Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prezydent zgodził się spotkać z liderem koalicji, która wygrała wybory. W innych realiach taki komunikat byłby oczywistością, ale w Czechach okazuje się mieć wielką wagę – to sygnał, że kryzysu konstytucyjnego nie będzie.
Obawy takie pojawiły się, gdy dzień po wyborach prezydent Miloš Zeman trafił do szpitala i początkowo nie było wiadomo, czy będzie w stanie spotkać się z przywódcami partyjnymi i powierzyć któremuś z nich (i komu!) misję tworzenia rządu, a nawet czy jest przytomny i zdolny pełnić obowiązki. Teraz rysuje się powyborczy harmonogram: wprawdzie nie wiadomo, kiedy Zeman spotka się z Petrem Fialą, liderem zwycięskiej centroprawicowej koalicji Spolu, ale jest przynajmniej data pierwszego posiedzenia nowej Izby.
PETR FIALA, katolicki intelektualista i politolog, kiedyś rektor uniwersytetu w Brnie, spokojnie planuje swój rząd. Mówi, że najpierw trzeba uzgodnić program, a na obsadę stanowisk czas przyjdzie potem. Fiala jest pewny siebie, chce nowej jakości w polityce. Ale pogodzenie ambicji pięciu ugrupowań – aż tyle ma tworzyć rząd – w zwykłych czasach byłoby wyzwaniem. Tymczasem Czechy wciąż walczą z epidemią i jej skutkami.
Zgodnym i głównym celem tych pięciu partii było odsunięcie dotychczasowego premiera Andreja Babiša, obarczonego licznymi skandalami. Do parlamentu weszły skupione w dwóch koalicjach: Spolu (Razem), składającej się z trzech partii centroprawicowych (na czele najsilniejszej, ODS, stoi Fiala), oraz PirSTAN (Piraci i Burmistrzowie; tworzą ją liberalni Piraci i samorządowcy). Obie koalicje podpisały umowę o współpracy, która zakłada też, że nie będą kooperować z rządzącą dotąd partią Babiša ANO. Wspólnie mają 108 mandatów w 200-osobowej Izbie – w czeskich warunkach to stabilna większość.
KOALICJA SPOLU wygrała o włos: zdobyła 27,8 proc. głosów, podczas gdy ANO 27,1 proc. W liczbach to różnica ledwie 36 tys. głosów (w 11-milionowym kraju). Aby rzecz skomplikować, zawiła ordynacja sprawia, iż ANO ma 72 mandaty, o jeden więcej niż Spolu. Trzecie miejsce zajęła PirSTAN (prawie 16 proc. i 37 mandatów). Do Izby weszła też, jak poprzednio, antyimigracyjna Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD; 9,6 proc. i 20 mandatów).
I to koniec listy. Z parlamentu wymiotło potencjalnych sojuszników Babiša, socjaldemokratów i komunistów, nie ma on więc szans na uzyskanie większości, nawet gdyby prezydent się uparł i to jemu zlecił tworzenie rządu. Nie rozbije też obozu zwycięzców. „Fiala nie chce się ze mną spotkać. O rządzie negocjuje koalicja pięciu” – przyznał Babiš, dodając, że ANO szykuje się na przejście z ław rządowych do opozycji. Uznał więc porażkę, choć zaznaczył, że wbrew temu, co wcześniej deklarował, nie odchodzi z polityki.
KLĘSKA LEWICY I PIRATÓW to kolejny wstrząs. Piraci, jeszcze wiosną typowani na zwycięzców, są wprawdzie w parlamencie, ale w porównaniu do poprzednich wyborów stracili aż 18 mandatów i mają ich tylko cztery. Na ich klęskę złożyła się agresywna kampania Babiša, wycelowana głównie w nich, ale też system preferencyjnych głosów, na którym skorzystał ich własny koalicjant, czyli Burmistrzowie. Tym samym na znaczeniu traci partia, która miała być głosem wyborców młodych, liberalnych i proeuropejskich.
Natomiast po raz pierwszy od 1989 r. w parlamencie nie będzie tradycyjnej lewicy – progu wyborczego nie przekroczyli socjaldemokraci i komuniści. Łącznie na wszystkie partie, które nie zdobyły wymaganych 5 proc., oddano rekordowo dużo, bo jedną piątą głosów (w poprzedniej elekcji tylko 6 proc.). Co piąty wyborca może mieć więc poczucie, iż nie będzie reprezentowany. Co dalej z tym elektoratem? To jedno z głównych pytań. Kto tych ludzi przyciągnie? Testem mogą być wybory prezydenckie w 2023 r.
***
Wybory przyniosły więc nie tylko zmianę rządzących, ale także zmiany na scenie politycznej Czech. To drugie można uznać za kolejny przejaw szerszej tendencji, polegającej na zacieraniu się tradycyjnych granic między prawą a lewą stroną sceny politycznej (część wyborców socjaldemokratów i komunistów przejął Babiš). Nie doszło natomiast do oczekiwanego pokoleniowego przesunięcia w stronę bardziej liberalną, którą uosabiali Piraci.
„Rządząca koalicja będzie bardzo konserwatywna, to w zasadzie koniec liberałów w Czechach” – komentowała znana publicystka Lucie Stuchlíková. Jednak kraj może mieć prozachodni rząd ze stabilną większością. To już coś. ©
Tekst ukończono 14 października.