Ładowanie...
Charlie Gard
Charlie Gard
Dziesięciomiesięczne niemowlę, Charlie Gard, cierpi na rzadką i nieuleczalną chorobę genetyczną. Życie dziecka uzależnione jest od podłączenia do aparatury medycznej. Ponieważ lekarze nie widzą szans na uratowanie życia chłopczyka, decydują się – wspierani wyrokami dwóch brytyjskich sądów i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – na odłączenie dziecka od aparatury, uznając, że dalsze próby leczenia noszą znamiona uporczywej terapii. Sprzeciwiający się decyzji lekarzy rodzice dziecka znajdują wsparcie ze strony Stolicy Apostolskiej – kard. Pietro Parolin ujawnił, że czynione są starania, by zezwolono na przeniesienie Charliego do watykańskiego szpitala Bambino Gesu. Lekarze watykańskiego szpitala niczego nie obiecują, ale studiują dokumentację medyczną dziecka, zastanawiając się, czy jego leczenie będzie możliwe.
Reakcja rodziców jest zrozumiała – zapewne zrobiliby wszystko, co tylko możliwe, żeby uratować życie dziecka. Kluczowa w tej sprawie wydaje się odpowiedź na pytanie: co jest możliwe? Zakładam, że nikt tu nie chce śmierci dziecka, dyskusja nie dotyczy też tego, czy lepiej, żeby dziecko nie żyło, czy też żyło z niepełnosprawnością. Chodzi tylko o to, czy ratować życie Charliego.
Jeśli istnieje szansa na wyleczenie dziecka – trzeba z niej skorzystać i życzyć Charliemu powrotu do zdrowia. A jeśli nie? Zdecydowana większość z nas, słysząc o przypadku Charliego, nie dysponuje wiedzą medyczną, która pozwoliłaby nam na to pytanie odpowiedzieć. To medyczna wiedza – możemy się zatem jedynie oprzeć na opinii lekarzy. Jeśli ci ostatni, dysponując wiedzą i doświadczeniem, stwierdzą, że leczenie jest jednak niemożliwe, to odłączenie dziecka od aparatury będzie decyzją uzasadnioną, chociaż niezmiernie trudną, a dla rodziców dramatyczną. Bo to przecież dziecko... Zdawałoby się wszystko przed nim... Dziecko – inaczej niż dorosły – nie powie nam, że dalsza terapia jest dla niego uciążliwa; tym trudniejsza i bardziej odpowiedzialna pozostaje decyzja dorosłych. Ci dorośli to lekarze i rodzice. Stan dziecka zdecydowanie lepiej są w stanie oszacować lekarze, emocjonalne zaangażowanie rodziców sprawia, że nie są najlepiej predysponowani do podjęcia decyzji o losie dziecka, chociaż na każdym etapie winni w jej podejmowaniu współuczestniczyć.
Dalszy postęp medycyny zapewne nie wyeliminuje przypadków – tak dorosłych, jak i dzieci – w których będziemy stawiać dramatyczne pytania o to, czy dalej leczyć, czy też zrezygnować z terapii, która nie daje żadnej nadziei na wyleczenie. A lekarze pozostaną tymi, których najpierw o to zapytamy. Zapytani nie będą wolni od wątpliwości, bo w medycynie nie ma pewników... Pewne jest natomiast to, że jesteśmy śmiertelni, a szacunek dla naszego życia to także szacunek dla naszej śmiertelności. ©
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
Newsletter
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]