Do szczęścia potrzeba rzeczy materialnych

Św. Mikołaj pomagał dyskretnie, ale z głową. Tak, by ludzie będący w potrzebie dzięki niemu stawali na nogi. Współczesne czasy domagają się jednak metod nowoczesnych.

06.12.2011

Czyta się kilka minut

Zachwyt nad własnym przełożonym to w Polsce wciąż rzadkość, na korytarzach jednej z kamienic w centrum Krakowa słychać jednak wciąż tę samą melodię: "dzięki temu, że tu pracuję, staję się lepsza", "każdy z nas ma w sobie coś wyjątkowego". W siedzibie Stowarzyszenia Wiosna, które ks. Jacek Stryczek założył przed dziesięcioma laty, trwa mobilizacja przed grudniowym finałem akcji "Szlachetna Paczka". W biurze bywa w tych dniach nerwowo, mimo to - atmosfera jest miła.

- Ks. Jacek stworzył miejsce, które uświadamia, jak bardzo brakuje nam zaangażowania tego rodzaju i jak dobrze ono smakuje - tłumaczy Maryla Moszyńska, która jako coach od roku współpracuje ze stowarzyszeniem. - Gdziekolwiek pojawią się ludzie "Wiosny", gromadzą się wokół nich inni i mówią: ja też chcę pomóc!

Pomysł był prosty, a jednocześnie nowatorski: pomóc ludziom w pomaganiu innym. Sensowne pomaganie nie jest łatwe, ale można je maksymalnie innym ułatwić. - "Paczka" powstała na przekór temu, co się myślało do tej pory o pomaganiu, że należy pomagać z serca, temu, kto chce, i dzieląc się tym, co nam zbywa. My mówiliśmy, że nie chcemy używanych rzeczy, tylko prezenty, i zależało nam, by konkretni ofiarodawcy pomagali konkretnym wyselekcjonowanym potrzebującym. Właściwie tylko pośredniczymy w pomocy - mówi ks. Stryczek.

"Nie łowimy ludziom ryb, nie rozdajemy wędek - zamiast tego zmieniamy mentalność samych wędkarzy" - lubią mówić w "Wiośnie". Na potrzeby akcji ks. Stryczek stworzył swój własny podział administracyjny Polski. W każdym z 409 "rejonów" pracują wolontariusze, wyszukujący rodziny w potrzebie i kontaktujący z osobami, które - zwykle razem ze swoimi krewnymi, przyjaciółmi lub znajomymi z pracy - przygotowują paczki z pomocą.

Zaczynali od 30 rodzin. Ubiegłoroczna edycja "Szlachetnej Paczki" objęła swoim zasięgiem 8201 rodzin w całym kraju, a łączna wartość przekazanych im darów przekroczyła 10 milionów złotych. Przez całą minioną dekadę w "mądre pomaganie" zaangażowało się ponad 360 tys. osób. Ale najważniejsza z wszystkich szlachetnych paczek to grupa pracowników i wolontariuszy "Wiosny" - młodych i, tak jak założyciel organizacji, nielubiących tracić czasu. Średnia prędkość manewrowa stowarzyszenia to 22 osoby na godzinę. Tylu pracowników i wolontariuszy przewija się w tych dniach przez jedno pomieszczenie biurowe.

- W "Wiośnie" uprawia się wartości. Kultura stowarzyszenia przyciąga jak magnes - mówi Moszyńska.

- W "Wiośnie" uprawia się wartości. Kultura stowarzyszenia przyciąga jak magnes - mówi Moszyńska.

A pomysłów przybywa: druga wielka akcja "Wiosny" to "Akademia Przyszłości", w ramach której zaniedbane dzieci z podstawówek i gimnazjów 19 miast Polski spotykają się z wolontariuszami-tutorami, pomagającymi im nie tylko w nauce. Hasło akcji - "Inspirujemy do wzrastania" - ma przypominać, że najważniejszym kapitałem każdego człowieka jest wiara we własne możliwości. Każde z ponad 1,2 tys. dzieci uczestniczących w programie otrzymuje swój "indeks sukcesów", w którym tutor zapisuje najdrobniejsze nawet zwycięstwa: dobrą ocenę w szkole, ale i uśmiech do koleżanki.

- Szukając rodzin dla "Szlachetnej Paczki", zauważyliśmy mnóstwo dzieci, którym wszyscy - w domu i w szkole - wmawiają, że są beznadziejne. To w przyszłości prawie na pewno biorcy pomocy społecznej. Chcieliśmy to przerwać - wyjaśnia pomysłodawca.

- Ks. Jacek ujął mnie tym, że potrafi łączyć etykę pracy z podejściem duchowym - mówi Jerzy (imię zmienione), były pracownik "Wiosny". - Nikt tu nie musiał składać świadectwa moralności, wystarczało, że dobrze pracował. Szef szanował wybory, a czasem i skomplikowane relacje z Panem Bogiem niektórych z nas. Miałem świadomość, że pracuję w organizacji działającej według dobrych wzorców biznesowych, w której liczy się przede wszystkim świadectwo pracy. To bardzo chrześcijańskie.

Gorliwość neofity

Współczesny Święty Mikołaj (rocznik 1963) jest niezwykle dobrze zorganizowany. Potrafi ciekawie opowiadać i, nie tracąc wątku, odbierać telefony, wydawać polecenia, i wysłuchiwać najnowszych danych o oglądalności programu poświęconego "Szlachetnej Paczce", nadawanego w sobotę wieczorem w TVP 1 (co czwarty telewizor w Polsce!).

Pochodzi z górniczego Libiąża. Nie jest jedynakiem, ma młodszego brata. Techniczne tradycje rodziny sprawiły, że po podstawówce spędzonej w sportowej klasie (z pasją przez długi czas grywał w siatkówkę) poszedł do technikum elektrotechnicznego, a potem na Wydział Maszyn Górniczo-Hutniczych AGH, który ukończył magisterką w 1988 r.

Opowiadając historię życia, często się uśmiecha, zwłaszcza wtedy, gdy wspomina młodzieńczy radykalizm i neoficką gorliwość z czasów nawrócenia, które przeżył w klasie maturalnej. Nie znaczy to, że kiedyś był niewierzący. - Byłem obowiązkowym katolikiem, robiłem, co trzeba było robić. Nawróciłem się z katolicyzmu na katolicyzm - mówi ks. Jacek. - Ale miałem wszystkie cechy neofity: euforię, ogromną gorliwość, intensywne życie modlitewne, motywację do pracy nad sobą. To była prawdziwa praca Boga ze mną. Wręcz miałem sny, że ktoś tam pójdzie do piekła, jeżeli go nie nawrócę.

Na pytanie, czy takie sny też można przypisać Bożemu działaniu, odpowiada: "Jakie to ma znaczenie, jeżeli przyniosły dobre owoce?". Owocem było założenie w rodzinnym Libiążu studenckiej grupy modlitewnej, która po roku na tyle dojrzała, że zajęła się pomocą niepełnosprawnym. - Nie wierzę w głosy same z siebie - wyjaśnia ks. Jacek.

Taki praktycyzm jest cechą charakterystyczną prezesa Stowarzyszenia "Wiosna". Gdy na początku 2008 r. skończyły się pieniądze, ks. Jacek po prostu się pomodlił: "Albo to jest Twoje dzieło, albo kończymy". - To był jeden jedyny raz, kiedy byłem gotowy się poddać - przyznaje dzisiaj ks. Stryczek. Dzieło okazało się Boże, gdyż po jakimś czasie pojawił się pierwszy duży ofiarodawca. Krzysztof Kozłowski w porę dostrzegł działania "Wiosny" i jako członek zarządu Krakowskiej Fundacji Komunikacji Społecznej spowodował przyznanie stowarzyszeniu dużego grantu.

- To jest jeden z ważnych motywów mojego życia: jeżeli podejmowałem jakieś działania i widziałem, że nie przynoszą efektów, bo nie staję się szczęśliwy, to przestawałem się tym zajmować - mówi pomysłodawca "Wiosny".

Innym ważnym motywem, rozpoznawalnym co najmniej od czasów szkoły średniej, było konsekwentne szukanie wspomnianego szczęścia. Krakowski duchowny nie wie, skąd się to brało. W każdym razie intensywne - jak na wiek - poszukiwania rozpoczęły się konwencjonalnie: od kompletowania sprzętu elektronicznego. Ks. Stryczek z rozbawieniem opowiada, jak to z kolegą przez kilka miesięcy jeździł codziennie z Libiąża do Sosnowca, by podpisać listę obecności komitetu kolejkowego przy sklepie ze sprzętem elektronicznym.

- Kiedy miała być już moja kolej - mówi - wybuchł stan wojenny i komitet kolejkowy został rozwiązany. To wydarzenie dało mi do myślenia, czy rzeczywiście do szczęścia potrzebuję rzeczy materialnych.

Szorowanie parkietu

Pomysł, że to Bóg jest odpowiedzią na pragnienie szczęścia, pojawił się nagle pewnego jesiennego wieczoru, kiedy maturzysta przechodził obok przydrożnej kapliczki. Ta myśl już go nie opuszczała i stała się początkiem wspomnianego nawrócenia. Po maturze Jacek Stryczek pojechał na rekolekcje oazowe, a na studiach trafił do słynnej "Beczki" - wspólnoty charyzmatycznej spotykającej się w krakowskim klasztorze dominikanów. Przeszedł wszystkie fazy charyzmatycznego wtajemniczenia: od euforii po krytycyzm. Dziś mówi, że częstym błędem charyzmatyków jest, po pierwszym mocnym doświadczeniu pokrzepienia od Boga, ciągłe bieganie za pokrzepieniem, a nie za Bogiem.

W dojrzewaniu pomogły spotkane osoby. "Tak pięknie mówisz o nawróceniu, może byś zatem pomógł pani Ani z ulicy Grodzkiej" - zaproponowała kiedyś koleżanka z "Beczki". Pani Anna była z zawodu scenografem teatralnym. Po uszkodzeniu kręgosłupa poruszała się z trudem, ludzie z "Beczki" pomagali jej jako wolontariusze. Geniusz spotkania z tą osobą polegał na tym, że młody student AGH poddał się jej życzeniom bez chęci narzucania czegokolwiek. - Kazała mi przez dwie godziny czyścić wacikiem kilka płytek w parkiecie. Wówczas stało się coś niesamowitego: czułem, jak we mnie narasta szczęście. Po raz pierwszy w życiu odkryłem, że cytowane przez św. Pawła słowa Jezusa: "więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu" (Dz 20, 35) są prawdziwe - mówi ks. Jacek.

Nastąpił okres intensywnej pracy nad sobą. - Słynąłem z ciętego języka. Postanowiłem dostrzegać w ludziach to, co dobre, i mówić im o tym. To pomogło.

Takich postanowień było więcej. Najpierw zmianie ulega jedno miejsce, a potem różne obszary życia trzeba na nowo przedefiniować: wykorzystywanie czasu, modlitwa, sposób odżywiania się itd. Poza tym postanowił w piątki pościć: nie jeść ani nie pić. Bywały okresy, że sypiał na podłodze, mimo dwóch wolnych wersalek w kawalerce, w której mieszkał.

- Moje doświadczenie duchowe jest takie, że aby się nawrócić, potrzeba około dwóch lat - mówi.

Wstąpienie do krakowskiego seminarium duchownego po studiach technicznych nie było zatem trudnym doświadczeniem. - Szedłem drogą wolnego człowieka: system seminaryjny porządkował i ograniczał, a ja w ramach tych ograniczeń się rozwijałem. Wolno było się uczyć i modlić. To mi wystarczało - i dodaje: - Wolność nie polega na tym, że mogę robić, co chcę, tylko na tym, że jeżeli już idę jakąś drogą, to potrafię dojść jak najdalej.

Kazanie i rower

Po święceniach przyszła praca w parafii św. Anny i u św. Józefa, duszpasterstwo akademickie, organizowanie krakowskiej pieszej pielgrzymki do Częstochowy i w końcu Stowarzyszenie "Wiosna". Wiele z pracujących dziś w "Wiośnie" osób usłyszało pierwszy raz o ks. Stryczku, gdy wygłaszał kazania w kościele św. Józefa na krakowskim Podgórzu. Potrafił przejechać rowerem po kościele lub rzucić w zgromadzonych garścią monet. Nie wszystkim podobały się takie happeningi, ale jego współpracownicy szybko zrozumieli, że w tym szaleństwie jest metoda.

- Swego czasu Jacek śledził nieoficjalny ranking księży, którzy w Krakowie najciekawiej mówią z ambony - wspomina Jerzy. - Jego marzeniem było przyciągnąć na swoje Msze tyle osób, ile przychodzi do dominikanów. W przygotowanie się do kazania wkładał dużo pracy. Jako uczestnik Mszy bardzo to doceniałem.

- Zostałem zaproszony na zjazd homiletów - opowiada ks. Stryczek - gdzie trafiłem pod ostrzał pytań. Chodziło o kazania ze Środy Popielcowej z orbitrekiem (rodzaj stepera do gimnastyki), na którym przez chwilę ćwiczyłem. Wydaje mi się, że w Kościele pada dużo słów, które w ogóle nie docierają do ludzi. Przecież Jezus nie tylko mówił, ale także tworzył obrazy, np. uleczył ślepotę nałożeniem na oczy błota zmieszanego ze śliną. Poza Ewangelią z żadnych innych wzorców nie muszę korzystać. Moją ojczyzną jest Biblia i każda z rzeczy, które robię, ma swoje źródło w Ewangelii.

U św. Józefa ks. Stryczek stworzył Wspólnotę Indywidualności Otwartych. Duszą jej działań jest modlitwa, narzędziem - wolontariat. "W wolontariat wpisana jest miłość. Miłość jest sztuką. To nie takie proste, żeby zrobić coś dobrze" - lubił powtarzać. Cała Polska usłyszała o nim ponownie w grudniu 2008 r., gdy przed największą galerią handlową Krakowa ustawił konfesjonał, aby zwrócić uwagę na inne niż tylko materialne potrzeby człowieka.

- Ks. Jacek ma świadomość siły, jaką dają mu wartości, na których opiera swoją działalność. A ludzie szybko łapią, że chodzi właśnie o nie. Z konfesjonału pod supermarketem możesz się śmiać jak z wygłupów Wojewódzkiego w telewizji, ale gdy tam kończy się program, o wszystkim zapominasz. Po happeningach ks. Jacka zawsze pozostaje jakaś refleksja - tłumaczy Jerzy.

Kiedy w listopadzie ks. Stryczek w blogu internetowym zaczął się zastanawiać, czy ze swoją wrażliwością społeczną nie nadawałby się czasem na nowego lidera polskiej lewicy, w mediach ponownie zawrzało.

- Oczywiście wcale nie chciał stanąć na czele SLD - śmieje się Edyta Drozdowska ze Stowarzyszenia "Wiosna". - Zaraz po tym, gdy nagłośniono jego wypowiedź, wyjaśnił nam, że akceptuje fakt, iż ludzie mogą o nim mówić źle: dlatego, że zna swoją wartość.

- Od razu pomyślałem: to bardzo w stylu Jacka - mówi Jerzy. - Świetnie wpisał się w debatę publiczną, rzucając rękawicę SLD i Palikotowi. Pokazał ich przejście do porządku dziennego nad socjalnymi potrzebami ludzi i zajęcie się debatami światopoglądowymi - ks. Jacek obnażył ich braki. I znów zwrócił uwagę mediów na swoje dzieło. Wszystko zdarzyło się przecież na chwilę przed startem kolejnej edycji "Szlachetnej Paczki".

W prowokacyjnym wystąpieniu o polskiej lewicy ujawniły się cechy, które pomogły ks. Stryczkowi odnieść sukces z "Wiosną": jego znajomość mediów, wyczucie chwili i wielki dystans do samego siebie.

- Sądzę, że ks. Jacek coraz częściej będzie zabierał głos w dyskusji publicznej w Polsce - przewiduje Jerzy. - "Wiosna" nie jest już postrzegana jako lokalne stowarzyszenie z Krakowa, a jej lider na pewno ma do przekazania wiele ciekawych treści. Treści prowokujących, ale w dobrym tego słowa znaczeniu.

PR z ludzką twarzą

Ks. Stryczek dba o to, aby prowokując, nie przekraczać granic. I choć niektóre jego wypowiedzi brzmią ostro (jak ta o polskich biznesmenach: "czasem sytuacja [z nimi] jest tak beznadziejna, że jedyną szansę na zmiany widzę w uczeniu wolontariatu ich dzieci - i to bardzo wcześnie, zanim staną się egoistami"), ich istotą jest zasadniczość, a nie agresja - pewność siebie, a nie dbałość o poklask. Twórca "Wiosny" zdaje się działać tylko wtedy, gdy jest pewny tego, co robi. Kiedy w czasie inauguracji tegorocznej edycji "Akademii Przyszłości" w krakowskiej AGH rektor uczelni przedłużył swoje przemówienie i dzieci zaczęły się nudzić, ks. Stryczek po prostu podszedł do niego i szepnął do ucha: "czas kończyć".

- Ksiądz oczekuje, że każdy z nas jest osobą, która ma coś do dania od siebie - wyjaśnia Ewa Pawełczyk, w "Wiośnie" odpowiedzialna za marketing akcji "Szlachetna Paczka". - W zderzeniu takich osobowości zawsze iskrzy. Nie jest łatwo, trzeba być kreatywnym i wymagać od siebie. Momenty kryzysu są ciężkie, ale potem to wszystko bardzo się docenia.

W chwilach stresujących w stowarzyszeniu jest gorąco i nerwowo. W "Wiośnie" pracują młodzi, którzy dopiero zakładają rodziny - połączenie czasochłonnej pracy i życia domowego bywa trudne.

- Myślę, że to będzie kolejne wyzwanie organizacyjne dla ks. Jacka: sprawić, by "Wiosna" stała się tylko jednym z elementów życia jej pracowników - mówi Maryla Moszyńska. - Stowarzyszenie zajmuje dziś naczelne miejsce w życiu ludzi, którzy tu pracują. A to zawsze grozi zakłóceniem równowagi między sferą zawodową i prywatną.

- To najlepszy PR-owiec w polskim Kościele - nie pamiętam już, czy sam tak o sobie mówił, czy ktoś z nas tak go nazwał - słyszymy na koniec w "Wiośnie".

***

- Co robię, gdy popełniam błąd? Mój świat jest pełen porażek. Przy czym z każdej porażki wyciągam wnioski, zawsze więc się czegoś uczę. Jeżeli mówisz, że kochasz drugiego człowieka, to musisz nieustannie próbować, bo jest on w każdej sytuacji już inny. To, co kiedyś działało, może w danej chwili nie zadziałać. Pozostaje metoda prób i błędów. Alternatywą jest rezygnacja. Dlatego moje życie nie jest życiem człowieka, który kroczy jedynie słuszną drogą. Przeciwnie, podejmuję wiele prób i wyciągam wnioski. Staram się podejmować próby na małą skalę, żeby ewentualne straty były małe. Dopiero potem wprowadzam większą skalę. Ważne jest, byśmy się chcieli uczyć na błędach - mówi ks. Jacek "Wiosna" Stryczek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2011