Domy na wodzie

Wojciech Jagielski: Kaszmir uchodzi za jeden z najpiękniejszych zakątków świata. Zwłaszcza wczesną jesienią, gdy liście platanów przybierają barwę purpury i starego złota.

22.07.2019

Czyta się kilka minut

Na jeziorze, pomiędzy przywiędłymi liśćmi lotosu, bezszelestnie przemykają smukłe łódki, szikary, kaszmirskie taksówki wodne,  Śrinagar. / AQIB MAJEED / SOPA IMAGES / LIGHTROCKET / GETTY IMAGES
Na jeziorze, pomiędzy przywiędłymi liśćmi lotosu, bezszelestnie przemykają smukłe łódki, szikary, kaszmirskie taksówki wodne, Śrinagar. / AQIB MAJEED / SOPA IMAGES / LIGHTROCKET / GETTY IMAGES

Z Szafim znamy się ćwierć wieku. Kiedy wypatrzył mnie w tłumie na Pahargandżu, przydworcowej dzielnicy targowisk i tanich zajazdów w Delhi, był jeszcze nastolatkiem, ale już wyróżniał się smykałką do interesów. Wyławiał w ludzkiej ciżbie cudzoziemców i namawiał ich na wyprawę do Kaszmiru. „Raju na ziemi” – zapewniał.

Wakacje z Mickiem Jaggerem

O chętnych na tysiąckilometrową podróż na himalajskie przedgórze nie było łatwo. W raju na ziemi trwało zbrojne powstanie, a miejscowi mudżahedini odgrażali się, że skoro Indie nie chcą się zgodzić na secesję Kaszmiru po dobroci, wywalczą ją z bronią w ręku.

Wymówiłem się Szafiemu, że wracam właśnie z wyprawy do Afganistanu i na kolejną nie mam ani siły, ani ochoty. – Tym bardziej powinieneś jechać do Kaszmiru. Wystarczy kilka dni odpoczynku w Alzirze, naszym domu na wodzie, a poczujesz się jak młody bóg – przekonywał.

– Jestem dziennikarzem – odparłem. – Korespondentem wojennym.

– Mój najstarszy brat Abdul zna w Kaszmirze wszystkich i do każdego może cię doprowadzić – kusił niczym niezrażony, ściszając tylko nieco głos.

Dałem się przekonać, a Szafi przeliczywszy zaliczkę, wielce z siebie zadowolony zapewniał, że Abdul umówi mnie z przywódcami powstania, a po pracy będę mógł zażywać odpoczynku i pięknych widoków w tym samym łóżku, które przed laty zajmował w ich domu na wodzie Mick Jagger. Szafi był jeszcze małym chłopcem, ale pamięta, że Jagger był dla niego bardzo miły, zagadywał przy każdej okazji, żartował.

Ojciec Szafiego, właściciel Alziry, uznał jednak, że nie będą się przechwalać sławnym gościem, aby nie odstraszać podróżnych. Mogliby pomyśleć, że skoro w Alzirze spędzał wakacje Jagger, za kwaterę trzeba płacić ceny będące zupełnie nie na ich kieszeń.

Szafi w swoim biurze, Delhi 2016 r. / FOT. WOJCIECH JAGIELSKI

Witajcie w raju

Alzirę, dom na wodzie wyrzeźbiony z cedrowego drewna i przycumowany na brzegu jeziora Dal, zbudował ojciec Szafiego, Ghulam Rasul. Wpadł na ten pomysł, gdy jako chłopak wraz z ojcem usługiwał Brytyjczykom panującym w Indiach. Nic dziwnego, że Kaszmir wydał im się rajem na ziemi. Zwłaszcza latem, gdy upały rozpalały indyjskie płaskowyże, a monsunowe deszcze czyniły życie nieznośnym. Brytyjscy urzędnicy kolonialni, wojskowi, kupcy wędrowali z rodzinami w góry, by na himalajskim przedgórzu zażyć spokoju, przeczekać zły czas. Przed nimi pod Himalaje uciekali latem wraz z dworami i garnizonami poprzedni władcy Indii, Wielcy Mogołowie.

Odgrodzony od reszty świata Himalajami, porośnięty wiecznie zielonymi lasami i kwiecistymi łąkami, poprzecinany górskimi rzekami i jeziorami o krystalicznie czystej, chłodnej wodzie, Kaszmir obiecywał przeżycia, jakich doznaje się obcując ze sztuką najwyższego lotu. Brytyjczycy nie zaprzestali pielgrzymek do Kaszmiru nawet wtedy, gdy odstąpili go maharadżom z radżpuckiej dynastii Dogrów w podzięce za wsparcie, jakiego im udzielił w wojnie z sikhami Randżita Singha.

Kaszmirscy maharadżowie, widząc zauroczenie cudzoziemców ich krajem, zaczęli się obawiać, że przybysze powykupują najlepsze parcele. Aby temu zapobiec, ustanowili prawo zabraniające sprzedawania obcym ziemi i w ogóle nieruchomości. Nie zniechęciło to jednak przyjezdnych, którzy obchodząc nieprzyjazne przepisy, zamiast na ziemi, zaczęli wznosić domy na wodzie i spędzali w nich wszystkie letnie miesiące. Potrzebowali służby, więc zatrudniali miejscowych Kaszmirczyków. Takich jak ojciec i dziadek Szafiego.

Nawet gdy rozstali się z indyjskimi koloniami, Brytyjczycy wciąż przybywali do Kaszmiru, by spędzać wakacje w domach na wodzie. Niektórzy posprzedawali swoje pływające pałace miejscowym bogaczom. Widząc upodobanie cudzoziemców do odpoczynku w domach na wodzie, ojciec Szafiego postanowił zbudować własny i wynajmować go letnikom.


CZYTAJ TAKŻE

KASZMIR I KOSZMAR: Oferując swoje usługi mediacyjne w konflikcie o Kaszmir, Donald Trump chciał zapewne przysłużyć się sprawie pokoju na świecie i przysporzyć sobie sławy. Zamiast tego zraził do siebie Indie, na które liczył w sporach z Chinami. W Związku Radzieckim mawiano przy takich okazjach: „Chcieliśmy jak najlepiej, a wyszło jak zawsze”. TEKST WOJCIECHA JAGIELSKIEGO W CYKLU "STRONA ŚWIATA" >>>


Zaczął skromnie, od dwuizbowej dungi, ale w końcu dorobił się prawdziwej perły, za jaką uchodziła jego Alzira. Umeblował ją dywanami i misternie rzeźbionymi meblami, na rufie zmajstrował taras z balustradą, skąd letnicy mogli podziwiać umajone lotosami i liliami jezioro oraz otaczające je ośnieżone himalajskie szczyty. Przycumował nawet niewielką barkę, na której urządził ogród różany.

Zyski z turystyki okazały się tak duże, że wkrótce podejmowanie gości, obok rękodzieła i handlu, stało się głównym zajęciem i źródłem dochodów większości Kaszmirczyków. Już pod koniec XIX stulecia brytyjski podróżnik Francis Young- husband pisał, że przy brzegach jezior Dal i Nagin, a także rzeki Dźhelam, przepływającej przez Śrinagar, stało na cumach kilkaset domów na wodzie. Pół wieku później było już ich tam prawie 3 tysiące.

Gości nigdy nie brakowało. Niedługo po wyjeździe białych sahibów w Kaszmirze pojawili się ich synowie, dzieci kwiaty, długowłosi włóczędzy, przekonani, że w Indiach znajdą duchowy sens istnienia, który zgubili na Zachodzie, zaślepionym żądzą doczesnych dostatków. Do Kaszmiru ciągnęli także Hindusi z subkontynentu. Tamtejsze doliny, lasy i jeziora były dla nich wyobrażeniem największego romantycznego uniesienia. W przekonaniu tym utwierdzali ich szefowie Bollywoodu, indyjskiej fabryki snów, którzy filmy o miłości i bohaterstwie kręcili w kaszmirskich plenerach.

Rodzinnym interesem na miejscu zarządzał ojciec, który podejmował w Alzirze gości. Do pomocy miał zawsze dwóch synów. Trzeci pilnował w tym czasie interesu w Delhi, gdzie łowił klientów i wyprawiał ich do Kaszmiru. Jesienią 1994 r. wypadło akurat na Szafiego. Nie miał łatwego zadania.

Powstanie

Gdy pod koniec 1988 r. w Śrinagarze wybuchło powstanie przeciwko rządowi z Delhi, turyści zniknęli z dnia na dzień. Domy na wodzie, restauracje i schroniska, a także ogromne autobusy, wciąż kursujące między Delhi a Kaszmirem, świeciły pustkami.

Poszło o kolejne, sfałszowane wybory. W Dehli ogłoszono, że były dowodem, iż Kaszmirczycy wyrzekli się secesji i pragną być lojalnymi obywatelami Indii. Starzy, jak ojciec Szafiego, pokiwali tylko głowami. Młodzi, jak synowie Baszir i Szafi, zatrzęśli się z oburzenia. Był rok 1989, a na świecie działy się rzeczy, które wcześniej uznano by za niemożliwe. Upadł mur berliński, rozpadł się Związek Radziecki, ostatnie tchnienie wydawał niewydolny komunizm. Młodzież ze ­śrinagarskiego uniwersytetu wierzyła, że i w Kaszmirze może zdarzyć się cud. Najstarszy Abdul miał już na szczęście czterdziestkę na karku i własną rodzinę na utrzymaniu i nie stać go było na politykę.

Kiedy maszerowali ulicami Śrinagaru, wołając „Azadi! Azadi!” (Wolność! Wolność!), nie mieli nic konkretnego na myśli. Nikt nie przypuszczał, że bunt przerodzi się w 20-letnią wojnę, że zginie w niej 100 tys. ludzi. Wojsko nie patyczkowało się z demonstrantami, a każdy kolejny pogrzeb przeradzał się w nowe antyrządowe wystąpienia, i nowe masakry. Każda śmierć pociągała następne. Do pacyfikacji Kaszmiru Indie wysłały ponadpółmilionową armię. Po odliczeniu kobiet i dzieci wypadał jeden żołnierz na sześciu dorosłych Kaszmirczyków.

Żegnając się z indyjską kolonią, Brytyjczycy postanowili wykroić z niej Pakistan, w którym mieli zamieszkać muzułmanie popadający co rusz w konflikty ze stanowiącymi większość hindusami. Indyjskie księstwa, podległe brytyjskiej Koronie, miały zdecydować, w którym z państw chcą się znaleźć: w Indiach czy muzułmańskim Pakistanie? Spodziewano się, że Kaszmir, którego trzy czwarte ludności stanowią muzułmanie, opowie się za Pakistanem. Ale gdyby ich o to zapytano, Kaszmirczycy, zarówno mahometanie, jak i ich hinduski maharadża, wybraliby samodzielność i zażyczyliby sobie, by uznać ich za niepodległe państwo jak Nepal czy Bhutan. Nikt jednak nie zamierzał ich o nic pytać. Pakistan, zniecierpliwiony niezdecydowaniem maharadży, posłał do Kaszmiru pospolite ruszenie pasztuńskich plemieńców, żeby wywołali powstanie. Przestraszony maharadża wezwał na pomoc indyjskie wojsko i przyłączył Kaszmir do Indii.

Wybuchła pierwsza z indyjsko-pakistańskich wojen o Kaszmir. Jedynym jej skutkiem był rozbiór Kaszmiru. Indiom przypadły region Dżammu, gdzie większość stanowią hindusi, buddyjski Ladakh i Dolina Kaszmiru, zamieszkała przez muzułmanów. Pakistańczycy, którzy zdołali zająć tylko trzecią część Kaszmiru, oddzielili zaraz od niego Hunzę, Czitral, Gilgit i Baltistan, wcielając do swojego państwa jako tzw. Terytoria Północne. Pozostały skrawek Kaszmiru ochrzcili Wolnym (Azad) i poprzysięgli zjednoczyć go z indyjskim, według nich okupowanym. Chiny, korzystając z okazji, zagarnęły dla siebie krainę Aksaj. Indie i Pakistan stoczyły jeszcze dwie wojny (czwartą, w 1999 r., udało się cudem w ostatniej chwili powstrzymać), ale w Kaszmirze nie zmieniły one praktycznie niczego. Odmieniło go, i to nie do poznania, dopiero powstanie.

Azadi znaczy wolność

Kaszmir uchodzi za jeden z najpiękniejszych zakątków świata. Zwłaszcza wczesną jesienią, gdy liście platanów przybierają barwę purpury i starego złota, a stare drewniane domy nad brzegami kanałów jaśnieją żółto w słonecznych promieniach. Na jeziorze, pomiędzy przywiędłymi liśćmi lotosu, bezszelestnie przemykają smukłe łódki, szikary, kaszmirskie taksówki wodne.

Wysiadłem z autobusu na rogatkach Śrinagaru, w miejscu, które wyglądało dokładnie tak, jak je opisywał Szafi, a Abdul, najstarszy z braci, zgodnie z umową czekał w niewielkiej ciężarówce, wyładowanej skrzynkami jabłek. O tej porze roku w Kaszmirze dobiegały końca jesienne prace w sadach i na drogach pełno było samochodów zwożących jabłka.

Abdul kazał mi usiąść na tyle ciężarówki, żebym nie rzucał się w oczy szpiclom, od których roiło się w mieście. Uradził z ojcem, że sąsiadom powie się, iż jestem przybyłym z Europy właścicielem sklepu kolonialnego, a do Kaszmiru przyjechałem w interesach. Aby nie wzbudzać podejrzeń, codziennie wypływałem szikarą na jezioro, odwiedzałem sklepiki i warsztaty, w których stolarze wyrabiali z orzechowego i sandałowego drewna stoliki, fotele, zydle i parawany. Wieczorami z kolei do Alziry podpływali łodziami domokrążni sprzedawcy z naręczami dywanów i kilimów, jedwabiu i tkanin z uchodzącej za najlepszą na świecie wełny kaszmirskich kóz.

Zgodnie z obietnicą Szafiego, Abdul zaprowadził mnie do ukrywających się partyzantów, a także ich przywódców. Znał ich wszystkich, podobnie jak miasto, każdy w nim zaułek, każde podwórko.

Jasin Malik, jeden z pierwszych przywódców buntowników, został właśnie wypuszczony z indyjskiego więzienia. Wierzył w niepodległość i narzekał, że powstanie zostało skradzione przez ludzi, którzy poddaństwo wobec Indii chcą zastąpić poddaństwem wobec Pakistanu. Nie toczyli wojny wyzwoleńczej, ale świętą, dżihad. Wytykali Kaszmirczykom, że grzeszą, bo zamiast ściśle stosować się do nauk Koranu, słuchają sufickich mędrców, a w dodatku czczą ich jako świętych mężów. Strach przed mudżahedinami i ich religijnym zacietrzewieniem sprawił, że z Kaszmiru uciekli hinduscy pandici, szlachetnie urodzeni uczeni, z których wywodził się ród Nehru, pierwszego premiera niepodległych Indii.

Z więzienia wyszedł też Szabir Ahmad Szah, który choć liczył sobie niewiele ponad 40 lat, większość życia spędził za kratkami za działalność niepodległościową. Po raz pierwszy trafił do więzienia jako 14-latek. „Nawet jeśli miałoby się okazać, że nie poradzimy sobie z niepodległością, powinno się przynajmniej dać nam spróbować. Mamy prawo sami siebie posłać do diabła” – powiedział mi podczas spotkania w jego domu na przedmieściu Śrinagaru.

Ile są warte marzenia?

Biuro Szafiego w Pahargandżu przypomina niewielką komórkę, wciśniętą między dwie czteropiętrowe kamienice, zajęte przez hotele i restauracje. Szafi i Baszir urzędują na zmianę w tylnej części ciemnej nory, rozparci wygodnie za stołem. W przedniej części synowie Baszira (dochował się trzech synów, Szafi – dwóch. Razem z bratem kpili z najstarszego Abdula, że urodziły mu się same córki. Trzy!) załatwiają pomniejsze sprawy, jak zakup biletów na kolej lub autobus czy hotelowe rezerwacje. Poważniejszymi klientami, pytającymi o wakacje w Kaszmirze, wyprawę wielbłądami po pustyniach Radżastanu albo romantyczną wycieczkę do Agry czy Udajpuru, zajmuje się osobiście Szafi lub Baszir.

Kiedyśmy się widzieli ostatnim razem, Szafi powiedział, że nie narzeka, chociaż nie tak wyobrażał sobie swoje życie. Chciał zostać lekarzem, ale gdy wybuchło powstanie, ojciec odesłał go razem z Baszirem do Delhi. Bał się zwłaszcza o nastoletniego wówczas Szafiego, że zapatrzy się w starszych kolegów, przystanie do powstania, zatruje myśli nienawiścią i fanatyzmem.

Szafi płakał, kiedy ojciec kazał mu jechać do Delhi, by pilnować rodzinnego interesu. Długo tęsknił za Kaszmirem, za domem, przyjaciółmi i kolegami ze szkoły. Po latach przyznał ojcu rację. W Kaszmirze nie wyuczyłby się na lekarza, bo przez powstanie zamknięto uniwersytety. Musiałby więc i tak wyjechać. W Kaszmirze każdy młody wydawał się indyjskim żołnierzom podejrzany, w każdej chwili mógłby zostać aresztowany, pobity, postrzelony. Ojciec powtarzał, że najważniejsze to przeżyć. Choćby i za cenę wyrzeczenia się młodzieńczych marzeń. Nie uważał, żeby było to wygórowana cena.

Intifada kaszmirska

Po dziesięciu latach powstanie zaczęło przygasać, a do Kaszmiru wrócili letnicy. Znów zapełniły się pensjonaty w domach na wodzie, trasy narciarskie i ścieżki pieszych wędrówek. Zniesiono godzinę policyjną, pousuwano wojskowe posterunki, ufortyfikowane workami z piaskiem i zasiekami z drutu kolczastego. Znów pootwierały się zamknięte z braku klientów sklepy i restauracje.

I kiedy wszystko zdawało się iść ku lepszemu, ogłoszono, że władze postanowiły wydzierżawić 40 hektarów himalajskiego lasu i pobudować w nim schroniska dla hindusów, pielgrzymujących do położonej na wysokości czterech kilometrów jaskini Amarnath i znajdującego się w niej lodowego stalagmitu, czczonego przez wiernych jako lingam, źródło wszechświata, Śiwy, boga zniszczenia i stworzenia.

Kaszmirczycy znów wpadli w gniew. Rozeszły się pogłoski, że w dzierżawionym lesie władze zamierzają zbudować osiedle dla hindusów, sprowadzić panditów, wybudować pod Śrinagarem specjalne dzielnice dla emerytowanych wojskowych. Przywódcy kaszmirskich buntowników oskarżyli Indie, że chcą powtórzyć w Kaszmirze scenariusz Izraela, budującego żydowskie osiedla na ziemiach Palestyńczyków. Ulicami Śrinagaru znów ruszyły wzburzone pochody, poleciały kamienie w kierunku żołnierzy i policjantów, znów padły strzały. Wybuchła druga intifada, do której stanęli synowie tych, którzy 20 lat wcześniej wywołali powstanie. Ojcowie znali jeszcze życie w pokoju. Synowie wyrośli w czas rebelii.

Na wodzie pisane

Szafi mówił, że nie chciałby, aby jego chłopcy skończyli w tej samej norze co synowie Baszira i on sam. – Biuro podróży i domy na wodzie w Kaszmirze to niezły, ale niepewny interes – mówił.

Martwił się, kiedy wąskimi bazarowymi uliczkami, wymachując szafranowymi chorągwiami, maszerowali zwolennicy rządzącej partii, wołając „Dżai Śri Rama!” (Chwała Panu Ramie!). Słyszał w telewizji, jak mówili, że idzie im jedynie o wolność i o to, żeby przywrócić godność hindusom, niewolonym przez tak długie wieki przez muzułmańskich i brytyjskich najeźdźców.

– Jeśli tak miłują wolność, to może i innym pozwoliliby się nią nacieszyć? Na przykład Kaszmirowi. Ale nie! Nam nie wolno – narzekał Szafi, ilekroć rozmowa schodziła na politykę. – Robią wszystko, żeby nam uprzykrzyć życie. Odgrywają się na nas za czasy, gdy Indiami rządzili muzułmańscy cesarze.

Przyłączając Kaszmir do Indii, maharadża zastrzegł, że rząd w Delhi musi uznać wydane przez niego prawo, że ziemię i nieruchomości w Kaszmirze mogą posiadać jedynie rdzenni mieszkańcy tego kraju. O tym, kto kwalifikuje się na rdzennego Kaszmirczyka, rozstrzyga specjalny urząd w Śrinagarze, który do niedawna odbierał ten przywilej dziewczętom wychodzącym za mąż za obcych.

Odkąd rządy w Delhi w 2014 r. przejęli hinduscy nacjonaliści (w maju wygrali wybory i prawo do kolejnej pięciolatki u władzy), w Kaszmirze huczy od pogłosek, że koniec resztek kaszmirskiej autonomii jest bliski, a awansowani przez szafranowego premiera Narendrę Modiego sędziowie unieważnią stuletni edykt maharadży zastrzegający dla Kaszmirczyków prawo do kaszmirskiej ziemi i nieruchomości. Ze stosownym wnioskiem w tej sprawie zwrócili się do sądu działacze paramilitarnego Narodowego Stowarzyszenia Ochotników, zrzeszającego najzagorzalszych hinduskich fanatyków. Do Stowarzyszenia, z którego wywodził się zabójca Mahatmy Gandhiego, należał także panujący dziś premier Modi.

Jeśli sędziowie unieważnią prawo maharadży, bogacze z Delhi i Bombaju wykupią najlepsze parcele i domy, a na przejętych od Kaszmirczyków ziemiach rząd pobuduje osiedla dla panditów, zacznie sprowadzać do Kaszmiru hindusów, aż w końcu Kaszmir przestanie być jedynym w Indiach stanem, w którym muzułmanie stanowią większość.

Kaszmirczykom grozi też, że stracą domy na wodzie. Władze orzekły, że odprowadzane prosto do wody nieczystości i śmieci uczyniły jezioro Dal jednym z najbrudniejszych na świecie, a z każdym rokiem coraz bardziej się ono kurczy. Za 50 lat może go wcale nie być.

Rząd uznał, że aby uratować jezioro, należy zmniejszyć liczbę zakotwiczonych wokół niego domów na wodzie. Przestał wydawać zgody na budowę nowych i zapowiedział, że każe pozamykać już istniejące, jeśli właściciele nie podłączą ich do sieci kanalizacyjnej półtoramilionowego miasta albo nie zamontują na nich instalacji oczyszczających.

– Taka oczyszczalnia kosztuje majątek, a skąd wziąć pieniądze, jeśli nie można być pewnym, że co roku będzie się miało letników? Ilekroć sytuacja się uspokaja, ludzie myślą o wakacjach w Kaszmirze i interesy zaczynają iść dobrze, zaraz dzieje się coś, co wszystko stawia do góry nogami – narzeka Szafi. – A to wojsko kogoś zabije, a to partyzanci kogoś uprowadzą, nowe strajki, nowe strzelaniny. Interes cierpi, a my po staremu klepiemy biedę. ©℗


CZYTAJ WIĘCEJ:

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty są dostępne bezpłatnie. CZYTAJ TUTAJ →

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2019