Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Słucham młodej dziennikarki ubolewającej w dyskusji, że "co tydzień ginie kilkadziesiąt osób w katastrofach samochodowych, bo nie mamy autostrad". Ta filozoficzna wizja pomyślności gwarantowanej wzrostem możliwości ad infinitum przesłania koleżance młodszej ode mnie o pół wieku coraz bardziej bezlitosną perspektywę przyjęcia do wiadomości faktu, że już w niejednym miejscu dotykamy barier, które się nie cofną. Pokazano nam niedawno w TVP lotnisko Heathrow obsługujące 67 milionów pasażerów rocznie i zatykające się doń dojazdy. "Tu już nie ma miejsca ani na nowe drogi, ani na ich poszerzenie" - brzmiał komentarz. Taka mała lekcja ostrzegawcza...
Za moment zbitka kilku solennych rocznic naraz. I tylko jednym z aspektów siedemdziesięciolecia wybuchu drugiej wojny światowej jest to, co w nas (coraz mniej licznych, pamiętających tamten czas) odcisnęło się świadomością niewymazywalną: że wszystko w naszym świecie, od najdalszego horyzontu po najbliższą piędź ziemi, zmienia się oto nieodwracalnie na niewiadome, i że trzeba to przyjąć do wiadomości. Ale odpowiedzialność każdego z nas za własne życie pozostaje, jedyna wśród całej rzeczywistości wstrząsanej konwulsjami pewność i prawda.
Przekazywalna czy coraz mniej czytelna?