyczne?

Nieposiadanie żadnego języka w XXI wieku wydaje się mało prawdopodobne. Zwłaszcza przy powszechności badań przesiewowych słuchu i masowym wszczepianiu implantów ślimakowych. Mimo to wciąż pojawiają się informacje o głuchych dzieciach w wieku szkolnym, które nie potrafią posługiwać się żadnym językiem.


Anna Goc: Zaczynają być tłumaczami w wieku trzech lat. Choć nawet gdy kończą szkołę, nie znają podstawowych słów.


 

Nie wynika to jednak – jak mogłoby się wydawać – z zaniedbań rodziców, wręcz przeciwnie. Zdecydowana większość słyszących rodziców, i nie jest to tylko polskie doświadczenie, wkłada dużo wysiłku, by swoje dzieci ujęzycznić. Tylko że dla nich ujęzycznienie oznacza nauczenie głuchego dziecka mówienia i komunikowania się ze słyszącymi.

Poznałem osoby głuche, które nie potrafiły się nauczyć języka polskiego, a język migowy był w ich domach zakazany. Migać zaczynały jako dorosłe. I w efekcie – żadnego języka nie znały dobrze.

Dlaczego głusi nie potrafią nauczyć się języka polskiego? – to jedno z najczęstszych pytań zadawanych przez osoby słyszące. Jak Pan na nie odpowiada?

Dla osób głuchych język mówiony jest sensorycznie niedostępny. Nie wystarczy aparat słuchowy albo implant ślimakowy, podobnie jak nie zawsze wystarczy wytężona rehabilitacja czy trening komunikacyjny. Jeśli osoba głucha nie ma narzędzi do formułowania myśli, narzędzi do analizowania świata, kategoryzowania świata, to znaczy, że nie ma języka.

Nam się wydaje, że nauczenie osoby głuchej wypowiadania słów w taki sposób, żeby one były zrozumiałe dla nas, słyszących, jest już nauczeniem jej języka. To jest błędne myślenie. Językiem jest to, co mamy w umyśle, co pozwala formułować myśli, a wtórnie – komunikować je innym.

Jedna z głuchych osób powiedziała mi, że szczęście ma głuche dziecko, które przychodzi na świat w głuchej rodzinie.

Głuche dzieci, które mają głuchych rodziców, rozwijają się językowo w taki sam sposób, jak dzieci słyszące ze słyszących rodzin.

Badania sprzed zaledwie trzech lat pokazały, że głuche dzieci, które pochodzą z rodzin migających, mają o wiele lepsze wyniki w nauce z przedmiotów zupełnie niezwiązanych z językiem migowym. Dlaczego? Odpowiedź jest dość oczywista: dzieci te od najwcześniejszych dni mają w swoich rodzicach partnerów do komunikacji. Mogą o wszystko spytać, mogą poznawać nowe słowa, poszerzać swoje horyzonty, bo mają do tego narzędzia komunikacyjne, które są sensorycznie dostępne i niczym nieograniczone.

Wielu głuchych mówi o tym, że ich słyszący rodzice nie nauczyli się migać. A język migowy był w ich domach postrzegany jako przejaw niepełnosprawności.

Znam dużo osób, które były zniechęcane do nauki języka migowego w dzieciństwie, żyły w przeświadczeniu, że niemiganie jest wyższym poziomem rozwoju komunikacyjnego. I nagle, jako osoby dorosłe, zdały sobie sprawę, że istnieje społeczność osób migających, które w swoim gronie są szczęśliwe, bo nie odczuwają barier komunikacyjnych.

Komunikowanie się z osobami głuchymi musi działać w obie strony. Tzn. osoba głucha powinna wypowiadać się w taki sposób, żeby była zrozumiała, ale powinna też móc odbierać zrozumiałe dla siebie komunikaty.

Zdarza się, że całkiem zrozumiale mówiący głusi nie rozumieją tego, co mówią słyszący. Odczytują z ust tylko część wypowiedzi. W konsekwencji narasta frustracja osób głuchych i, nierzadko, zaczynają się wycofywać społecznie.

Z wyborem języka migowego wiąże się jednak wybór tożsamości, przynależność do wspólnoty językowej.

Jak pokazują amerykańskie badania, głusi są najbardziej endogamiczną społecznością z badanych tam mniejszości. To znaczy, że głusi, niemal bezwyjątkowo, chcą mieć głuchych jako swoich życiowych partnerów. Nawet gdy obserwujemy życiowe wybory osób głuchych wychowanych w rodzinach słyszących, sprawnie mówiących i czytających z ust, widzimy, że bardzo często wiążą się one z osobami niesłyszącymi, posługującymi się językiem migowym. Pojawia się więc pytanie: skoro tak dobrze radzą sobie wśród słyszących, dlaczego chcą dzielić życie z osobą migającą? Prawdopodobnie dlatego, że wtedy czują się komunikacyjnie równi.

Prawa komunikacyjne, o których często zapominamy, kiedy mówimy o prawach człowieka, to także prawo do poczucia satysfakcji z bycia rozumianym i rozumienia ludzi wokół.

W rodzinach słyszących zdarza się, że dopiero porażka w szkole masowej powoduje przeniesienie głuchego dziecka do szkoły dla głuchych.

Tak, co skutkuje tym, że dziecko styka się z pierwszym językiem, którego potrafi się nauczyć, bardzo późno, a przynajmniej nie w tym wieku, w którym człowiek rozwija swoje kompetencje językowe.

Dlatego my, językoznawcy, stoimy na stanowisku, że język migowy powinno się oferować wszystkim głuchym dzieciom.

Dwujęzyczna edukacja – czyli równoległa nauka w polskim języku migowym, jako pierwszym, i polskim fonicznym, jako obcym – nie jest w Polsce powszechna.

Mam świeżo w pamięci wyjazd na Węgry sprzed dwóch lat. Tam status języka migowego jest na tyle wysoki, że podczas ostatniej zmiany konstytucji został on do niej wpisany. Każdemu głuchemu dziecku zapewnia się dwujęzyczną edukację. Ciekawiło mnie, co to w praktyce oznacza.

W samym Budapeszcie są dwie szkoły dla głuchych. Do pierwszej chodzą dzieci z implantami ślimakowymi. W szkole tej nauczyciele mówią do dzieci, nikt nie używa języka migowego. W drugiej dzieci posługują się językiem migowym. Poszedłem do tej pierwszej, usiadłem z tyłu sali i obserwowałem zajęcia. Kiedy nauczycielka stała przodem do dzieci, te starały się odczytywać, co mówi, z ruchu jej ust, ale wystarczyło, że odwróciła się do tablicy, a dzieciaki natychmiast zaczynały ze sobą migać. Potwierdziło się moje przypuszczenie, że nawet w takich teoretycznie niemigających szkołach dzieci będą ze sobą migać, bo tak jest im po prostu wygodniej. Gdy po lekcji podzieliłem się moimi obserwacjami z nauczycielką, odpowiedziała, że to możliwe, bo jedno z dzieci ma głuchych rodziców i przyniosło język migowy z domu.

To pokazuje, jaki jest potencjał języka migowego, jak wiele ten język może znaczyć w rozwoju intelektualnym głuchego dziecka.

Argument wielu pedagogów brzmi: głuche dzieci będą żyły w społecznościach słyszących, naszym zadaniem jest je do tego przygotować. To dlatego w wielu polskich szkołach dla głuchych powszechne są metody nauczania polegające na mówieniu do dzieci i uczeniu ich odczytywania z ust.

Jeżeli dorośli głusi – nawet ci, którzy mają implanty, nawet ci, którzy zostali wychowani w rodzinach słyszących – mówią nam „prawdziwe szczęście i prawdziwą satysfakcję z życia odczuwam dopiero jako dorosła osoba, kiedy stykam się z innymi osobami głuchymi”, to rozważmy przynajmniej ten głos.


Anna Goc: Najgorzej jest u psychiatrów. O ile złamaną kość można prześwietlić, to w chorobie psychicznej bez komunikacji się nie obejdzie.


 

Z ankiety, którą kilka lat temu przeprowadził łódzki oddział Polskiego Związku Głuchych, wynika, że na prawie 40 szkół dla głuchych w Polsce znajomość polskiego języka migowego zadeklarowało sto osób, z czego większość uczy w kilku szkołach. Jest duże prawdopodobieństwo, że są szkoły, w których język migowy zna zaledwie kilku nauczycieli.

Sprawdziłam, jest sporo takich szkół w Polsce.

Brzmi absurdalnie, prawda? Nauczyciel i dziecko nie mają wspólnego systemu komunikacji. Jeszcze w latach 80. nie można było legalnie zatrudnić głuchego nauczyciela w szkole dla głuchych, co się przecież wydaje najoczywistszym rozwiązaniem. Kto może lepiej nauczyć głuche dzieci niż głuchy nauczyciel? Kto bardziej je przekona, że bycie osobą głuchą nie musi oznaczać w przyszłości pracy fizycznej, przy której języka nie trzeba używać?

Dzieci głuche w normie intelektualnej mogą robić wszystko to, co osoby słyszące. Mogą być nawet profesorami uniwersyteckimi. Sam mam wielu znajomych głuchych, którzy czują się spełnieni w tym, co robią, wykonując zawody z najwyższej półki społecznej. Ale wszyscy oni trafiali kilkadziesiąt lat temu do szkół, w których nauczyli się języka migowego.

Jeszcze kilka lat temu w Polsce problemem był brak podręczników do polskiego języka migowego i brak zajęć lekcyjnych, na których dzieci uczyłyby się migać.

Od 2014 r. nasz zespół z Uniwersytetu Warszawskiego przygotowuje tłumaczenia podręczników szkolnych na język migowy. Przełożony został już co najmniej jeden podręcznik do każdego przedmiotu szkoły podstawowej.

Co ciekawe, w podręcznikach do nauki języka polskiego są fragmenty dzieł literackich, które dotąd nigdy nie były tłumaczone na polski język migowy. Jak się okazało, nikt dotąd nie przetłumaczył na przykład hymnu Polski.

Gdyby ujednolicone podręczniki mogły funkcjonować przez najbliższe dekady w szkołach dla głuchych, to moglibyśmy się spodziewać, że przyszłe pokolenia posługiwałyby się ujednoliconą terminologią.

Bo przecież język migowy pozwala na wyrażenie tego samego, co język mówiony – istnieje poezja migowa, są żarty słowne.

Oczywiście. Co więcej, głusi przeklinają, migają przez sen, krzyczą i szepczą rękoma – prawda, że to nieoczywiste? Często rozmawiam o tym ze studentami filologii polskiego języka migowego, czyli pierwszego w historii Polski kierunku studiów kształcącego w zakresie komunikacji migowej. Nasi studenci to w olbrzymiej większości osoby słyszące. Dzięki codziennemu kontaktowi z głuchymi lektorami szybko poznają świat osób głuchych.


Czytaj także: Leki przeciwzapalne mogą nasilić infekcję przy Covid-19 – podały media. Niektórzy głusi zrozumieli: nie należy brać żadnych lekarstw.


 

Obecność głuchych w środowisku akademickim jest ważna nie tylko ze względu na ich pracę dydaktyczną, ale także jako bodziec do rozwoju terminologii specjalistycznej. Na przykład wśród moich głuchych współpracowników wykształciły się znaki migowe odpowiadające skomplikowanym terminom lingwistycznym. W tym środowisku wszyscy je znają. Ale oczywiście, jeśli spotkamy osobę głuchą z innego środowiska, to nie będziemy w stanie porozmawiać z nią na tematy analizy językoznawczej. Głuchych, którzy migają na poziomie komunikacji akademickiej, jest w Polsce niewielu.

Od roku, może dwóch, obserwuję vlogi i profile społecznościowe osób głuchych w Polsce, pochodzących zwykle z rodzin wielopokoleniowych głuchych, które przygotowują materiały związane z poprawnością językową.

Językowi migowemu bardzo pomagają nowe technologie. Za pośrednictwem internetu język ten jest transmitowany, może promieniować jako wzór.

Dotąd w Polsce nie było standardów, do których głusi mogliby się odnieść. Nie było choćby głuchej telewizji, dzięki której społeczność mogłaby się stykać z jedną wersją języka migowego. Słyszący, czytając literaturę, obcując z językiem literackim, kształtują poczucie tego, co jest dobrą polszczyzną.

Głusi często mówią o tym, jak bardzo język migowy różni się w poszczególnych rejonach Polski i szkołach dla głuchych. Jedna z absolwentek warszawskiego liceum dla głuchych opowiadała mi, że nie mogła porozumieć się ze swoim rówieśnikiem ze Szczecina, który kończył tamtejszą szkołę dla głuchych.

Język migowy jest zróżnicowany geograficznie. Wystarczy środowisko skupione przez wiele lat wokół jednej szkoły, niemające kontaktu z innymi środowiskami ani z wzorcami literackimi, by wytworzyła się odmiana języka migowego.

Tak było w Stanach Zjednoczonych, gdzie powstał „czarny ASL”. Ostatnią szkołę z segregacją rasową zamknięto w 1978 r. Osoby głuche, które chodziły do szkoły dla czarnoskórych, opowiadają, że gdy przeniesiono je do szkół masowych i poznały tam inne głuche dzieci, one migały zupełnie inaczej. Czarnoskórzy głusi nie byli w stanie ich zrozumieć. Śmiano się z nich, że migają z akcentem „murzyńskim”. Wszystko to działo się w kraju, w którym nikt nie kwestionował prawa do komunikowania się w języku migowym.

Pana zespół od prawie 10 lat przygotowuje Korpus Polskiego Języka Migowego. Jak wygląda praca nad korpusem?

Do nagrań zaprosiliśmy 150 osób głuchych ze wszystkich województw, z każdej grupy wiekowej, po równo kobiet i mężczyzn. Mamy ponad 500 godzin nagrań wypowiedzi ludzi głuchych, nasz korpus składa się z 700 tysięcy oznakowanych wystąpień znaków. To sprawia, że w tym momencie jest to albo największy, albo – powiem bezpiecznie – jeden z dwóch największych korpusów migowych na świecie, bo idziemy łeb w łeb z niemieckim korpusem.

Pomysł był taki, żeby to była dokumentacja języka żywego, konwersacyjnego. Do każdej sesji nagraniowej zapraszaliśmy dwie osoby z tego samego miasta, czasami z jednej rodziny. Zależało nam na tym, żeby uniknąć sytuacji, w której rozmówcy dostosowują się do siebie i nikt nie miga w sposób naturalny.

W rozmowie brał udział także głuchy moderator. Głuche osoby dostawały różne tematy do rozmowy, np. mapę: jedna widziała mapę z zaznaczoną trasą, druga tę samą mapę bez trasy. Zadaniem pierwszej osoby było wytłumaczyć drugiej, jak trafić z punktu „a” do punktu „b”.

Czy i w korpusie widać zróżnicowanie polskiego języka migowego?

Zdecydowanie tak. Analizuję często ze studentami tę samą, nieskomplikowaną historyjkę obrazkową. Ponieważ jest ona prosta, wiadomo, że każdy z uczestników badania miga tę samą treść. Wybieramy siedem różnych nagrań: siedem osób z różnych części Polski, w różnym wieku, miga tę historyjkę. Nagle okazuje się, że jest trochę podobieństw, ale różnic jest tyle, że de facto moglibyśmy mówić o siedmiu różnych językach. To jest typowa sytuacja dla kontekstu socjolingwistycznego, w którym funkcjonuje język migowy, tzn. takiego, w którym norma literacka dopiero się tworzy.


Bartosz Marganiec: Tylko dwóch kandydatów na prezydenta starało się zapewnić tłumacza polskiego języka migowego. Czy reszty nie obchodzą głusi wyborcy?


 

Język migowy różni się w zależności od tego, z jakim środowiskiem osób głuchych się zetknęliśmy, do której szkoły chodziliśmy, czasem na to nakładają się jeszcze języki domowe poszczególnych rodzin.

Podczas ubiegłorocznego kongresu Światowej Federacji Głuchych w Paryżu, która zrzesza członków ze 125 krajów, jednym z języków konferencji był International Sign (IS). Możemy go nazwać międzynarodowym językiem głuchych?

IS nie jest językiem naturalnym. Na razie jest, i siłą rzeczy będzie, językiem osób należących do inteligencji, utrzymujących kontakty międzynarodowe. Można go nazwać takim esperanto, ale tylko w zakresie leksyki. Gramatyka w IS wynika z przyzwyczajeń użytkowników języka migowego, a więc z gramatyki języka migowego, którego na co dzień używają.

One się bardzo różnią?

Tak, są różnice. Na przykład w większości języków migowych „przeszłość” jest pokazywana z tyłu, a „przyszłość” z przodu. Osoba głucha, która miga o czymś z przeszłości, pokazuje za siebie i im dalsza perspektywa, tym głębiej ten gest sięga za ramię. Natomiast istnieją języki migowe, w których jest odwrotnie: przyszłość jest za mną, a przeszłość, którą znam, przede mną.

Jaka jest przyszłość języków migowych?

Ze względu na rozwój medycyny i technologii, pojawienie się implantów ślimakowych, coraz mniej osób trafia do szkół dla głuchych. Przyszłość szkół dla głuchych, a zatem – pośrednio – przyszłość języka migowego jest zagadką.

Dwa lata temu rozmawiałam z Trevorem Johnstonem, językoznawcą, który jest słyszącym dzieckiem głuchych rodziców, zajmował się australijskim językiem migowym. Jego zdaniem za 50 lat języki migowe mogą wyginąć.

Trevor jest szczególnie radykalny w swoim sceptycyzmie i w swoich obawach. Moim zdaniem ten scenariusz raczej się nie sprawdzi, bo największe migające społeczności nie żyją w krajach rozwiniętych, a więc nie mają takich możliwości w dostępie do implantów.

Jeśli w naszym, europejskim, kręgu kulturowym miga jedna osoba na tysiąc, to w krajach afrykańskich nawet trzy na tysiąc. W Afryce czy na subkontynencie indyjskim głuchych jest wciąż bardzo dużo i dla większości z nich podstawowym narzędziem komunikacji jest miganie.

Jednak przyszłość języków migowych w bogatych krajach, w Europie Zachodniej, Ameryce Północnej czy Australii jest niejasna. ©℗

DR HAB. PAWEŁ RUTKOWSKI jest twórcą i kierownikiem Pracowni Lingwistyki Migowej Uniwersytetu Warszawskiego. Językoznawca, badacz gramatyki polskiego języka migowego (PJM). Autor kilkudziesięciu prac z lingwistyki teoretycznej. Członek Polskiej Rady Języka Migowego przy Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2020