Colant

Pan Bóg nie zachował mazurskich Mierunsken ani od powietrza, ani od głodu, ani od ognia, ani od wojny. Ale co gorsza, nie ustrzegł ich też od sąsiadów z Filipowa.

05.01.2010

Czyta się kilka minut

Wyżyli się - aż do fundamentów - za wszystkie odniemieckie krzywdy, pruskie porządki, szwabski dobrobyt. Na Krzyżaków i pomstę Jurandowej Danusi kamieni im już nie starczyło. Oddali więc pustkę zielsku, krzakom i zapomnieniu. Owszem, sprawę mieli już ułatwioną. Przez Mierunsken przeszli wcześniej - i jest to spory eufemizm - Sowieci w marszu na Berlin. Po wkroczeniu do Prus Wschodnich wyraźnie dali odczuć, że to pierwszy fragment Niemiec, jaki dopadli.

Mieszkańcy Mierunsken i Filipowa sąsiadowali ze sobą przez granicę ponad pięć wieków. Patrzyli na siebie czasem krzywo, na ogół powszednio. Wspólnego języka nie musieli szukać, bo go mieli. Co to za różnica, że w Prusiech Jan zwał się Johanem, a w Polsce Johan Janem? Że po śmierci jednemu na tabliczce pisali: "Wieczne odpoczywanie", a drugiemu "Hier ruhet in Gott"? Że Jan szmuglował przez kordon bimber i gęsi, a Johan sacharynę i maszyny? Mazur, Polak czy Niemiec - Pan Bóg na swoich wysokościach nijak ich nie odróżniał. Tyle że na ziemi sprawy toczyły się swoim rytmem.

Jan i Johan

Wszystko było w miarę proste, dopóki tam, gdzie znajdują się teraz resztki Mierunsken i kwitnie Filipów, rozciągała się kraina zwana Sudowią. Historia toczyła się jednak i na tym skrawku planety. Z jednej strony nadciągnął zakon krzyżacki, z drugiej wyrosła unia polsko--litewska. Tor dziejów był zbyt wąski, aby oba państwa mogły tak po prostu minąć się na nim bez słowa. W wyniku zderzenia interesów między Mierunsken a Filipowem doszło do wypiętrzenia granicy.

Wytyczono ją w 1422 r. nad jeziorem Melno. Najpierw dzieliła Krzyżaków oraz połączoną Koronę i Wielkie Księstwo Litewskie. W 1525 r. miejsce zakonu zajęły świeckie Prusy, z kolei dwa i pół wieku później w Polsce nastąpiły rozbiory i po drugiej stronie kordonu pojawiła się Rosja. Po I wojnie światowej do Filipowa wróciła Polska, a mieszkańcy Mierunsken, jak i reszta Prus Wschodnich, opowiedzieli się w plebiscycie z 1920 r. za pozostaniem przy Niemczech.

Granica podzieliła historię i rozszczepiła obraz widzenia tych samych spraw niczym w kalejdoskopie. Nieskomplikowana pozornie sprawa: lokacja Mierunsken w 1537 r. obrosła we wszystkie odcienie emocji. Na 400-lecie tego doniosłego wydarzenia w 1937 r. wschodniopruskie książeczki propagandowe z dumą cytowały starodawne źródła z czasów księcia Albrechta, wedle których aktu tego dokonali bracia Johan, Augustin, Woytek i Jakob Piotrowitz z Thurowen. Dziesięć lat później w Prusach Wschodnich były już Ziemie Odzyskane, gdzie tych samych braci z dumą przedstawiano jako swojskiego Jana, Augustyna, Wojtka i Jakuba Pietraszewiczów z Turowa. W milczących, kalekich, rozgrabionych, spalonych Mierunsken ustawiono wtedy przy drodze tablicę z napisem: Mieruniszki.

Zakręty losu

Tablica stoi przed lub za zakrętem. Mija się go i Filipów jest już o rzut beretem. Nijaki to zakręt - ani specjalnie ostry, ani łagodny, jedyne, co go wyróżnia, to fakt, że mówi się na niego "colant". Nie jest to jednak wiedza powszechna, a tym bardziej żadne widzimisię języka. Źródło dziwacznego słowa bije w krzakach po lewej stronie drogi, stojąc plecami do Mieruniszek, a twarzą do Filipowa. Wściekła zieleń łopianu, jad pokrzyw, kolce jeżyn, krwistoczerwone kiście jarzębiny bronią dostępu do tego, co niegdyś tworzyło "zoll", z niemieckiego urząd celny. Dziś to dwa omszałe kamienie i pustka. Tym dotkliwsza, że nieco dalej przy tym samym zakręcie stoi druga komora celna, od komina do fundamentów polska. Stoi - w czasie teraźniejszym - bo ludzka złość znajduje ulgę dopiero wtedy, gdy coś doszczętnie zniszczy, a coś obok w wymownym geście ocali.

W tym przypadku mieszkańcy Filipowa zostawili polski "zoll" Niemcom na pohybel. Dziś mieszkają tam bracia Sojkowscy, którzy do serca wzięli sobie, że ich dom jest niegdysiejszym budynkiem użyteczności państwowej. W związku z tym co następuje: zbliżać się nie zaleca, bo z jednej strony psy, a z drugiej kozy; fotografować nie wolno; skomunikować się nie da, bo bracia żadnych informacji nie udzielają.

Trzeba czekać, aż z drzew spadną liście i pojawi się okazja. Wtedy z drogi ukaże się strażnica z czerwonej cegły, na której swoje nazwiska wyryli lub popisali ołówkiem żołnierze 29. baonu Korpusu Ochrony Pogranicza w Filipowie. Ku pamięci między innymi: KOP Robakiewicz, Kpr. Kalisz Wojciech 1933 (lub 1935), plutonowy Pieścik, starszy strzelec Wysło, kapral Sykut Jan z Lublina, Białecki Edward, Brzózka Jan. Lista jest o wiele dłuższa, upstrzona śladami po kulach.

Sąsiedzi

W Filipowie dużo domów jest drewnianych, te murowane są otynkowane, na pierwszy rzut oka wyraźnie dominują zabudowania parterowe. Szukać tu cegły z Mieruniszek to jak szukać wiatru w polu.

A w polach stoją cztery cmentarze. Po jednej stronie asfaltu brama z napisem "Jam jest zmartwychwstanie i życie" otwiera się dla katolików. Naprzeciwko jest oszczędniej w słowa, za to bogato w ubytki w murze - to miejsce wiecznego spoczynku mariawitów, przezywanych z filipowska mankietnikami, gdyż zajmowali się szyciem. Na lekkim wzniesieniu, z tyłu za katolikami, leżą ewangelicy. Z brzegu u nich nawet zadbane, gorzej pośrodku. Z górki jednak lepiej docenia się to bliskie i spokojne sąsiedztwo. Ponieważ aby odwiedzić żydowskie macewy, wyprawić się trzeba dalej, w łąki, do miejsca, skąd kiedyś nie było już widać ani drewnianej kaplicy mankietników, ani murowanego kościoła katolików (ewangelicy i tak musieli jeździć za granicę do Mierunsken).

Pod tym względem jest tu jak dawniej: chociaż w centrum po podpalonym kościółku mariawickim został jedynie pusty plac i kilka belek, problem w tym, że i o żydowskim cmentarzu trudno powiedzieć, że go widać. Tu, tam, jedna, dwie, trzy, więcej, leżą, stoją, przechylają się nagrobne płyty z ledwo wyczuwalnymi pod palcami inskrypcjami. Po omacku trzeba szukać śladów wielokulturowego Filipowa. Tylko miejsca wiecznego spoczynku po nim zostały. Grób po grobie, urodził się, zmarł: za Polski, Rosji, w międzywojniu, w II wojnę, po wojnie. W narożniku cmentarza katolickiego, na samym końcu, przy murze przycupnęły mogiły prawosławne. Kolja, Katja i ktoś jeszcze. Żelazne krzyże od dawna pourywane, stoją oparte o kamienne postumenty i skrywają za plastikowymi kwiatami swoje trzecie, ukośne ramię.

Skromna to pamiątka po czasach, gdy granica w Filipowie była nie polska, ale rosyjska. Oprócz tego jest jeszcze legenda. O generale Bemie, który miał majątek na ówczesnych przedmieściach Filipowa - Czostkowie. Ponoć Prusacy przychodzili do niego przez granicę na "saksy", co jest chyba jedynym przypadkiem w historii, że oni szli do nas, a nie my do nich.

Do nas, do nich... Bociek przysiadł na ruinach ewangelickiego kościoła w niegdysiejszych Mierunsken. I pomyśleć, że była to jedna z największych miejscowości w powiecie oleckim, bardziej rozwinięta niż Kowale Oleckie, gdzie kominy domów nadal mają się świetnie.

***

Czas w Mierunsken zatrzymał się za kwadrans... ale nie wiadomo której godziny. Mała wskazówka zegara na wieży kościelnej odpadła od razu - gdy się paliło albo może parę lat później - jak już nie było nadziei, że ktoś ją kiedykolwiek nakręci. Zrobiło się cicho, pozarastały groby. Cegła po cegle rozpłynęły się domy. Nie ma już sklepu Carla Jelonka, gasthaus Salewski, piętrowej Volksschule, nie ma kolejki i dworca. Ich fragmenty można odnaleźć cztery kilometry stąd, w starej Polsce. Po drugiej stronie granicy, która także należy już do przeszłości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2010