Do dobrobytu na skróty

Kiedy w 1996 roku Irlandia przejęła - według unijnego systemu rotacji - przewodnictwo w Radzie Ministrów UE, irlandzki minister rolnictwa wprowadził nowy obyczaj do obrad. Zawsze, gdy negocjacje Rady Ministrów Rolnictwa przeciągały się do północy, rozdawał kieliszki i rozlewał irlandzką whiskey.
z Brukseli

16.03.2003

Czyta się kilka minut

Niektórzy dyplomaci z innych krajów do dziś pamiętają ów niecodzienny sposób promowania rodzimej produkcji. Poza tym mało kto kojarzy irlandzką obecność w Brukseli z czymś więcej niż z niezliczoną ilością pubów, w których nieco podchmieleni i jeszcze głośniejsi od Niemców mieszkańcy Zielonej Wyspy kibicują swoim drużynom piłkarskim, popijając ciemne, gorzkie piwo z białą jak śmietana pianką.

Historia integracji Irlandii z UE jest jednak - bardziej niż historia jakiegokolwiek innego kraju - opowieścią o sukcesie. Irlandczycy cieszą się nim dyskretnie, wobec czego nikt im nie zazdrości. Wśród unijnych urzędników Irlandia uważana jest za skromny, ale bardzo proeuropejski kraj. Nawet fakt, że to irlandzki sprzeciw w dwóch referendach zatrząsł całą Unią - raz w 1994 r., kiedy Irlandczycy wymusili renegocjacje Traktatu z Maastricht, i drugi raz przed rokiem, gdy odmówili ratyfikacji Traktatu z Nicei - nie zdołał tego zmienić.

Inny kraj
Drogę do UE - wtedy była to jeszcze Europejska Wspólnota Gospodarcza - Irlandia wybrała niemal automatycznie, wraz z przystąpieniem Wielkiej Brytanii w 1973 r. Pozostanie na zewnątrz traciło sens w obliczu silnych więzi gospodarczych z większym sąsiadem. Irlandzkie statystyki z tamtych czasów czyta się jak ostatnią edycję „Rocznika statystycznego Polski”: duża część zatrudnionych pracuje w rolnictwie, bezrobocie wynosi 17 proc., a deficyt budżetowy - 8 proc., strajki trzęsą gospodarką, eksport zaś polega głównie na mało przetworzonych towarach o niskiej wartości dodanej. W 1973 r. 30 proc. całego irlandzkiego eksportu to żywe zwierzęta! Irlandczycy zarabiali wtedy jedynie 60 proc. tego, co Brytyjczycy. Młodzi ludzie emigrowali do Wielkiej Brytanii albo do USA, gdzie wciąż mieszka więcej Irlandczyków niż na Zielonej Wyspie.

W porównaniu z latami 70. Irlandia jest dziś innym krajem. Nie straciła niepodległości ani tożsamości - a zyskała na unijnych funduszach, inwestycjach zagranicznych i otwarciu gospodarki. Większy jest udział towarów wysokiej wartości w eksporcie - wobec czego zmniejszyła się zależność od brytyjskich odbiorców. Dziś Irlandia handluje z całym światem.

W ciągu 15 lat ekonomia Irlandii upodobniła się niemal całkowicie do unijnej średniej: dziś zarobki są tam nawet przeciętnie wyższe niż w UE, bezrobocie wynosi 4 proc., budżet pod koniec lat 90. zaczął odnotowywać nadwyżki. John Bradley, ekonomista z Economic and Social Research Institute w Dublinie, mówi, że Irlandia stała się najsilniejszą gospodarką wśród członków OECD.

Moda na Irlandię
Uproszczeniem byłoby przypisywanie tego sukcesu wyłącznie unijnym funduszom. Wsparcie z Brukseli było wysokie -przyczyniając się do ok. 1 proc. wzrostu PKB rocznie i odciążając budżet od pilnie potrzebnych inwestycji w infrastukturę. Ale w latach 90. Irlandia odnotowała wzrost PKB nawet do 10 proc., podczas gdy w całej Unii wyniósł on 2 proc. Niektórzy ekonomiści uważają, że był to skutek naturalnego nadgonienia: słabe gospodarki w sąsiedztwie bardziej nowoczesnych osiągają zawsze wyższe wskaźniki wzrostu. Frank Barry, ekonomista na University College w Dublinie dowodzi jednak, że wysoki wzrost był wynikiem połączenia skutecznej polityki makroekonomicznej z korzyściami z integracji: - Eksperci są zgodni, że ekonomicznie najkorzystniejsze dla każdego kraju są dwa przeciwstawne modele stosunków przemysłowych: kiedy mamy słabe związki zawodowe bez wpływu na politykę rządu (jak w Stanach), albo silne związki, uczestniczące w dialogu społecznym. Irlandia odziedziczyła po Wielkiej Brytanii negatywy obu systemów: słabe, skłócone związki i scentralizowany system dialogu społecznego. Wielka Brytania wybrała amerykańską drogę, Irlandia poszła w odwrotnym kierunku. To, razem z dobrym systemem edukacji, makroekonomiczną stabilnością i elastycznym rynkiem pracy, umożliwiło skok do przodu.

W latach 80. Dublin przeprowadzał reformy, otwierając się na konkurencję. Jak mówi Barry, „dopiero wówczas nasze rządy nauczyły się odróżnić interes całej gospodarki od interesu sektora państwowego”. To wtedy zliberalizowano rynek usług lotniczych z Wielką Brytanią, co spowodowało spadek cen o połowę. W ślad za tym wzrosły zyski z turystyki: liczba miejsc pracy w tym sektorze zwiększyła się dwukrotnie. W krajach UE zaczęła się moda na Zieloną Wyspę - turystom, jeżdżącym jak w XIX w. furmankami po opuszczonych wioskach i stromym, soczysto-zielonym wybrzeżu wcale nie przeszkadzało, że w Irlandii ciągle pada deszcz, morze jest zimne, a w pubach piwo leje się strumieniami. Irlandia jest śliczna, ślicznie zacofana i basta.

W utrzymaniu wiejskiego zacofania pomagała Wspólna Polityka Rolna, z której Irlandia korzysta tak sprytnie, że do dziś ściąga środki pomocowe, mimo że świetna rentowność i dobre wyniki eksportowe rolnictwa świadczą o tym, że pomoc nie jest już potrzebna. Frank B arry jest zresztą przekonany, że unijne pieniądze raczej hamowały przemiany na wsi, konserwując zatrudnienie. Fundusze strukturalne przydały się lepiej: 30 proc. przeznaczono na edukację, aż 35 proc. na inwestycje w infrastrukturę i 25 proc. na wsparcie inwestycji.

Modernizacja wzmacnia kulturę
W wielu krajach Europy - w tym w Polsce - tak szybkiej modernizacji towarzyszył wzrost tendencji nacjonalistycznych, sukcesy wyborcze ugrupowań populistycznych i spowodowane niechęcią wobec przemian antyeuropejskie protesty. Ale nie w Irlandii. Na jej wizerunku do dziś odbijają się natomiast głośne kontrowersje wokół „turystyki aborcyjnej” i zastrzeżenie, jakie Irlandczycy wpisali do jednego z protokołów Traktatu z Maastricht. W jego świetle Dublin zachowuje wyłączne prawo do regulacji dotyczącej aborcji, ale nie może tego prawa wykorzystać do ograniczenia swobody podróżowania i osiedlenia się wobec osób zamierzających opuścić kraj celem dokonania aborcji.

Czy przyspieszona modernizacja i przystąpienie do Unii nie odbiły się negatywnie na stosunku Irlandczyków do własnej kultury? Frank Barry uważa, że wręcz przeciwnie: - Nasz kraj jest dziś mniej nacjonalistyczny niż w latach 60., co wynika z potrzeby odcięcia się od IRA, ale jest też skutkiem modernizacji. Nasza kultura i przywiązanie do tradycji na tym nie ucierpiały - są silniejsze niż kiedykolwiek. Odkryliśmy na nowo nasz obumierający język -wzrasta liczba szkół z irlandzkim językiem wykładowym, mamy całodobową stację telewizyjną i kilka stacji radiowych nadających w języku irlandzkim. Świetnie rozwijają się tradycyjna muzyka, tańce i sport.

Mimo że Irlandia w wielu sprawach obiera kurs wyznaczony przez inne państwa członkowskie (przeważnie kraje Beneluksu), to prowadzi własną politykę, która czasami utrudnia innym życie. Jednym z jej elementów jest neutralna polityka zagraniczna i trzymanie się z dala od NATO, co jednak nie oznacza braku zaangażowania w rozwiązywanie konfliktów, np. w ramach ONZ lub Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony. Do powstających europejskich „sił szybkiego reagowania” Irlandia wyznaczyła 850 oficerów i podoficerów - ale upewniła się, że w ramach tych sił nie powstanie jakaś „euroarmia”. Daniel Keohane, ekspert z londyńskiego Institute for European Reform, uważa, że najważniejszy temat europejskiej debaty o obronie z punktu widzenia Irlandii to „nie kwestia neutralności, lecz suwerenności”. Z tego powodu Irlandia nie zamierza wstępować do NATO. Jak mówi Keohane, Irlandia utrzymuje bardzo bliskie kontakty ze Stanami, ale nie chce dominacji.

W Brukseli każdy wie, że to właśnie opory przed powstaniem „europejskiej armii”, która mogłaby sobie podporządkować irlandzkie wojsko, były głównym powodem odrzucenia Traktatu z Nicei w pierwszym referendum. Mimo tego przywiązania do suwerenności, Irlandia nie ma w Brukseli wizerunku eurosceptyka, inaczej niż np. Dania i Wielka Brytania. - Irlandczycy mają punkty, w których nie mogą ustąpić - przyznaje unijny ekspert. - Każdy to rozumie, bo wszyscy mają takie punkty. Irlandia sprytnie dba o swoje interesy, przyłączając się do koalicji innych albo przedstawiając swój punkt widzenia w bardzo przyjazny, pragmatyczny sposób. I jak na razie dobrze na tym wychodzi.

Dr KLAUS BACHMANN jest historykiem i politologiem, specjalizującym się w tematyce integracji europejskiej. W latach 1988-2001 był korespondentem prasy niemieckiej i austriackiej w Polsce. Opublikował kilka książek o naszej integracji z UE.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor nauk społecznych na SWPS Uniwersytecie Humanistyczno–Społecznym w Warszawie. Bada, wykłada i pisze o demokratyzacji, najnowszej historii Europy, Międzynarodowym Prawie Karnym i kolonializmie. Pracował jako dziennikarz w Europie środkowo–wschodniej, w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Unia dla Ciebie (11/2003) - Irlandia