Dekabryści 2013

W milczeniu siedzimy w knajpie przy lwowskim Rynku. Miasto za szybą żyje boleśnie zwyczajne. Nie chłód zabija ukraińskie protesty, ale proza życia.

04.01.2014

Czyta się kilka minut

Studenci, aktywiści Euromajdanu, opowiadają taką historię z początku protestów: zorganizowali sypialnię w sali gimnastycznej lwowskiego Uniwersytetu im. Iwana Franki. Bezpieka urządziła nalot. – Ktoś nas ostrzegł, ewakuacja trwała kilka minut. W drzwiach mijaliśmy się z funkcjonariuszami w cywilu. Jeden zagadnął: „Co tam niesiesz kotku? Spałaś tu?”. „Niosę moją karimatę, do widzenia” – mówi uczestniczka wydarzeń.

Wykładowca: – Dla studentów to pierwsze doświadczenie polityczne i obywatelskie. Nie zdają sobie sprawy z ryzyka. Z tego, że mogą być represje, że jakaś reakcja władz być musi. Kilku studentów już wzywano na przesłuchania, na szczęście jako świadków. Co będzie dalej?

Dzieje się to we Lwowie, najbardziej europejskim z ukraińskich miast. Tu mer Andrij Sadowy otwarcie poparł protesty, potępił pobicie studentów w Kijowie i przestrzegł władze centralne przed użyciem siły we Lwowie. Tu demonstrantów poparli przedsiębiorcy, restauratorzy, naukowcy i artyści. Ale także we Lwowie niepokoją się o przyszłość. A jak będzie wyglądać porewolucyjne życie majdanowych aktywistów w centrum i na wschodzie Ukrainy, gdy protesty wygasną?

TYGODNIE NA PLACU

Siedzimy w knajpie, długo rozmawiamy o demonstracjach. Jednak najważniejsze pytania: „Jak długo jeszcze?”, „Jaki jest plan?”, „Czy jest jakakolwiek szansa na sukces?” wiszą w kłopotliwej ciszy. Wybawi nas z niej sms. Młodzi ludzie poderwą się z miejsc. Wezwie ich odległy o 150 metrów lwowski Majdan. Za chwilę będą musieli wyjść na scenę u stóp pomnika Tarasa Szewczenki. Spojrzeć na przerzedzony tłum i znaleźć słowa otuchy: „Protestujemy już od miesiąca. Udowodniliśmy, że jesteśmy Europejczykami. Możemy oklaskiwać samych siebie. Klaszczemy? Zgoda?” – krzyknie Katia.

„Miesiąc na placu? Czy to powód do świętowania?” – spyta ktoś cicho. Tłumek zacznie klaskać, ale trudno to nazwać owacją. Nie ma co się oszukiwać. Entuzjazm pierwszych dni wyblakł.

Za chwilę wystąpi grupa Tartak i Saszko Położyński. Saszko jest bohaterem majdanów całej Ukrainy. Zaczynał w 2004 r., w czasie Pomarańczowej Rewolucji. Niedawno, gdy tłum podgrzany przez prowokatorów chciał szturmować administrację prezydenta w Kijowie, Saszko powstrzymał ludzi przed robieniem głupot.

Położyński śpiewa. Ciekawe, ilu ludzi przyszło tu, by zwyczajnie sobie poskakać w takt przeboju „Rytmoteka”?

Tłum gęstnieje. Idę do namiotu „sztabowego”. Łóżka polowe, śpiwory i zapasy: słoiki z kiszonymi ogórkami i kwaszoną kapustą, przyniesione przed dobrych ludzi. Przypięty regulamin: nie wolno pić, kląć, odzywać się chamsko. I ogłoszenie: „Po godzinie 22 wszystkie dziewczęta – oprócz pracujących w kuchni i służbie medycznej – opuszczają terytorium sztabu”. Po co? – Żeby nie było zgorszenia! – mówi ktoś.

Rzadko można spotkać rewolucjonistów tak dbających o moralność w swych szeregach.

UKRAIŃSKI WIEK XXI

Studencka rewolucja grzeszy naiwnością. Nie ma planów i strategii. Jest pozbawiona głowy. Gdyby nie głupota władzy, która w końcu listopada pobiła studentów w Kijowie – wszystko dawno rozeszłoby się po kościach.

Ale w tej naiwności jest jakaś siła. Publicysta Witalij Portnikow poproszony o podsumowanie roku 2013 mówił, że na Ukrainie zaczął się właśnie XXI wiek. W końcu ludzie wyszli na majdany z powodów dla rewolucji niezwykłych. Nie chcieli popierać żadnego z polityków. Nie walczyli o podwyżki płac czy obniżki opłat komunalnych. Upomnieli się o przyszłość kraju. Uznali, że odrzucenie przez Wiktora Janukowycza umowy o stowarzyszeniu z Unią Europejską jest dla tej przyszłości zagrożeniem. Niezwykłość polega na tym, że umowa stowarzyszeniowa nie dawała nawet mglistej nadziei na wstąpienie Ukrainy do Unii – o co sama Unia dokładnie zadbała. Niosła za to ze sobą realne przykrości. Podwyżkę cen na gaz w domach, możliwą dewaluację hrywny, ryzyko utraty pracy, przykre skutki gospodarczej zemsty Rosji.

Młodzi Ukraińcy – co wynika z rozmów – zdawali sobie z tego sprawę, ale wyszli na ulice. W sylwestra Julia Tymoszenko dostrzegła z więzienia, że w jej kraju tworzy się nowa elita.

UKRAINA STARA I MŁODA

To ważne, bo kraj cierpi na chorobę elit. Polityka przeplata się z interesami klanów oligarchicznych. Państwo jest skorumpowane – według rankingu Transparency International dzieli 144. miejsce z Kamerunem, Nigerią i Republiką Środkowoafrykańską (na 177 badanych krajów). Polska – choć mamy wiele zastrzeżeń do czystości naszego życia publicznego – jest na 38. miejscu.

Korupcja zaczyna się od dołu: wizyta u lekarza, egzamin, spotkanie z drogówką, załatwienie pracy. Kończy się na górze: prywatyzacja, przetargi, działki z handlu gazem i paliwami. Tu da się zrobić wszystko: można „sprywatyzować” park narodowy, ukraść nawet kawałek Krymu.

Dzisiejszy plan ekipy Janukowycza interpretowany jest jednoznacznie: zgromadzić jak najwięcej pieniędzy, zbudować wokół familii najsilniejszy klan finansowy w państwie. To pozwoli utrzymać się przy władzy i da gwarancję nietykalności. To samo zresztą dotyczy opozycji. Triumfująca w ostatnich wyborach na zachodzie Ukrainy „Swoboda” zaczęła od przejmowania lokalnych biznesów, czyli gromadzenia środków i budowy swego potencjału finansowego. To nic dziwnego – to tylko polityczny sposób na przeżycie.

Dlatego politykom na Ukrainie się nie ufa. Ukraińcy mają zresztą gorzkie doświadczenia po Pomarańczowej Rewolucji. Wówczas obywatele zrobili swoje: wywalczyli powtórkę sfałszowanych wyborów. Gdy oddali karty bohaterom Majdanu – ci roztrwonili sukces.

Młoda i wykształcona Ukraina demonstrująca na majdanach skanduje: „Chcemy do Europy”, bo nie chce dożyć do emerytury w takim państwie.

GRZECHY UNII

Wobec tej młodej Ukrainy, Ukrainy majdanów, Europa ma na sumieniu dwa ciężkie grzechy. Pierwszy: że nie dała jej żadnej nadziei. Pogrążona w kryzysie i sporach, Unia była za słaba, by choć odrobinę uchylić drzwi do elitarnego klubu, by obiecać cokolwiek poza umową stowarzyszeniową. Drugi grzech polegał na ciągłym pobłażaniu władzom w Kijowie. Unia wybaczała ekipie Janukowycza więźniów politycznych, szulerkę przy urnach, okradanie państwa. W imię tego, by Ukraina nie wpadła w ręce Kremla, gięliśmy własne standardy, zapominając, że pomagamy w niszczeniu społeczeństwa obywatelskiego.

Dramatyczne zdjęcia pobitej niedawno opozycyjnej dziennikarki Tatiany Czernowoł oburzyły świat. Było potępienie ze strony Unii i USA. Problem w tym, że takie zdarzenia są tu standardem. W 2012 r. Instytut Masowej Informacji zanotował 65 przypadków pobicia reporterów, w 2013 r. było ich już 101 – większość podczas relacjonowania proeuropejskich protestów.

Kilka ważnych mediów cieszących się niezależnością (jak „Forbes” czy „Korrespondent”) zostało przejętych przez oligarchę związanego z familią Janukowycza. Doskonali reporterzy w ramach protestu odchodzili na bezrobocie. Wszystko działo się w przerażającej ciszy. Jeśli tak dalej pójdzie, Ukraina straci jeden ze swych największych atutów wśród krajów Partnerstwa Wschodniego: niezależne, profesjonalne i odważne dziennikarstwo.

ZBIAŁORUSIENIE

Europa zawiodła swych największych stronników: Ukrainę studencką, fejsbukową, znającą języki, duchem będącą dawno w Unii.

Ta Ukraina – choć wyszła setkami tysięcy na place – jest ciągle samotną mniejszością. W kraju, gdzie średnia płaca to równowartość 1200 zł, a w biednych regionach nie przekracza 900 zł, marzenia o europejskiej przyszłości to egzotyka i fanaberie młodzieży.

Dla większości społeczeństwa liczy się to, by dociągnąć do pierwszego, zapłacić komu trzeba łapówkę, związać koniec z końcem. Majdany, rewolucje wzbudzają tylko lęk. Przecież młodzi studenci i tak wyjadą na Zachód, jeśli zechcą. Znają języki, odnajdą swe miejsce w starzejącej się Europie. Oni, przeciętni obywatele, zostaną.

Takie „zbiałorusienie” nastrojów jest władzy na rękę i będzie wykorzystane w politycznej walce.

Majdanowa młodzież nie bardzo może liczyć na parlamentarną opozycję. Pokazali jej żółtą kartkę jeszcze w listopadzie, nie zapraszając na plac. Demonstrantów trzeba było namawiać, by zgodzili się na obecność partyjnych przywódców, by się z nimi połączyli. Ci zaś, jak dotąd, nie zapewnili choćby minimalnego sukcesu. Ogłoszony strajk generalny się nie odbył, próba odwołania rządu Mykoły Azarowa przepadła w parlamencie, podobnie próby zdezintegrowania klubu parlamentarnego rządzącej Partii Regionów, pomysł na 10-milionowy ruch obywatelski na wzór „Solidarności” to sfera marzeń, obietnica wspólnego kandydata opozycji w wyborach prezydenckich w 2015 r. może się rozmyć.

Nawet z płomiennych przemówień liderów zostało niewiele. Witalij Kliczko mówił 31 grudnia w wywiadzie dla Radia Wolna Europa, że w polityce jest jak w boksie. Czasem uda się znokautować przeciwnika w pierwszej rundzie, czasem trzeba walczyć dwanaście.

DEKABRYŚCI

Późno w nocy opuszczam roztańczony lwowski Majdan. Myślę, że to jedna z ostatnich dużych imprez. Na kolejne zwołać ludzi będzie coraz trudniej. Wszyscy to wiedzą. Nie znajdują tylko sposobu, by powiedzieć: „To koniec, idźcie do domów”. Studenci między protestami zaliczają sesje. Wykładowcy litują się, patrząc na zmęczone twarze „Dekabrystów 2013”.

Tak określił ich znajomy profesor. Miał rację: ci studenci są podobni do swych „kolegów” sprzed 188 lat. Tamci też byli zauroczeni Zachodem. Też nie mieli precyzyjnego planu ani zdecydowanych przywódców. Chcieli tylko, by Rosja, ich kraj, był normalny, by oddychało się swobodnie. Wyprowadzili pułki na plac Petersburga. Stali samotnie, bez tłoku, czekając, aż dosięgnie ich zemsta cara. Dali się zamknąć w więzieniach, posłać na szafot lub zsyłkę.

Z politycznego i wojskowego punktu widzenia byłaby to jedna z najgłupszych rewolucji w dziejach świata, gdyby nie to, że przeszła do legendy. Do dziś w grudniowe wieczory ludzie wznoszą za Dekabrystów toasty.

***

Następnego ranka lwowski Majdan był pusty. Przed pomnikiem Szewczenki stał tylko samotny namiot sztabu rewolucji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2014