Car na galerach

Kiedy schorowany Borys Jelcyn i jego ludzie na gwałt poszukiwali następcy, na lidera został wylansowany nieznany urzędnik z drugiego szeregu. Miał się stać władcą federacji-korporacji, raju skorumpowanej biurokracji i bezalternatywnego monopolu władzy. I ostatnią nadzieją Rosji.

25.08.2009

Czyta się kilka minut

W połowie sierpnia minęło dziesięć lat, odkąd Władimir Putin został premierem Rosji. Pół roku później przejął od Borysa Jelcyna stery rządów i prezydenturę. I na razie nic nie wskazuje, by Putinowi nie zależało na kolejnych latach ciężkich galer, jak sam poetycko określił charakter swojej pracy. Przyjęta na początku rządów "strategia trwania" wydaje się nadal przydatna. Czy to w okresie prosperity, czy to w kryzysie, Putin od władzy odepchnąć się nie da.

Wielki Genby

Zeszłoroczna "operacja następca" doprowadziła do personalnej zmiany na fotelu prezydenta Rosji, ale nie spowodowała zmiany na pozycji lidera. Żółtą koszulkę nosi nadal Władimir Putin (zdejmuje ją tylko w czasie wakacyjnych sesji zdjęciowych z odsłoniętym torsem). Choć formalnie najważniejszą osobą w państwie jest prezydent Dmitrij Miedwiediew, realna władza pozostaje w rękach Putina. Roszada na szczycie była sprawnie przeprowadzoną akcją, do której wykorzystano imitację wyborów. Faktycznie wyboru dokonało nie społeczeństwo w akcie głosowania, lecz zakulisowo "kremlowskie biuro polityczne" - wąskie grono decyzyjne, zgrupowane wokół przywódcy. Stało się wprawdzie zadość wymogom konstytucji: po dwóch kadencjach Putin opuścił prezydencki gabinet na Kremlu, ale tronu nie opuścił.

Putinowi na stanowisku premiera nie jest teraz wygodnie. Ma do wykonania i niewdzięczną robotę szefa rządu, i "lidera narodowego". Do tej pory było tak, że prezydent wydawał premierowi polecenia, a potem strofował, gdy szef rządu nie stanął na wysokości zadania, wreszcie dymisjonował. Czy można sobie wyobrazić, że Miedwiediew krytykuje Putina? Coraz trudniej zamaskować fakt, że Miedwiediew jest w rządzącym układzie raczej dekoracyjnym figurantem niż samodzielnym decydentem.

Jak szepczą złośliwi, to kieszonkowe wydanie prezydenta. Przez prawie półtora roku od wygranej Miedwiediewa nie stało się nic (w każdym razie nic nie wyszło na jaw), co zmąciłoby zgodę w tandemie. Wydaje się zresztą, że ukuty na potrzebę określenia rządzącego Rosją systemu termin tandemokracja jest niezbyt udany - pozycja kierującego pojazdem Putina jest tak znacząco mocniejsza niż formalnie przewodzącego Miedwiediewa, że może bardziej byłoby uprawnione porównanie do wożenia prezydenta przez premiera w przyczepie motocyklowej. Tym bardziej że wśród licznych przebieranek, jakie nadal chętnie uprawia Putin, ostatnio jednym ze smakowitszych wcieleń było przebranie się za motocyklistę.

Kiedy w zeszłym roku dokonywała się oczekiwana zmiana miejsc na Kremlu, wielu - zwłaszcza środowiska liberalne w kraju oraz niektórzy politycy na Zachodzie - miało nadzieję, że objęcie przez Miedwiediewa fotela prezydenckiego spowoduje liberalizację twardego kursu politycznego (Miedwiediew głosił wspaniałe hasła, np. "wolność jest lepsza niż brak wolności"), a może nawet, że nowy prezydent z czasem obrośnie w piórka i zechce Putina wysadzić z siodła. Dotychczasowa praktyka sprawowania rządów pokazała, iż te nadzieje były bezpodstawne. Co więcej, Rosja znacznie zaostrzyła swoją politykę - i wewnętrzną, i zagraniczną - a piękne słowa nowej głowy państwa pozostały tylko słowami. Putinizm nie tylko nie został odprawiony do lamusa, ale zdaje się umacniać swe fundamenty.

System, żyjący własnym życiem według niejasnych i niejawnych zasad, mimo tarć skonsolidował się wokół idei obrony swoich nieprzejrzystych interesów. Być może mógł­by trwać wiecznie w zadowoleniu i wazelinie, gdyby nie kryzys gospodarczy, który w Rosji obnażył mankamenty cynicznego stylu rządzenia i ograniczone horyzonty "efektywnych menedżerów" wywodzących się głównie ze służb specjalnych (Putin od początku rządów otacza się niemal wyłącznie osobistymi znajomymi z okresu służby w KGB i pracy w merostwie Petersburga; im rozdaje państwowe latyfundia, im powierza stanowiska wedle zasady "mierny, ale wierny").

Putinizm musi w tych utrudnionych warunkach wypracowywać nowe mechanizmy obronne, które zapewnią mu pozostanie przy władzy. Jeśli uda się przetrwać najgorsze, choć przy topniejących zasobach coraz trudniej zaspokoić apetyty elit i spełnić obietnice patriarchalnej opieki społecznej, to Putin pozostanie na tronie przez kolejne dowolnie skracane bądź wydłużane kadencje. Bo to on jest ucieleśnieniem "Russian dream" i symbolem korporacji-

-federacji - stworzonego przez siebie i pod siebie układu polityczno-biznesowego, raju skorumpowanej biurokracji, bezalternatywnego monopolu władzy - coraz agresywniejszej wobec świata konserwy. Putin - dla wtajemniczonych Genby (jeden z rosyjskich satyryków zwrócił uwagę, że jeśli na komputerze z cyrylicą użyć alfabetu łacińskiego i spróbować napisać nazwisko Putin, to wychodzi "Genby") - cieszy się fenomenalnie wysokim poparciem społecznym. Według ostatnich sondaży to 80 procent. Żyć nie umierać. Dzielić i rządzić.

Modernizacja - zapomniane dziecko

Wróćmy do sierpnia 1999 r., kiedy schorowany Borys Jelcyn i Familia (ówczesne "biuro polityczne", złożone z najbliższych członków rodziny prezydenta i ich zauszników) na gwałt poszukiwali następcy. Mijał właśnie rok od najpoważniejszego po rozpadzie ZSRR kryzysu finansowego, który pozbawił większość Rosjan dużej części aktywów. Jelcyn, a wraz z nim idee demokratyczne, którymi próbował szermować, zostali wygwizdani. Rosjanie nadal mocno odczuwali fantomowe bóle po utracie peryferiów imperium i gorycz utraty przez ich państwo pozycji światowego mocarstwa, a po kryzysie liczyli jeszcze dodatkowo straty materialne.

Trzeba więc było w tej sytuacji wykreować człowieka, który byłby w stanie zapanować nad powszechnym rozgoryczeniem, uleczyć społeczne frustracje, a jednocześnie zapewnić Familii bezpieczeństwo jej interesów. W niezliczonych artykułach i książkach drobiazgowo opisano mechanizm wyniesienia Putina do władzy. Nieznany urzędnik z drugiego, może nawet trzeciego szeregu został raptem wylansowany na lidera. Zdecydować miała o tym Familia podczas posiedzenia przy szaszłyku. Doceniono przede wszystkim lojalność i stalowe nerwy Putina, uznano w nim gwaranta spokojnej emerytury Jelcyna i "kryszy" dla biznesów jego otoczenia. Machina propagandowa - znajdująca się wtenczas częściowo w rękach prywatnych (bliscy Kremlowi oligarchowie, fundatorzy sukcesyjnego szaszłyka, mieli własne ogólnokrajowe stacje telewizyjne) - dzień i noc tłukła ludziom do głowy, że pojawił się mąż opatrznościowy.

We wrześniu 1999 r. doszło do serii zamachów bombowych w Bujnacku, Wołgodońsku i Moskwie, o zorganizowanie których oficjalna propaganda oskarżyła czeczeńskich terrorystów. W kraju zapanowała panika (cele zamachów były dobrane zaiste idealnie - od małego miasteczka, przez miasto średniej wielkości po stolicę, przez co powstało wrażenie, że nikt nie jest bezpieczny, a heksogen może być przez nieznanych sprawców podłożony w każdej piwnicy). Powstało zatem zapotrzebowanie społeczne na mocnego człowieka, który ukręci łeb hydrze czeczeńskiego terroryzmu. Putin zabłysnął słynnym bon motem o "dorwaniu terrorystów nawet w kiblu". Rajd czeczeńskiego terrorysty Szamila Basajewa na sąsiedni Dagestan i proklamowanie przezeń kaukaskiego kalifatu dostarczyły kolejnego wygodnego pretekstu do rozpoczęcia "drugiej wojny czeczeńskiej". Gwiazda Putina dzięki małej zwycięskiej wojnie na Kaukazie mogła zabłysnąć pełnym blaskiem.

Później Rosja przeżyje kolejne dramatyczne zamachy terrorystyczne (które przez rządzących zostały skrupulatnie wykorzystane do przykręcania śruby: ograniczono media, odebrano obywatelom prawo wybierania władz regionalnych); wojna, potem "operacja antyterrorystyczna" w Czeczenii będzie się ciągnąć latami. Następnie zwycięży koncepcja czeczenizacji, czyli przekazania samym Czeczenom rządów w republice.

Postawiony przez Putina na czele władz czeczeńskich Ramzan Kadyrow działał bezwzględnie i brutalnie. Wziął w swe ręce tyle władzy, ile da się udźwignąć. A że udźwignąć mógł sporo, przeto dziś Czeczenia jest terytorium oderwanym od Federacji Rosyjskiej, gdzie działa tradycyjne rodowe prawo i osobiste prawo prezydenckiej pięści, obowiązuje szariat, a nie federalny kodeks karny. A Moskwa musi przekazywać do Groznego subsydia; to jedyny łącznik z metropolią. Separatysta Dudajew, który ogłosił w 1991 r. niepodległość, a potem z bronią w ręku próbował jej bronić, mógłby tylko pomarzyć o takim zakresie samodzielności, na dodatek wspieranym finansowo. Czy Kaukaz Północny jeszcze należy do Federacji Rosyjskiej?

W pierwszym okresie rządów Putin wykonał drobiazgowe remanenty. W instytutach naukowych masowo powstawały nowe koncepcje dotyczące zasadniczych dziedzin polityki. Hasłem, które rzucił na początku swoich rządów - poza "przyszedłem dać wam bezpieczeństwo wobec czeczeńskiego terroryzmu" - była modernizacja państwa, dodajmy jeszcze z naciskiem: silnego państwa, i zapewnienie Rosji takich warunków rozwoju, które umożliwiłyby cywilizacyjne dogonienie Zachodu.

Zaraz za koncepcjami powstały strategie. Sztaby specjalistów pracowały nad tymi dokumentami w pocie czoła. Aby wyprodukować papier, na którym wydrukowano owe modernizacyjne koncepcje-strategie-programy, wycięto zapewne całe połacie karelskich lasów. I co? I po cichu o nich zapomniano. Nowa kremlowska elita, która w pierwszej kadencji Putina stopniowo zastępowała jelcynowskich urzędników, miała inne sprawy na głowie.

Szybko się okazało, że porządkowanie spraw państwowych polega na wykoszeniu konkurencji, która miałaby może inne pomysły, jak urządzić Rosję, a poza tym mogłaby też zagrozić uprzywilejowanej pozycji rządzących przy państwowej "kormuszce". Tych, którzy się mocniej sprzeciwiali albo mieli zbyt wygórowane ambicje, zmuszono do wyjazdu lub urządzono pokazową chłostę i wsadzono za kratki.

Polityczna gimnastyka - wstawanie z kolan

Sprawa naftowego giganta Jukosu i jego właściciela Michaiła Chodorkowskiego w 2003 r. była momentem przełomowym w formowaniu korporacji-federacji, zarządzanej przez najbardziej zaufanych członków otoczenia Putina i przez niego samego. Efektem sprawy Jukosu było z jednej strony mocne postraszenie elity biznesowej, pokazanie jej, kto tu rządzi (nikt nie może być pewien swego prawa własności, nie ma instancji, do której można się odwołać - wymiar sprawiedliwości obsługuje interesy elity rządzącej, a nie stoi na straży prawa), z drugiej strony zakończenie okresu konsolidacji formacji rządzącej. Strategiczne dziedziny, strategiczne przedsiębiorstwa, pieniądze przepływające przez najważniejsze surowcowe kolosy zostały wzięte pod osobistą kontrolę ludzi Putina.

Układ wzajemnych zależności biznesowych, powiązań świata biznesu, polityki i służb specjalnych zrodził gigantyczną korupcję, z którą werbalnie - ale tylko werbalnie - walczyli po kolei wszyscy premierzy i odpowiedni ministrowie, a teraz walczy prezydent Miedwiediew. Porażone korupcją państwo na pewno nie jest silne - a przecież to właśnie zapowiadał Putin na początku rządów. Czy zamiast silnego państwa mamy "imitację-federację"? Wedle surowej oceny profesora Jurija Afanasjewa, postawienie na krótkowzroczne ręczne sterowanie i zawrócenie od modernizacji ku konserwatyzmowi (który w wydaniu rosyjskim ma nieodmiennie smak mocarstwowości) pozbawiło Rosję szansy na dogonienie światowej czołówki. Elita rządząca wykorzystuje ciągle ogromny potencjał Rosji do generowania konfliktów i sytuacji trudnych przy jednoczesnym zapewnianiu o jak najlepszych zamiarach.

Narzucona w 2003 r. środowisku biznesowemu, a potem rozciągnięta na resztę społeczeństwa formuła: "Wy się nie mieszacie do polityki oraz naszych biznesów, a my wam dajemy żyć i zarabiać" - stanowiła podstawę niepisanej umowy społecznej, obowiązującej przez drugą kadencję Putina. Rosjanom rosła przez kilka lat stopa, bo rosły też niebotycznie ceny nośników energii.

Fundamenty tej umowy nadwątlił kryzys gospodarczy, który w Rosji przybrał ogromne rozmiary i nie zamierza się skończyć. Władza pragnie teraz utrzymania pozycji za wszelką cenę, bo tylko wieczne trwanie zapewnia brak rozliczeń. Budżet się kurczy, ale środków na milicję, bezpieczeństwo, przemysł obronny, wojsko i media rząd nie obcina. Dlaczego akurat na media? "Kino jest najważniejszą ze sztuk" - miał powiedzieć kiedyś Włodzimierz Lenin. Media, a zwłaszcza telewizja, są najważniejszym z narzędzi sprawowania autorytarnej władzy.

Stopniowe przejmowanie kontroli nad kluczowymi sektorami surowcowymi w pierwszych latach rządów Putina toczyło się równolegle do "porządkowania" sfery mediów. Putin przejął kontrolę nad prywatnymi stacjami telewizyjnymi, należącymi w minionej epoce do "szaszłykowych oligarchów", prezentującymi różny od oficjalnego punkt widzenia i zapewniającymi jeśli nie wolność słowa, to w każdym razie pluralizm opinii. Dziś poza nielicznymi wysepkami wolności słowa (niskonakładowe gazety, niektóre segmenty internetu) cały medialny świat Rosji jest kontrolowany przez rządzącą korporację ("kontrola" to kolejne kluczowe słowo putinowskiego stylu rządzenia). Mamy więc propagandę zamiast informacji i wazeliniarski serwilizm zamiast rzeczowej dyskusji.

Jedną z głównych odnóg - zwłaszcza w roku ważnych rocznic - "wstawania z kolan" są toczone z wielką zaciekłością wojny o pamięć. Machina propagandowa pracuje ze zdwojoną siłą, by dać odpór niecnym knowaniom Zachodu, który śmie porównywać dwa zbrodnicze systemy totalitarne XX wieku: nazizm i stalinizm. Putin uznał rozpad ZSRR za największą tragedię XX wieku, przywrócił radziecki hymn, a Stalina określił jako "efektywnego menedżera" i broni jego dokonań jak własnych.

Propaganda skupiała się przez wszystkie te lata na umacnianiu obrazu nieomylnego Putina-demiurga i realizowała zamówienie społeczne na wykreowanie wizerunku Rosji odradzającej się z jelcynowskich popiołów, odzyskującej utraconą pozycję na arenie międzynarodowej. Propaganda była i jest nadal szalenie skuteczna, choć toporna i nachalna. Naczelnym hasłem drugiej kadencji było: "Rosja wstaje z kolan". To hasło trafiało idealnie w zapotrzebowanie Rosjan na powrót do chwały. W zeszłym roku rosyjska propaganda zachłystywała się zwycięstwem w wojnie z Gruzją. Mała zwycięska wojna odwróciła uwagę społeczną od dojrzewających dokładnie w tych dniach spadków w gospodarce i pokazała wysoki poziom "patriotycznego upojenia" wojną. Wielu komentatorów jest dziś zdania, że nie można wykluczyć jakiejś kolejnej wojny dla poprawy nastroju w razie załamania gospodarczego lub innej katastrofy.

Samo hasło nie wystarcza w realnej polityce. Celem jest odzyskanie wpływów, na obszarze WNP - wyłączności. Narzędziem jest - między innymi - rura z ropą i gazem, używana jako kij i marchewka jednocześnie. Walka o rynki, o pozycję dyktatora w sferze surowców energetycznych zdominowała drugą kadencję Putina, który osobiście się angażował w projekty nowych gazociągów czy wojny gazowe. Wydaje się, że asertywna, coraz bardziej brutalna polityka Rosji, szczególnie wobec sąsiadów, nie osiąga zamierzonych celów. W nasilającej się konkurencji na arenie międzynarodowej Rosja nie wygrywa rywalizacji, nie jest też dla państw ościennych atrakcyjnym przykładem do naśladowania - ani jako system polityczny, ani jako cywilizacja, zawsze podkreślająca swoją odmienność (i wyższość) od Zachodu, a także Wschodu.

***

Przez dziesięć lat powstały setki publikacji o fenomenie Putina. Pisarz Borys Strugacki sformułował istotę tego fenomenu w kilku zdaniach. "Putin to ostatnia nadzieja, że w Rosji jednak jakoś się ułoży. To ostatnia nadzieja milionów ludzi, którzy najpierw rozczarowali się co do komunistów, potem co do demokratów. Pozostała im więc ostatnia nadzieja - dobry car. Dobry, silny, władczy i zdrowo myślący. I całą tę nadzieję ulokowali w Putinie".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2009