Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wystawa w krakowskim Muzeum Narodowym, które głównie dzięki darowi samego artysty z 1955 r., a także na mocy jego testamentu, dysponuje lwią częścią dorobku Pronaszki, pozwala prześledzić jego drogę twórczą.
Rozpoczynają ją portrety i autoportrety, wyraźnie nawiązujące do malarstwa Jacka Malczewskiego. Przybysz z zaboru rosyjskiego musiał często spotykać narodowego symbolistę na krakowskiej Akademii, choć sam studiował w pracowni Teodora Axentowicza. Na autoportrecie Pronaszki z 1909 r. pojawia się nie tylko, jakże charakterystyczna dla jego mistrza, mocno skontrastowana kolorystyka, ale także postać anioła-flecisty z groźnymi, czarnymi skrzydłami - przywołująca na myśl młodopolski mit artysty. Z kolei portret matki (również z 1909 r.), przedstawionej na tle zredukowanego do kilku akcentów śnieżnego krajobrazu kojarzy się z późnymi pejzażami Wyspiańskiego.
W okresie I wojny światowej w twórczości Pronaszki następuje pierwsza rewolucja. Spośród Ekspresjonistów Polskich, którzy w 1919 r. przyjmą nazwę "Formiści", odwołując się jednocześnie do tradycji podhalańskich, głosi najbardziej radykalne hasła geometrycznej deformacji, prymatu formy nad tematem, wreszcie - trójwymiarowości obrazu.
Takie rozumienie malarstwa doprowadziło artystę do rzeźby. Nigdy nie studiował tej dziedziny. Jednak kto wie, czy w niej właśnie nie wypowiadał się najpełniej? Wykonana w brązie podobizna innego formisty, Leona Chwistka - równie monumentalna, co ruchliwa i dowcipna, odwołująca się do ludowej rzeźby w drewnie, ale i do tradycji klasycznych - to niemal arcydzieło.
To zadziwiające, że radykalny "futurysta" tak gwałtownie odwrócił się od awangardy: w połowie lat 20. zachwyciła go "jakość malarska", czyli kolor. Sięgnął do twórczości impresjonistów i Paula Cézanne’a. "Sklasyczniał" - co zarzucali mu niektórzy. Zaczął wystawiać z artystami związanymi z grupą "Zwornik": Czesławem Rzepińskim, Emilem Krchą...
W salach Muzeum Narodowego oglądamy zamaszyste, budowane niemal wyłącznie kolorem, a przez to nieco nierealne pejzaże, choćby ten z 1927 r., na którym widać otoczony drzewami kościół Karmelitów w Wadowicach. Obok nich malowane swobodnie wizerunki kobiet (najczęściej pozowała artyście żona) - z kolorami, które prowadzą skomplikowaną grę, walcząc ze sobą, dopełniając się nawzajem, uwypuklając jedne elementy i przesłaniając inne. W portrecie nieznanej damy z 1928 r. czerwień sukni staje się jeszcze bardziej nasycona dzięki brązom i zieleniom tła.
Po wojnie nadeszło nieszczęście socrealizmu, do którego Pronaszko starał się przystosować, malując młodzieżowe zebrania i demonstracje. W krakowskiej kolekcji śladem tego okresu jest obraz "Złote gody" (1951). Jednak choć w tle widzimy dymiące kominy fabryki, para na pierwszym planie, zwłaszcza kobieta w czerni, przypomina postaci z greckiej tragedii. Może antyk, podobnie jak intymne portrety przyjaciół, miał być próbą ucieczki od doktryny?
W sumie: oglądamy wystawę pożyteczną (choć żeby ją zobaczyć, trzeba trochę pobłądzić po salach Galerii Sztuki Polskiej XX wieku). Doskonale dopełniającą wielką monografię Dwudziestolecia, która trwa właśnie w Warszawie.