Chińskie bambusy pod gruzińskim niebem

Kiedyś Chiny wydawały się nam, Gruzinom, odległe. A dziś? Dziś Chiny przychodzą do nas.

04.06.2007

Czyta się kilka minut

"Hopa-hopa - Chiny albo Europa, Londyn albo Ameryka - wybierz sobie sam, chłopczyku". Ten naiwny wierszyk, wymyślony 30 lat temu gdzieś w ZSRR, powtarzała również gruzińska ulica. Nieskomplikowany utwór o lumpenproletariackim rodowodzie wymieniał najważniejsze ośrodki wpływu na świecie i dawał słuchaczowi możliwość określenia politycznych sympatii i antypatii, na swój niewyszukany sposób przygotowywał ludzi do nowego "światowego ładu czy nieładu" - alternatywy "komunistycznego raju", któremu nie życzono długiego żywota...

Wtedy Chiny wydawały się odległe. Spotkanie Chińczyka na ulicach Tbilisi graniczyło z cudem. Ale w dobie globalizacji wszystko się zmieniło. Żyjemy w nowych realiach. W gruzińskiej stolicy jak grzyby po deszczu wyrastają chińskie restauracje, rozpychając się łokciami w knajpianej niszy. Zmieniają się i gusta publiczności - coraz większe rzesze urzędników państwowych, którzy zaczęli dbać o figurę, piją egzotyczne grejpfrutowe soki z dodatkiem li-czi, a nie swojskie napitki. Coraz częściej też obok bizantyjskich widelców do jedzenia podaje się w Tbilisi pałeczki.

Ale wielu Gruzinów traci apetyt na myśl, że chińszczyzna zagarnia coraz większe obszary codzienności. Zabawki dla dzieci, instrumenty muzyczne, buty, dresy i skarpety - wszystko z Chin. Na ogół niskiej jakości.

"Zeszłej zimy w szpitalach w Tbilisi przeprowadzono 17 operacji okulistycznych u dzieci, poszkodowanych na skutek wybuchających chińskich zabawek. Po co nam ta chińska tandeta?" - od takich emocjonalnych wypowiedzi zaczynają się ożywione dyskusje na gruzińskich bazarach i w uniwersyteckich bibliotekach. Byłem świadkiem jednej z nich.

W pewnym gruzińskim domu w historycznym centrum Tbilisi, na nakrytym w tradycyjny gruziński sposób stole pojawiły się chińskie potrawy. Obok kielichów pełnych gruzińskiego wina leżały chińskie pałeczki. Większość gości, która najwyraźniej nie miała w przeciwieństwie do mnie (niezdarnie operując pałeczkami, upuściłem sobie oliwkę na nowe spodnie) kłopotów z posługiwaniem się pałeczkami, starała się ostentacyjnie zamanifestować niechętny stosunek do Chińczyków. Jedni mówili z oburzeniem o losie Tybetu, drudzy wspominali o naciskach Pekinu na Tajwan. Jeszcze inni porównywali postawę Chińczyków z postawą Moskwy.

- Wszyscy już tu u nas byli: Rosjanie, Persowie, Arabowie, Mongołowie. Tylko Chińczyków brakuje nam do kompletu - sarkastycznie zauważył starszy elegancki pan, pełniący rolę tamady [najważniejsza osoba podczas gruzińskiej biesiady - red.].

Pewna młoda dama, uciekinierka z Abchazji, była za nieco ostrożniejszym podejściem do Chin. - Gruzja, podobnie jak Chiny - perorowała - walczy z separatyzmem. W naszej walce z separatystami nie znajdziemy lepszego sojusznika niż Chiny.

- Nic z tego nie będzie - naskoczył na nią sąsiad - ostatnimi czasy Chiny opowiedziały się za wzmocnieniem roli Armenii na Kaukazie Południowym. Pekin będzie popierał zbliżenie pomiędzy Erewanem, Rosją i Iranem, a nie Gruzję, Azerbejdżan i ich sojuszników.

Brodaty nauczyciel, który po "Rewolucji Róż" nie przeszedł weryfikacji na uniwersytecie, nerwowo objaśniał nam, że nauka chińskiego w gruzińskich szkołach za Chiny się nie uda: - Angielski ledwie-ledwie ciągniemy. Dzieci jakoś sobie zaczynają radzić, choć rosyjski nadal króluje. Ale chiński? Jakoś trudno to sobie wyobrazić. Napisy po chińsku? Trzeba będzie wydać co najmniej trzy razy więcej na farbę. Budżet pęknie, już teraz nie wystarcza na wypłaty dla inwalidów.

- Nawet taki dowcip jest - zagaił energiczny jegomość, współpracujący z NGO. - Organizacja Narodów Zjednoczonych postanowiła wybrać jeden wspólny język komunikacji międzyludzkiej. Spór trwał długo, wreszcie wygrał argument Ormian z Los Angeles: językiem porozumienia powinien być ormiański jako najstarszy ze wszystkich języków świata. Wszyscy przyznali rację Ormianom. A Chińczycy poprosili, aby niezwłocznie przysłać do nich do pracy czterysta tysięcy nauczycieli języka ormiańskiego.

Ale biesiadnikom było nie do żartów. Znowu zrobiło się poważnie.

- Kaukaz wcale nie leży na uboczu - wtrącił były profesor z uniwersytetu - przeciwnie: tu przesuwa się punkt przecięcia interesów Zachodu i Chin. Rosja też prowadzi swoją grę. U my co? Co my mamy robić?

- Jesteśmy częścią europejskiej cywilizacji i powinniśmy dążyć do integracji ze Starym Kontynentem - odezwał się profesor uczelni rolniczej. - Nie stać nas na podwójne gierki. Nie dlatego że tacy jesteśmy szlachetni, tylko dlatego że to zbyt dużo kosztuje. Nasze władze są albo ślepe, albo podłe, sprzedając w tajemnicy Chińczykom nasze lasy. Jakieś 20 proc. ludności używa jako opału drewna. Jak wyprzedamy nasze lasy, to czym będziemy palić w piecu? To hańba! Korupcja i brak moralności. Ci, którzy do tego dopuścili, powinni iść pod sąd.

- A może skończymy te polityczne dysputy? - przerwał tamada. - Gruziński stół, nawet jeśli stoją na nim chińskie dania, musi być gruziński. Wypijmy za naszych żołnierzy i oficerów, którzy służą w Iraku i Afganistanie. Nie daj Boże, żeby gdziekolwiek stawiano im pomniki, zwłaszcza niechciane, niech wrócą zdrowi i cali. Potrzebni nam są tu, na miejscu. Wznoszę toast i za Polaków, którzy walczą razem z nimi. Za żołnierską przyjaźń. W tych dniach w Warszawie, w Muzeum Powstania, odsłonięto tablicę ku czci gruzińskich oficerów, którzy w czasie wojny walczyli po stronie polskiego ruchu oporu.

W ten sposób tamada zakończył dyskusję o gruzińskich drwach, rąbanych przez zapobiegliwych Chińczyków.

Czy rzeczywiście podbiją Kaukaz nie tylko potrawami z ryżu i bambusa?

Czas pokaże.

Przełożyła AŁ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Nowa Europa Wschodnia (21/2007)