Czy Mieszko I był Wikingiem?

Archiwum Watykanu kryje rękopis sprzed prawie tysiąca lat, znany jako "Dagome iudex". Od zawsze budzi on burzliwe spory wśród historyków. Jeden znich jest szczególny: chodzi opytanie, czy twórcapaństwa polskiego był Normanem.

07.11.2011

Czyta się kilka minut

Dokument - to koronny argument zwolenników tezy, że książę Mieszko I był z pochodzenia Wikingiem. "Dagome iudex" powstał około 1087 r.: jest odpisem starszego o sto lat tekstu, w którym książę Dagome - utożsamiany z Mieszkiem I - poleca swe państwo opiece Watykanu.

Autorem odpisu był kardynał Deusdedit, żyjący za pontyfikatu Grzegorza VII, który streszczenie oryginału wykonał pobieżnie i niezrozumiale. Każde zdanie jest niejasne i może być różnie interpretowane. Nas jednak interesuje jego początek, który w tłumaczeniu brzmi: "Podobnie w tomie z czasów Jana XV Dagome sędzia (pan) i Oda pani i synowie ich Mieszko i Lambert".

Kim był Dagome iudex, Dagome sędzia? Odpowiedź wydaje się znana, pojawia się już w samym tekście: to Mieszko I. W porządku, ale czemu nie występuje pod swym imieniem, tylko jako Dagome? Otóż, twierdzą niektórzy, Dagome to pierwsze imię księcia nasuwające normańskie skojarzenia. Skoro się nim posługiwał, wyjaśniają, musiał pochodzić ze Skandynawii.

Polskie groby Wikingów

Ale to nie jedyny argument na rzecz tej hipotezy. Innych dostarczyła archeologia. Na dnie Jeziora Lednickiego odnaleziono "skarb" normańskich militariów. Wśród nich znalazł się rzadki w Polsce hełm z nosalem; miecze wykonane w Nadrenii, groty strzał, włócznie, topory. Forma broni nasuwa skojarzenia z orężem pochodzenia skandynawskiego lub ruskiego. Ale historycy skłaniają się do tego, by widzieć we właścicielach broni Skandynawów. A więc jednak?

Niezupełnie. Oczywiście stacjonowanie na Ostrowie wikińskich wojów nie było ewenementem w skali kraju, o czym świadczą odkrywane przez archeologów na terenie Pomorza, Kujaw i Wielkopolski groby z przedmiotami skandynawskiego pochodzenia, w tym dużej liczby wykonanej z żelaza broni, ozdobionej wzorami ze złota, srebra, brązu lub miedzi. Oprócz mieczy w grobach odnajdywano strzemiona, ostrogi i ozdoby. Do największych należy cmentarzysko w Lutomiersku koło Pabianic, gdzie znajdują się 133 groby bogate w topory, groty włóczni i miecze. Wszystkie cechuje skandynawskie wzornictwo.

Tak duże skupisko grobów zmusiło historyków średniowiecza do szukania miejsca stacjonowania wojowników zza morza. Ich uwaga skupiła się na Łęczycy, grodzie położonym 32 kilometry od cmentarzyska w Lutomiersku. Wybór nie był przypadkowy. Gród łęczycki kryje liczne zabytki skandynawskiej kultury. Niestety, badania archeologiczne tego grodziska nie są jeszcze na tyle zaawansowane, aby móc dokładnie prześledzić jego rozwój. Musi nam więc na razie wystarczyć hipoteza upatrująca w Łęczycy skupiska wikińskiej drużyny.

To, że w szeregach drużyny księcia z Gniezna służyły oddziały Wikingów, jest ostatnio przyjmowane jako oczywistość - zaprzeczanie temu, zwłaszcza w świetle wykopalisk archeologicznych i zwyczajów wczesnego średniowiecza, nie ma sensu. Wszak Wikingowie znajdywali zatrudnienie na wielu dworach Europy - od Sycylii i Konstantynopola po Nowogród i Kijów na Rusi. Dlaczego nie miało ich być w Wielkopolsce?

Rzecz tylko w tym, że nie wiadomo, w jakim byli tu charakterze. Czy jako najemnicy na służbie Mieszka, czy może zdobywcy prowadzeni przez Dago, a później gospodarze tej ziemi?

Skąd się wzięli Polanie?

Odpowiedzi próbuje udzielić "Kronika" Galla Anonima, w której czytamy o pierwszych przedstawicielach dynastii: Siemomyśle, Lestku i Siemowicie. Brzmienie tych imion mówi samo za siebie. Podsuwają więc pewien trop.

Przed 30 laty prof. Benedykt Zientara tak pisał o przodkach Mieszka: "Gdzieś w drugiej połowie IX w. (...) doszło w Gnieźnie do obalenia panującej nad Polanami dynastii, której ostatnim przedstawicielem był Popiel. Tron objął Siemowit, po nim Lestek i Siemomysł; rządy ich przypadają na drugą połowę IX i pierwszą X wieku". Ani słowa o Wikingach. Pojawia się natomiast Gniezno jako centrum państwa Polan, a wraz z nim kolejna zagadka - gdyż Polanie wskoczyli do historii jako związek plemienny w drugiej połowie X w. Żadne z wcześniejszych źródeł o nich nie wspomina.

Opisujący ziemie polskie "Geograf Bawarski" - dokument z połowy IX w., opisujący ludy słowiańskie na wschód od Łaby (w tym liczebność ich osad) - w miejscu, gdzie zwykle się umieszcza Polan, pozostawił pusty, niezamieszkały teren. Równie tajemniczo wygląda wzmianka o najmniejszym z polskich plemion: Goplanach, którym Geograf przypisuje 400 grodów (CCCC civitates). O co tu więc chodzi?

Nie poradził sobie z tym problemem nawet Henryk Łowmiański, nestor polskich historyków tego okresu (autor "Początków Polski"), pisząc, że plemię Goplan "odstąpiło Polanom (...) funkcję organizacyjno-państwową i zjednoczeniową". Ale dlaczego tak się miało stać i jak to "odstąpienie" wyglądało, Łowmiański nie napisał. Inny nestor, Gerard Labuda, jeszcze w latach 80. widział stosunki polańsko-goplańskie jako rywalizację o hegemonię w Wielkopolsce.

Obaj uczeni zakładali istnienie obu plemion w tym samym okresie. Ten pozorny ład trwałby w najlepsze, gdyby nie nowa hipoteza prof. Labudy, oparta na założeniu, że zwrot "Glopeani civitates CCCC" jest prawdą. Skoro około połowy IX w., gdy powstał dokument, Goplanie posiadali aż 400 grodów, musieli istnieć jako państwo plemienne już co najmniej kilka dziesięcioleci. Nie mogło ono, sądził Labuda, upaść z dnia na dzień. Toteż nie widać innej możliwości, jak wysunięcie hipotezy, że autor "Geografa Bawarskiego" stworzył historyczną fikcję, i że pod nazwą "Goplanie" faktycznie kryją się "Polanie".

Rywalizacja o Wielkopolskę

Niestety, próżno dociekać tożsamości twórcy państwa Goplan-Polan. Ani imienia osoby, ani nazwy dynastii nie zapisał żaden mnich. Ponieważ jak dotąd nie odkryto żadnych obcych śladów z tego okresu, uznano, że twórcami państwa byli Słowianie. Archeologom udało się prawdopodobnie odnaleźć jego centrum.

Kandydatów jest dwóch: Kalisz i Giecz. Oba grody wzniesiono jeszcze w okresie plemiennym. Niewielka konstrukcja kaliskiego grodu pochodzi z drugiej połowy IX w. Na tym samym miejscu znajdywano późniejsze fazy budowy grodu, tym razem piastowskiego, o większym obwodzie. Niezwykłą ciekawość wzbudził odkryty w 2002 r. inny gród, odnaleziony w dzielnicy Kalisza, Wydarte. Podobnie jak jego bliski sąsiad również o IX-wiecznej metryce. Nieopodal, jeszcze w latach 70. zeszłego wieku, odkopano rzemieślniczo-handlową osadę.

Natomiast badania archeologiczne prowadzone w 2006 r. w północnej części wałów Giecza cofnęły datę powstania tego grodziska na lata 60. IX wieku. Może to oznaczać, że Giecz jest jednym z najstarszych polskich grodów - i prawdopodobnie z nim, a nie z Gnieznem, należy łączyć historię Popiela, Piasta i Siemowita.

Zatem marsz Piastów do potęgi zaczął się w Gieczu lub Kaliszu. Z podbojami przyszła kolej na następne grody, z których część niszczono, a część zachowywano z powodów strategicznych. Tak przetrwał Santok i Międzyrzecz. Tam, gdzie były puste przestrzenie, a strategia nakazywała zabezpieczyć okolicę, budowano nowe grody. W latach 915-922 powstało Grzybowo, 930-940 Ostrów Lednicki, 938-940 Bnin, w 940 r. Gniezno.

Pominięcie tu Poznania nie jest pomyłką. Do niedawna uznawano, że Poznań założyli na tzw. surowym korzeniu Piastowie przed 940 r. Po odkryciach prof. Hanny Kóčki-Krenz nie jest to już tak oczywiste. Podczas prac wykopaliskowych na Ostrowie Tumskim, gdzie znajdował się poznański gród, trafiono na pozostałości drewniano-ziemnego wału z końca IX w. Badanie dendrochronologiczne określiło datę budowy na 892 r. Mógł to być więc stołeczny gród plemienia rywalizującego z Piastami o prymat w Wielkopolsce. Po zdobyciu grodu w połowie X w. przebudowano go z rozkazu Siemomysła na siedzibę drużyny książęcej, nadając jej kształt niewielkiej, lecz silnie ufortyfikowanej warowni.

Tajemnice dawnych grodów

Gniezno nie było tak stare jak Poznań, Giecz czy Kalisz. Pierwsze drzewa przeznaczone do budowy nowego grodu ścięto dopiero około 940 r. z rozkazu Siemomysła; grodowi nadano dwuczłonową formę. Całość wałów przysypano ziemią i obłożono kamieniami z zewnątrz. W tej formie gród przetrwał do 980 r., kiedy rozbudował go Mieszko I.

W połowie drogi między Poznaniem i Gnieznem, w południowej części wyspy na Jeziorze Lednickim, jeszcze w czasach plemiennych (połowa IX - połowa X w.) stał kolejny, mały gród. Na razie nie wiadomo, kto w nim mieszkał i jak dokładnie wyglądały fortyfikacje. Wiadomo, że w latach 930-940 zaczęto na Ostrowie Lednickim sypanie wałów ziemno-drewnianych, większych i obejmujących rozleglejszy teren niż poprzednie. Z dwóch stron wyspę łączyły z lądem drewniane mosty: "poznański" (o długości 440 m) i "gnieźnieński" (170 m). Oba zbudowano zimą-wiosną przełomu lat 963/964.

Czyli - już za czasów panowania Mieszka, mówią jedni; Dago, odpowiadają drudzy. I dla nich będzie to argument popierający teorię najazdu, a w konsekwencji normańskie pochodzenie księcia. Bo czemu miał służyć ten wysiłek budowlano-organizacyjny, jak nie kontroli nad ujarzmionym ludem?

Kiedy jednak popatrzymy na sposób budowy grodów, zauważymy pewną prawidłowość. Przy wznoszeniu wałów używano dwóch podstawowych materiałów: drewna i ziemi. Grube i mocne drewniane bale układano niczym zapałki w prostokątne skrzynie. Do nich wsypywano ziemię i kamienie dla wzmocnienia konstrukcji. Gdy szkielet wału był gotowy, przysypywano go ziemią i ubijano, aby się nie osunęła.

Innym sposobem budowy wału była tzw. konstrukcja przekładkowa, zmodernizowana w drugiej połowie X w. w konstrukcję hakową. Budując wał, układano belki warstwami tak, że belki w warstwie kolejnej leżały prostopadle do tych w poprzedniej. Wspomniane haki, wyciosane z gałęzi (integralnych części pni), podtrzymywały dodatkowo ułożone w poprzek warstwy niższe. Aby nadać konstrukcji większą wytrzymałość, między warstwami drewna sypano ziemię, glinę i kamienie. Całość zasypywano ziemią. Niejednokrotnie lico wału było pokryte kamieniami. Trudno oprzeć się wrażeniu, że był to rodzimy patent. Sama ewolucja ku konstrukcji przekładkowej, a później hakowej nie jest uznawana wśród historyków za dowód obcych wpływów.

Ego Mesco dux

Podsumowując: z jednej strony mamy słowiańskie imiona czterech przodków Mieszka-Dago (z Piastem włącznie), wplecione w tradycję późniejszych wieków. Mamy też niespotykaną gdzie indziej technologię budowy grodów. I trwającą aż cztery pokolenia, przeszło sto lat, ewolucję państwa. Tak długi okres wyklucza drogę podboju.

Po przeciwnej stronie widzimy liczne groby Wikingów, których zapewne archeolodzy odnajdą jeszcze więcej - ostatnio w Bodzi niedaleko Włocławka znaleziono pochówki wskazujące na skandynawskie pochodzenie 14 mężczyzn, 21 kobiet i 12 dzieci. Mamy też informacje Ibrahima ibn Jakuba o drużynie Mieszka-Dago, której liczbę ten arabski podróżnik oceniał na 3 tys. pancernych (uznawanych raczej bezdyskusyjnie za Normanów). I mamy dokument "Dagome iudex".

Tymczasem trzeba sobie uświadomić: występowanie grobów normańskich i militariów skandynawskiego pochodzenia świadczy tylko o pobycie Normanów na tych ziemiach. I nic ponadto. Dopóki nie odnajdziemy jednoznacznych dowodów, nie możemy mówić o pochodzeniu Piastów. Ponieważ nie znamy miejsca pochowania Mieszka-Dago, zwrócono uwagę na jego potomków. Prof. Władysław Duczko z Akademii Humanistycznej w Pułtusku wysunął projekt zbadania szczątków Bolesława Krzywoustego. Może takie badania dadzą konkretną odpowiedź. Dopóki ich nie poznamy, lepiej zostawić księciu imię Mieszko, bo pod takim występował w kronikach, i uznać go za Słowianina. Na razie, jak pisze prof. Andrzej Buko, "trudno wiązać początki dynastii z obcymi etnicznie przybyszami, ponieważ nie upoważniają do tego źródła pisane ani tym bardziej dane archeologiczne".

A "Dagome iudex"? Cóż, jeśli przyjąć, że tekst dokumentu został źle przepisany, może zamiast "Dagome iudex" powinno być "Ego Mesco dux"? Czyli: "Ja, Mieszko książę...".

W każdym razie wtedy wszystko staje się jasne.

KACPER ŚLEDZIŃSKI (ur. 1975 r.) jest historykiem i publicystą. Autor książek: "Zbaraż 1649", "Cecora 1620" "Wojowie i grody. Słowiańskie Barbaricum" oraz "Czarna kawaleria" (o wojennych dziejach brygady, a potem dywizji pancernej gen. Stanisława Maczka).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2011