Przygnębieni i zdeterminowani

Ukraiński Euromajdan trwa: za Europą i przeciw władzy prezydenta Janukowycza. Ale trudna sytuacja finansowa kraju sprawia, że nawet jeśli w wyniku społecznych protestów powstanie nowy rząd, to rozczarowanie nim przyjdzie prędko.

10.12.2013

Czyta się kilka minut

Po pomniku Lenina w ukraińskiej stolicy pozostał już tylko cokół; Kijów, 8 grudnia 2013 r. / Fot. Vasily Fedosenko / REUTERS / FORUM
Po pomniku Lenina w ukraińskiej stolicy pozostał już tylko cokół; Kijów, 8 grudnia 2013 r. / Fot. Vasily Fedosenko / REUTERS / FORUM

Jeśli Wiktor Janukowycz liczył, że protesty z czasem wygasną, to w ubiegłym tygodniu spotkać go musiało rozczarowanie. W dni powszednie na kijowskim Majdanie trwało wprawdzie na mrozie do kilku tysięcy ludzi, ale w minioną niedzielę znów wyszło ich kilkaset tysięcy.

Symbolicznym wydarzeniem tych niedzielnych protestów było zniszczenie pomnika Włodzimierza Iljicza Lenina, stojącego na ulicy Szewczenki. Podobno był to całkiem udany pomnik i przedstawiał jakąś wartość artystyczną, a jednak wódz bolszewickiej rewolucji kłuł w oczy. Na Ukrainie pozostało dziś jeszcze wiele pomników Lenina – usuwano je głównie w zachodnich miastach kraju, na wschodzie przetrwały, podobnie jak nazwy ulic. Były nawet inicjatywy fundujące na Ukrainie pomnik Stalina.

W Kijowie już nieraz próbowano usunąć monument Lenina – ale dopiero teraz skutecznie. I trudno nie dostrzec w tym wydarzeniu symbolicznego końca epoki: wszak cechą wszystkich rewolucji jest obalanie pomników. Może pomnik ten zniknąć powinien wcześniej – w 1991 r., a już na pewno w 2004 r., podczas pomarańczowej rewolucji. Na Ukrainie panowała bowiem dziwna sytuacja, gdy w jednym mieście stołecznym stał pomnik Lenina i zarazem pomnik ofiar Wielkiego Głodu – wywołanego przez bolszewików, który zabił 70 lat temu kilka milionów Ukraińców – czy dysydenta Wiaczesława Czornowiła.

Jeszcze wiele wody w Dnieprze musi upłynąć, zanim cała Ukraina poddana zostanie dekomunizacji. Ale czemu się dziwić, jeśli w tym kraju komuniści wybierani są do parlamentu i wspierają rządzącą Partię Regionów.

ZA EUROPĄ, PRZECIW WŁADZY

Kilka wybitych szyb w miejskim ratuszu, rozebrana choinka oraz jeden pomnik – to na razie wszystkie szkody materialne, jakie wyrządziła eurorewolucja. Niewiele. Ale nie jest tak, że ta rewolucja ma tylko przyjemne oblicze. Jak wszystkie masowe ruchy, tak i Euromajdan ściąga radykałów i ludzi niepoważnych. Gdy byłem w ubiegłym tygodniu w Kijowie, nasłuchałem się ze sceny na Majdanie a to wezwań do walki z szatanem, a to piosenek o dzielnych upowcach z Wołynia...

Sam Euromajdan też zmienił swój charakter: początkowo był ruchem za Unią Europejską, wyrazem sprzeciwu wobec decyzji władz Ukrainy o niepodpisywaniu umowy stowarzyszeniowej z Unią. Teraz protesty są skierowane głównie przeciwko władzy.

Opozycja poczuła siłę i sformułowała szereg żądań – od dymisji rządu po przyspieszone wybory prezydenckie i parlamentarne. Trudno powiedzieć, czy polityczni liderzy protestów – Witalij Kliczko, Arsenij Jaceniuk i Oleh Tiahnybok – wierzą w realność swych żądań, czy tylko tak wysoko licytują, by w ewentualnych negocjacjach przy „okrągłym stole” mieć z czego rezygnować. Prawdopodobnie sformułowali takie postulaty pod wpływem radykalizującej się ulicy.

Przyspieszone wybory – jeśli do nich dojdzie – przyniosą ewentualnie przetasowania na szczytach władzy, ale nie zmienią wiele w codziennym życiu milionów Ukraińców. Programy partii liderów opozycji – jeśli chodzi o konkretne propozycje reform – są więcej niż enigmatyczne.

Potrafią oni tylko domagać się ustąpienia obecnych władz, ale nie potrafią przedstawić pozytywnego planu działań. Deklarują więc, że tak, jak jest, dalej być nie może. Ale nie potrafią dać odpowiedzi, jak powinno być – poza tym, że powinno być jak w Europie.

PYTANIA (TAKŻE) TRUDNE

Do negocjacji wcześniej czy później dojść powinno: władza nie jest w stanie rozgonić takiej liczby ludzi, jaka nawet w dni powszednie jest na ulicach Kijowa. Janukowycz prawie cały ubiegły tydzień spędził na zagranicznych wojażach – w Chinach i Rosji – byle na miejscu się nie konfrontować z Euromajdanem. Ale nie może uciekać w nieskończoność.

Zresztą uciekanie od podejmowania decyzji to ulubiona taktyka obecnych władz – przecież rezygnacja z podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią nie była niczym innym, jak właśnie ucieczką przed decyzją o trudnych reformach, które ta umowa by wymusiła.

Trudno powiedzieć, czy sami uczestnicy Euromajdanu są gotowi na trudne decyzje. Niezbędne reformy muszą oznaczać likwidację wielu ulg i podniesienie cen, np. na usługi komunalne. Gdy pytałem ludzi zgromadzonych na Majdanie, z czym kojarzy im się Europa, najczęściej w odpowiedzi słyszałem, że z lepszym życiem. Tymczasem zwrot w kierunku Europy może przynieść lepsze życie tylko na dłuższą metę, a początkowo musi oznaczać wzrost kosztów życia, a więc pogorszenie jego jakości. Ukraińcy co prawda przekonywali mnie, że są gotowi ponieść takie koszta, aby chociaż ich dzieciom żyło się lepiej.

Tak samo nie jestem pewien, czy Ukraińcy zdają sobie do końca sprawę, co oznaczają dziś wartości europejskie, takie jak tolerancja. Badania opinii publicznej pokazują, że tylko co dwusetny Ukrainiec byłby gotowy zaakceptować w swym otoczeniu osobę homoseksualną, a połowa najchętniej zamknęłaby przed homoseksualistami granice państwa. Nie twierdzę, że stosunek do gejów i lesbijek jest jedynym probierzem europejskości. Ale pokazuje on gotowość do akceptacji inności. Na Ukrainie z tym kiepsko – nie tylko, gdy chodzi o gejów.

Jednym z filarów dzisiejszej opozycji jest nacjonalistyczna partia „Swoboda” – jej politykom zdarzały się też wypowiedzi antypolskie. „Swoboda” to ugrupowanie radykalne, partia protestu – dziś jest na Euromajdanie, by protestować przeciw obecnej władzy, ale doskonale można ją wyobrazić sobie także na antyeuropejskich demonstracjach.

Euromajdan generuje też trudne pytania, na które wcześniej czy później Ukraińcy będą musieli odpowiedzieć. To sprawia, że nie można zachwycać się bezkrytycznie obecnym Majdanem. W każdym razie dobrze zbudowani mężczyźni wymachujący flagami OUN-UPA i rozdający gazetkę „Banderowiec” czynią ten zachwyt trudnym.

Można oczywiście przekonywać, że należy na to patrzeć w kontekście trudnej historii Ukrainy; można uspokajać, że póki „Swoboda” jest w ramach szerszej koalicji, to jej radykalizm jest temperowany. Ja jednak uważam ukraińskich nacjonalistów za niebezpiecznych.

ROZCZAROWANIE JAK W BANKU

Tymczasem Ukraina biednieje: pokazują to ekonomiczne wskaźniki i pustka w budżecie. Ale gołym okiem można, choćby w kijowskim metrze, zauważyć pauperyzację społeczeństwa. A jeszcze gorzej jest na prowincji. Państwo na gwałt potrzebuje kilkunastu miliardów dolarów, by związać koniec z końcem. Sytuacja ta wpływa też na atmosferę Euromajdanu: o ile w 2004 r. – gdy ukraińska gospodarka notowała 10-procentowe wzrosty – na głównym placu Kijowa dominował nastrój festynu, o tyle dziś manifestacje nie mają w sobie wiele radości. Widać, że ludzie są przygnębieni i zdeterminowani. Wielu uczestników Euromajdanu to mężczyźni w sile wieku, których praca najwyraźniej może poczekać – jeśli ją w ogóle mają.

Zubożenie państwa i społeczeństwa jest pułapką – to ono popchnęło Wiktora Janukowycza do przerwania rozmów z Unią i do zwrotu w kierunku Rosji. Prezydent liczył na łatwe pieniądze moskiewskie, które pozwolą mu kupić sobie spokój w kraju i dadzą szansę na wygraną w wyborach prezydenckich w 2015 r. Najwyraźniej liczy też, że uda mu się nie uzależnić od Rosji.

Trudna sytuacja finansowa sprawi, że jeśli w wyniku protestów nawet powstanie nowy rząd, rozczarowanie nim przyjdzie prędko. Także ewentualny powrót do rozmów z Unią będzie naznaczony ryzykiem rozczarowania. Pozytywne efekty stowarzyszenia z Unią kazałyby na siebie czekać długo, prawdopodobnie czyniąc z obecnych euroentuzjastów – eurorozczarowanych.

Kłopot w tym, że o ile Rosja jest gotowa wyłożyć konkretne pieniądze, o tyle Unia – i słusznie – uzależnia pomoc od przeprowadzenia zmian w polityce i gospodarce Ukrainy. W tym momencie Unia nie ma dla niej żadnego „podarku”.

NA PERYFERIACH POLITYKI

Jeden z opozycyjnych deputowanych występujący na Majdanie podzielił się ze zgromadzonymi swoim marzeniem: otóż marzy mu się, aby pewnego dnia w jakimś rosyjskim domu mąż powiedział do żony: „słuchaj, jedźmy do Europy, odwiedźmy Kijów”...

Jednak nieszczęściem Ukrainy jest nadal to, że dla wielu Europejczyków ich kontynent kończy się (w najlepszym razie) na wschodniej granicy Polski – dalej jest już tylko strefa wpływów Rosji. W opowieści o Europie ciągle nie ma Ukrainy.

Przed jej mieszkańcami stoi więc trudne zadanie – przypominania o sobie i konsekwentnego pukania do bram Europy. Dążenie do niej oznacza pokorne dostosowanie się – tak jak pokornie dostosowywały się do europejskich standardów Polska, Czechy i Słowacja. Ale Ukraińcom przychodzi to z trudem – dowodem niedawne targowanie się z Unią, tak jakby to Brukseli miało bardziej zależeć na stowarzyszeniu się z Ukrainą.

Ukraińcy są bowiem przekonani o ogromnym znaczeniu, jakie ich państwo ma w świecie. Tak było, gdy po upadku ZSRR nad Dnieprem pozostała broń atomowa i Stany Zjednoczone zabiegały, aby Ukraina ją oddała – padło wtedy wiele szumnych deklaracji. Także przyjęta w Polsce (i słusznie) za aksjomat teza, że bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski, tworzyła w Ukraińcach poczucie szczególności.

Dziś Ukraina coraz bardziej ląduje na peryferiach wielkiej polityki – już inne rejony, nie Wschodnia Europa, decydują o tym, kto będzie dominować w świecie. Unia Europejska była tej jesieni gotowa na liczne ustępstwa na rzecz Ukrainy, ale ta gotowość nie będzie wieczna.

Teraz europejscy politycy powtarzają, że drzwi dla Ukrainy pozostają otwarte. Ale to Ukraińcy muszą chcieć przez nie wejść. 


ANDRZEJ BRZEZIECKI jest redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia” i dziennikarzem „Tygodnika Powszechnego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2013