Co PiS ma wspólnego z chrześcijaństwem

Od momentu emisji obrzydliwego spotu PiS („Bezpieczny samorząd”) sprawa jest jasna: nazywanie tej partii „chrześcijańską” to policzek wymierzony Ewangelii.

22.10.2018

Czyta się kilka minut

Stale podnoszone „okoliczności łagodzące”, w postaci osiągnięć programu 500 plus czy uszczelnienia poboru podatku VAT (tak nazywa się u nas nowa Osoba Trójcy Świętej), nie mają znaczenia w sytuacji, w której tuczeni państwowymi pieniędzmi politycy z kraju, w którym biednie nie jest, cynicznie, by zdobyć 100 czy 200 więcej samorządowych foteli, plują w twarz ludziom o całe piekło biedniejszym od siebie, uciekającym od bomb, głodu, nędzy, beznadziei, szukającym – podobnie jak tysiące Polaków w latach 70. i 80. – odrobiny światła i przyszłości dla swoich dzieci. Gdyby nasz Episkopat miał coś, czego nie ma (refleks), natychmiast powinien powiedzieć, co myśli o takim szczuciu ludzi na ludzi, nie marnując kolejnej szansy na pokazanie wiernym, że nie jest przybudówką partii władzy, co wydawałoby się szczególnie ważne, gdy jej przesłanie nie tyle nie jest ewangeliczne, co jest po prostu szatańskie.

Nie, tego się nie da zbyć machnięciem ręki, że przecież taka jest polityka i wszyscy tak robią. Kościół zwykle zgłasza się pierwszy do potępiania relatywizmu i rozmiękczania norm. Pisze płomienne doktoraty w obronie rodziny i habilitacje o świętości ciała. Proszę bardzo, oto macie konkretną rodzinę i konkretne ciało. Pieta AD 2018. Matka i jej małe dziecko, siedzące od paru lat za drutami greckiego obozu (a nie, jak chcieliby nasi mędrcy, „na miejscu”), które codziennie płacze, pytając mamę, kiedy wrócą do domu. Które nie chodzi do szkoły, rośnie w półwięziennych warunkach, często choruje, w nocy ma koszmary. Każdy normalny człowiek natychmiast widzi siebie na miejscu jego rodzica, niemającego już sił na wymyślanie kolejnych pocieszających kłamstw, na przekonywanie: „będzie dobrze, jutro”, niemającego łez, by opłakiwać warunki, jakie chłonie w siebie jego pociecha w najważniejszym momencie życia. Ulubiona partia wielu polskich księży i biskupów mówi dziś tym dzieciom: „Zarazo, won! Boimy się was! Wysadzicie nas! ­Zislamizujecie!”.

Tysiące razy tłumaczy się tym ludziom (jak się okazało, rozumie to nawet Ruch Narodowy), że co innego imigranci, co innego uchodźcy. Non stop próbuje się im wyjaśnić, by przestali krzyczeć, że ktoś chce otwierać granice (bo nikt nie chce), i odpowiedzieli, dlaczego powstały z kolan 40-milionowy kraj boi się przyjąć setkę dzieciaków czy tysiąc rodzin w ramach korytarzy humanitarnych. Im głośniej zadaje się to proste, konkretne pytanie, tym głośniej wykrzykują, że mają znajomego, który twierdzi, że w Paryżu nie da się już wyjść bezpiecznie, w Sztokholmie co weekend są pogromy chrześcijan, a białe kobiety w Berlinie są gwałcone przez arabskie hordy.

Słuchając po raz tysięczny tych służących za podpałkę dla lęku fantazji, zacząłem zwracać uwagę na ich źródła, przywoływane w wypowiedziach moich adwersarzy. Wszystkie to „newsy” z portali, po wejściu na które okazuje się, że to internetowe stronki udające formą serwisy newsowe, a zawierające wyłącznie antyimigracyjną, ksenofobiczną, rasistowską, antyliberalną (i antydemokratyczną) propagandę. Nie trzeba habilitacji z dziennikarstwa, by widzieć, że ich wiarygodność jest zerowa. Pompowanie przymiotników, robienie ze „zdarza się rzadko” – „ma miejsce non stop”. Nigdy nie ma tam żadnych oficjalnych danych i wypowiedzi, a jeśli są, to wyrwane z kontekstu, mające potwierdzić wywaloną wołami i opatrzoną tysiącem wykrzykników tezę.

Politycy autoryzujący spoty oparte na takich źródłach mają swoich wyborców za nic, skoro myślą, że dadzą się oni nabrać na banalną manipulację z gatunku „przestraszę cię, żeby cię przytulić”. Autorzy takich stronek z „newsami” za nic mają swoich czytelników, ale co innego jest w tej sprawie najbardziej interesujące.

Pozostaje bowiem pytanie, kto te stronki tworzy. Magazyn „Wired” publikował jakiś czas temu reportaż o skromnym młodzieńcu z południa Europy, który przed wyborami prezydenckimi w USA założył stronę „informacyjną”, wrzucał tam wyssane z palca (ale wyglądające jak normalne newsy) materiały o Hillary Clinton, po czym wklejał je jako źródło w toczące się na Facebooku i Twitterze dyskusje. Ludzie łykali te brednie, linkowali dalej, a każde wejście na stronę oznaczało pieniądze z reklam. Chłopak wyciągał z tego tysiące euro miesięcznie.

Pal sześć, jeśli za owymi stronami opisującymi rzekome strefy no-go we Francji stoi jakiś dorabiający studencik. A co, jeśli to kolejny psikus gracza z zagranicy, wrzucającego nam już przecież na bęben antyszczepionkowe materiały, mającego w Polsce swoje boty kreujące i szkalujące polityków, robiącego wszystko, żeby nasi rodacy, z natury skłonni do kłótni w czasach spokoju, zawsze mieli się o co kłócić, zawsze się tym osłabiali (wiadomo, jaka będzie wartość zawodnika, jeśli zadba się o to, by miał regularne piekło w domu)?

Rządzący dziś Polską poseł z Żoliborza myślał, że jest mistrzem w konkurencji „dziel i rządź”, sprawdzała mu się bowiem już w latach 90. Mam wrażenie, że nie dostrzega on jednak, że minęło 30 lat. I że dziś w grze są zawodnicy wagi dużo cięższej niż on i jego wychowankowie. To gracze klasy światowej, mający do jej realizacji nieporównanie większe środki, których działania przynieść mogą o wiele poważniejsze skutki. Efekty (w mojej ocenie – nieuzgodnionego, a współwystępującego) działania tych dwóch rozwalających nas (od wewnątrz i od zewnątrz) sił już widać jak na dłoni: Polacy nienawidzący się jak nigdy wcześniej, podważone wszystkie fundamenty (od Ewangelii naukowców), zamiana mądrej empatii na ksenofobiczną agresję.

Ktoś tu chyba przelicytował, niestety. Ale na odwrót nie jest chyba za późno. Droga jest jedna i wiedzie przez dostrzeżenie człowieka w każdym, bez wyjątków, człowieku. To podstawa jedności, innej nie ma. Każdy, kto działa wbrew tej zasadzie, nie zbawia Polski, lecz ją wykrwawia i dobija. ©

Czytaj także:

Szymon Hołownia: Facebookowa odpowiedź sprzedawcom strachu

Marcin Żyła: Straszenie przestaje działać

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2018