Ciężar gatunku

Kronikarze komunizmu Arthur Koestler i Gareth Jones pracowali jako dziennikarze, ale poczuli się dziennikarzami dopiero wtedy, gdy odmówiono im prawdomówności.

21.10.2019

Czyta się kilka minut

Gareth Jones, Jawa, 1935 r. /  / DZIĘKI UPRZEJMOŚCI RODZINY GARETHA JONESA. WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE.
Gareth Jones, Jawa, 1935 r. / / DZIĘKI UPRZEJMOŚCI RODZINY GARETHA JONESA. WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE.

W powieści o Janie Karskim Yannick Haenel relacjonuje jego misję przywiezienia na Zachód świadectwa Zagłady Żydów. Współczesnego pisarza nie interesuje samo świadectwo, ale to, co się z nim stało, kiedy dotarło do celu. „Słowa Karskiego przebyły długą drogę – pisze Haenel. – Są zagubione w czasie, skazane na beznadziejne powtarzanie. Bo czy »sumienie świata«, jak je nazywa, zostało rzeczywiście »poruszone«?”. Dobrze wiemy, że nie.

Początkowy wstrząs w reakcji na ujawnianie ludobójstwa rzadko przekłada się na wstrząsy wtórne: presję opinii publicznej oraz polityczny opór imperiów. Dlatego uwaga, jaką przykuwają losy kurierów, przywożących obrazy dalekiej śmierci, wydaje się formą spóźnionego obrachunku, pośrednim przyznaniem, że wyparcie jest rodzajem przyzwolenia. Przypominanie dokonań tych, którzy nie odwracali oczu, odgrywa też rolę przestrogi, że nieodrobiona lekcja historii lubi kończyć się jej powtórką.

Nudny człowiek

Ostatnie lata należą do Garetha Jonesa, walijskiego dziennikarza, który jako jeden z pierwszych, bez ogródek i eufemizmów, donosił w 1933 r. o głodzie na Ukrainie wywołanym celową polityką Stalina. Nie tylko nie poruszył sumień, ale został oskarżony o nierzetelność przez kolegów po fachu. Anne Applebaum uczyniła z Jonesa jasną postać „Czerwonego głodu” (2018), książki dedykowanej ofiarom Hołodomoru, jak na Ukrainie nazywa się tę zaplanowaną przez Stalina tragedię z lat 1932-33. Na tle oportunistycznych korespondentów z ZSRR młody Jones lśni niczym nieskalany brylant. To idealista poważnie traktujący etos dziennikarski, który zbiera informacje z pierwszej ręki i nie boi się konfrontacji z sowiecką rzeczywistością.

Podobnie przedstawia go Andrea Chalupa, autorka scenariusza do wchodzącego właśnie na ekrany filmu „Obywatel Jones” w reżyserii Agnieszki Holland. Jonesa obdarzono tu urodziwą twarzą Jamesa Nortona (w rzeczywistości nie miał aparycji amanta), a z jego historii uczyniono metaforę współczesnego kryzysu dziennikarstwa. Jones ma być wyjątkiem na tle zepsucia i konformizmu ogarniającego media. „Nie miał grzechów na sumieniu. To prawdziwy pozytywny bohater, nie bałabym się tak o nim mówić” – przekonywała reżyserka w rozmowie podczas ostatniego festiwalu filmowego Nowe Horyzonty.

Do chóru zachwytów dołącza reporter Mirosław Wlekły. Jego „Gareth Jones. Człowiek, który wiedział za dużo” to opowieść o cudownym chłopcu, rozpieszczanym przez elity, a następnie odrzuconym przez nie z powodu niewygodnej prawdy, którą przywiózł ze Wschodu. Charakterologicznie Jones jest postacią nudną. Ma ledwie kilka słabostek, na koncie żadnych nałogów i krętactw, a jego życie intymne w zasadzie nie istnieje – kiedy wieje wiatr historii, nie ma głowy do romansów. Ciekawe są natomiast czasy, które rozwinęły przed nim szerokie możliwości, i ludzie, którzy Jonesa rujnowali – mający władzę, ale sami ulegający innej, zwanej wyższą historyczną koniecznością. A Walijczyk starał się po prostu działać uczciwie i przyzwoicie.

Warto panegiryki na temat Jonesa czytać razem z książkami o strategiach racjonalizowania modelu sowieckiego, radzących sobie z każdą wątpliwością. Do księgarń właśnie trafiło nowe, pełne tłumaczenie „Ciemności w południe” ­Arthura Koestlera, urodzonego tak jak walijski dziennikarz w 1905 r. Ten węgierski Żyd przeżył okres fascynacji komunizmem (inaczej niż Jones), a po dotkliwym rozczarowaniu postanowił opisać wewnętrzne sprzeczności komunizmu, które powinny były w jego mniemaniu ostatecznie skompromitować państwo Stalina. Uczynił to w sposób humanitarny dla ofiar, a bezlitosny dla reżimu (podobnie jak Jones).

Mętny blask władzy

Koestler rozpoczyna powieść cytatami z Machiavellego i Dostojewskiego. Choć świat, który przedstawia, to radykalna wersja pism Włocha, narratorowi bliżej do autora „Zbrodni i kary”. Woła za nim: „O, człowieku, człowieku – bez odrobiny litości nie można żyć”. Litość żywi niemal dla każdej z dramatis personae, począwszy od Mikołaja Rubaszowa, fałszywie oskarżonego działacza partii komunistycznej. Do niedawna zarządzał przemysłem aluminiowym i przyzwalał na eliminację słabych ogniw w łańcuchu partyjnych zależności. Teraz sam ma zostać złożony w ofierze dziejowej konieczności. W klaustrofobicznej celi jedyne, co ma, to czas, by podjąć ostatnią decyzję: „umrzeć w milczeniu czy publicznie się opluć, by móc działać dalej?”. Poprawka: by partia mogła działać dalej, po likwidacji kolejnego słabego ogniwa.

Impulsem dla Koestlera był trzeci proces moskiewski z 1938 r., w którym oskarżano Nikołaja Bucharina. Pisarz poznał go podczas swej jedynej podróży do Związku Sowieckiego w 1932 r. Podczas procesu Bucharin wziął na siebie „obiektywną odpowiedzialność” za całokształt swojego postępowania, ale nie przyznał się do żadnej konkretnej przewiny. Dlaczego intelektualny filar bolszewizmu pogodził się z rolą kozła ofiarnego? Czy samoupokarzając się, zachował osobistą godność, czy okazał słabość? Może uwierzył, że ostatni raz przysłuży się partii, a historia, którą do tej pory brutalnie wykuwał, kiedyś go zrehabilituje.

W swej wysyconej moralnym napięciem powieści Koestler obficie korzysta ze środków dobrego reportażysty, ale „Ciemność w południe” nie jest reportażem ani relacją z pierwszej ręki. Stanowi wyobrażenie o tym, co się dzieje tam, gdzie nie docierają flesze i gdzie nie mogą postawić stopy pożyteczni idioci Stalina, sławiący na świecie jego postępowość.

W więziennych piwnicach władza nie oślepia blaskiem, ale mąci w głowach mdłym światłem wypalającej się żarówki. Rubaszow nie żywi nienawiści do przywódcy partii, choć jest świadomy tego, czyja żelazna logika zaprowadziła go do celi numer 404. Wbrew obiegowej opinii „Ciemność w południe” nie jest też traktatem o przedśmiertnym nawróceniu się upokorzonego aparatczyka. To opowieść o tym, co można nazwać praktykami czynienia kolei rzeczy wytłumaczalną, a tym samym akceptowalną. Rubaszow potrafi nazwać to, czym się kierował, będąc zausznikiem partii, oraz to, z czego wynika jego upadek. Neomakiawelizm, moralność wiwisekcyjna i dziejowy przymus – wszystkie te słowa nie są w stanie przysłonić „metafizycznego burdelu”, który powstaje, kiedy praktyka polityczna zadaje kłam teorii. Ostatecznie wszyscy mówią na różne sposoby to samo, co uważany za wariata więzień z celi 402: „Wsadzono mnie do nie tego pociągu. (...) Do dziś myślą, że niczego nie zauważyłem”.

Zanim Gareth Jones wysiądzie w marcu 1933 r. ze swojego pociągu, 70 kilometrów od Charkowa, jest uprzywilejowanym gościem Związku Sowieckiego. Iwan Majski, ambasador Stalina w Londynie, prosi Moskwę, by nie odmawiać niczego (oczywiście w granicach politycznego rozsądku) zaufanemu człowiekowi Davida Lloyda Geor­ge’a, byłego premiera. Jako jedyny gość z Zachodu Jones otrzymuje pozwolenie, by samemu jechać na Ukrainę i w Charkowie wizytować fabrykę traktorów. Jednak na jednej ze stacji ktoś go błaga: „Powiedz im w Anglii, że nie mamy co jeść i zaczynamy puchnąć z głodu”. Niedługo potem Jones wysiadając z pociągu, aby pieszo dotrzeć do Charkowa, po drodze poznając prawdziwą Ukrainę.

Ta trzydniowa wędrówka jest dla biografów Jonesa kulminacją jego życia i sprawdzianem moralności. Spotyka rodziny wyniszczone głodem, ogląda ludzi-widma zżeranych przez własne tkanki, widzi kości padłych zwierząt i odwiedza wymierające kołchozy, gdzie zazdrości się tym, których wywieziono na Syberię. Daje gospodarzom to, co ma w plecaku – dziękują mu, ale nie mają złudzeń, że ich wybawi. Wlekły obszernie cytuje książkę Applebaum o Wielkim Głodzie i nie może się nadziwić, że w relacji Walijczyka nie ma jeszcze bardziej wstrząsających obrazów, np. kanibalizmu. Na chwilę zapomina o tym, że Jones szedł przez ukraińską prowincję tylko parę dni i (wbrew chwytliwemu tytułowi) nie tyle wiedział za dużo, co widział więcej, niż może unieść grzeczny chłopiec z Wysp. Jak relacjonuje Wlekły, bardzo empatyczny wobec swego bohatera, moment krytyczny pojawia się u celu, w Charkowie, gdzie trafiają bezprizorni, najmłodsze ofiary głodu, okutane w łachmany, z pustymi oczyma, chore. Jones chce już wracać na Zachód.

Krytycy barbarzyństwa

„Wschód to kariera” – autorem tych słów jest Benjamin Disraeli, powieściopisarz i dwukrotny premier Zjednoczonego Królestwa. Można je czytać jako cyniczną refleksję o tym, że wykształconemu człowiekowi Zachodu tenże Wschód daje szansę na zaistnienie – jeśli nie materialne, to symboliczne: jako cywilizacyjny ekspert, tropiciel osobliwości albo krytyk barbarzyństwa.

Koestler i Jones zaliczają się do tej trzeciej kategorii. Skala chwytających za gardło okrucieństw, które ujawniali, nie zmienia faktu, że zwrócenie oczu ku Związkowi Sowieckiemu zapewniło im sukces i sławę. To prawda, że łaska ich środowisk na pstrym koniu jeździła. Docenienie ich zasług w odsłanianiu zbrodni sowieckiego totalitaryzmu przychodziło albo z opóźnieniem (Koestler), albo okazywało się kruche i uzależnione od politycznej koniunktury (Jones). Jednak gdyby nie Wschód, nie byłoby dziś legendy Koestlera ani lamentu nad utrąconą karierą Jonesa. Lament jest zresztą przesadny. Choć życie obu autorów obfitowało w dramaty, to obejmowało też pasma sukcesów.

Świetnie wykształcony Jones może wybierać między karierą naukową a dziennikarską, ale zostaje doradcą do spraw zagranicznych Lloyda George’a. To z tej racji w 1930 r. pierwszy raz przekracza granicę ZSRR. Aby nie prowokować cenzorów, w listach z Moskwy udaje uwiedzenie osiągnięciami planu pięcioletniego. Kiedy wraca za Zachód, zaczyna roztaczać krytyczną wizję sowieckiej modernizacji. Jest na nią popyt. Jones pisze cykl tekstów dla „Timesa”, a w swoich relacjach oddaje głos Rosjanom z różnych szczebli społecznej drabiny. Dostaje pracę w Nowym Jorku. Ivy Lee, działacz Ligi Narodów i wzięty lobbysta, potrzebuje konsultanta w sprawach Rosji, chce pisać o niej książkę. Jones zostaje też wynajęty jako przewodnik Henry’ego Johna Heinza II, dziedzica keczupowego kolosa. Ma żądnemu przygód dwudziestolatkowi pokazać prawdziwą twarz ZSRR.

Po powrocie do Nowego Jorku staje się pupilkiem elit. Wygłasza pogadanki o Sowietach zarówno dla rekinów giełdy, jak i dla członkiń Klubu Matek. Potrafi dopasować się do każdej widowni, ale pozostaje krytyczny wobec przedmiotu swoich analiz. Wystrzega się cywilizacyjnej protekcjonalności – chce mówić o doświadczeniu spotkanych ludzi. Kiedy Ivy Lee pada ofiarą kryzysu gospodarczego, Walijczyk wraca do Lloyda George’a, uparcie uwiedzionego Stalinem. Nim znowu ruszy do Rosji, gdzie potwierdzi najgorsze obawy związane z polityką kolektywizacji, leci do Frankfurtu z Adolfem Hitlerem i Josephem Goebbelsem na pokładzie, jako jeden z dwóch zagranicznych dziennikarzy zaproszonych przez wodza. Słuchając przemówienia Hitlera, notuje: „Kompletny brak wiedzy o kondycji świata. Winienie za wszystko starego systemu”.

Po powrocie z Ukrainy zdąży jeszcze przekazać najważniejszy komunikat: „Wszędzie słychać było wołanie: »Nie mamy chleba. Umieramy«”. Prosowiecka zmowa milczenia sprawi, że przestaje dostawać zamówienia na teksty o państwie Stalina i zmaga się z łatką oszusta. Książka Wlekłego nie jest jednak wyłącznie historią spisku, ale także przetrwania. Jones przeczekuje burzę jako lokalny dziennikarz w Cardiff. Kolejna szansa przychodzi od Williama Randolpha Hearsta, magnata mediów bulwarowych. Ma pisać korespondencje z Dalekiego Wschodu. Jednak 28 lipca 1935 r. zostaje porwany w Mandżukuo, na terenie okupowanej przez Japonię Mandżurii, a dzień przed trzydziestymi urodzinami zastrzelony. Wlekły dociera do ujawnionych po latach tropów, że za zabójstwem mogła stać Łubianka.

Droga Koestlera biegnie innymi torami. Do Komunistycznej Partii Niemiec zapisuje się na początku lat 30. i działa jako jej agent w czasie hiszpańskiej wojny domowej. Jego dziennikarska przykrywka zostaje zdemaskowana i dostaje wyrok śmierci. Po interwencji wysoko postawionych przyjaciół wychodzi na wolność. Podporządkowuje twórczość obrachunkowi ze stalinizmem i opuszcza partię. „Ciemność w południe” powstaje w trakcie dziwnej wojny (1938-40), kiedy Koestler jest internowany (wciąż podejrzany o agenturę), potem przebywa w areszcie domowym.

Niemiecki manuskrypt powieści zaczyna przekładać kochanka pisarza, ­Daphne Hardy. „Kochanie, to bardzo dobre. Trochę na tym zarobimy” – miał jej powiedzieć. Oryginał przesyła do szwajcarskiej oficyny, a Hardy przemyca tłumaczenie do Londynu. To jej zawdzięczamy genialny tytuł, który zastąpił odrzuconą przez wydawcę wersję Koestlera „The Vicious Circle” („Błędne koło”). Studentka rzeźby sięga po Księgę Hioba, werset o przebiegłych: „za dnia popadają w ciemność, w południe macają jak w nocy”. Niewiele brakowało, by Koestler podzielił losy Hioba. Kiedy w grudniu 1940 r. „Ciemność w południe” trafia do brytyjskich księgarń, trwają niemieckie naloty, pisarz kolejny raz jest uwięziony (teraz za niemieckie pochodzenie), a Związek Sowiecki zaczyna być możliwym sojusznikiem. Dopiero zapadnięcie żelaznej kurtyny pozwala na odkrycie jego powieści.

Koestler do końca życia pozostał autorytetem od rozliczania stalinizmu. Trzy dekady po jego samobójczej śmierci student Matthias Wessel odnalazł autorską wersję „Ciemności w południe” w szwajcarskim archiwum Europa Verlag. Choć przekład Daphne Hardy z konfrontacji z oryginałem wychodzi obronną ręką, brakuje w nim kilku fragmentów, a terminologia dotycząca sowieckiego aparatu przymusu zostawia sporo do życzenia. Obecne polskie tłumaczenie opiera się na niemieckim manuskrypcie i wypełnia wcześniejsze luki.

Prawda dziennikarska

I Koestler, i Jones pracowali jako dziennikarze, ale poczuli się dziennikarzami dopiero wtedy, gdy odmówiono im prawdo­mówności. Koestler mógł się zasłaniać konwencją powieści, lecz bronił się przed tym jak lew. W celi śmierci Rubaszow odnajduje zagubioną w gorączce rewolucyjnej formę istnienia. Nazywa ją fikcją gramatyczną. Tam, gdzie wyczerpuje się jego zdolność do wytłumaczenia działań partii rozumem historii, wraca myślenie w pierwszej osobie, o własnym losie i cierpieniu. Koestler poprzez fikcję gramatyczną ocala zakładników komunistycznego reżimu, na ławie oskarżonych stawiając zaślepiające ich poczucie obowiązku wobec partii. „Ciemność w południe” zebrała cięgi za psychologizowanie komunizmu, ale nie można Koestlerowi odmówić tego, że w powieściowym gatunku udało mu się unieść ciężar krytyki reżimu poprzez opis intymnych przeżyć świadków jego moralnego upadku. Może dlatego Jan Karski w czasie wojny opowiadał o gettach Koestlerowi, wierząc, że sugestywniej to opisze.

Jonesowi nie odmawiano sugestywności, ale odpowiedzialności za słowa. Odwraca się od niego Lloyd George, a Walter Duranty, laureat Pulitzera za korespondencje z sowieckiej Rosji, pisze artykuł o histerycznych wyolbrzymieniach popełnionych przez Mr. Jonesa. Odbiera mu godność dziennikarza i traktuje niczym emocjonalnie reagującego turystę, którego zasmuciły ukraińskie krajobrazy. Duranty – przedstawiany w biografiach Jonesa jako czarny charakter – jest jednocześnie ofiarą hipokryzji systemu polityczno-medialnego, gdzie straszy się Stalinem tylko wtedy, gdy jest on Zachodowi niepotrzebny. Duranty jest zastraszany przez obcych i napominany przez swoich, kiedy próbuje pisać prawdę o ZSRR. Przestaje więc próbować.

Dopiero dwa lata po śmierci Walijczyka, Eugene Lyons, ówczesny korespondent United Press, przyznaje, że akcja zaprzeczania faktowi głodu na Ukrainie i oczerniania Jonesa była wymuszona przez Sowietów i gorliwie wykonana przez zachodnich dziennikarzy.

Wlekły skrupulatnie odnotowuje także każdą z krótkich wizyt Walijczyka w Polsce. Gdyby Jones poświęcił II Rzeczypospolitej więcej uwagi w swoich tekstach, z pewnością zaszedłby za skórę stronnikom sanacji, wytykając im nacjonalizm oraz społeczną marginalizację mniejszości. Na recepcie, którą wystawia Polakom, widnieją dwa słowa: tolerancja i Europa. Choć niektóre rozpoznania ­Jonesa brzmią dziś jak truizmy, trudno mu odmówić odporności na wszelkiej maści propagandę. To czyni go bohaterem na dzisiejsze czasy, ochrzczone epoką postprawdy i politycznego sterowania mediami.

Agnieszka Holland porównuje Jonesa do Jána Kuciaka, słowackiego dziennikarza zamordowanego po ujawnieniu mafijnej sieci otaczającej premiera Roberta Ficę. „Był naiwnym entuzjastą i nie sprawiał wrażenia, że ma w sobie tę determinację i odwagę, za którą zapłacił wysoką cenę” – mówi reżyserka. Z perspektywy czasu widać, iż ze strony Jonesa naiwnością była wiara w to, że w demokratycznym kraju dziennikarz nie ponosi konsekwencji za mówienie prawdy. Masa środowiskowego oportunizmu zawsze przeważy jej ciężar. ©

Arthur Koestler, CIEMNOŚĆ W POŁUDNIE, przeł. Urszula Poprawska, PIW, Warszawa 2019;

Mirosław Wlekły, GARETH JONES. CZŁOWIEK, KTÓRY WIEDZIAŁ ZA DUŻO, Znak, Kraków 2019.


CZYTAJ TAKŻE

 

ANITA PIOTROWSKA: Czuje się w filmie Agnieszki Holland mocowanie z formą, która nie jest w stanie pomieścić wszystkich szlachetnych intencji, z jakich wyrasta opowieść o Garecie Jonesie >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2019