Putin 2008

Jeszcze nie bardzo wiadomo, jak będzie wyglądać świeżo rozpoczęta druga kadencja prezydenta Władimira Putina, a już najtęższe umysły Rosji głowią się nad tym, co będzie po roku 2008, gdy dobiegnie ona końca. Gra o to, kto zerwie z państwowej jabłonki najsmaczniejsze jabłuszka, toczy się na całego.

15.08.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

Snucie prognoz dotyczących rozwoju sytuacji w Rosji jest o tyle utrudnione, że mimo pozorów stabilizacji tamtejszy układ polityczny pozostaje konstrukcją wstrząsaną wewnętrznymi konfliktami, a nawet narażoną na zawalenie. Stale ograniczany przepływ informacji zamiast do stawiania diagnoz zachęca raczej do odgrzebania z dna szuflady starych metod badania polityki Kremla, kiedy wnioski formułowano na podstawie lektury treści zawartych między wierszami, a nie oficjalnych komunikatów Komitetu Centralnego.

O ile zatem dzisiejszy układ, oparty na Władimirze Putinie i jego samego wspierający, nie rozsypie się do 2008 r., będziemy świadkami kolejnej operacji “Następca". Będzie ona jednak wyglądała inaczej niż ta z 1999 r., kiedy schorowany Borys Jelcyn na gwałt poszukiwał dziedzica i gwaranta bezpieczeństwa dla siebie i swojej rodziny. Jest czas, by operację dobrze przygotować.

Bez opozycji

Następcę może wygenerować tylko aktualny układ władzy. Opozycja nie ma na to w tej chwili żadnych szans. Pokazały to już grudniowe wybory do Dumy Państwowej (wygrane przez jednakowych, bezbarwnych partyjniaków z “Jednej Rosji"), a potem wybory prezydenckie, w których uporczywe lansowanie miłościwie panującego kandydata zastąpiło rzetelną dyskusję o stanie państwa i zepchnęło stawkę kontrkandydatów na margines. Instrumenty, jakimi dysponują rządzący (komisja wyborcza, dyspozycyjne media, zaplecze administracyjne w regionach, dyskretne, ale wszechobecne struktury siłowe), gwarantują powodzenie każdemu kandydatowi obozu władzy. Faktycznymi wyborami są nie ogólnonarodowe elekcje, a wybory dokonywane wewnątrz establishmentu.

Mający dotąd pewne drugie miejsce w wyborach prezydenckich (a czasami nawet poważne szanse na wygraną) komuniści stracili na znaczeniu. Osiągnęli mierny wynik w wyborach parlamentarnych (ich głosy przeciw rządowym projektom nic teraz w parlamencie nie znaczą), a w wyborach prezydenckich zgłosili kandydata, którego wystąpienia zrobiłyby dobre wrażenie na zdjęciach próbnych komedii z życia kołchozu, ale nie podczas debat politycznych. Na próbę wystawiono jedność komunistów. Część partyjnej “wierchuszki" (jak sądzi większość obserwatorów, z poduszczenia Kremla) wypowiedziała posłuszeństwo władzom partii i przeprowadziła rozłamowy zjazd, na którym wybrała nowe władze. Starzy bolszewicy bronią się zaciekle. Podali rozłamowców do sądu, proces (o nazwę i majętność) wygrali. Mimo tego chwilowego zwycięstwa wychodzą z batalii osłabieni. Trudno powiedzieć, jak wydajne okażą się ich źródła finansowania. Przedtem komunistów zasilali oligarchowie, którzy nie kochali Kremla. Ale w warunkach nowego paktu władza-biznes (którego punkt pierwszy zakłada niefinansowanie opozycji), pozyskanie funduszy niekontrolowanych przez władze może być trudne.

Siły prawicowe po przegranych wyborach parlamentarnych ulegają postępującemu zanikowi. Startująca w wyborach prezydenckich Irina Hakamada, która uzyskała całkiem niezły jak na warunki absolutnego monopolu władzy wynik wyborczy (czwarte miejsce, 4 proc. głosów), starała się o zorganizowanie liberalnej partii politycznej. Jednak nie uzyskała ani poparcia własnego środowiska politycznego (Sojuszu Sił Prawicowych), ani szerszego odzewu społecznego.

Poszczególne atomy demokratycznej opozycji próbują zebrać się w większą molekułę - Komitet 2008. Założony w styczniu tego roku Komitet, w skład którego weszło wielu zacnych, acz nieskutecznych w obecnych warunkach ludzi, pragnie stworzyć realną alternatywę dla kandydata obozu władzy w przyszłych wyborach. Większość obserwatorów uważa, że jeśli Komitet w ogóle przetrwa do tej daty, odegra najwyżej rolę klubu dyskusyjnego - “większej kuchni", w której tradycyjnie Rosjanie odbywają domowe debaty nieprzeznaczone dla uszu sąsiadów.

Następca - swój chłop

Kandydata na następcę należy poszukiwać w obozie władzy. Możliwe są dwa scenariusze.

Elita sama wyłoni dziedzica. Walka rozegra się zakulisowo, zdecyduje arbiter albo większość, reszta podporządkuje się ogółowi, a społeczeństwu pokaże się biały dymek z wiadomego kremlowskiego komina i każe w wyborach zagłosować na wybrańca.

Scenariusz numer dwa: silnie spolaryzowana elita nie zdoła osiągnąć porozumienia, arbiter nie będzie miał nic do gadania, a rywalizujące grupy rozpętają wojnę totalną, obliczoną na wyniszczenie przeciwnika (możliwe, że i ten scenariusz rozegra się w murach Kremla, bez udziału publiczności).

W obu scenariuszach opozycji - o ile takowa będzie jeszcze istnieć i zechce uczestniczyć w sztuce wyborczej w fałszywych demokratycznych dekoracjach - przeznacza się wyłącznie rolę mało znaczącego rekwizytu. I to bardziej na użytek tak czułego na punkcie demokracji zachodniego świata niż dla własnego inteligenckiego marginesu, gotowego głosować na romantycznych desperatów.

Trzeba założyć jeszcze czarny scenariusz (bardzo mało prawdopodobny, ale hipotetycznie możliwy). Na skutek gwałtownych, niespodziewanych, niesterowalnych wydarzeń sytuacja polityczna w Rosji wymyka się spod kontroli, obecny układ władzy traci wszelkie znaczenie. Rozwój sytuacji może zależeć od przypadku. Jak zwykle w takich razach, ludzie zaczynają tęsknić za rządami silnej ręki.

Co robić z Putinem?

W 2008 r. Władimir Putin będzie miał 56 lat. To młody wiek jak na polityka. Zwłaszcza w Rosji, która ma długą tradycję rządów gerontokracji. Wśród hipotez spotkać można całą gamę pomysłów - od trzeźwych kalkulacji politycznych do fantastycznych bajek z kosmosu.

Wariant numer jeden: kandydatem obozu władzy jest... Putin. W sytuacji, gdy nie udaje się znaleźć odpowiedniego sobowtóra (np. uważany za stuprocentowego sobowtóra prezydenta minister obrony Siergiej Iwanow z jakichś względów nie będzie mógł wystartować w wyborach), jedynym wyjściem, na które godzą się elity, jest połączenie Rosji z Białorusią w jeden organizm państwowy i wyznaczenie wyborów “pierwszego prezydenta zjednoczonego państwa", w których Putin będzie mógł wystartować. A przy okazji - jak to miło - pozbyć się utrapienia w postaci Aleksandra Łukaszenki (przy okazji: Putin jest na Białorusi bardziej popularny niż bezalternatywny Łukaszenka; podobnie na Ukrainie w rankingach popularności Putin bije na głowę wszystkich tamtejszych polityków). Ten wariant był rozpatrywany już podczas drugiej kadencji Jelcyna - wtedy opracowano jednak odmienny schemat sukcesji.

Wariant numer dwa: Putin zostaje “ober-gubernatorem" wielkiej prowincji północnej (dzisiejszego północno-zachodniego okręgu federalnego) ze stolicą w umiłowanym Petersburgu. Mało ambitnie, ale wygląda demokratycznie. W sytuacji, gdy władzę na Kremlu obejmuje ktoś łudząco do Putina podobny (“nawet jeśli podobny, to jednak całkiem inny, z nową energią, nowymi pomysłami" - oświadczył prezydent na spotkaniu z aktywem partii rządzącej, nagabywany o to, czy będzie prezydentem po upływie drugiej kadencji), obecny prezydent będzie mógł formalnie odejść z urzędu, faktycznie zachowując duży wpływ na politykę państwa.

Wariant numer trzy: Putin odchodzi ze sceny politycznej. Zwolennicy tego wariantu podkreślają, że Władimir Władimirowicz nie rwał się do polityki, został po trosze “wrobiony" przez papę Jelcyna, a potem usidlony przez własną koterię kolegów z KGB. Czuje nadmierny ciężar czapki Monomacha i z ulgą zdejmie ją wiosną 2008. Czy jednak apetyt nie rośnie w miarę rządzenia? Wydaje się, że już teraz “władza, władza mu dogadza". I zakończenie drugiej kadencji wcale nie musi oznaczać końca kariery politycznej. Główne zadanie prezydenta brzmi zatem: jak opuścić prezydencki gabinet i jednocześnie zachować władzę.

Ucieczka do przodu

Tworzenie prognoz na okres po 2008 r. nie ma większego sensu (chyba że jest jedynie wakacyjną grą dla osłabionego upałem umysłu) bez zastanowienia się, co przyniosą Rosji najbliższe cztery lata, i bez próby odpowiedzi na pytanie, dlaczego rosyjskie elity z takim zapałem rzuciły się do szalonej ucieczki do przodu - jak gdyby chciały ominąć niewygodną, pętającą się pod nogami rzeczywistość w postaci niezadowolonego społeczeństwa, wojny na Kaukazie, nieprzeprowadzonych reform armii, oświaty, służby zdrowia, administracji, systemu emerytalnego, komunalno-mieszkaniowego i wielu innych bolączek. Elity najwyraźniej chciałyby zahibernować się do 2008 r., a potem wskoczyć w nową sytuację. Bez konieczności przeżywania stresu związanego z przeciąganiem za krótkiej państwowej kołderki.

Najczęściej uprawianym przez polityków i prezydenckich doradców zajęciem w okresie pierwszej kadencji Putina było pisanie sążnistych opracowań, mających status strategii polityki państwa w poszczególnych dziedzinach. Celem podstawowym była realizacja hasła rzuconego przez nowego lidera na początku rządów: budowa silnego państwa. Co stało się z płodami tej twórczości? Czy faktycznie wzmocniły one państwo? Niektóre ze strategii doprowadzono do ostatniej kropki, zaakceptowano, podpisano, wydrukowano i... na ogół zapomniano w ferworze walki z codziennością albo storpedowano ich realizację, bo okazały się za trudne i ogólnie nieprzystające do rzeczywistości. Inne zakończyły żywot w fazie wstępnej, jeszcze inne utknęły na etapie dyskusji.

O twórcach wielkich makrokoncepcji opowiada się taki oto dowcip. Przychodzą myszy do sowy i pytają, co mają zrobić, by poprawić swój smutny los. “Wszyscy nami pomiatają, koty na nas polują. Co czynić?". Sowa doradza: najlepiej zamieńcie się w jeże, nastroszcie igiełki i niczego się nie bójcie. Myszy odeszły zadowolone. Po jakimś czasie wracają: “Sowo, ale nie powiedziałaś, jak mamy to zrobić". Sowa wzrusza ramionami: “Tego to ja nie wiem, ja jestem od wymyślania strategii, a wy sami się martwcie, co z nią dalej zrobić".

Szkopuł w tym, że speców od wskazywania, jak myszy mogą zamienić się w jeże, nie ma w nadmiarze. Może dlatego lepiej zająć się znalezieniem spokojnego miejsca, które “da pożyć" po 2008 r., niż użerać się z wymyśloną przez prezydenta modernizacją państwa i podwajaniem PKB.

Podwojenie WWP

Hasłem, z którym prezydent Putin wystartował do drugiej kadencji, było podwojenie PKB. To też temat dowcipów: po rosyjsku PKB to WWP, wnutriennij wałowoj produkt, ale także inicjały prezydenta: Władimir Władimirowicz Putin; slogan: “udwojenije WWP" interpretowany jest więc nie tylko jako wezwanie do poprawy wskaźników ekonomicznych, ale także jako powielenie “Putinopodobnego" prezydenta.

Gospodarka wygląda na razie z wierzchu pięknie, do budżetu płynie strumień petrodolarów. Według oficjalnych statystyk w pierwszym półroczu PKB wzrósł o 7,4 proc.; rosną obroty w handlu, o ponad 24 proc. skoczył eksport (dzięki ropie naftowej). Jednocześnie zanotowano wzrost “wycieku" kapitału za granicę - przewiduje się, że w tym roku z Rosji “wyjedzie" 15-20 mld dolarów (skutek uboczny afery Jukosu - wielcy posiadacze wolą nie lokować w niepewne, bo zależące od politycznej koniunktury, biznesy w kraju).

Musi dziwić to, że w niezwykle sprzyjającej sytuacji ekonomicznej władze nie decydują się na radykalną reformę finansów publicznych. Wiadomo, że zreformowanie wszystkich dziedzin życia na raz jest niemożliwe, doprowadziłoby to do zamętu i wybuchu powszechnego niezadowolenia społecznego. Jednak i zalecana przez prezydenta taktyka “małych kroczków" okazuje się nazbyt śmiała - brakuje chętnych, by zrobić pierwszy kroczek.

Zresztą nawet nierewolucyjne zmiany wywołują wcale niemałe protesty społeczne. Choćby racjonalna i nieinwazyjna reforma ulg i przywilejów: zamiana różnych bezpłatnych usług przysługujących weteranom, emerytom, inwalidom, wojsku, milicji itp. na ekwiwalent pieniężny, spotkała się z totalną krytyką zainteresowanych. Pod budynkiem Dumy Państwowej niemal dzień w dzień odbywają się demonstracje i happeningi, częstokroć połączone z bijatyką, a nawet pałowaniem uczestników. Raz na czele protestu stają komuniści, to znowu lewicowi ekstremiści, innym razem bije się młodzież z organizacji demokratycznych albo chuligani z bojówek partii narodowych bolszewików. Jednym słowem, wszyscy są z czegoś niezadowoleni. Ciekawe, komu uda się zbić polityczny kapitał na tym niezadowoleniu. Ranking poparcia dla prezydenta spadł poniżej 50 proc. (moskiewscy socjolodzy mówią, że nareszcie jest to rzeczywisty poziom poparcia, poprzednie notowania były sztucznie rozdęte na okoliczność marcowych wyborów). Jak więc podwoić PKB? Czy tylko poprzez zwiększoną sprzedaż ropy naftowej? Na marginesie: specjaliści twierdzą, że za kilka lat nie będzie możliwe nie tylko podniesienie w Rosji wydobycia, ale wręcz jego utrzymanie na obecnym poziomie z racji wyczerpywania się złóż eksploatowanych i niezagospodarowywania nowych. Na to nakłada się jeszcze niepewny los całej branży, której właścicielom-krwiopijcom prezydent wydał wojnę.

Oczywiście na te naiwne pytania istnieją konkretne odpowiedzi w wielu sprokurowanych na Kremlu i poza nim koncepcjach i strategiach. Zresztą sam prezydent udziela wyczerpujących i uczonych odpowiedzi podczas konferencji prasowych, w wystąpieniach na forum parlamentu czy w dialogu ze społeczeństwem, prowadzonym za pośrednictwem telewizji. Sęk w tym, że kurs ku świetlanej przyszłości sobie, a skrzecząca rzeczywistość - sobie.

Krytycznie nastawieni wobec ekipy rządzącej politolodzy i socjolodzy twierdzą, że nie należy się dopatrywać w poczynaniach władzy żadnego drugiego, a tym bardziej trzeciego dna. Reguły gry są proste: ekipie rządzącej chodzi o utrzymanie się u władzy, a wzmiankowane koncepcje to tylko listek figowy czy - jak kto woli - zasłona dymna. A że walka o władzę jest czasochłonna i wyczerpująca, przeto na nic innego nie wystarcza czasu i atłasu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2004