Stawka większa niż Berlin

Pod koniec II wojny światowej dwa miejsca w Europie skupiały uwagę strategów: Berlin i Twierdza Alpejska. Pierwsze istniało, drugie było wymysłem niemieckiej propagandy. Pierwsze zdobywali Sowieci. Na drugie poszli Amerykanie. Po co?

01.05.2016

Czyta się kilka minut

Niemiecka technologia nuklearna i rakietowa, a przy okazji zrabowane dzieła sztuki wpadały w ręce Amerykanów wiosną 1945 r.  Na zdjęciu: żołnierze 50. Dywizji Piechoty US Army w kopalni soli w Merkers z obrazem Édouarda Maneta „Ogród zimowy”. / Fot. Keystone / GETTY IMAGES
Niemiecka technologia nuklearna i rakietowa, a przy okazji zrabowane dzieła sztuki wpadały w ręce Amerykanów wiosną 1945 r. Na zdjęciu: żołnierze 50. Dywizji Piechoty US Army w kopalni soli w Merkers z obrazem Édouarda Maneta „Ogród zimowy”. / Fot. Keystone / GETTY IMAGES

Pojęcie „Twierdza Alpejska” zyskało trwałe miejsce w raportach amerykańskiego wywiadu w lutym 1945 r. Podobno Niemcy mieli na rozkaz Hitlera przekształcić trudno dostępny obszar Alp w ostatnią redutę III Rzeszy. Mowa była o tym, że mają tam ściągnąć wielkie siły: 100 dywizji, w tym aż 30 pancernych!

Informacje brzmiały groźnie i wzbudzały obawy amerykańskiego generała Dwighta D. Eisenhowera, naczelnego dowódcy wszyst- kich sił alianckich w Europie. Niemniej jeszcze przez dwa miesiące to Berlin, stolica Rzeszy, wydawał się być priorytetowym celem nie tylko dla Stalina, ale też dla Amerykanów. Do historii przeszła rozmowa, którą w niedzielę 8 kwietnia wizytujący front Eisenhower przeprowadził z gen.

Alexandrem Bollingiem, dowódcą 84. Dywizji Piechoty. Szykowała się ona do zajęcia Hanoweru, co stało się 10 kwietnia, a kolejnego dnia miała przekroczyć Łabę.

Eisenhower zapytał Bollinga:

– Alex, dokąd się teraz wybierasz?

– Generale, zamierzamy dalej przeć do przodu, mamy prostą drogę na Berlin i nikt nie zdoła nas powstrzymać.

– Alex, zrób to, życzę ci powodzenia – miał odpowiedzieć głównodowodzący.

Od tej rozmowy minął tydzień. 15 kwietnia gen. Omar Bradley, dowódca 12. Grupy Armii – skupiającej główne siły aliantów atakujące Nizinę Niemiecką – wydał gen. Williamowi H. Simpsonowi rozkaz zatrzymania się na Łabie.

– Od kogo, u diabła, ta wiadomość? – spytał zdziwiony dowódca amerykańskiej 9. Armii.

– Od Ike’a – odparł Bradley (Ike – tak podkomendni nazywali Eisenhowera).

Simpson był wściekły. Na froncie zachodnim niemiecki opór był coraz słabszy. Podczas rozmowy z Eisenhowerem przekonywał, że jego ludzie mogą dotrzeć do stolicy Niemiec w ciągu 48 godzin. Ale Eisenhower trwał przy swoim. Simpson nie dostał zielonego światła i zgodnie z rozkazem zatrzymał żołnierzy na brzegu Łaby. Mimo szczerych chęci, nie mogli pójść na Berlin.

Następnego dnia, 16 kwietnia, wojska sowieckie zaczęły forsowanie Odry. Zaczynała się tzw. operacja berlińska, w wyniku której tydzień później Armia Czerwona miała podejść pod miasto i zacząć jego szturm. Opór Niemców był twardy: od rozpoczęcia ofensywy do zdobycia Berlina musiały minąć dwa tygodnie. Nawet jeśli Simpson przesadzał, mówiąc o 48 godzinach, Amerykanie mieli dość czasu, by podjąć z Sowietami wyścig do Berlina. Nie uczynili tego.

Ike rezygnuje z Berlina

Kiedy Eisenhower zmienił priorytety? W liście, który pisał do Stalina 28 marca 1945 r., ten najważniejszy aliancki wojskowy w Europie podawał w ogóle w wątpliwość sens ataku na Berlin. To samo tłumaczył Bernardowi Montgomery’emu, dowódcy brytyjskiej 21. Grupy Armii (i zarazem najważniejszemu brytyjskiemu dowódcy na froncie zachodnim). Innemu podwładnemu, gen. George’owi Pattonowi – słynącemu z energicznego komenderowania dowódcy amerykańskiej 3. Armii, której manewry odegrały istotną rolę w Normandii i Ardenach – Ike miał mówić, że „z taktycznego punktu widzenia zajęcie Berlina przez armię amerykańską jest bardzo niewskazane (...). Berlin nie ma wartości ani strategicznej, ani taktycznej”.

Czy Eisenhower miał rację? Montgomery i Patton uważali, że nie. „Ike, nie mogę zrozumieć, jak sobie to wykombinowałeś. Powinniśmy zdobyć Berlin i szybko dalej – do Odry” – naciskał Patton.

Tymczasem – jak można się było spodziewać – odpowiadając na list Eisenhowera, Stalin przekonywał obłudnie, iż Berlin stracił znaczenie strategiczne, wobec czego Sowieci zamierzają skierować na stolicę Rzeszy wyłącznie „jednostki drugiego rzutu”.
Ike jakby się jeszcze wahał. A w każdym razie takie sprawiał wrażenie. Możliwe, że przekonała go opinia Bradleya, który oceniał, że jego 12. Grupa Armii może stracić podczas hipotetycznej operacji berlińskiej 100 tys. żołnierzy. Byłaby to „zbyt wysoka cena za prestiż”.

Tak czy inaczej: Eisenhower zrezygnował z ataku na Berlin – i zwrócił uwagę ku Twierdzy Alpejskiej. Mimo że prominentom III Rzeszy nie udało się do niej przedostać (co potwierdzały raporty wywiadu), to „pośpieszne zdobycie tego obszaru było dla nas sprawą wielkiej wagi” – pisał Eisen- hower.

Tymczasem raporty wywiadu USA nie tylko straszyły domniemaną siłą Reduty Alpejskiej (tak brzmiała inna jej nazwa), lecz przytaczały też opinie ujętych niemieckich generałów; „wszyscy [oni] uważali taki plan za śmieszny i nie do zrealizowania”. A jednak legenda Twierdzy Alpejskiej zdawała się działać – Eisenhower nie mógł jej zignorować. Tak przynajmniej tłumaczył przełożonego generał Bradley.

Połowa kwietnia była więc przełomowym momentem dla kierunku ofensywy aliantów. Eisenhower zatrzymał natarcie swoich 1. Armii oraz 9. Armii na Łabie. Natomiast pozostałe siły amerykańskie (3. Armia Pattona i 7. Armia) oraz 1. Armia francuska dostały rozkaz uderzenia na południe i południowy wschód.

Na Eisenhowera posypały się potem gromy – i prawdę mówiąc, sypią się do dziś. Tylko czy słusznie?

Wyścig po niemiecki atom

Spójrzmy na wydarzenia rozgrywające się w pierwszej połowie 1945 r. z nieco innej perspektywy. Zajrzyjmy za kulisy.

W 1943 r. we Włoszech wylądował zespół z wywiadu armii USA, dowodzony przez pułkownika Borisa Pasha. To jemu przypadł zaszczyt zainaugurowania poszukiwań niemieckiej broni atomowej. „Misja Alsos”, bo taki przyjęła kryptonim, trwała do 1945 r. We Włoszech ludzie Pasha nic nie odnaleźli i po lądowaniu aliantów we Francji przerzucili się na zachodni front. Pod koniec wojny, idąc krok w krok za postępującymi oddziałami alianckimi, dotarli do Niemiec. Znaleziono cztery laboratoria atomowe: w Haigerloch, Hechingen, Bisingen i Tailfingen – wszystkie w okolicy miasta Tybinga, w południowo-zachodnich Niemczech.

W Hechingen zdobyto reaktor atomowy. Nie był ukończony, lecz stanowił dostateczny dowód na niemieckie wysiłki stworzenia broni atomowej. Schwytano ośmiu (inne relacje mówią o sześciu) fizyków jądrowych. Wywieziono ich do Paryża, a później do USA i przydzielono do Projektu Manhattan – amerykańskich prac nad bombą atomową. Z kolei w miasteczku Strassfurt – położonym już w środkowych Niemczech, na terenie, który w myśl porozumienia ze Stalinem miał się potem znaleźć pod okupacją sowiecką – przejęto i wywieziono 1200 ton rudy uranu: materiału niezbędnego do produkcji bomby atomowej.

„Cały niemiecki uran stanowił śmiesznie niewielką ilość. Tu [w Hechingen] była centralna grupa laboratoriów, wszystko razem mieściło się w niewielkiej jaskini, skrzydle niewielkiej fabryki włókienniczej, oraz w kilku pokojach starego browaru. Niewątpliwie laboratoria były dobrze wyposażone, lecz porównując je do tego, co robiliśmy w Stanach Zjednoczonych, wydawało się niezwykle skąpym. Czasami zastanawialiśmy się, czy nasz rząd nie wydał więcej pieniędzy na naszą misję wywiadowczą, niż Niemcy wyłożyli na cały swój projekt” – pisał później Samuel Goldsmith, szef naukowy „Misji Alsos”.

Wszystkie opisane wyżej sukcesy Amerykanów tylko pozornie były zwycięstwem w walce z Niemcami. W zmieniającej się sytuacji geopolitycznej przegranym w tym wyścigu o przejęcie niemieckich zasobów atomowych – technologii, materiałów i specjalistów – był ZSRR. Przypomnijmy: Strassfurt leżał już na terenie, który miał się znaleźć w sowieckiej strefie – i podobnie rzecz się miała w przypadku kopalni soli w Merkers w Turyngii. Konwój amerykański wywiózł z niej spore zasoby złota zrabowanego przez Niemców w Europie, a także dolary, marki i dzieła sztuki.

Stalin zdawał sobie sprawę z osiągnięć niemieckiej nauki i chciał zagarnąć nie tylko zasoby niemieckiego uranu (po 1945 r. kopalnie we wschodnioniemieckich Rudawach będą dostarczać ten surowiec do produkcji sowieckich bomb), ale też specjalistów. Ci jednak w większości woleli poddawać się Amerykanom.

Podobnie było z niemiecką technologią rakietową: również ona stała się celem rywalizacji – wówczas jeszcze – sojuszników. W Turyngii, także planowo przypisanej do sowieckiej strefy okupacyjnej, znajdował się obóz koncentracyjny Mittelbau-Dora, gdzie od 1943 r. produkowano V2 – pierwsze w historii rakietowe pociski balistyczne, którymi od września 1944 r. Niemcy ostrzeliwali brytyjskie, francuskie, belgijskie i holenderskie miasta (łącznie wystrzelili 5,5 tys. rakiet V2). 11 kwietnia 1945 r. do tego obozu weszli Amerykanie – i zanim się potem wycofali, oddając Turyngię Rosjanom, wywieźli maszyny.

2 maja 1945 r. w Bawarii przed Amerykanami ujawnił się Wernher von Braun, wraz z grupą 22 naukowców. 33-letni Braun był konstruktorem V2, główną postacią w niemieckim programie rakietowym. Specjalny sowiecki zespół, dowodzony przez generała NKWD Awrama Zawieniagina, odnotował więc kolejną porażkę – choć robił, co mógł, by zdobyć dla Stalina godne atomowe łupy.

Kto przejmie szyfry

Tymczasem równocześnie z „Misją Alsos” do Niemiec weszły tzw. zespoły TICOM (Target Intelligence Committee).

Wiosną 1945 r. było ich cztery, a latem, już po zakończeniu wojny, dołączyły dwa kolejne. Głównym zadaniem wywiadowców z TICOM było odnalezienie i przechwycenie dokumentów, technologii i specjalistów z zakresu kryptologii, pracujących onegdaj dla niemieckiego wywiadu, zanim ci ludzie zostaną przechwyceni przez Rosjan, a ich archiwa przejęte – lub wcześniej zniszczone przez samych Niemców. Także tu było się o co ścigać z zespołami wysłanymi w tym samym celu przez Stalina.

Przydzielone do poszczególnych armii, grupy TICOM działały poza strukturami wojskowymi, choć koordynowały z nimi swoje prace. Ponieważ często zlecone zadania zmuszały zespoły TICOM do wypadów w głąb terenu nieprzyjaciela, oddano do ich ochrony 30 AU Royal Commando Marine. Oddział komandosów działał już od 1942 r., a pomysłodawcą zorganizowania jednostki był niejaki Ian Fleming, przyszły autor książek o Jamesie Bondzie.

Najbardziej spektakularny sukces odniosły zespoły nr 1 i 6. W podalpejskim mieście Kaufbeuren, na terenie dużej bazy Luftwaffe, trafiono na ślad szczególnej maszyny: zestawu niemieckich odbiorników szerokopasmowych, wykorzystywanych do przechwytywania i dekryptażu sowieckich szyfrów. Maszynę nazwano Russian Fish. W Polsce przyjęła się nazwa: Aparat bądź Ryba-Miecz, a jednym z oficerów wywiadu, na którego konto zaliczono sukces, był komandor porucznik Howard Compaigne (znany z polskiego serialu „Tajemnica twierdzy szyfrów”). Z kolei 22 maja 1945 r. w miasteczku Rosenheim – w bawarskich Alpach – Amerykanie wykopali kilkanaście dużych i 53 małe skrzynki o łącznej wadze 7,5 ton. W nich niemieccy kryptolodzy ukryli rozłożony na segmenty aparat Russian Fish.

To były konkretne zdobycze. Russian Fish przysłużyła się potem do zneutralizowania siatki sowieckich szpiegów, działających w amerykańskim ośrodku badań atomowych w Los Alamos. Złapano wówczas pracujące dla ZSRR małżeństwo Juliusa i Ethel Rosenbergów oraz Klausa Fuchsa. Ten ostatni uznawany był za najlepszego szpiega Stalina działającego przy Projekcie Manhattan. Sukces amerykańskiego kontrwywiadu przyhamował postępy sowieckich naukowców w pracach nad bronią atomową.

Natomiast współpraca z niemieckimi inżynierami, specjalistami od balistyki, pozwoliła Amerykanom rozbudować później swój potencjał rakietowy i zdobyć strategiczną przewagę nad ZSRR w pierwszych latach zimnej wojny.

Były to korzyści bardzo wymierne. Za takie zdobycze warto było zrezygnować z chwały zdobywców ruin Berlina. A była to niska cena – zważywszy, że zgodnie z porozumieniem ze Stalinem Amerykanie i tak musieliby potem oddać zdobycze terytorialne Rosjanom, jak oddali np. Turyngię. Po stronie alianckiej nie było politycznej woli, aby – po hipotetycznym zajęciu stolicy Rzeszy – renegocjować umowy na temat przyszłości Niemiec (i Europy Środkowej), zawarte wcześniej ze Stalinem.

Hipoteza

Wiadomo, że Eisenhower został poinformowany o podejrzeniach amerykańskiego wywiadu w kwestii niemieckiej broni atomowej, rakiet, kryptologii i sowieckiego apetytu na te skarby już w 1943 r., a zatem u zarania działalności „Misji Alsos”.
Czy zatem wszystko odbyło się tak, że wiosną 1945 r. Amerykanie sprytnie wykorzystali okazję, jaką była nagłaśniana przez niemiecką propagandę mityczna Twierdza Alpejska, aby jej (domniemanym) istnieniem uzasadnić zmianę priorytetów? Czy Ike udawał naiwnego, wykładając Stalinowi swoje obiekcje wobec szturmu Berlina? A Stalin, bojąc się, że Amerykanie będą w Berlinie przed Żukowem, łykał przynętę i sam starał się omamić Ike’a, pomniejszając znaczenie Berlina – i równocześnie przyspieszając przygotowania do operacji berlińskiej?

Dalej: czy wywiad amerykański, chcąc usprawiedliwić zmianę strategii przed własnym wojskiem i przed demokratycznym społeczeństwem USA, powielał raporty o zagrożeniu płynącym z Reduty Alpejskiej, sztucznie wyolbrzymiając problem? I przygotowując grunt pod operację, której prawdziwe oblicze miało pozostać tajemnicą na kilka kolejnych dekad...

Czy tak to się odbyło? ©

Korzystałem z: sites.google.com/site/ticomarchive/home; O. Bradley „Żołnierska epopeja”; A. Beevor „Berlin 1945. Upadek”; R. Kudelski „Merkers – skarbiec III Rzeszy”; S. Ambrose „Eisenhower”; D. Eisenhower „Krucjata w Europie”; D. d’Este „Patton. Geniusz wojny”.

KACPER ŚLEDZIŃSKI jest historykiem, autorem książek: „Cichociemni. Elita polskiej dywersji”, „Czarna kawaleria. Bojowy szlak pancernych Maczka”, „Odwaga straceńców. Polscy bohaterowie wojny podwodnej”, „Tankiści. Prawdziwa historia czterech pancernych”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2016