Dośrodkowanie dla dyktatora

Przy okazji meczu Irlandia-Polska padło pytanie, czy polski piłkarz może grać dla czeczeńskiego satrapy.

31.03.2015

Czyta się kilka minut

Maciej Rybus. Fot:  Andrzej Iwańczuk/REPORTER /
Maciej Rybus. Fot: Andrzej Iwańczuk/REPORTER /

A gdy już rozwiały się  mgły znad Dublina, okazało się, że najciekawsza podczas tego wieczoru nadziei, rozczarowań i, co tu kryć, straszliwej kopaniny, była jedna z opinii wyrażonych na Twitterze przez Igora Janke. „Uważam, że haniebnym jest grać w Groznym za pieniądze morderców. Wolałbym, żeby Maciej Rybus nie reprezentował Polski” – napisał współwłaściciel Salonu 24, który najwyraźniej dopiero wtedy dowiedział się, że jeden z polskich piłkarzy walczących w niedzielę z Irlandczykami występuje na co dzień w drużynie Terek Grozny. „Czy nie uważacie, że to wielki wstyd grać w klubie, sponsorowanym przez ludzi odpowiedzialnych za ludobójstwo [honorowym prezesem i faktycznym właścicielem Tereka jest dyktator Czeczenii Ramzan Kadyrow – MO]? To nie ma już znaczenia?” – pytał dalej Igor Janke, wystawiając się na typowy dla sieciowej rzeczywistości bluzg, kpiny (zwłaszcza że najpierw pomylił imię piłkarza), ale też polemiki „realistów”, podnoszących np., że skoro Terek jest normalnie uznawany przez europejską federację, to dla wszystkich zawodowych piłkarzy pozostaje pracodawcą jak każdy inny: ocenianym przez pryzmat sportowych ambicji, możliwości rozwoju i finansowego bezpieczeństwa.

Tak: ktoś, kto zajmuje się światem sportu na co dzień, słysząc podobne pytania niemal odruchowo wzrusza ramionami. Ponura prawda o wielkiej i niewielkiej piłce jest bowiem taka, że na każdym kroku natrafiamy w niej na pieniądze, za którymi stoi krew, przemoc czy korupcja. Zanim Manchester City stał się własnością szejków z Abu Zabi (respektowanie praw kobiet czy gejów w Zjednoczonych Emiratach Arabskich to skądinąd osobny temat), zarządzał nim Thaksin Shinawatra – były premier Tajlandii, oskarżany o łamanie praw człowieka i niebotyczną korupcję. Kiedy na koszulkach Atletico Madryt pojawiły się reklamy rządzonego kompletnie niedemokratycznie Azerbejdżanu, protestowała nawet Helsińska Fundacja Praw Człowieka – co nikogo, rzecz jasna, nie obeszło. O współczesnym niewolnictwie, dzięki któremu w Katarze buduje się stadiony na mistrzostwa świata w 2022 roku, prawie w ogóle nie piszemy, podobnie jak o tym, że aby np. rozbudować stadion Tottenhamu potrzebne było przymusowe wysiedlenie kilkudziesięciu przedsiębiorców, mających tam od pokoleń swoje sklepy, warsztaty i fabryczki (rodzinie, która opierała się do końca, firmę w pewnym momencie podpalili „nieznani sprawcy”). Z jednej strony panowie Berlusconi z Milanu, Usmanow z Arsenalu czy Abramowicz z Chelsea, a do tego jeszcze współwłaściciel West Hamu, którego majątek wyrastał dzięki inwestycjom w branżę porno, z drugiej zaś szereg afrykańskich dyktatorów widzących w piłce ważne narzędzie legitymizacji władzy – to przykłady różnej rangi, dobierane przypadkowo. Największy ciężar ma oczywiście sponsorowanie Ligi Mistrzów UEFA przez Gazprom, będący jedną z najważniejszych armat w ekonomicznej wojnie Putina z Ukrainą i szerzej: źródłem nieustannego nacisku Rosji na Europę Wschodnią. Doprawdy, Igorze, gdyby chcieć stosować Twoje standardy, należałoby właściwie rozwiązać sport zawodowy.

A dylemat nie dotyczy przecież jedynie naszych czasów. W książce „Jak futbol wyjaśnia świat” Franklin Foer opisywał m.in. związki Crvenej Zvezdy Belgrad z jednym z największych zbrodniarzy wojennych byłej Jugosławii, Željko Ražnatoviciem „Arkanem”. W „Futbolu w cieniu Holokaustu” z kolei Simon Kuper pokazywał, jak w całej niemal okupowanej Europie podczas wojny grało się w piłkę („Mimo że futbol był wówczas bardzo młodą dyscypliną, urósł już do rangi podstawowej potrzeby osobnika rodzaju ludzkiego, niemal jak jedzenie i seks. Holendrzy nie zamierzali z niej rezygnować z powodu bliżej nieokreślonego ludobójstwa”...). Wspominał również, jak w grudniu 1935 r. brytyjska policja wynosiła z londyńskiego stadionu antyfaszystowskich demonstrantów, usiłujących zakłócić spotkanie z reprezentacją Niemiec, i szczegółowo opisywał berliński mecz z 1938 r., podczas którego reprezentacja Anglii pozdrowiła gospodarzy nazistowskim gestem.

Pytanie Igora Janke, jak widać, trafiło w czuły punkt. I nie ma sensu odczytywać go w kontekście obecnych napięć polsko-rosyjskich. Chodzi o kwestię znacznie szerszą. Co dla nas, ludzi żyjących futbolem, ważniejsze: etyczny porządek świata czy może wysokość kontraktu (dla piłkarza) albo zawartość klubowych gablot z trofeami (dla kibiców) – niechby i za możliwość sięgnięcia po te ostatnie miał zapłacić zbrodniarz wojenny? Stawiając kwestię trochę inaczej: czy możemy wiązać się z drużyną dyktatora, malwersanta, rasisty, homofoba (lub: czy możemy przestać jej kibicować, gdy zostaje przez kogoś takiego wykupiona)? Albo: czy za godnych gry w reprezentacji kraju uznajemy wszystkich bez wyjątku, czy np. rezygnujemy z kogoś, kogo skazano za handlowanie meczami?

Co do mnie, kibica Tottenhamu: staram się pamiętać, że spod latarni, przy której 133 lata temu zgromadziła się grupa uczniów szkółki niedzielnej, by rozegrać pierwszy mecz tej drużyny, widać nie tylko obecny stadion, ale też wspomnianą ostatnią fabryczkę, która wkrótce zostanie wyburzona (i że cena biletu na mecz Premier League przerasta możliwości wielu pracujących w niej robotników). Znam też wiele przypadków, w których kibice powiedzieli „Dość!”: zmęczeni chciwością i nieetycznymi postępkami jakiegoś bogatego właściciela, decydowali się zacząć od zera, zakładając nowy klub (tak było np. z Wimbledonem, przeniesionym ni stąd, ni zowąd, do Milton Keynes oraz AFC Wimbledon, albo z Manchesterem United po przejęciu przez rodzinę Glazerów i FC United of Manchester). Nie mam złudzeń, że zjawisko okaże się powszechne i że brudne pieniądze znikną z piłki – próbuję jednak nie zamykać oczu na fakt, skąd się wzięły. No i powtarzam sobie, że wnioski, które płyną z książki Kupera, są mimo wszystko optymistyczne: dla dyktatorów i zbrodniarzy futbol zawsze okazuje się narzędziem niewygodnym (na mistrzostwach świata w 1938 r. Niemcy – których reprezentację wzmocnili po Anschlussie Austriacy – odpadli po meczu ze Szwajcarią; „Tak grało sześćdziesiąt milionów Niemców – kpił wówczas „Zurich Sport”, odwołując się do przedmeczowych zapowiedzi nazistowskiej gadzinówki „Volkischer Beobachter” – nam wystarczyło jedenastu piłkarzy”...).

Polska zremisowała z Irlandią, tracąc gola w ostatniej minucie. O samym meczu wolałbym zapomnieć, cieszę się jednak, że przy jego okazji znów skonfrontowałem się z problemami, wypieranymi podczas dyskusji o wyższości ustawienia 4-3-3 nad 4-4-2. Tak, czasem warto zapytać, gdzie gra Maciej Rybus.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej