Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jest jednak w Polsce grupa ludzi - choć już nieliczna, szacowana może na kilka tysięcy osób - do których wiadomość o śmierci Wernera Remmersa dotarła i ich poruszyła: to byli więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych. Przez prawie dekadę, 1992-2001, był on bowiem przewodniczącym Maximilian-Kolbe-Werk: Dzieła im. Kolbego, organizacji założonej w 1964 r. w Niemczech (wtedy Zachodnich) i pomagającej byłym więźniom - początkowo w Polsce, a po 1989 r. także w krajach b. ZSRR. Dzieło funkcjonowało od początku jako organizacja oddolna, społeczna, a swą działalność finansowało z darowizn (Dzieło ma stronę internetową, prowadzoną też po polsku: www.maximilian-kolbe-werk.de).
Dziś mało kto pamięta, że początki działalności Dzieła w Polsce nie były proste. Nie tylko z powodu powszechnej nieufności wobec Niemców, ale też utrudnień czynionych przez władze PRL - głównie dlatego, że Dzieło chciało działać w Polsce niezależnie od władz. Współpracowało natomiast z Kościołem - wielkie wsparcie otrzymało od ówczesnego arcybiskupa Karola Wojtyły, a swoją rolę odegrali w tej historii też ludzie "Tygodnika", zwłaszcza Mieczysław Pszon (kto jest nią zainteresowany, może sięgnąć choćby po roczniki "Tygodnika").
Także Remmers zaangażował się w sprawy polsko-niemieckie jeszcze przed 1989 r. Był wówczas jednym z głównych przedstawicieli tzw. politycznego katolicyzmu w RFN: polityk chadecji, był ministrem kultury i ochrony środowiska w rządzie landu Dolna Saksonia (tam wprowadzał do polityki obecnego prezydenta RFN Christiana Wulffa). Działał też w ruchu katolików świeckich, m.in. jako wiceprezes Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików, głównej organizacji świeckich w RFN. W tej podwójnej roli, jako polityk i działacz katolicki, uczestniczył również w 1982 r. w organizowaniu na terenie RFN pomocy materialnej dla Polaków w czasie stanu wojennego.
A dlaczego zaangażował się w sprawy polsko-niemieckie? Odpowiedź ma charakter poniekąd pokoleniowy: Remmers, rocznik 1930, należał do tzw. pokolenia Flakhelferów - wtedy nastolatków, którzy byli za młodzi, by służyć w Wehrmachcie, ale dość duzi, by wykonywać prace pomocnicze, np. przy obronie przeciwlotniczej (niem. Flak). Dla wielu Niemców z tego pokolenia, a zaliczają się do niego także np. Helmut Kohl i Joseph Ratzinger, doświadczenie wojny i okresu powojennego było potężną motywacją do zaangażowania publicznego.
Helmut Kohl tak o tym mówił: "Należę do pokolenia, które było dostatecznie duże, aby własnymi oczami oglądać wojnę i dyktaturę, ale równocześnie za młode, aby samemu być uwikłanym w winę. Wyraziłem to w 1984 r. w dyskusji z posłami Knesetu w Jerozolimie, mówiąc, że jestem wdzięczny za »łaskę późnego urodzenia«. Od tego czasu wielokrotnie przekręcano sens mych słów - także świadomie i ze złą wolą - interpretując je odwrotnie do mych intencji. Jakże często wyjaśniałem już, co wtedy chciałem wyrazić. Słowo »łaska« nie oznacza mianowicie prawa do wykręcania się od wspólnej odpowiedzialności za krzywdy i zbrodnie, popełnione w imieniu Niemiec. Jest odwrotnie: oznacza ona zobowiązanie - i zadanie, uwiarygodnione własnymi przeżyciami - aby uczynić wszystko, by na niemieckiej ziemi nigdy więcej nie było możliwe bezprawie, zniewolenie i brak pokoju".
Wolno sądzić, że Werner Remmers podpisałby się pod tymi słowami. On sam tak wspominał kiedyś swoją wizytę w dawnym obozie kobiecym w Ravensbrück, gdzie, już jako szef Dzieła im. Kolbego, spotkał się z byłymi więźniarkami z Polski: "Kobiety narzuciły na siebie swoje dawne więzienne ubrania lub chusty. Otoczyły mnie ze wszystkich stron, wzięły pod ręce i tak poszliśmy razem przez teren obozu na nabożeństwo. Nie wiem, czy zdawały sobie sprawę, ile to dla mnie znaczyło, ten ich gest".
Werner Remmers zmarł 19 marca, w wieku 80 lat.