Chłód wojny, chłód serca

Jeśli dwaj mężczyźni patrzą sobie w oczy i bez cienia uśmiechu wymieniają się karteczkami, wypowiadając zdania "Czy powinniśmy wybrać się na ten bal?, "Tak, tylko nie zapomnijmy o butach do tańczenia, i jeśli nie noszą przy tym kaftanów bezpieczeństwa, sprawa jest jasna. Właśnie rozstrzygają o przyszłości naszej planety.

20.02.2007

Czyta się kilka minut

Matt Damon jako Edward Wilson /
Matt Damon jako Edward Wilson /

"Dobry agent", drugi po "Prawie Bronxu" (1993) film wyreżyserowany przez Roberta De Niro, ma za temat m.in. ów śmieszno--straszny rozdźwięk między przedmiotem walki wywiadów a formą, jaką ona przyjmuje. Przedmiotem są sprawy doniosłe, forma natomiast ma coś z chłopięcej szarady pełnej haseł, szyfrów i mistyfikacji. Od czasu do czasu powaga przedmiotu daje o sobie znać: wówczas sięga się po pistolet i znikają skrupuły.

Bohaterem "Dobrego agenta" jest Edward Wilson (Matt Damon), student literatury angielskiej, który rozpoczyna działalność wywiadowczą dla rządu USA w latach 30. Szpieguje własnego profesora powiązanego z nazistami; doprowadza do relegowania go z uczelni. A więc sukces i klęska w jednym: Edward jest świetnym agentem i nielojalnym studentem; konflikt wewnętrzny okazuje się nieuchronny. Wilson kontynuuje pracę dla wywiadu w trakcie II wojny światowej i potem, kiedy wojna gorąca ostyga w zimną, a stawka radykalnie się zmienia: zniknął wspólny wróg, pojawiła się groźba totalnej zagłady nuklearnej. W kwietniu 1961 roku USA dokonuje nieudanego ataku na Zatokę Świń, który zapoczątkuje kryzys kubański i doprowadzi dwie światowe potęgi na skraj destrukcji świata.

Zamysł De Niro polega na zderzeniu bohatera niezłomnego z morzem kompromisu, zdrady i nieufności; a następnie na ukazaniu, że nawet jeśli całe to zewnętrzne zło nie przenika do serca bohatera (on sam nie staje się zdrajcą), to przynajmniej wystudza to serce tak bardzo, że zmienia je w sopel lodu. Kreacja Damona wsparta jest na chłodzie właśnie: na stłumieniu emocji i spontanicznych odruchów. Jego kanciasta twarz nie ma w sobie ani krzty subtelności, wygląda jak urobiona murarską kielnią. Zakładając aktorowi okulary przywołujące najlepszy jego występ - w "Utalentowanym panu Ripleyu" (1999) - podkreślił De Niro niepokojącą pustkę arcybanalnej twarzy, która przezwyciężyć banał potrafi tylko w promiennym uśmiechu.

Ale Edward nie uśmiecha się nigdy; podobnie jak nigdy nie płacze. Jest postacią paradoksalną: człowiekiem wydrążonym i jednocześnie szlachetnym. Działa jak robot, ale jak robot zaprogramowany przez kogoś prawego. Kiedy jeden z nielicznych razów folguje sobie i kocha się z kobietą dla czystej przyjemności, zaraz potem przyjmuje pełną odpowiedzialność za poczęte - choć niechciane - dziecko. W jego postawie jest coś stoickiego, co De Niro identyfikuje jako przeniesienie wszystkich popędów w sferę sublimacji, jaką uosabia dla Edwarda poezja. Profesor literatury mówi do bohatera, że istotą rozumienia poezji jest spoglądanie poza oczywiste znaczenie słów i doszukiwanie się w nich czegoś większego. W tej perspektywie - co De Niro odnotowuje z ironią - działalność wywiadowcza jest przerażającą karykaturą obcowania z poezją: znów chodzi bowiem o to, by spoglądać poza słowa, fasady, maski. Tym razem jednak gratyfikacją nie jest uniwersalna prawda, ale kolejna fasada czekająca na demistyfikację.

Bycie agentem kusi Edwarda pozorną konkretnością: oto nadarza się okazja bohaterskiego czynu wspartego na "mocnym" fundamencie polityki - "słaby" filar sztuki i międzyludzkich relacji przez nią opiewanych należy zatem odrzucić. Kiedy w finale filmu powstaje nowa siedziba Centralnej Agencji Wywiadowczej, w jej hallu wyryta jest sentencja z Ewangelii św. Jana: "A Prawda was wyzwoli". Ale prawda Wilsona była zawsze kłamstwem wobec jego najbliższych, niekochanej żony i syna, któremu bohater nie umiał okazać ciepła. Koniec końców - i taka jest wymowa filmu - Edward wybrał nie tę prawdę, którą trzeba; prawdę zimnych marmurów, a nie pulsującego emocjami życia.

Wszystko to stanowi także komentarz do amerykańskiej historii najnowszej. De Niro nie kwestionuje dobrych intencji swego bohatera, ale pokazuje, jak bardzo grząska moralnie jest instytucja, którą współtworzył, czyli CIA. Po prezydenturze Trumana każda kolejna administracja w coraz mniejszym stopniu kontrolowała poczynania Agencji, w przekonaniu, że w walce z komunizmem każdy sposób jest usprawiedliwiony. Historyk John Lewis Gaddis w opublikowanej niedawno książce "The Cold War: A New History" rozpoznał wzrost potęgi CIA w latach 50. i 60. jako ten moment, w którym polityka amerykańska dopuściła się zapożyczenia doktryny od Machiavellego. Dobre jest to, co dobre dla światowej demokracji - nawet jeśli metoda sama w sobie jest niedemokratyczna. De Niro rozpoznaje tę strategię jako pychę i nadaje jej wywiedziony z chrześcijaństwa wymiar grzechu kardynalnego. Oryginalny tytuł filmu brzmi zresztą "Dobry pasterz", co stanowi ironiczny komentarz do moralnej uzurpacji, jakiej dokonał amerykański wywiad.

"Dobry agent" jest jednym z bardzo nielicznych prawdziwie wybitnych filmów ostatnich lat, a już z pewnością jedynym, któremu udało się osiągnąć epickość oddechu. Kino epickie - takie, jakim uczynili je Griffith i Lean - przeżywa dziś bardzo złe chwile. Pogoń za efektownością wizualną przyćmiła dążenie do efektywności opowiadania. Tymczasem kluczem do ekranowej epiki nie jest hałas, ale wyciszenie: widz musi mieć poczucie, że reżyser bardzo dobrze wie, dokąd zmierza, tak by mógł twórcy zaufać. Od czasu "Angielskiego pacjenta" nikomu nie udało się to tak wspaniale jak De Niro.

Możliwe, że tajny agent jako taki jest kluczową postacią XX-wiecznej fikcji. Od Conradowskiego Verloka na jednym biegunie do Jamesa Bonda na drugim - agent uosabia podstawową bolączkę etyczną minionego stulecia, jaką jest nieumiejętność (niemożność?) głębokiego zanurzenia własnych działań w bezdyskusyjnym Dobru. Verlok był moralnym abnegatem, Bond moralnym pragmatykiem - na tym tle Edward Wilson jawi się jako moralny aptekarz. Całe życie stara się nie ubrudzić sobie rąk - po czym ze smutkiem stwierdza, że jego ręce (może i czyste) są także całkowicie puste. Nikt ich nie pogłaszcze, nie ucałuje, nie uściśnie - nadają się tylko do tego, by ukryć w nich twarz i zapłakać.

"Dobry agent" ("The Good Shepherd"), reż.: Robert De Niro, scen.: Eric Roth, zdj.: Robert Richardson, muz.: Bruce Fowler, Marcelo Zarvos, występują: Matt Damon, Angelina Jolie, Alec Baldwin, Robert De Niro i inni; USA 2006, dystrybucja w Polsce: Monolith, premiera: 23 lutego 2007 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2007