Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Słowa, które za pośrednictwem Biblii Jezus dzisiaj wypowiada, najpierw usłyszeli inni ludzie - Jemu współcześni, jeśli tak można powiedzieć. To zastrzeżenie trzeba poczynić, gdyż zbyt często Jezusa szukamy jedynie w przeszłości, albo spodziewamy się Go znaleźć, spotkać kiedyś tam, w bliżej nieokreślonej przyszłości, przy tak zwanym końcu świata.
Paradoksalnie zwłaszcza nam, chrześcijanom, przydarza się tak właśnie o Nim myśleć i tak opowiadać innym: nie tylko śpiewając: "Kiedyś, o Jezu, chodził po świecie, brałeś dziateczki w ramiona swe", ale i w kazaniach. Pytających nas o to, gdzie można spotkać naszego Boga i usłyszeć Go, odsyłamy do przeszłości lub w przyszłość, tak jakby dzień dzisiejszy był czasem w najlepszym przypadku niczyim, w najgorszym - należącym do jakiegoś antyboga. Potwornie złego, więcej, wszechmocnego Demiurga.
Tymczasem Bóg, tak samo dzisiaj, jak to było wczoraj i będzie jutro, wciąż jest i działa, tyle że za każdym razem inaczej. Z tego nie wynika jednak, że działa w jakiś sposób nam niedostępny, wielce tajemniczy, przy pomocy jakiejś energii, bliżej nienazwanych łask. Przecież po to Syn Boży, widzialny obraz Boga, zachował sobie swoje materialne ciało i krew, by być widzialnym i słyszalnym. Przypomina o tym każda Msza, jako że cała jest słowem Bożym i ciałem Bożym, i to na wiele sposobów. Mówimy, że chleb, wino i mowa stają się we Mszy Jego ciałem i słowem, ale istnieje jeszcze coś bardziej pierwotnego, poprzedzającego Mszę i warunkującego jej zaistnienie - ludzie, i to nie tylko chrześcijanie, nie tylko Kościół.
My, ludzie, wciąż stajemy się Jego ciałem i słowem. Zarówno Kościół, jak i wszyscy inni wyznający i niewyznający taką czy inną religię. Jeśli przymierze z Mojżeszem wciąż jest aktualne, to podobnie jest z przymierzem zawartym z Noem, Lotem i oczywiście z Adamem.
Skoro tak, to Adwent, jeśli jest oczekiwaniem, to na pewno nie na kolejne urodziny Jezusa z Nazaretu czy nawet na Jego ponowne przyjście. On, skoro jest wszędzie, nie potrzebuje się przemieszczać, żeby być tu, tam i wszędzie indziej. A więc odchodzić z jednego miejsca na drugie. Jezus nie lubi tracić czasu, gdyż miłość nie cierpi czekania.
Jezus mówi: "bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie". Dzieje się tak nie dlatego, że Bóg lubi sprawiać niespodzianki, a tym bardziej nas dręczyć nagłym ukazywaniem się to tu, to tam. Bóg nie lubi sprawiać kłopotu, kłopot sprawiamy sobie sami, oczekując i żądając, by On żył pośród nas i działał tak, jak my tę Jego obecność i to Jego działanie sobie wyobrażamy.
A swoją drogą ciekawe, co za największą świętość dla katolików uznałby ktoś nieznający chrześcijaństwa, gdyby znalazł się na Mszy pontyfikalnej? Pewnie białe rękawiczki lub pozłocisty welon, a przede wszystkim pastorał i mitrę. Nie dziwmy się więc, jeśli na tym purpurowo-złotym tle tak wyraziście odbijają się nasza małość i grzeszność, że aż oczy trzeba mrużyć. Może to jednak, mimo wszystko, dobrze? To nasz zysk, nie strata.