Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dopiero co w telewizji gościł prezes IPN. Rozmowa była o tym, że nowa ustawa lustracyjna zażąda oświadczeń, wymagających sprawdzenia w archiwach IPN, od co najmniej czterystu tysięcy pracowników różnych zawodów, a może nawet od siedmiuset tysięcy. I żeby to wykonać, IPN będzie musiał utworzyć osobny wydział z co najmniej paruset nowymi pracownikami, aby - w kilka lat - jakoś uporać się z tym zadaniem. Nowa ustawa, nowe zadania, więc i nowe nakłady, pewnie niemałe. Jakąś część wzrostu gospodarczego w ten sposób się skonsumuje. A co to nam da na przyszłość?
Ostatnio głośno jest również o pierwszym dokonaniu pracującego od zeszłego roku Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Zatrudnia ono na razie dwieście osób, ale nabór trwa. Na tegoroczne wydatki przewidziano 120 mln zł. CBA ściga nadużycia, dla których za mało było dotychczasowych instytucji nadzorczych i śledczych. Ten pierwszy sukces - aresztowanie lekarza transplantologii serca - jest ogłoszony jako odkrycie, że w sytuacji deficytu usług medycznych i przy chaosie zasad ich świadczenia ludzie gotowi są wszelkimi środkami zdobywać sobie poza kolejką miejsca i terminy operacji w najlepszych szpitalach i u najlepszych specjalistów, bo przecież zdrowie nie ma reglamentowanej ceny. Wiadomo to było wszystkim i od bardzo dawna, ale okazało się, że ta smutna prawda powinna dostarczyć nam jakiejś szczególnej satysfakcji właśnie teraz (bo pewności, że w niezmienionej sytuacji praktyka ta ustanie, nie ma oczywiście i być nie może).
Za to któryś już rok z rzędu nie ma wśród spraw najpilniejszych i najważniejszych poprawy kondycji polskiej szkoły. Ot, choćby wprowadzenia wreszcie jednej tylko skromnej zasady: zgody na klasy mniej liczne, ba, choćby i klasy zdecydowanie małe. Tak, to by kosztowało: nauczycieli trzeba by więcej. Ale pracowaliby w zespołach o ileż łatwiejszych do prowadzenia, w zupełnie innej atmosferze niż w zagęszczonych, tak często łączonych klasach sięgających liczby trzydziestu kilku uczniów. Tylko że wciąż słychać: nie stać nas na to. Tak jak na utrzymywanie zbyt małych, zdaniem urzędników, szkół, choćby były ważną tradycją swojej miejscowości.
Różne mamy priorytety. Musimy rozliczać za przeszłość, choćby nawet nic a nic z tego nie wynikało. Musimy tropić i ścigać zło już popełnione, choćby odrastało prawie natychmiast. Chciałoby się zrozumieć, czemu wśród tych "musimy" nie ma na pierwszym miejscu zapobiegania złu, zanim powstanie? I jeszcze ważniejszego: hodowania tego, co dobre? Mamy przecież wzrost gospodarczy...