Poradnik „Tygodnika”

Nie musi być nas więcej – istnieją sposoby na walkę z bezrobociem i ograniczanie jego skutków.

17.09.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Adam Lach / NAPO IMAGES
/ Fot. Adam Lach / NAPO IMAGES

O porady dotyczące świata wielkiej polityki i polityki społecznej, makro i mikroekonomii, aktywizacji zawodowej i psychologii, poprosiliśmy ekspertów zajmujących się na codzień tymi dziedzinami.


JAK RZĄDZIĆ?

Dr Wiktor Wojciechowski główny ekonomista Invest Banku, ekspert FOR:
Hojność polityków przyczynia się do wzrostu bezrobocia i szarej strefy. Rządowe prognozy, mówiące o 13-procentowym bezrobociu w przyszłym roku, są moim zdaniem zbyt optymistyczne.


Tempo wzrostu gospodarki będzie nieco niższe, niż zakłada rząd (2,2 proc.). W efekcie firmy będą redukowały zatrudnienie, a bezrobocie może osiągnąć poziom 14 proc. Co w tej sytuacji może zrobić władza?
Po pierwsze, trzeba dokończyć likwidację przywilejów emerytalnych. Ograniczenie przechodzenia na wcześniejsze emerytury od 2009 r. i stopniowe wydłużanie wieku emerytalnego od 2013 r. zmniejszają wydatki i narastanie długu publicznego. Gdybyśmy utrzymali stary system, rząd już dzisiaj musiałby silniej się zadłużać lub głębiej sięgać do naszej kieszeni. Jedyną przyczyną wysokich podatków są nadmierne wydatki. A im wyższe podatki, tym przeciętnie niższa skłonność pracowników do podejmowania pracy, a także niższa chęć firm do zwiększania zatrudnienia. W najbliższym czasie silnie odczujemy negatywne skutki podniesienia składki rentowej. Ta podwyżka nie byłaby potrzebna, gdyby politycy mieli odwagę ciąć nieproduktywne wydatki.
Po drugie, należy zahamować wzrost płacy minimalnej. Obecne przepisy, określające jej docelowy wzrost do połowy przeciętnego wynagrodzenia, są szkodliwe, gdyż ograniczają legalne za-trudnienie, szczególnie osób młodych i w regionach słabiej rozwiniętych. Niestety, w ostatnich latach politycy forsowali szybsze tempo wzrostu płacy minimalnej, niż wymagała tego ustawa. Ta hojność przyczyni się wkrótce do wzrostu bezrobocia i szarej strefy.
Po trzecie, musimy urealnić statystyki bezrobocia. Dzisiaj nawet co trzecia osoba zarejestrowana w urzędzie pracy to pseudobezrobotny: ktoś, kto rejestruje się tylko po to, by nabyć prawo do ubezpieczenia zdrowotnego, choć pracuje na czarno lub wcale nie ma zamiaru podejmować zatrudnienia. Utrzymywanie tej fikcji zmniejsza efektywność w pomocy dla prawdziwych bezrobotnych. Tylko 30-40 proc. osób, które uczestniczyły w jakichkolwiek programach szkoleniowych organizowanych przez urzędy pracy, znajdują potem zatrudnienie. Potrzebne jest – co zresztą zapowiada rząd – oddzielenie faktu rejestracji w urzędzie pracy od uzyskania prawa do ubezpieczenia. Jak to zrobić? Być może upowszechniając ubezpieczenie zdrowotne: odsetek osób, które nie są dzisiaj nim objęte, jest niewielki, a koszt monitorowania obecnego systemu – ogromny.
Po czwarte, zamiast demonizować umowy czasowe, niesłusznie zwane śmieciowymi, musimy ułatwić firmom zwalnianie pracowników zatrudnianych na stałe. Główną przyczyną tego, że Polska ma najwyższy w Europie odsetek osób pracujących na podstawie umów na czas określony lub umów cywilno-prawnych, jest właśnie nadmierna ochrona osób zatrudnionych na stałe. Trzeba zlikwidować odprawy dla pracowników i konieczność uzasadniania ich zwolnienia. Niech ochrona pracownika zależy wyłącznie od długości jego stażu pracy: np. dwa tygodnie na wypowiedzenie przy stażu do roku i miesiąc dla stażu dłuższego. Jeśli utrzymamy obecny, restrykcyjny system, pracodawcy będą się pięć razy zastanawiać, zanim zatrudnią nowego pracow-nika na stałe.

JAK POMAGAĆ?

Dominik Owczarek, analityk Instytutu Spraw Publicznych:
Nadal mamy miejsca, w których pomoc społeczna sprowadza się do wypłacania świadczeń, a aktywizacja zawodowa do rejestrowania bezrobotnych.

Polsce potrzebny jest bardziej efektywny system aktywizacji zawodowej. W urzędach pracy brakuje indywidualnego podejścia do bezrobotnych – każdy może korzystać z oferty urzędu, ale rzadko bezrobotnemu mówi się, jak ma to robić. Nie mamy odpowiedniej liczby doradców, nie zbieramy też kompleksowych informacji o osobie bezrobotnej.
Co powinno się zmienić? Musimy zacząć selekcjonować bezrobotnych na trzy kategorie, co zresztą zapowiedział ostatnio wiceminister pracy i polityki społecznej. Pierwsza grupa to absolwenci, którym potrzebna jest niewielka porada. Druga to bezrobotni bez pracy od stosunkowo niedawna. Trzecia – trwale pozbawieni zatrudnienia.
Pytanie, jak skutecznie pomagać osobom pozbawionym pracy, związane jest pośrednio z filozofią pomocy społecznej: od lat 90. świat przechodzi od systemu welfare state (państwa opie-kuńczego) do workfare state (państwa, które nie rezygnuje z opieki, ale szczególną uwagę zwraca na aktywizację). W okresie kryzysu i starzenia się społeczeństw utrzymywanie na zasiłkach dużej liczby obywateli staje się zbyt kosztowne – potrzebny jest skuteczny system integracji.
Jak ten proces przebiega w Polsce? W latach 90. pomoc społeczna była tylko „miękką poduszką”, na której lądowali nieradzący sobie ludzie. Teraz staramy się przejmować zachodnie wzory – np. tworzymy centra i kluby integracji społecznej, w których oprócz pomocy socjalnej uczestnik przechodzi szkolenia zawodowe. Na przykład osoba niepełnosprawna może otrzymać wsparcie psychologiczne i jednocześnie przejść szereg kursów zawodowych.
Na razie jednak efektywność tego systemu pozostawia wiele do życzenia: nadal są w Polsce regiony, w których pomoc społeczna sprowadza się do wypłacania świadczeń. Mamy instytucję kontraktu socjalnego – beneficjent zobowiązuje się do działania, a w zamian otrzymuje świadczenia – ale jest to narzędzie adekwatne tylko do niektórych typów klientów. Wydaliśmy ogromne pieniądze z funduszy europejskich na integrację społeczną i aktywizację, ale zbyt często szkolenia finansowane z Unii były niedostosowane do potrzeb danej gminy czy miasta.
Polski system aktywizacji bezrobotnych oraz pomocy społecznej łączy nieefektywne wydatkowanie środków i niedostrzeganie indywidualnych potrzeb ludzi. To drugie można by osiągnąć dzięki indywidualnemu zaangażowaniu pracowników ośrodków pomocy społecznej czy urzędów pracy, ci jednak najczęściej nie mogą poświęcić na to wystarczająco dużo czasu ze względu na przeciążenie biurokracją. W dodatku nie funkcjonuje współpraca pomiędzy dwoma poziomami samorządowej władzy (zwykle powiat–gmina). Ta współpraca jest konieczna, zwłaszcza jeśli mowa o trwale bezrobotnych, w przypadku których na problem braku pracy nakładają się inne zjawiska: wykluczenie, alkoholizm, choroba psychiczna.

JAK UCZYĆ?

Monika Zakrzewska, ekspertka PKPP Lewiatan, trener biznesu:
Absolwent wyższej uczelni otrzymuje naukę pozbawioną praktyki i jakiegokolwiek doradztwa zawodowego.

Mówi się, że edukacja, studia wyższe to nie tylko przygotowanie do zawodu. To prawda: uniwersytet to zdobywanie umiejętności myślenia, wiedza ogólna, lepsze rozumienie świata. Studiując prawo cieszyłam się, że mogę poznać historię prawa czy logikę, ale już nie mogłam zrozumieć, dlaczego kazano mi niemal na pamięć uczyć się kodeksu karnego (który w międzyczasie się zmieniał), a nikt nie nauczył mnie postępowania w skomplikowanych kazusach. Powiedzmy sobie szczerze: dziś młody człowiek uczy się, idzie na studia, by po ich skończeniu znaleźć pracę. Co dostaje od systemu edukacji?
Otrzymuje naukę pozbawioną praktyki – w Niemczech studenci raz albo dwa razy w tygodniu uczą się kultury pracy u konkretnych przedsiębiorców – oraz jakiegokolwiek doradztwa za-wodowego. Ten drugi problem jest szerszy niż tylko zła organizacja i brak funduszy: nie ma w Polsce ludzi przygotowanych do tego, by pokierować losami innych ludzi. Nie ma ich, ponie-waż uczelnie takich ludzi nie kształcą.
Jednak najważniejszym problemem polskiej edukacji wcale nie jest to, że nie przygotowuje „do zawodu”. Owszem, o zatrudnieniu decyduje zwykle to, jaki zawód ma się w ręku, jaką się skończyło uczelnię. Ale już o tym, że młody człowiek zostaje zwolniony, w 70 proc. przypadków decyduje brak tzw. kwalifikacji miękkich: umiejętności pracy w zespole, komunikacji z ludźmi itd. Weźmy ten ostatni element: to, że język ewoluuje, że mówimy skrótami, to naturalne, ale to nie oznacza, że młody człowiek nie powinien umieć komunikować się poza swoim środowiskiem. Na polskim rynku pracy mamy tymczasem do czynienia z komunikacyjną przepaścią pokoleniową. Starsi pracownicy i pracodawcy mówią, że ci najmłodsi po prostu nie po-trafią się z nimi porozumiewać!
O kolejnym problemie mówi się od lat, a jednak niewiele się zmienia: niemal połowa młodych Polaków już w momencie otrzymania dyplomu wie, że będzie musiała się całkowicie lub czę-ściowo przekwalifikować. Od tego roku uczelnie mają obowiązek monitorowania losów swoich absolwentów, za kilka lat dostaniemy więc jaśniejszy obraz sytuacji, ale i bez tego widać, że nadal w sposób bezsensowny kształcimy masowo na kierunkach mało przyszłościowych. Na uczelniach nie funkcjonuje jakikolwiek system prognozujący, co za kilka, kilkanaście lat będzie nam – z punktu widzenia rynku pracy – potrzebne. Mamy kierunki zamawiane: dobrze, że są, ale działają, jak do tej pory, na niewielką skalę. Poza tym są odzwierciedleniem tego, do jakich zawodów potrzebujemy pracowników dziś.
Czy oznacza to, że młodzi ludzie są oszukiwani? Być może 10 lat temu można było powiedzieć, że fundujemy im iluzję, iż wyższe wykształcenie – jakiekolwiek by ono było – da lepszą przyszłość. Ale od co najmniej kilku lat trąbi się o tym, jakie kierunki mają przyszłość, a jakie gwarantują bezrobocie! A zatem bezrobocie młodych – mające oczywiście często przyczyny systemowe – bywa niejednokrotnie bezrobociem na własne życzenie.

JAK AKTYWIZOWAĆ?

Prof. Piotr Błędowski, gerontolog, ekonomista z SGH:
Potrzebujemy nie systemowej rewolucji, a mentalnej ewolucji. Możliwie jak najszybszej.

Problemem w grupie wiekowej 55+ jest nie tyle samo bezrobocie – osoby bez pracy w tej grupie stanowią ledwie 9 proc. bezrobotnych – co wysoki poziom bierności zawodowej. Chodzi o osoby, które nie pracują, nie są zarejestrowane jako bezrobotne i nie szukają pracy, bo albo przeszły na rentę, albo nie pracowały wcześniej w ogóle, albo skorzystały z emerytalnych przywilejów i są na wcześniejszej emeryturze. Wskaźnik zatrudnienia w grupie wiekowej 55-64 wynosi w Polsce ok. 37 proc., podczas gdy w całej Unii jest bliski 50 proc. A zatem mamy w Polsce sytuację, w której niemal dwie trzecie osób w dojrzałym wieku, które nie osiągnęły jeszcze wieku emerytalnego, nie pracuje, utrzymując się z rozmaitych świadczeń społecznych.
Czy podniesienie wieku emerytalnego – zgodnie z obiegowymi teoriami – sprawi, że problem braku aktywności zawodowej i bezrobocia wśród osób dojrzałych stanie się poważniejszy? Nie, z dwóch powodów. Po pierwsze, wchodzimy w etap tzw. srebrnej gospodarki, w której tworzą się rynkowe nisze: coraz więcej jest zawodów „zarezerwowanych” – chociażby z powodu specyfiki wymagań – dla ludzi dojrzałych. Po drugie, zwiększenie liczby osób aktywnych na rynku pracy wiąże się z ożywieniem gospodarki, to zaś daje możliwość pracy dla starszych.
Co robić, by aktywizować starszych pracowników? Walczyć z kultem młodości i przekonaniem, że młodsi są z definicji aktywniejsi i lepsi. Nie mamy w Polsce – mam na myśli głównie przedsiębiorstwa – czegoś takiego jak zarządzanie wiekiem. A to coś, co na Zachodzie funkcjonuje od dawna. Okrzyki przy okazji podnoszenia wieku przechodzenia na emeryturę („Nie chcemy pracować do śmierci!”) biorą się stąd, że mamy jako społeczeństwo spaczone pojęcie aktywności zawodowej w dojrzałym wieku. U nas jak ktoś ma 45 lat i pracuje jako dekarz, uważa, że za 20 lat będzie musiał wykonywać tę samą pracę. A zarządzanie wiekiem polega na tym, że w tym samym przedsiębiorstwie albo w tej samej gminie dla takiego człowieka można znaleźć inne zadania.
Czy potrzebne nam są zmiany uregulowań dotyczące okresu wymówień, okresów ochronnych dla seniorów i inne udogodnienia dla pracodawców, by nie bali się zatrudniać? Nie sądzę, by było to najważniejsze: złej baletnicy przeszkodzi i rąbek u spódnicy. Oczywiście, finansowe bodźce dla pracodawców są potrzebne, ale przede wszystkim musimy dostrzec, że dziś osoby dojrzałe to zupełnie inna grupa niż 20 lat temu. To pracownicy od dwóch dekad funkcjonujący w rzeczywistości nowych technologii i w systemie gospodarki rynkowej. Dzisiaj przeważająca część zatrudnienia to usługi. Praca produkcyjna też nie polega już na tym, że lepszy jest ten, kto mocniej i szybciej uderza młotkiem, ale ten, kto lepiej obsługuje urządzenia.
Polska potrzebuje więc nie tyle systemowej rewolucji, co mentalnej ewolucji. Możliwie jak najszybszej.

JAK ŻYĆ?

Jacek Santorski, psycholog biznesu:
Atawizm przetrwania podpowiada: „Skup się na sobie!”. Ale mądrość mówi coś innego: „Nie obrażaj się na świat, bądź tam, gdzie jest twój rozmówca”.

Kiedy pisałem wraz z Henryką Bochniarz książkę „Bądź sobą i wygraj”, zapytałem ją: „A co by było, gdybyś straciła pracę?”. Odpowiedziała bez namysłu: „Natychmiast podjęłabym jakąkolwiek aktywność!”. Pierwsza rada będzie więc taka: za wszelką cenę pozostań aktywny, bądź wolontariuszem, wyznacz sobie trzy najbliższe ulice do zamiatania. Znajdź sobie miejsce, w którym będziesz potrzebny. Niedawno zacząłem współpracować z prowadzonym przez wspaniałych księży hospicjum w Pucku. Ci księża wpadli na pomysł, by brać na wolontariuszy inwalidów i osoby niepełnosprawne. Właśnie po to, by ci ludzie poczuli się potrzebni. Ktoś mi kiedyś opowiadał, że był w szpitalu po operacji i opiekował się nim inny chory. „Niech pan tego nie robi!” – powiedział ten pierwszy, a drugi odparł: „Niech mi pan pozwoli sobie pomóc, bo dzięki temu te 20 minut ma dla mnie sens”.
Podjęcie aktywności, np. jako wolontariusz, ma też walor pragmatyczny. Żyjemy w „sieci”, jeśli jesteśmy w jakiejkolwiek organizacji, to z tej „sieci” – rozumianej jako system relacji między-ludzkich – nie wypadamy. Budujemy kapitał społeczny, który jest niezbędny, by cokolwiek osiągnąć: im więcej mamy kontaktów, tym większe prawdopodobieństwo, że w trudnej sytuacji znajdziemy pomoc.
Na poziomie jednostki warto zadać sobie trzy pytania. Pierwsze będzie brzmiało: „W czym jestem najlepszy na świecie?”, a w wersji minimalistycznej: „Co potrafię robić?”. We wszystkich wymiarach życia: szyć, cerować, uczyć, śpiewać, stać, chodzić. Następne pytanie to: „Co mnie kręci?”. I wreszcie: „Co z tych wszystkich rzeczy mogłoby być w jakikolwiek sposób opłaco-ne?”.
Rada ostatnia: kiedy idziemy do potencjalnego pracodawcy, nie należy mu głównie opowiadać o sobie, ale o nim. Wniknąć w to, kim jest, jakie ma potrzeby, jakiego rodzaju kompetencji po-trzebuje. Nie pytać: „Czy szuka pan doświadczonego życiowo 57-latka?”, ale raczej powiedzieć: „Z tego, co czytałem w internecie, jesteście państwo niezadowoleni ze zbyt dużej rotacji swoich pracowników”.
Po pierwsze, takie podejście jest zgodne z zasadą: „Jeśli ty się interesujesz mną, ja zainteresuję się tobą”. Po drugie, elementem, który najbardziej utrudnia człowiekowi życie, jest egotyzm. W im większym jesteśmy stresie, tym bardziej skupiamy się na sobie. Tymczasem skuteczne działanie jest odwrotnością takiego podejścia. Jak w miłości: jeśli chcesz osiągnąć powodzenie, staraj się „zapomnieć siebie”.
To oczywiście trudne, bo atawizm przetrwania podpowiada: „Skup się na sobie!”. Mądrość przetrwania mówi jednak coś innego: „Nie obrażaj się na świat, weź odpowiedzialność za to, za co możesz, zaczynaj tam, gdzie jest twój rozmówca, a nie tam, gdzie jesteś ty”. 


OPRACOWAŁ PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2012