Czwarty Świat woła

Obrać preferencyjną opcję na rzecz ubogich to przyjąć do wiadomości, że życie osób i społeczności doświadczających nędzy i ucisku ma szczególną głębię teologiczną.

06.08.2018

Czyta się kilka minut

Uczestnicy procesji w Wielki Piątek mijają bezdomnego, São Paulo (Brazylia), marzec 2013 r. / NACHO DOCE / REUTERS / FORUM
Uczestnicy procesji w Wielki Piątek mijają bezdomnego, São Paulo (Brazylia), marzec 2013 r. / NACHO DOCE / REUTERS / FORUM

O teologach wyzwolenia mówi się w Polsce albo źle, albo wcale, o czym najlepiej świadczy fakt, że tłumaczenia ich prac na język polski, niemal bez wyjątku pochodzące sprzed 1989 r., mieszczą się na niewielkiej półce, a ich czytelnicy – na równie niewielkiej kanapie. Napisana przez Victora Codinę książka „Kościoł wykluczonych”, która ukazała się na wiosnę nakładem Wydawnictwa WAM, jest dobrą okazją do tego, żeby również w polskim Kościele zacząć odczarowywać czarną legendę „czerwonej teologii”. „Poza ubogimi nie ma zbawienia”. Tytuł, który nadał jednemu ze swoich esejów Jon Sobrino, z powodzeniem mogłaby nosić również książka Codiny. W tym krótkim zdaniu, stanowiącym przewrotną trawestację zasady sformułowanej w III w. przez Cypriana z Kartaginy, streszcza się bowiem cały program teologii wyzwolenia.

Ubodzy w duchu jako pretekst

„Najbardziej radykalną dehumanizacją ze wszystkich jest żyć na tym świecie, jak gdyby ubogich nie było” – deklaruje we wspomnianym eseju Sobrino, nawiązując do słynnej formuły Dietricha Bonhoeffera. Kim jednak są ci ubodzy? Sobrino wymienia m.in. ubogich w sensie materialnym, których nazywa wprost „umierającymi przedwcześnie”, ubogich w sensie socjologicznym, których nędza jest skutkiem wywłaszczenia z owoców pracy, a następnie pozbawienia ich samej możliwości pracowania, oraz ubogich w sensie duchowym.

Odnotujmy, że ci ostatni – „ubodzy w duchu” znani z formuły błogosławieństw w przekazie Mateusza (Mt 5, 3) – posłużyli chrześcijanom za pretekst do wyparcia ze świadomości faktu istnienia ludzi jak najdosłowniej ubogich, do których skierowane zostały błogosławieństwa w wierniejszym, jak się wydaje, przekazie Łukasza (Łk 6, 20). Pojęcie ubóstwa zostało w teologii katolickiej „przeduchowione”, tak by mogło odnosić się również do osób, które nędzę znają tylko z własnych o niej wyobrażeń. Tymczasem w tradycji biblijnej między obydwiema grupami ubogich nie ma żadnej różnicy. „Ubogimi w duchu” – to znaczy bezgranicznie otwartymi na wolę Boga, są ubodzy i uciśnieni w sensie ekonomicznym.

By zdać sobie sprawę z tego, że istnieją, nie trzeba czytać teologów wyzwolenia. Wystarczy sięgnąć do „Wykluczonych” Artura Domosławskiego, którzy zabiorą nas w podróż przez fawele São Paulo i Rio de Janeiro, getta okupowanych terytoriów palestyńskich i obozy dla uchodźców na wyspach Grecji. Albo do „Geopolityki głodu” Jeana Zieglera. Albo do „Planety slumsów” Mike’a Davisa. Albo do wielu innych książek, które – w przeciwieństwie do kanonu teologii wyzwolenia – znajdują się w zasięgu ręki polskiego czytelnika. „To nie wiedzy nam brakuje – za Svenem Lindqvistem powtarza Domosławski. – Brak nam odwagi, by zrozumieć to, co wiemy, i wyciągnąć z tego wnioski”. Jeśli żyjemy na tym świecie, jak gdyby ubogich nie było, to z własnego wyboru, choć na cudzą odpowiedzialność.

Teologowie wyzwolenia idą jednak dalej, kiedy głoszą preferencyjną opcję na rzecz ubogich. Nie sprowadza się ona do miłosierdzia. „Także i w naszych dniach Kościół bardziej identyfikuje się z Matką Teresą niż z arcybiskupem Romero” – konstatuje ze smutkiem Codina. Nie sprowadza się ona jednak także do sprawiedliwości. Obrać preferencyjną opcję na rzecz ubogich to przyjąć do wiadomości, że życie osób i społeczności doświadczających nędzy i ucisku ma szczególną głębię teologiczną. „Pierwszą szkołą modlitwy jest niemy krzyk (...) milionów istot ludzkich cierpiących głód i pragnących sprawiedliwości – pisze Codina. – Jest to wołanie ludzi Trzeciego Świata, emigrantów zarobkowych i uchodźców z krajów dotkniętych wojną. Tych, którzy są niesłusznie przetrzymywani w więzieniach, torturowanych, współczesnych niewolników wielkich plantacji lub międzynarodowych korporacji, dzieci-żołnierzy, gwałconych kobiet, porzuconych starców (...), ofiar kataklizmów, takich jak trzęsienia ziemi, powodzie i huragany, które to klęski jakże często dotykają najuboższe części naszej planety. Ich wołanie jest przedłużeniem w historii Jezusowego krzyku z krzyża, w którym mistycznie zawarty jest krzyk wszystkich krzyżowanych na świecie”.

Abym głosił uwolnienie

„Poza ubogimi nie ma zbawienia, poza ubogimi nie ma Kościoła, poza ubogimi nie ma Ewangelii” – powtarza za Sobrino bp Pedro Casaldáliga, któremu hiszpański teolog zadedykował swój esej. Nasz Kościół powinien być Kościołem, w którym wykluczeni zajmują wyjątkowe miejsce, ponieważ o szczególnej roli odgrywanej przez nich w historii zbawienia zaświadcza cała tradycja biblijna. Najpierw Pięcioksiąg Mojżeszowy, w którym przybysz, sierota i wdowa – osoby pozbawione opieki ze strony innych członków wspólnoty i z tego względu najbardziej narażone na niebezpieczeństwo – znajdują się pod wyjątkową opieką Boga: „Nie będziesz uciskał ani gnębił przybysza, ponieważ byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Nie będziesz gnębił żadnej wdowy i sieroty. Jeśli będziesz je gnębił tak, że zaczną do Mnie wołać, na pewno wysłucham ich wołania” (Wj 22, 20-22). Następnie prorocy na czele z Izajaszem, który potępia hipokryzję swoich współczesnych, wołając: „Czy nie chodzi o to, by dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić do domu biednych, bezdomnych, zobaczyć nagiego i przyodziać i nie odwracać się od swego krewnego?” (Iz 58, 7). Wreszcie cztery Ewangelie, przede wszystkim Łukasza, w której Jezus – wchodząc w spór z religijnymi i intelektualnymi elitami swoich czasów – definiuje swój mesjański program, cytując Izajasza: „Duch Pana nade mną, dlatego namaścił mnie, abym zwiastował ubogim Dobrą Nowinę. Posłał mnie, abym głosił więźniom uwolnienie i niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych wypuścił na wolność i ogłosił rok miłosierdzia Pana” (Łk 4, 18-19).

Preferencyjna opcja na rzecz ubogich jest jedną z biblijnych metanarracji, które zróżnicowanemu wewnętrznie Pismu nadają zasadniczą spójność. Teologowie wyzwolenia, fałszywie oskarżani nieraz o to, że w większej mierze inspirowali się Marksem niż Jezusem, są w rzeczywistości tymi, którzy powrócili do uprawiania teologii społecznej w oparciu o źródła biblijne: Księgę Wyjścia z jej motywem wyzwolenia Izraelitów spod władzy faraona, Księgę Hioba z jej dramatycznym pytaniem o to, gdzie jest Bóg, kiedy niewinni cierpią ucisk i prześladowanie, Księgę Izajasza z jej pieśniami Sługi Jahwe, który przyszedł „uwięzionych wyprowadzić z zamknięcia” (Iz 42, 7), a został „wzgardzony i odrzucony” (Iz 53, 3).

Wykluczeni powinni zajmować w Kościele szczególne miejsce nie dlatego, że cechują się jakimiś wyjątkowymi przymiotami moralnymi. Teologowie wyzwolenia, a wśród nich także Codina, są dalecy od romantyzowania ubóstwa. Wykluczeni powinni zajmować w Kościele szczególne miejsce, ponieważ „w ten sposób postępuje Bóg”. Pisze Codina: „To oni, których los nie był Jezusowi obojętny, których On uzdrawiał, którym przebaczał grzechy, dla których rozmnożył chleb, których przyjmował i których błogosławił. To właśnie ci ubodzy, z którymi Jezus się identyfikuje w ewangelicznej scenie Sądu Ostatecznego, ukrzyżowani tego świata, męczennicy niesprawiedliwych systemów społecznych i ekonomicznych dominujących w świecie, które są następstwami grzechu. Są oni (...) obliczami, w których mamy dostrzec twarz Ukrzyżowanego: obliczami dzieci, kobiet, starców, wieśniaków, Afrolatynoamerykanów, Indian, robotników. Jednakże to z tych twarzy naznaczonych cierpieniem, podobnie jak z oblicza cierpiącego Sługi Jahwe z Izajaszowego proroctwa czy oblicza ukrzyżowanego Jezusa, przebija tajemnicze światło człowieczeństwa i nadziei”.

Chrześcijaństwo jest polityczne

Brazylijski teolog Clodovis Boff twierdzi, że istnienie ubóstwa może być tłumaczone na trzy sposoby. Pierwszy: ubóstwo jest wadą, to znaczy skutkiem lenistwa, głupoty lub wyrachowania, a ubodzy są ludźmi, którym się nie chce, którzy nie potrafią lub którzy tak sobie zorganizowali życie, żeby inni ich utrzymywali (brzmi znajomo?). Drugi: ubóstwo jest zacofaniem, to znaczy problemem, który można rozwiązać za pomocą kredytów i inwestycji ponad głowami osób nim dotkniętych (a to?). Trzeci: ubóstwo jest uciskiem, to znaczy produktem ekonomicznych, społecznych i politycznych struktur, które wykorzystują jednych i wykluczają innych, sprawiając, że bogaci bogacą się kosztem ubogich, a ci stają się jeszcze ubożsi. Teologowie wyzwolenia, a wraz z nimi Codina, opowiadają się za tą trzecią interpretacją.

O ile jednak twórcy teologii wyzwolenia, inspirując się motywem wyjścia Izraelitów z Egiptu, z optymizmem mówili o demontowaniu „struktur grzechu” i zastępowaniu ich „strukturami łaski”, o tyle Codina proponuje przyjęcie perspektywy wieloletniego wygnania babilońskiego: „Dzisiaj jesteśmy zagubieni, niejako bez wyraźnego horyzontu, ku któremu należałoby się kierować. Nie ma konkretnej globalnej alternatywy wobec systemu neoliberalnego, szaleństwem są próby ucieczki do nieistniejących rajów. Nie ma sensu ronić pełnych nostalgii łez za tym, o czym marzyliśmy w latach 70. XX w. Nie mamy innego wyboru niż wejść w ten jedyny świat, który został nam dany i który koniecznie trzeba zmienić”.

Myliłby się jednak ten, kto chciałby zinterpretować ten fragment w kluczu „zaczynania od siebie”. Doświadczenie pokazuje, że ci, którzy zaczynają od siebie, najczęściej również na sobie kończą. Pisze więc Codina: „Należy wspomagać działania mające na celu kształtowanie świadomości obywatelskiej w świecie, [w którym] politycy się zdyskredytowali, należy wspierać nowe ruchy społeczne (feministyczne, rdzennych społeczności indiańskich i afrolatynoamerykańskich, pacyfistyczne, ekologiczne, grupy wolontariatu, walczące o prawa człowieka). Należy sprzyjać organizacjom i ruchom działającym na rzecz zmiany istniejącego systemu wykluczającego całe społeczności oraz niszczącego kosmos – Matkę Ziemię”. To, że teologia wyzwolenia stoi przed wyzwaniem podjęcia namysłu nad przebudową rzeczywistości przy użyciu metod oddolnych, nie oznacza, że może ona zrezygnować z polityki. Chrześcijaństwo jest polityczne, choć nie partyjne. Wszystko jest polityczne, choć polityka nie jest wszystkim.

Ubodzy na wyciągnięcie ręki

„Sprawiedliwość Boża nie jest czymś urojonym, na co nie możemy mieć nadziei. Bóg pragnie, abyśmy zbudowali sprawiedliwość, pokój i jedność między ludźmi w naszym świecie i naszych czasach. Jezus Chrystus nie jest apolityczny. Jego życie, śmierć i Zmartwychwstanie były zamysłem, polityką i programem dla człowieka”. To nie Codina ani żaden spośród teologów wyzwolenia. To ojciec Józef Wrzesiński, duszpasterz obozu dla bezdomnych w Noisy-le-Grand pod Paryżem i założyciel ruchu ATD „Czwarty Świat”. Obok gett spektakularnej nędzy w tak zwanym Trzecim Świecie wciąż istnieją bowiem obszary mniej rzucającego się w oczy ubóstwa w Świecie Pierwszym, znajdujące się nieraz w zasięgu spaceru od naszych mieszkań i domów – obszary, które ojciec Wrzesiński nazywał „Czwartym Światem”.

Największą krzywdą, którą możemy w Europie wyrządzić teologii wyzwolenia, nie jest fałszywe oskarżanie jej o bycie komórką komunistycznej agentury w Kościele. Największą krzywdą, którą możemy jej wyrządzić, byłoby zapełnianie kolejnych półek polskimi tłumaczeniami książek Gutiérreza, Ellacuríi i Sobrino i organizowanie kolejnych dyskusji dotyczących „specyfiki latynoamerykańskiego myślenia o Bogu” bez próby wyciągnięcia stąd praktycznych wniosków dla naszej własnej duchowości i dla naszego własnego zaangażowania. Teologowie wyzwolenia przypomnieli Kościołowi o tym, że chrześcijańska „ortodoksja”, czyli słuszność przekonań, jest nierozerwalnie związana z „ortopraksją”, czyli słusznością postępowania. „Sprawiedliwość społeczna bez wiary jest etyką, wiara bez sprawiedliwości staje się ideologią” – notuje Codina. Jeśli za daleko nam do tak zwanego Trzeciego Świata, na wyciągnięcie ręki mamy Świat Czwarty, świat osób dotkniętych bezdomnością, wyzyskiem i wykluczeniem – świat, którego mieszkańcy czekają na swoje wyzwolenie i którego prędzej czy później się doczekają, bo Bóg „na pewno wysłucha ich wołania”. Biada jednak nam, jeśli pozostaniemy na to wołanie głusi. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2018