Cmentarnik

Tu wszystko jest niemieckie. Domy, droga, drzewa. My z tego teraz korzystamy. Jak tych ludzi nie szanować?

28.10.2019

Czyta się kilka minut

Piotr Marczenia na niemieckim cmentarzu, Podła Góra, wrzesień 2019 r. / STANISŁAW ZASADA
Piotr Marczenia na niemieckim cmentarzu, Podła Góra, wrzesień 2019 r. / STANISŁAW ZASADA

Niedawno pochwalił się na Face­booku: „Odnaleźliśmy brakujący fragment tablicy poświęconej Friedrichowi Klieschowi”.

Friedrich żył w wiosce Steinbach koło Schwiebus (dziś Podła Góra koło Świebodzina w woj. lubuskim). Sto lat temu bliscy odprowadzili go na cmentarz. Był „kochanym synem i dobrym bratem” – wyryto mu na nagrobku. Nie wiadomo dlaczego 19-latek umarł tak młodo.

Piotr Marczenia znalazł wcześniej część potłuczonej płyty Friedricha. Teraz resztę.

– Kiedyś się poskleja. Ale najpierw trzeba to uporządkować, bo w ziemi jest dużo rozbitych tablic – mówi. Piotr ma 16 lat, cmentarz w Podłej Górze ratuje od czterech.

Pasja

Sobota, dziesiąta rano. Na cmentarzu praca już trwa. Piotr wywozi taczkami gałęzie, jego mama grabi liście, tata wykopuje krzaki. 7-letni Paweł, brat Piotra, wyrywa chwasty.

– Syn zaraził nas swoją pasją – Damian Marczenia jest zawodowym żołnierzem (był w Afganistanie, został ranny w zasadzce talibów). Teraz odłożył szpadel i macką saperską – to kij ze szpikulcem, do wykrywania min – nakłuwa grunt. Dzięki macce znalazł już wiele nagrobków.

Czasem koledzy pytają sierżanta Marczenię, po co to robi. W odpowiedzi pokazuje im zdjęcia zapuszczonego cmentarza. Pyta, czy chcieliby, aby ich groby tak wyglądały.

Od wiosny do późnej jesieni co tydzień wsiadają w samochód i jadą 20 km ze Świebodzina do Podłej Góry. – Jedni w wolne dni jeżdżą nad jezioro, a my całą rodziną na cmentarz – mówi Marta Sobiechowska-Marczenia, mama Piotra, polonistka.

Przyjechał też Filip, kolega Piotra. Prawie zawsze jest Natalia, koleżanka. – I czasem moi rodzice – mówi Marta, która wychowała się w Podłej Górze.

Dziś chcą oczyścić alejki, wyciąć odrosty klonów i akacji. Będą tu do wieczora.

„Johann Friedrich Grotz (1801–1879). Tu spoczywa w Bogu mistrz szewski” – czytamy na nagrobku. To jeden z najstarszych na cmentarzu. Starszy ma 5-miesięczna Maria Stark, zmarła dwa lata przed Grotzem.

Steinbach

W 1945 r. wieś Steinbach stała się Kamiennym Potokiem; szukając nowej nazwy, polska administracja dosłownie przełożyła tę niemiecką. Nie przetrwała długo, w 1948 r. zmieniono ją na Podłą Górę.

Emerytowana nauczycielka Krystyna Nawrocka (uczyła Martę Sobiechowską): – Podła, bo leży na niewielkim wzniesieniu. A kiedyś słowo „podły” znaczyło, że coś jest małe. Niektórzy jak słyszą „Podła Góra”, myślą zaraz, że tu się straszne rzeczy działy.

Owszem, działy się... Ale później. Na razie mamy wiek XIII. Książę Henryk Pobożny darowuje wieś cysterkom z Trzebnicy. Po 200 latach zakonnice sprzedadzą majątek. Potem mieszkańcy przyjmą ­naukę Lutra.

Steinbach się bogaci. Część ludzi pracuje w folwarku, reszta uprawia swoją ziemię. Niektórzy szukają szczęścia w świecie: niejaki Schulz, mistrz ciesielski, emigruje z czwórką dzieci do Australii.

Podczas I wojny światowej z frontów nie wraca 12 mężczyzn. Rodziny Pächów i Woithów stracą po dwóch.

Przed kolejną wojną w Steinbach mieszka prawie 300 dusz. Przez wieś ciągnie brukowana droga, przy niej kasztanowce, jesiony, lipy, wiązy. Po obu stronach domy: murowane, z cegły (czasem tynkowane), z zadbanymi ogródkami. W parku – pałac właściciela majątku i ogród z magnoliami. Jest gorzelnia, zajazd i wiatrak na wzgórzu za wsią. Tutejsi rolnicy uprawiają jęczmień, owies i żyto, ziemniaki. Jest kilkunastu ogrodników. Oraz kowal, straż ogniowa, zespół śpiewaczy i klub kolarski.

Narodowi socjaliści pozbawiają majątku jego ostatniego właściciela – Abraham Heymann był Żydem. Podobno gdzieś we wsi jest jego grób. Pochodzący stąd Otto Paul Päch oddaje życie na froncie wschodnim. Ale przez długi czas pożoga omija Steinbach.

Latem i jesienią 1944 r. rolnicy ostatni raz młócą, zrywają ostatnie jabłka. W mroźną zimę 1945 r. uciekają za Odrę. W ich domach osiądą Polacy z ziem wschodnich II RP, Wielkopolski, Mazowsza.

Góra

– Kiedy przyjechaliśmy, wszystko było już pozajmowane – 90-letnia Kazimiera Sobińska, z domu Sobiechowska, jest dziś najstarszą mieszkanką. Przybyła tu dwa lata po wojnie, spod Konina. Ściągnął ich brat ojca.

Osiadła w tym miejscu także Władysława Przybylska z córką Janiną, która niedaleko stąd była na przymusowych robotach. Jej mąż Andrzej zginął w Dachau. Przybylska przywiozła Ericha, niemieckiego chłopca. – Babcia zaopiekowała się sierotą – opowiada Mirosława Czarnuszewicz, córka Janiny.

Janina wyjdzie za Władysława Sobiechowskiego. Marta (mama Piotra) jest ich wnuczką. Kazimiera Sobińska i Mirosława Czarnuszewicz to jej ciotki. – Połowa wsi to rodzina – śmieje się Marta.

Jak wyglądało życie osadników? – Były podziały – wspomina Kazimiera. – Chłopak z Poznańskiego nie mógł się ożenić z dziewczyną zza Buga.

Staruszka tłumaczy, że wygnańcy z Kresów mówili na resztę, że są „z Poznańskiego”. Nieważne, czy ktoś przyjechał spod Poznania, czy spod Łodzi.

Mirosława urodziła się kilkanaście lat po wojnie. Pamięta, jak we wsi pojawił się pierwszy czarno-biały telewizor. Stał w świetlicy, w byłym pałacu. – Chodziliśmy tam na „Bonanzę”. Wtedy wśród młodych nie było już podziałów na tych „zza Buga” i „z Poznańskiego”. – Ale została tymczasowość – wtrąca Marta Sobiechowska. – Wciąż był strach, że Niemcy wrócą.

Władza założyła Państwowe Gospodarstwo Rolne. – Ludzie nie gospodarowali na swoim. Duża rotacja mieszkańców nie wykształciła więzi – mama Piotra opisuje rodzinną wieś.

Potem pałac rozebrano, upadła komuna i z nią pegeer. Kto mógł, jechał do Niemiec za pracą. Wieś się wyludniła, zostało ok. 100 osób. – Jedyne instytucje to straż pożarna i kaplica – wylicza była nauczycielka Krystyna Nawrocka. Kaplica jest w remizie, co sobota ksiądz z Ciborza odprawia mszę. Jest też przystanek, z którego można dojechać do Świebodzina. Ale ogólnie – nudy.

Głośno było dziesięć lat temu, gdy w Podłej Górze odkryto masowy grób.

„Johann Willi Schiller (1823–1898)”. Był wójtem Steinbach. „Żył 74 lata, 6 miesięcy i 23 dni” – Piotr odczytuje ledwo widoczny napis. – Często podawano, jak długo ktoś żył – objaśnia inskrypcję.

Szczotka

Piaskowiec trzeba czyścić ryżową szczotką. Drucianej używa się do betonu. Piotr szorował raz piaskowy nagrobek drucianą i porobiły się rysy: – Uczę się metodą prób i błędów.

Radzi się cmentarników, lokalnych historyków, kontaktuje się z dawnymi mieszkańcami Steinbach. Niektórzy traktują go mało poważnie, bo młody: – Nie zrażam się i robię swoje.

Wie np., jak odczytać niewyraźny napis: – Można przyłożyć kartkę papieru i trzeć ołówkiem, aż pokażą się litery. A zimą wystarczy wetrzeć śnieg.

Opanował czytanie gotyku; takim pismem wykonywano napisy na nagrobkach. Zna niemiecki. Reszta, jak mówi, to kwestia wprawy.

Podniósł kawałek tablicy. Jest tylko rok urodzin. Nie ma nazwiska ani daty śmierci. Piotr nie traci nadziei, że gdzieś leży reszta. – Cieszę się każdym uratowanym nagrobkiem.

Oglądamy zniszczenia na cmentarzu: – Tu był krzyż metalowy, ale go wyłamali; z ziemi wystaje fundament. A tutaj krzyż ażurowy; został metalowy element, który go mocował.

„Berta Schulz z domu Räbel (­1853–1933)”. Schulzowie to była jedna z bardziej znaczących rodzin w Steinbach, prowadzili gospodę. Berta zmarła jako „emerytowana gospodyni rolna”. Dla bliskich była „kochaną Mamą, Teściową i Babcią”. Jej nagrobek wykonał kamieniarz Kowalski z Crossen an der Oder (dziś Krosno Odrzańskie).

Hobby

Marta Sobiechowska: – Piotrek zawsze interesował się cmentarzami.

Pojechała z synem do rodziny w Świętokrzyskie. Kuzyn pyta Piotra, co mu się najbardziej podoba? A on, że cmentarze, bo u nich takich ładnych nie ma.

Piotr: – U nas wszystkie są nowe. Powstały po wojnie i są do siebie podobne. A stare, poniemieckie, dawno poniszczono.

Nie przeszkadza mu, że rówieśnicy patrzą czasem na niego dziwnie: – Mam duszę cmentarnika. Takie moje hobby.

Gdy przyjeżdżał do dziadków w Podłej Górze, biegł na cmentarz. Towarzyszyła mu mama: – Lubię takie klimaty: opuszczone i zapomniane miejsca – przytakuje Marta.

Choć w liceum wybrał klasę matematyczno-fizyczną, pasjonuje go historia. Zwłaszcza ta lokalna. Boleje, że została zaniedbana: – To niszczenie historycznego dziedzictwa.

Marta Sobiechowska, której pradziadek zginął w Dachau, nigdy nie miała oporu, by ratować niemieckie groby: – Ci, którzy tu zostali pochowani, to rolnicy, sklepikarze; o wielkiej polityce nie mieli pewnie pojęcia.

Po chwili dodaje: – Dla mnie to nie Niemcy, ale matki, ojcowie, dzieci. Historia pozbawiła ich rodzin, domów, zabrała im groby i pamięć. My staramy się zmarłym przywrócić choć nazwiska.

– Przecież tu wszystko jest niemieckie – mówi Piotr. – To miejscowi Niemcy zbudowali te domy, drogę, posadzili te drzewa. A my z tego teraz korzystamy. Jak tych ludzi nie szanować?

Mama Piotra: – Może jeśli my pokażemy, że dbamy o niemieckie groby, to o „nasze” na wschodzie też ktoś będzie miał staranie?

Marta ma też inny powód: – Jeśli uczę synów poszanowania drugiego człowieka, bez względu na wyznanie i narodowość, to mam nadzieję, że nigdy nie zarażą się ideologią wyższości.

„Willi Bierke, Elisabeth Agnes Bierke (3 stycznia 1905 – 17 marca 1905)”. Ich grób jest na końcu cmentarza, obok innych małych mogił. To samo nazwisko, ta sama data urodzin i śmierci. Pewnie byli bliźniakami. Żyli dwa i pół miesiąca. – Może to był wypadek? – zastanawia się Piotr. – A może zmarli na grypę?

Orientacja

– Piotrek! Coś tu jest – Damian Marczenia woła syna.

Macką saperską trafił na coś twardego. Wykopuje kawałek tablicy, Piotr czyści oblepiony piaskiem marmur.

Damian Marczenia: – Nie kopiemy głęboko, żeby nie natrafić na kości.

Potłuczoną płytę nagrobną Friedricha Kliescha ułożyli w oczyszczonym grobie na początku cmentarza. Choć nie wiadomo, czy tu spoczywa Friedrich.

– Większość nagrobków układamy orientacyjnie – mówi Piotr.

Czasem wydaje mu się, że jakiś element pasuje do całości. Ale czy akurat tam, gdzie postawił nagrobek, leży ta osoba, pewien nigdy nie jest. – Musiałbym mieć księgę pochówków.

Pisał do archiwów w Berlinie, Poczdamie i Dreźnie, odpowiedzi nie dostał.

„August Johann Meck (1851–1934)”. Nauczyciel. Inskrypcja mówi, że jego życie było „wierne i uczciwe”.

Ogród

Teściowa Krystyny Adamkowskiej opowiadała, że jak sprowadzili się po 1945 r., znaleźli skrzynie z jedzeniem, które Niemcy ukryli w lasku. – A kości to sama widziałam – mówi.

30 stycznia 1945 r. do Steinbach wkracza Armia Czerwona. – Rosjanie weszli o szesnastej. Wcześniej, w południe, wszyscy mieszkańcy ewakuowali się do Krosna Odrzańskiego – opowiada Piotr.

– Większość uciekinierów ze Steinbach przekroczyła Odrę i uszła przed Armią Czerwoną. Osiedlili się w Neuruppin w Brandenburgii – dodaje.

Niektórym mieszkańcom szczęście nie dopisało. Ci, co zostali na prawym brzegu Odry, błąkali się po zajętych przez Sowietów terenach. Nie wszyscy przeżyli.

– W niektórych domach Polacy mieszkali jeszcze razem z Niemcami – wspomina Kazimiera Sobińska. Pamięta niemieckiego księdza z pobliskiego Ołoboku. Przyjeżdżał do Góry i odprawiał mszę dla Polaków. Nawet polskiego się przyuczył. Aż Rosjanie go zastrzelili.

Strasznych rzeczy robili więcej. Ktoś miał widzieć, jak zgwałcili ciężarną Niemkę i dobili kolbami. Albo jak roztrzaskali główkę 3-letniej dziewczynki, którą matka trzymała na rękach.

Największa zbrodnia zdarzyła się w domu, który zajęli później Adamkowscy. Był tam punkt przesiedleńczy lub szpitalik dla niemieckich uciekinierów. Sowieci ich wymordowali.

Krystyna Nawrocka opowiada, jak kilkanaście lat temu przed jej domem zatrzymało się niemieckie auto: – Starszy Niemiec pytał, gdzie był szpital, bo jego brat tam zginął.

– Jak przyjechaliśmy, Niemców już nie było – Stanisława Duda pochodzi z Izbicy Kujawskiej, przyjechała tu z rodzicami na początku lat 50. jako dwudziestolatka. Niemców spotkała później.

– Kupę lat temu przyszli do mnie i powiedzieli, że kiedyś tu mieszkali – Stanisława pokazała im mieszkanie, kawę chciała zrobić. Ale podziękowali. U Barbary Kopaczewskiej (rocznik 1934, spod Płocka) też byli. Pokręcili się, poprzypominali sobie, gdzie stał stół, gdzie łóżko, i pojechali.

Dziesięć lat temu robotnicy kopiący rów pod wodociąg odkryli kości w ogródku Adamkowskich. Pracownicy ze Stowarzyszenia „Pomost” wydobyli potem szczątki kilkudziesięciu osób, dorosłych i dzieci. Adamkowska: – Wszyscy byli rozebrani, bez butów. W czaszkach dziury.

Pochowano ich pod Szczecinem.

Adamkowscy w swoim ogródku mieli kiedyś warzywa, teraz sieją trawę i kwiaty.

„Charlotte Höth z domu Koldrack (1872–1940)”. Wdowa po ławniku wiejskim, Wilhelmie (zmarł kilkanaście lat wcześniej). „Wysiłek i praca były Twoim życiem. Odpoczynek dał Ci Bóg” – ocenili Charlottę bliscy.

Błogosławieństwo

Pół roku temu. Piotr jest sam na cmentarzu. Na szosie zebrała się grupka miejscowych chłopaków.

– Żyd, debil – wyzywa go wyrostek, napuszczony przez pozostałych.

Marta Sobiechowska: – Poskarżyliśmy się rodzicom tego chłopaka. Przyrzekli, że więcej się to nie powtórzy. Od tamtej pory jest spokój.

Ale słyszą pytania: „Kto i ile wam płaci?”. – Ludziom nie mieści się w głowie, że można coś robić społecznie – mówi Marta. – Czujemy się osamotnieni, nikt dobrego słowa nie powie.

Piotr zapytał księdza, który przyjeżdża do Podłej Góry, czy nie odprawiłby mszy, gdy uporządkują cmentarz: – Powiedział, że chętnie, ale kazał się skontaktować z parafią ewangelicką.

Napisał więc do ewangelickiego księdza w Zielonej Górze. Pastor odpisał, że nabożeństwo odprawi i postara się pomóc w renowacji. List zakończył słowami: „Niech Pan Bóg Was błogosławi”.

Piotr: – To błogosławieństwo odbieramy jako wyraz solidarności. Jeszcze nikt nas tak nie wsparł.

„Sobiechowski Józiu (1946–1946)”. Przyrodni brat Kazimiery Sobińskiej. – Urodził się słaby. Ochrzcili go niepoświęconą wodą. Żył kilka dni – wspomina jego siostra. Tabliczka nowa, krzyż jest stary, z drewna.

Prawnuk

Z dawnych mieszkańców Steinbach żyje jeszcze osiem osób. Piotr sam ich odszukał. Napisał do stowarzyszenia Heimatkreis Züllichau-Schwiebus, które zrzesza dawnych mieszkańców tych terenów. Dostał listę z nazwiskami tych, którzy pochodzą ze Steinbach. Powysyłał do nich listy. Opowiedział, że ratuje cmentarz, pytał o przodków, rodzinne historie.

Odpisały dwie kobiety: Anneliese Pikolek i Annette Müller. Mąż Anneliese opuścił z rodzicami Steinbach w styczniu 1945 r., zmarł dziesięć lat temu. Mama Annette wyjechała jeszcze przed wojną w głąb Rzeszy, tam wyszła za mąż i ją urodziła.

Annette Müller dała Piotrowi kontakt do Daniela Pächa: jego prapradziadek August żył tu w XIX w. Piotr odnalazł jego nagrobek, wysłał Danielowi zdjęcie. Potomek Augusta przysłał mu stare pocztówki z widokiem Steinbach.

Piotr martwi się, bo Daniel przestał odpisywać.

„Erich (1931–1947)”. Ericha pochowali polscy mieszkańcy. To ten niemiecki sierota, którego przywiozła Władysława Przybylska, wdowa po więźniu Dachau. Tamtego dnia pasł krowy, znalazł pocisk, chciał rozbroić. Szczątki pozbierano w wiklinowy koszyk. Czy nie znali jego nazwiska? Na pordzewiałej tabliczce z blachy jest tylko imię. Postawiono mu brzozowy krzyż. To był ostatni pogrzeb na tym cmentarzu.

Lajki

Gdzieś ok. 1850 r. mieszkańcy Steinbach rozbierają grożący zawaleniem drewniany kościół w środku wsi i likwidują stary cmentarz. Swoich zmarłych chowają teraz tuż za wsią.

Kamieniarze kują gotykiem: „Hier ruht in Gott unser lieber...” („Tu spoczywa w Bogu nasz drogi...”). Na jednych nagrobkach krzyże, na innych liście palmy, na innych złączone dłonie. – Widać, że biedy nie klepali – mówi Piotr.

Po I wojnie światowej na cmentarzu staje pomnik mężczyzn, którzy nie wrócili. Na płycie z piaskowca nazwiska dwunastu grenadierów, kanonierów... Ze zdjęć wiadomo, że u góry był stalowy orzeł z rozwiniętymi skrzydłami.

– To był śliczny cmentarz, parkowy – Piotr znalazł opis nekropolii, dotarł do starych zdjęć.

Koniec znamy: wojna, mieszkańcy Stein­bach uciekają, przychodzą Polacy, nowa władza „umacnia polskość”. To czas, gdy w dobrym tonie jest pisać „niemiec” małą literą. Grobami po Niemcach, obcej wiary, nikt się nie będzie przejmował. No, prawie nikt. Bo Mirosława Czarnuszewicz przychodzi co roku we Wszystkich Świętych zapalić znicz dla Ericha i Józia. Zbigniew Sobiechowski, dziadek Piotra, próbuje grodzić cmentarz. Ale opuszczona nekropolia niszczeje.

– Największe zdziczenie było w latach 70. – Piotr przypomina, że PRL likwidowała wtedy niemieckie nekropolie, zamieniała na tereny zielone. Pokazuje dokument, w którym kontrolerzy z ministerstwa skarżą się, że w ówczesnym województwie zielonogórskim (gdzie leżała Podła Góra) likwidacje „przebiegają zbyt powolnie”.

Rok 2015. Dwunastoletni Piotrek zakłada na Facebooku profil „Podła Góra-Steinbach” (stronę polubi 150 osób). Czyści pomnik z I wojny (nie było już płyty z nazwiskami ani orła, został betonowy cokół), wyrywa samosiejki. Sołtys każe mu uzyskać pozwolenie na porządkowanie nekropolii. Siada przy laptopie i pisze do gminy, dostaje zgodę.

W domu Marty i Damiana Marczeniów rodzinna narada. Syn od dawna wierci im dziurę w brzuchu, by ratować cmentarz. Sprawa jest poważna: nie chodzi o grabienie liści. Nagrobki, poprze­wracane, leżą pod warstwą ziemi. Uradzili, że będą działać razem. Piotrek zaprasza na Facebooku wszystkich „miłośników Podłej Góry”, by pomogli. Pomoc deklaruje sporo osób, stawią się tylko dziadkowie.

Po czterech latach większość nagrobków już stoi. Zarośnięte mchem, zabrudzone tablice zostały wyczyszczone. Można odczytać nazwiska.

Czasem ktoś, przejeżdżając tędy, mówi, iż nie miał pojęcia, że był tu cmentarz. Starsza Niemka spytała, czemu porządkują obce groby. Odparli, że z szacunku dla drugiego człowieka.

Droga

Wygląda na nieco starszą od Piotra. Miła, nie chce się przedstawić. O porządkach na cmentarzu słyszała. Pytam, czy chce pomóc koledze.

– Żeby to był polski cmentarz, to jeszcze. Ale niemiecki?

– Co masz przeciw niemieckim cmentarzom?

Zreflektowała się, zmieniła ton: – Mieszkam tu od niedawna i nie zależy mi, żeby coś tutaj robić.

Pytam w innych domach.

Patryk, 27 lat, strój FC Barcelony. Pomaga wujowi remontować mieszkanie. O cmentarzu słyszał, ale nie ma czasu, żeby pomóc: – Pracuję w Niemczech, przyjeżdżam co drugi weekend.

U Adamkowskich (u nich odkryto szczątki Niemców) wzruszają ramionami.

Tylko Krystyna Nawrocka chwali Piotra: – Myślałam, że to będzie słomiany zapał i szybko mu się odechce. A on coraz bardziej się w to angażuje.

Tydzień później. Piotr publikuje na Face­booku zdjęcie kolejnego potłuczonego nagrobka. Kawałkami marmuru załatano kamienną drogę koło Radnicy, niedaleko Podłej Góry. Widać krzyż i część napisu: „Tu spoczywa w Bogu mój kochany mąż, nasz dobry tata i dziadek”. Można odczytać imię: Berthold.

Piotr komentuje: „Krótko trwał jego spoczynek”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2019