Cnoty prywatne: pracowitość

Przeciwieństwem pracowitości wcale nie jest lenistwo, lecz poczucie, że nie chce mi się nic zrobić, ani tego, co powinienem, ani tego, co mógłbym, chociaż nie muszę. Lenistwo, a zwłaszcza gnuśność granicząca z acedią to po prostu grzech, tu jednak mowa o banalnej pracowitości i banalnym lenistwie.

13.01.2006

Czyta się kilka minut

Pracowitość często rozumiemy tak, jak ją rozumieli mieszczanie czy burżuazja w XIX wieku. Wieczorem trzeba było sporządzić swoisty rachunek sumienia: czy mianowicie wykonałem wszystko to, co miałem dzisiejszego dnia wykonać. A jeżeli nie, to dlaczego? Taka pracowitość jest bliska sumienności, która bywa cnotą, ale raczej rzadko, gdyż sumienność to tylko tyle, co odrobienia zadania domowego w domu, a nie w klasie w trakcie przerwy. To zwyczajna zaleta, do cnoty jej jednak daleko. Pracowitość natomiast wiąże się z obrzydzeniem do lenistwa. Pracowity jest ten, kto czyta gazetę czy książkę, i ten, kto sprząta w domu, i ten, kto haruje w biurze, ale nie dlatego, że tak musi, lecz dlatego, że wie, iż lenistwo to dopuszczenie wszystkiego najgorszego, zła, a nawet diabła.

Z tego mogłoby wynikać, że pracowitość jest nie tyle cnotą, ile sposobem na życie polegającym na takim zapełnieniu sobie czasu, żeby nam głupie myśli do głowy nie przychodziły. Czymś w rodzaju gimnastyki zalecanej młodzieży męskiej przez księży, żeby wyżyła się w sporcie, a nie w tym, w czym - zdaniem księży - wyżywać się nie powinna. To jednak nie jest tak. Pracowitość jest cnotą nie dlatego też, że - jak chciał Karol Marks, który miał obsesję na punkcie pracy - człowiek jest homo laborans, nic z tych rzeczy. Pracowitość to cnota należąca do najważniejszych cnót prywatnych dlatego, że jest najściślej związana z poczuciem obowiązku. Lenistwo jest zagrożeniem, gdyż stanowi zaprzeczenie, odrzucenie darów, w jakie nas wyposażono, bo każdy dostał jakieś dary, bez względu na to, czy są to wielkie talenty, czy tylko drobne zdolności.

Nasze życie byłoby zaiste absurdalne i moglibyśmy za Jean-Paul Sartrem powtarzać, że "zostaliśmy rzuceni w świat", gdyby nie cnota pracowitości. Oczywiście jest jeszcze miłość, ale to już wyższe rejony, o których tu nie mówimy. To właśnie ze względu na pracowitość oburzyła mnie kiedyś odpowiedź pewnego rolnika, który słynie w okolicy z wyrobów z wikliny. Zapytany, czy by zrobił niewielki płotek wiklinowy (oczywiście za pieniądze), odpowiedział, że nie, bo mu się nie chce. Niezdolność do pracowitości staje się tragedią i to na skalę społeczną, kiedy bezrobotni przestają robić cokolwiek. Doskonale rozumiem, jaką tragedią jest bezrobocie, ale kiedy na skalę społeczną staje się ono okazją do lenistwa, wtedy nieuchronnie coś złego się zdarzy.

I dlatego też zarówno ekonomiści (sławne powiedzenie Miltona Friedmana, że w dniu, w którym pojawi się pierwszy bezrobotny, trzeba mu kazać do południa kopać dziurę, a potem ją zasypywać), jak i filozofowie, wiedzą, że prawdziwa tragedia bezrobocia to nie tyle brak pracy i pieniędzy (w wielu krajach zasiłki jakoś to wyrównują), lecz utrata cnoty pracowitości, pogrążenie się całych wielkich grup społecznych w lenistwie. Przecież blokowiska czy inne miejsca, w których mieszkają przede wszystkim ludzie z tak zwanej "podklasy", to miejsca, w których dominuje lenistwo i zło, jakie z niego się bezpośrednio wywodzi.

Cnota pracowitości pozwala nam przeżyć najtrudniejsze momenty w życiu. To nie tyle czas, ile praca łagodzi cierpienie, i to nie tyle rozrywka, ile praca pozwala nam zapomnieć o wszystkim, co trudne lub co wręcz fatalne. Jednak człowiek nie został stworzony do pracy, praca wymuszona zaś jest absurdem jak wszystko, co wymuszone, i tylko w tym rozumieniu Marks miał rację. Pracowitość jako cnota zasadniczo różni się od pracowitości wymuszonej. Gdyby się udało tak urządzić społeczeństwo, że ludzie pracowaliby (w szerokim rozumieniu tego pojęcia) z przyjemnością, bliscy bylibyśmy spełnienia najbardziej utopijnych marzeń. To jest niemożliwe, ale codzienna cnota pracowitości, sprawia, że sami wobec siebie czujemy się odrobinę lepiej, a czegóż więcej można chcieć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2006