Czy Jezus lubi UBI?

Nie jest zaskoczeniem, że z powodu COVID-19 papież Franciszek odkrywa dla katolików bezwarunkowy dochód podstawowy. Zadziwia raczej, że dzieje się to dopiero teraz. Ale przecież lepiej późno niż wcale.
w cyklu Woś się jeży

16.04.2020

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /
Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /

W Niedzielę Wielkanocną do trwającej w najlepsze debaty o dochodzie podstawowym (jej przebieg mogą Państwo prześledzić czytając poprzednie wpisy z cyklu #WośSięJeży) włączył się papież Franciszek. W liście do Światowego Spotkania Ruchów Ludowych napisał, że pandemia COVID-19 to może być dobry czas na wprowadzenie „powszechnej pensji podstawowej”. Mogłaby ona – czytamy w liście – „przywrócić godność wielu szlachetnym i społecznie potrzebnym zadaniom, które wykonujecie”. W ten sposób – pisze papież – „można osiągnąć cel, który jest jednocześnie humanistyczny i chrześcijański”. To znaczy sprawić, by żaden pracownik nie był już dłużej „wyzuty ze swoich praw”. Pełna wersja papieskiego listu dostępna jest tutaj.

Wieść o liście natychmiast stała się globalnym newsem dużego kalibru. Nie bez przyczyny. Franciszek nigdy dotąd nie udzielił tak konkretnego poparcia dla idei dochodu podstawowego. W swym społecznym nauczaniu ograniczał się raczej do ostrożnej i dość ogólnej krytyki stanu stosunków społecznych. Stronił nawet od użycia słowa „kapitalizm”. Podobnie zachowywali się jego współpracownicy, czego doświadczyłem rozmawiając kilka miesięcy temu z Luigino Brunim, włoskim ekonomistą uważanym za jednego z papieskich doradców (pełną wersję rozmowy znajdziecie tutaj). Spytałem Bruniego wprost o dochód podstawowy, ale nie chciał udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Dociskany, zwracał wręcz uwagę na sprzeczności dochodu podstawowego ze społeczną nauką Kościoła. W tym kontekście niedzielne poparcie papieża dla idei UBI jest jeszcze bardziej godne uwagi. Zwłaszcza że orędownicy dochodu podstawowego ochoczo podchwycili słowa Franciszka, nazywając je nawet „gamechangerem”. Czyli momentem, który w żywej debacie o UBI wiele zmieni. 

Czy słowa Franciszka faktycznie oznaczają, że cała wcześniejsza rezerwa Kościołów (nie tylko katolickiego) wobec rozwiązań polityczno-ekonomicznych przypominających dochód podstawowy momentalnie stopnieje? To oczywiście nie takie proste. Wiele pozostaje wciąż do wyjaśnienia.

1. Zacznijmy od samych słów papieża Franciszka. Warto zwrócić uwagę, że nie napisał on o „bezwarunkowym dochodzie podstawowym”, lecz o „bezwarunkowej pensji podstawowej”. Nie jest to bynajmniej przejęzyczenie. Wydaje się, że Franciszek chciał wyraźnie podkreślić kluczowy związek owego dochodu z pracą. Dlatego „pensja”, a nie „dochód”. Kryje się za tym podstawowa obawa wobec UBI, płynąca ze strony chrześcijańskiego, i pewnie nie tylko chrześcijańskiego mainstreamu. Z tym oderwaniem UBI od obowiązku świadczenia pracy problem ma pewnie niejeden z czytelników tej kolumny – niezależnie od tego, w co i jak mocno wierzy.

Podstawowy zarzut brzmi tak: dochód podstawowy będzie zniechęcał ludzi do pracy. Tym samym będzie stał w sprzeczności z pewnym wyimaginowanym naturalnym porządkiem, w którym praca nadaje ludzkiemu życiu sens i wartość. Ludzie bez pracy się posypią. Posypią się społeczeństwa i państwa. Posypie się cały otaczający nas ład. Obawy te nachodzą czasem pewnie nawet tych, którzy na ideę dochodu podstawowego patrzą skądinąd łaskawie.

Z tym problemem najlepiej zmierzyć się od razu. Wskazując, że dochód podstawowy jako alternatywa wobec pracy NIE JEST tym, czego pragną jego zwolennicy. Więcej nawet. Wizja (niczym w kreskówce dla dzieci z 2008 roku pt. „Wall-E”), w której ludzkość popada z braku pracy w bezczynną gnuśność, to... projekcja przeciwników dochodu podstawowego.

Jest to projekcja błędna z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że w prawdziwym świecie jesteśmy przecież po przeciwnej stronie skali. Pracujemy raczej bardzo dużo niż bardzo mało (kto nie wierzy, niech spojrzy na coroczne dane OECD na ten temat). W Polsce w ciągu 15 lat współczynnik zatrudnienia (odsetek aktywnych zawodowo osób w wieku produkcyjnym) wzrósł z 50 do 70 proc. Rósł nawet w latach 2016-2020, gdy zaczął się rozpędzać (rzekomo dezaktywujący zawodowo) program 500 plus. 

Co z tego wynika? Ano to, że tu i teraz, w rzeczywistości współczesnego kapitalizmu, dochód podstawowy nie jest alternatywą dla pracy. Nie jest promowaniem bierności i gnuśności. Przeciwnie. W prawdziwym życiu jest realnym wzmocnieniem pracujących! Daje im bowiem dodatkowy argument w negocjacji z pracodawcą. Owszem, czasem prowadzić może do odmowy pracy. Ale nie jakiejkolwiek pracy, lecz pracy na takich (w domyśle: pozbawiających godności) warunkach. Dlatego UBI nie stoi w sprzeczności ze słowami papieża. Przeciwnie: jeśli chrześcijaństwo zbudowane jest na uznaniu godności każdej jednostki ludzkiej, to UBI właśnie tę godność wielu jednostkom ma szansę przywrócić.


Czytaj także: Rafał Woś: Na wirusa 500 plus plus


Oczywiście będą istnieć pytania o przypadki graniczne. Belgijski filozof Philippe Van Parijs (jeden z nielicznych zwolenników tzw. marksistowskiego libertarianizmu) nazwał to „dylematem surfera”. Co począć z tymi, którzy wezmą dochód podstawowy i wycofają się z życia społecznego i produkcyjnego, całymi dniami oddając się surfowaniu albo siedzeniu przed telewizorem, chodzeniu po lesie lub czymukolwiek innemu, co uważa się za bezproduktywne? Czy społeczność ma machnąć na nich ręką? Czy musi ich jakoś wciągnąć do gry? 

Na te dylematy można sobie wyobrazić wiele odpowiedzi. Brytyjski ekonomista Anthony Atkinson proponował na przykład, żeby byli oni zobowiązani do wykonywania pracy „społecznie użytecznej” na rzecz dobra wspólnego. Inni twierdzą, żeby nie przesadzać. Przekonują, że z pozornego lenistwa czy pięknoduchostwa powstaną nierzadko rzeczy piękne. A co, jeśli ów surfer pracuje nad nową teorią względności, która umożliwi nam np. podróże w czasie? Czy można go nazwać „nierobem”? A może jako społeczeństwo powinniśmy dopuścić istnienie szarej surferskiej strefy, w której – z dala od codziennego kołowrotka – może się wykluć coś cennego? Czy taki na przykład Karol Darwin mógłby opracować teorię ewolucji, gdyby nie był bogaty z domu i nie musiał martwić się o to, czy złapie kolejną chałturę albo grant badawczy?

2. Inny argument, zgodnie z którym UBI jest rzekomo nie do pogodzenia z Biblią, ma związek z chciwością. „Dostaniesz 1000 dolarów, to zaraz zapytasz, dlaczego nie 1500. Dostaniesz 1500, więc dlaczego nie 2000” – tak na pytanie o dochód podstawowy odpowiedział ewangelicki kaznodzieja Chuck Bentley. Zacytował nawet (a jakże!) odpowiedni fragment Pisma. „Kto kocha się w pieniądzach, pieniądzem się nie nasyci; a kto się kocha w zasobach, ten nie ma z nich pożytku” (Koh 5,9). 

Takie pryncypialne potępienie chciwości trąci jednak hipokryzją. Zwłaszcza wobec skali problemu nierówności majątkowym we współczesnym kapitalizmie. Tym, co je napędza, jest przecież zjawisko rentierstwa. Fakt, że w ciągu ostatnich 30 lat tak mocno urosła liczba światowych miliarderów, nie jest przecież związany z ich pracą w sensie dosłownym. Wzrost majątków polega raczej na akumulacji kontrolowanego przez nich kapitału. Jasne, że większość współczesnych bogaczy, od Bezosa po Sołowowa, pracuje. Mają biura, podróżują i ubijają interesy. Trudno jednak nie zauważyć, że coś ich pracę odróżnia od pracy większości z nas. Oni robią to raczej dla przyjemności niż z konieczności. Dzieje się tak dlatego, że tak naprawdę ich dochody mają charakter rentierski. Praca jest dla nich rozrywką.


Czytaj także: Rafał Woś: Kto się boi pokonania kryzysu?


Pytanie, czy którykolwiek Kościół kiedykolwiek im tego rentierstwa zabronił? Albo nazwał je wprost niemoralnym i niemożliwym do pogodzenia z tym, co mówi Pismo? Chyba nie. Wokół bogatych chodzi się raczej na paluszkach. Jeśli napomina, to delikatnie i w sposób raczej zawoalowany. Ale skoro tak, to dlaczego zabraniać stosowania mechanizmu rentierstwa powszechnego na poziomie maluczkich? A przecież dokładnie tym jest – co do zasady – mechanizm dochodu podstawowego. To przeniesienie logiki rentierstwa w wersji mini na poziom powszechny. Czy godzi się więc przypowieść o uchu igielnym stosować tylko wobec maluczkich? Tylko ich chłostać, że są chciwi: mając 1500, chcą 2000. A nie wobec silnych, którzy operują na liczbach o dalece większej ilości zer? Czy nie spełnia to definicji hipokryzji?

3. Streszczę na koniec treść pewnego kazania. Idzie to tak: przez większą część historii ludzkości ubóstwo było spowodowane przez niedostatek. Nie było wystarczająco dużo jedzenia, by wykarmić do syta wszystkich. Zbyt mało domów, by każdy mógł zamieszkać w godnych warunkach. Zbyt mało szkół, by każdy mógł otrzymać porządną edukację. Tak było kiedyś. Ale dziś już tak nie jest. Ludzkość ma dziś wystarczająco dużo jedzenia, by nakarmić wszystkich ludzi do syta, a nawet zdrowo. Starczy mieszkań, by wszyscy mogli mieć dach nad głową. Szkół i nauczycieli też jest pod dostatkiem. Problemem jest pieniądz. Zbyt wielu ma zbyt mało pieniędzy, by kupić porządne jedzenie, mieć normalny dom i warunki do tego, by się w spokoju uczyć. Problemem naszych czasów nie jest brak zasobów. Problemem jest zły i nierówny podział tych zasobów.

To kazanie zostało wygłoszone kilka lat temu przez pastora Rogera Lee Raya ze Springfield w stanie Missouri w USA. Kazanie (jego pełna wersja tutaj) brzmi tak, jakby mogło w każdej chwili zakończyć się wezwaniem do wprowadzenia uniwersalnego bezwarunkowego dochodu podstawowego. Nie przychodzi mi do głowy żaden powód, dla którego jego autorem nie mógłby być papież Franciszek, Jan Paweł II lub inny społecznie wrażliwy katolicki duchowny. To kolejny dowód, że logika UBI nie jest w żaden sposób sprzeczna z duchem chrześcijańskim.

To nie jest tak, że dochód podstawowy kłóci się z chrześcijaństwem na jakimkolwiek istotnym polu. Epidemia, z którą się teraz zmagamy, to doskonały czas, by zrobić w jego sprawie kolejny krok.

Polecamy: Woś się jeży - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "TP"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej