Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na archiwalnych zdjęciach sprzed ponad stulecia oglądamy pierwsze niezdarne próby wcielenia w życie odwiecznego ludzkiego snu o lataniu. Pokonanie praw grawitacji wymagało geniuszu - ale czymże byłby ów geniusz bez krzty niepoprawnego szaleństwa? Twórca "Fitzcarralda" od lat tropi w filmach różnej maści marzycieli i wariatów, opętanych swoją ideą do granic samozatracenia. Czy miał w sobie taką iskrę krajan Herzoga Ferdinand von Zeppelin, wynalazca legendarnego sterowca? Znajdziemy ją z pewnością w oku jego następcy - Grahama Dorringtona. Młody badacz z uniwersytetu londyńskiego chciałby wskrzesić tamten pierwszy zachwyt i własnoręcznie skonstruowanym pojazdem przelecieć nad dwustumetrowym wodospadem.
Oglądając dokumentalne eseje Herzoga, już dawno przestaliśmy przejmować się, gdzie przebiega granica między prawdą a zmyśleniem. Liczy się samo spotkanie z tajemnicą, dotarcie do granic racjonalnego poznania - albo ów moment zamilknięcia, kiedy do opisu tego, co widzimy i czujemy, przestaje nam wystarczać jakikolwiek słownik. W filmie "Biały diament" znajdziemy wiele takich momentów. Bohaterem Herzoga jest człowiek, który przed jedenastu laty ufny w potęgę nauki wybudował sterowiec, który nie wytrzymał swojej próby. Niestety, w wypadku maszyny na Sumatrze zginął operator filmowy, bliski przyjaciel Grahama. Od tamtej pory konstruktor zaniechał dalszych prób. Dopiero spotkanie z Herzogiem rozbudzi w nim potrzebę powtórzenia niefortunnego lotu. Jako swoista autoterapia, ale i hołd złożony zmarłemu koledze.
I znowu reżyser filmu "Aguirre, gniew boży" zabiera nas w samo serce południowoamerykańskiej dżungli. Tym razem do Gujany, gdzie znajdują się porażające swoim majestatem wodospady Kaieteur, o których miejscowi Indianie snują od pokoleń fantastyczne opowieści. Miejscem, które szczególnie rozbudza wyobraźnię, jest przysłonięta kaskadami wody jaskinia - niedostępna śmiertelnikom, kusząca dziewiczym mrokiem. Dla człowieka Zachodu wyposażonego w najnowocześniejszy sprzęt nie ma rzeczy niemożliwych. Już za chwilę za pośrednictwem kamery tajemnica może stać się atrakcyjnym materiałem z podróży. Ale Herzog wsłuchuje się uważnie w słowa starego tubylca, któremu od palenia "trawy" i samotniczego życia w towarzystwie koguta być może trochę pomieszało się w głowie. Posiadł jednak ów bezzębny Indianin podstawową ludzką mądrość: nie wszystko jest na sprzedaż, nie wszystko wymaga rozgłosu. Legenda jaskini musi pozostać legendą. Ten, kto miał szczęście spotkać się z nią oko w oko, doświadczył małej prywatnej iluminacji. Jak w pamiętanym ze szkoły sonecie Mickiewicza "Droga nad przepaścią w Czufut-Kale": "Tam widziałem - com widział, opowiem - po śmierci, bo w żyjących języku nie ma na to głosu".
Herzog jest w tym filmie stale obecny, tak za, jak i przed obiektywem. Twardą teutońską angielszczyzną niestrudzenie komentuje przygody i wyznania bohatera. Niczym zaklinający rzeczywistość szaman odsłania przed nami kolejne niewypowiedziane sekrety. "Biały diament" sunący bezszelestnie nad dżunglą przypomina surrealistyczną latającą rybę. Uchwycone w obiektywie tropikalne jaszczurki czy gąsienice wyglądają niczym mitologiczne stwory albo fauna wymarła setki tysięcy lat przed naszą erą. W tle rozbrzmiewają chropawe głosy sardyńskich śpiewaków. Sakralny charakter pieśni uwzniośla tę kolejną w filmografii Herzoga opowieść o człowieku, który rzuca wyzwanie nie tylko własnemu strachowi i poczuciu winy - ale może nawet nicości i śmierci.
BIAŁY DIAMENT - reż.: Werner Herzog, dokumentalny, Niemcy 2004, Planete, sobota 1 III, godz. 20.45