Czy zawsze trzeba owijać w bawełnę?

Można zaprosić krytyków na medytację o istocie Kościoła, ale przedtem trzeba zająć się zjawiskami, o których mówią. Czasem ból zgorszenia jest tak dojmujący, że nie można od ofiary wymagać ostrożności i skupienia na tym, by nikogo nie urazić.

27.07.2003

Czyta się kilka minut

Zbigniew Nosowski ma wiele racji, a jednak nie mogłabym podpisać się pod jego tekstem, choć jest on napisany jakby w tym celu, by inni mogli opisane stanowisko przyjąć za swoje. Autor stara się wytyczyć jakąś pozycję dla sensownej krytyki Kościoła, pozycję jedynie właściwą. Jego obszerny wywód ma pokrój katedry, jest dostojny, statyczny. Jakby wyprany z emocji. Tylko jeden fragment w odróżnieniu od reszty tekstu jest osobisty i konkretny: to gorąca pochwała postawy ks. Tomasza Węcławskiego w sprawie arcybiskupa Paetza.

W propozycji redaktora naczelnego “Więzi" sprzeciw budzi we mnie sam pomysł tego typu teoretyzowania i określania specjalnych warunków do spełnienia. Obawiam się, że podobnie jak wspomniani przez Nosowskiego “laiccy myśliciele", za sensowną uważam każdą krytykę uzasadnioną, to znaczy opartą na dających się ustalić faktach i ujawnionych założeniach. Taka krytyka nadaje się do rozpatrzenia także przez Kościół. Można z niej wyprowadzić pożyteczne wnioski, również wtedy, gdy nie w całości uznaje się ją za słuszną albo odrzuca jej założenia.

Od ludzi utożsamiających się z Kościołem, od “swoich" można oczekiwać, że ich założenia będą nieobce innym ludziom Kościoła - także tym, których wypowiedzi i działania są tą krytyką objęte. Mówię ostrożnie, że “będą nieobce", ponieważ nasz Kościół jest ogromnym, złożonym organizmem historycznym, mieści w sobie ludzi różnych epok, stylów myślenia i doświadczeń. Musi się więc zdarzać, że krytycy i krytykowani wydobywają ze skarbca doktryn i tradycji nie te same rzeczy dawne i nowe. Porozumienie w obrębie takiego organizmu, jak Kościół Powszechny, nie jest łatwą sztuką. Nie wszyscy są jej mistrzami, czy to z natury, czy dzięki wprawie w życzliwej analizie i interpretacji wypowiedzi (krytycznych) pochodzących z różnych światów współistniejących dziś na ziemi i w samym Kościele.

Nie ma się co dziwić nieporozumieniom. Krytycy, których intencje i tezy nie są rozumiane, mogą odwołać się wewnętrznie do Kościoła “lepiej poinformowanego" i czekać, może nie spokojnie, ale z nadzieją. Wiele takich nadziei już się ziściło, choćby dzięki Soborowi.

Korzystam z okazji, by zwrócić uwagę na pewną szczególną przyczynę wielu nieporozumień. Krytycy Kościoła coraz częściej posługują się innym trybem niż szeroko rozpowszechniony wśród teologów i duszpasterzy praesens optativus (czas teraźniejszy życzeniowy). Socjolog (i wierzący, i niewierzący) mówi o tym, co stwierdza przy pomocy swoich narzędzi badawczych, podobnie historyk. W odpowiedzi rzecznicy Kościoła mówią o tym, co powinno być, o misji, o powołaniu, o istocie Kościoła i też używają trybu orzekającego (“Kościół jest Oblubienicą bez skazy"). Socjolog albo zwykły obserwator ripostuje: “Ależ ja widzę następującą »skazę«...". I chyba ma rację: ucieczka w sferę Transcendencji nie służy wykorzystaniu sensownej krytyki. Można zaprosić krytyków na medytację o istocie Kościoła, ale przedtem trzeba zająć się zjawiskami, o których mówią. Tego etapu nie da się przeskoczyć, a zajmie on sporo czasu. Niedobrze by było, gdyby rzecznicy Kościoła przyznali sobie prawo egzekwowania dowodów, że przedstawiana im krytyka tak naprawdę już jest obroną i afirmacją Kościoła.

Moim zdaniem ks. Tischner tego nie żąda - wyraża nadzieję na taki obrót rzeczy. Chyba jest ona uzasadniona. Krytyka wolna od efekciarstwa i żonglerki faktami, poważna, nie ciesząca się z odkrywania zła, wspomaga dobro, otwiera perspektywy.

Wszystko to dość łatwo napisać. Ale co robić, gdy nie ma czasu do stracenia, gdy natrafiamy na ciężkie zgorszenie, na ognisko anty-świadectwa? Na bierność całej drabiny Rzeczników wobec groźnych faktów? Wtedy krytyka to za mało, konieczny jest alarm, protest w imię sumienia. To te przypadki, w których milczenie staje się pokusą, a dyplomatyczne uniki oburzają. Wspomniałam o ks. Węcławskim. Niech posłuży tu za przykład. Otóż jestem przekonana, że jego krytyczne działania i protest wynikał z racji sumienia. Działał wbrew własnym czysto ludzkim interesom i szansom spokojnej pracy, nie szukał żadnej satysfakcji osobistej. Takie okoliczności uwierzytelniają krytykę. Skuteczne jej rozpatrzenie staje się oczywistym obowiązkiem sumienia. Gdy licealistka przychodzi do proboszcza, a potem do biskupa z zakorzenioną w sumieniu skargą, że w budynku kościelnym rozprowadzana jest literatura antysemicka (zob. “Sprawa księgarni Antyk", www2.tygodnik.com.pl/tematy/ksiegarnia), to skuteczne zareagowanie na to, o czym donosi, jest twardym obowiązkiem. Nie podejmując tego obowiązku przejmuje się odpowiedzialność za zgorszenie. Nie tak znów wiele jest spraw podobnie oczywistych. Ale są. Mam wrażenie, że rozsadzają one wszystkie schematy, także te, którymi Zbigniew Nosowski się posługuje. Ból zgorszenia jest tak dojmujący, że nie można od ofiary wymagać ostrożności i skupienia na tym, by nikogo nie urazić. Można doradzać roztropność zamierzającym przerwać milczenie, ale nie wolno dostarczać gorszycielom argumentów przeciw krytyce, przeciw jej uwzględnianiu, gdy jest nietaktowna. Obawiam, że wbrew intencjom Autora, tekst Naczelnego “Więzi" może taki efekt wywrzeć. Już przeczuwam zarzut, że krytykuję w sposób niezgodny z “regułami Nosowskiego". Protestuję: dlaczego mam udowadniać, że moim celem jest obrona Kościoła? A może w danej sytuacji widzę przede wszystkim ludzi i sprawy, których trzeba bronić?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2003