Delirka

Ostatnio władzom szkolnym srodze nie podobają się „Dziady”. Boki można zrywać, gdy się patrzy, jak funkcjonariusze PiS-u rekonstruują historię naszego kraju.

29.11.2021

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Ostatnio – popatrzmy – władzom szkolnym srodze nie podobają się „Dziady”, grane właśnie w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Boki można zrywać, gdy się patrzy, jak funkcjonariusze PiS-u, osadzeni na najwyższych szczeblach, z doskonałą, jakby pierwotną intuicją, ale i z jubilerską precyzją, rekonstruują historię naszego kraju. Tekst Adama Mickiewicza – co jest bardzo zadziwiające – jest zawsze tu aktualny, choć sam się o to nachalnie nie prosi. Aktualizuje go zawsze władza, taka bądź owaka. Zostawmy jednak Mickiewicza, żyjąc nadzieją, że jego pomnik nie zostanie uszkodzony przez nieznanych sprawców.

Obecnym władzom szkolnym niewiele się ze świata współczesnego podoba. Ów brak upodobania ma – to jasne jak słońce – zamaskować co najmniej tuzin lęków. Jak świetnie wiemy, strach nami rządzi i jest w tym ogrom polskiego smutku i niepotrzebnego – naszym zdaniem – oderwania od teraźniejszości. Gdy pukamy się w głowę, poszukując powodów tych zjawisk, strachów, lęków i bzików, pierwsze, co nam przychodzi na myśl, to stereotyp wygenerowany intuicyjnie. Oto mniemamy, będąc na granicy pewności, że gros nieszczęść ostatnich wynika z kalendarza, pokolenie bowiem sprawujące dziś władzę w Polsce – naturalnie z wyjątkiem Gospodarza, który należy do pokolenia poprzedniego – nie miało wielu okazji do bycia trzeźwym. Mamy tu na myśli wszystko, co pod hasłem „trzeźwość” się mieści, zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Brak trzeźwości to przecież nie tylko nadmiar spożycia. Weźmy takie eliksiry lat 70. bądź 80. XX wieku jak: wódka Bałtyk, Vistula, Czysta (Pure Potato) czy Stołowa (Table Vodka), bądź takoż wina krajowe, owocowo-warzywne, by wymienić dla przykładu: Czar Nałęczowa, Goplana Markowe, Złocień, Mazowieckie, bądź wino o doprawdy szokująco lapidarnej, ale i wielce dwuznacznej nazwie „W”. Ludzie dzisiejsi, młodzi, urodziwi w każdym sensie, wychowani w sterylnym laboratorium alkoholu importowo-eksportowego, nigdy nie zrozumieją zgorzkniałych i schorowanych pokoleń, biczowanych tamtymi cieczami, ich smakami i rozpuszczonymi w nich substancjami przeciwgrzybicznymi, ani nie pojmą trudności w zorganizowaniu na wieczór choćby jednej butelki z tych przysmaków. Dziś – to wtręt – przesentymentalizowane do granic masy dziewcząt i chłopców, wśród których mamy też nielichą grupę czołowych publicystów, płaczą z teoretycznej tęsknoty za tamtymi rozkosznymi czasami. Fajnie.

Otóż – wracając do tematu – trzeźwość to nie tylko niepicie trucizn, luksus nieznany pokoleniu, o którym tu mowa, ale też, parabolicznie rzecz ujmując, niewchłanianie oparów, które w tamtych latach unosiły się nad Polską w stężeniu totalnym. A były to egzaltacje każdego rodzaju, od religijnych po patriotyczne. Generalnie nie mamy nic przeciwko życiu religijnemu ani pielęgnowaniu uczuć patriotycznych, ale, jak powiada żelazna zasada, wszystko w nadmiarze jest śmiertelnie trujące. Dlatego śmiemy twierdzić, że rządzące dziś pokolenie, które młodość swą przeżywało pomiędzy schyłkiem epoki Gierka a schyłkiem epoki Jaruzela, jest kompletnie, w sensie dosłownym, strute. Nerki i wątroby tych ludzi nie są różowe, nie tylko dlatego, że jest to kolor bardzo podejrzany, a mózgowia są przeszlifowane na glanc. Przykra barwa narządów wewnętrznych i szlif płatów czołowych to zdarzenia całkowicie nieodwracalne. Stąd niechęć, wstręt, a przede wszystkim prawdziwy strach przed przysłowiową białą myszką, stąd bardzo ograniczone środki wyrazu. Przykłady można mnożyć. Ludzie tych pokoleń, dziś u władzy, reagują w każdym sensie tak samo. Na filmy, na książki, na stroje, fryzury, na piosenki – i mają tylko jedną receptę: zakazać i ukarać. Zabrać źródło utrzymania. Reedukować. Wsadzić i wygnać. A prawdziwe problemy próbować rozwiązać wymawianiem zaklęć i czynieniem rytuałów magicznych. Nie widać na to wszystko żadnego leku, próżno szukać znachora choćby, nie mówiąc o kulturalnym lekarzu z wyższym wykształceniem.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 49/2021