Daj wódki!

Felieton to forma szlachetna: staram się tu nie pisać o politykach i urzędnikach.

11.05.2014

Czyta się kilka minut

Unikam też pisania o znajomych, bo to prywata. Ale dziś nie mogę się powstrzymać.

Obecnego prezesa ZUS znam od początku lat 90. Był wówczas dyrektorem gabinetu Jerzego Kamińskiego, ministra w rządzie Hanny Suchockiej. Kamiński był przyzwoitym człowiekiem, który nie wadził nikomu. Do rządu się dostał, bo gabinet był wyjątkowo koalicyjny i każdy, w tym jego partia (Porozumienie Ludowe), musiał coś dostać. Zrobiono więc Kamińskiego ministrem ds. kontaktu z partiami politycznymi. A że z partiami politycznymi wszyscy kontaktowali się indywidualnie, to Kamiński był niepotrzebny, za co zresztą nie ponosił najmniejszej winy.

Mój kolega napisał wówczas tekst pod arcyzabawnym tytułem „Minister Kamiński? Nie znam”, który był efektem rozmów z wieloma działaczami partyjnymi, za kontakty z którymi odpowiadał tytułowy bohater.

Wówczas poznałem Zbigniewa Derdziuka. Był zasmucony.

– Pana kolega napisał straszny tekst – powiada. – Minister Kamiński to taki porządny człowiek.

– No, ale nikt go nie zna! – odparowałem.

– Zupełnie nikt? – dopytywał.

– Niestety!

Derdziuk zwiesił głowę, potrząsnął jeszcze wówczas kruczoczarną czupryną i odszedł w milczeniu. Pomyślałem, że dobry z niego podwładny i prawdziwy państwowiec.

Postanowiłem, że będę mu po cichu pomagał. Od tej pory, gdy ktoś w mojej redakcji wspominał go w tekście, poprawiałem Derdziak na Derdziuk, albo Derdzik też na Derdziuk. Robiłem to zupełnie społecznie, z szacunku do człowieka.

Z czasem – i mam w tym swój wkład – przestali mylić jego nazwisko. A on zaczął awansować. Przewinął się przez biuro zarządu TVP, przez dyrektorskie gabinety w Sejmie i Senacie oraz fotele podsekretarzy i sekretarzy stanu w rządach Buzka, Marcinkiewicza i Tuska. Mijaliśmy się na korytarzach władzy, kłaniając się sobie z atencją:

– Dzień dobry, panie ministrze!

– Dzień dobry, panie redaktorze!

O tym, ile mi zawdzięcza, nigdy Derdziukowi nie wspominałem. Nigdy nie żałowałem też swojego zaangażowania. Bo on piął się po szczeblach, ale władza go nie psuła – zawsze cichy, zawsze z teczką pełną papierzysk, stroniący od rozgłosu i lansu. Tylko posiwiał od tego wszystkiego – widziałem to z roku na rok coraz wyraźniej. Martwiło mnie to, bo przez ten czas zdążyłem Derdziuka polubić.

A gdy już został szefem ZUS, na odwrót: promieniałem z radości. Kawałek chleba to niełatwy, ale widziałem, że on da radę. „Jestem patriotą ZUS – mówił w wywiadzie. – Jak zabraknie na wypłaty, zaciągniemy kredyt!”. Nie umrę z głodu na starość – myślałem. W kredyt nie wierzyłem ani przez chwilę. Prezes od lat miał sławę oszczędnego. Z tego powodu trafił do utworu muzycznego Kazika Staszewskiego.

„No daj mi Derdziuk wódki, no co ci to stanowi?

Ja nie mogę, muszę zawieźć tatowi”.

Bo to były czasy, gdy wódka była na kartki. Degenerat Staszewski chlał, a kandydat na państwowca woził gorzałę tatowi! To budziło zaufanie.

I nagle pierdut! Mój protégé zamawia sobie dwie limuzyny o wymiarach 4820 mm na 1800 mm (szerokość bez lusterek). Skóry, szyby, poduszki...

Po tylu latach okazało się, że Derdziuk nie ma za grosz wstydu. W jednej chwili postawił się z tymi, co wysyłają BOR po pizzę i mylą dress code z Kotem Dresem.

Nie mogłem uwierzyć. Zdruzgotany wróciłem do domu. Chciałem od progu zawołać: „No daj mi wódki, no co ci to stanowi” – ale i tak nikogo nie było.

Prezes ZUS, który okazał się bezwstydnikiem, to największy zawód polityczny w moim długim, hulaszczym życiu. Muszę to powiedzieć zdecydowanie: Od dziś radź pan sobie sam! Z nami koniec, panie Derdzik!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2014