Brzydka płeć chrześcijaństwa

Złośliwi twierdzą, że Kościół w Polsce jest nie rzymsko-, ale żeńsko-katolicki. Gdzie szukać modelu męskiej świętości? Nie pomaga w tym np. brak kanonizowanych świeckich mężczyzn.

27.10.2009

Czyta się kilka minut

Warszawa, Plac Trzech Krzyży. Kościół św. Aleksandra odbija się w witrynie sklepowej. /fot. Maciej Biedrzycki / Forum /
Warszawa, Plac Trzech Krzyży. Kościół św. Aleksandra odbija się w witrynie sklepowej. /fot. Maciej Biedrzycki / Forum /

Mianem "milcząca obecność" zwykło się określać miejsce kobiet w Kościele. Kto wie, czy o wiele bardziej milcząca nie jest jednak obecność mężczyzn - tych bez habitów i koloratek.

Płakanie należy do kobiet

Judaizm i islam (w tradycyjnym kształcie) stoją - jeśli można tak powiedzieć - modlitwą mężczyzn. Do odmawiania tradycyjnych modlitw żydowskich potrzebne jest kworum dziesięciu mężczyzn powyżej 13. roku życia (minjan). Jeśli brakuje choćby jednego, nie może zastąpić go kobieta. W islamie mężczyźni zobowiązani są do wspólnej modlitwy w piątki, kobiety zaś mogą modlić się w domu. Gdy telewizja pokazuje modlących się muzułmanów, pokazuje mężczyzn. W gruncie rzeczy katolicyzm też stoi modlitwą mężczyzn, tylko że duchownych.

Okiem nieuzbrojonym widać, że w naszych świątyniach, dokładniej: w nawach, przeważają kobiety, w prezbiterium - mężczyźni. Czy liturgia katolicka, w sensie uczestniczenia w niej, jest nie dość "męska"? Szukując odpowiedzi, uczestnicy dyskusji w "Więzi" (nr 7/03) wskazywali na trzy przesłanki.

Po pierwsze, wynika to z natury i uwarunkowań kulturowych modelu kobiety i mężczyzny. Jak wskazała Alina Petrowa-Wasilewicz: "kobiety bardziej garną się do religii, bo mają mocniejsze i głębsze poczucie swej słabości, swojej niewystarczalności. W Bogu szukają więc oparcia. (...) Kobietom łatwiej powiedzieć: »jestem słaba, potrzebuję Boga i zbawienia« - dlatego kobietom łatwiej przychodzić do kościoła". Po drugie, wskazała Elżbieta Adamiak, posoborowa liturgia jest nazbyt pasywna, czynne uczestnictwo jest znikome, a mężczyzna w obecnej liturgii nie ma nic do zrobienia. Po trzecie, "liturgia jest celebrowaniem męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa - kontynuowała Adamiak. - W naszej kulturze cierpienie, opłakiwanie czy żałoba jawią się jako dziedzina bardziej kobieca niż męska i w tym sensie święte tajemnice jakby były kierowane bardziej do kobiet niż do mężczyzn".

Taka diagnoza nie napawa optymizmem: problem nie leży w samej naturze chrześcijaństwa, ale w tym, jak jest ono przedstawiane i rozumiane. Jeżeli chrześcijaństwo jest odbierane przede wszystkim jako źródło pocieszenia, to rzeczywiście staje się religią dla słabych. W takiej religii trudno się odnaleźć mężczyźnie, chyba że po stronie silnego Boga, jako awangarda Zbawcy, a więc w konsekwencji - duchowny.

Jakie zatem formy pobożności odpowiadałyby męskiej duchowości realizowanej przed balaskami? Nie pociągają ich nowenny, litanie, Gorzkie Żale czy nawet Różaniec, bo przecież i róż męskich o wiele mniej niż kobiecych. Ale też coraz więcej mężczyzn odnajduje się w nowych ruchach religijnych czy wspólnotach, których duchowość nie koncentruje się na pocieszeniu płynącym z wiary. "Możliwe, że trudniej mężczyznom koncentrować się na swej słabości, bezradności i deklarowaniu »bycia sierotami«, których »głos do litości wzbudzi«. Może łatwiej byłoby zachęcić ich do walki duchowej i pieśni uwielbienia?" - sugerowała w "Więzi" Magdalena Węglewska.

Święty facet

Kłopot z męską duchowością wynika też z braku wzoru. Kościół niezbyt często "pochylał się" nad żonatymi. O wiele więcej powiedziano i napisano o roli kobiety w Kościele, także jako żony i matki, np. w Liście Jana Pawła II "Mulieris dignitatem". Mężczyźnie - od biedy - poświęcona jest krótka Adhortacja na temat św. Józefa, "Redemptoris Custos". Tylko czy tak odległy i idealny "Józef stary" może być wzorcem pociągającym?

Popularność książki "Dzikie serce" Johna Eldredge’a pokazuje, że wciąż istnieje zapotrzebowanie na klasyczny obraz mężczyzny, któremu blisko do wojownika (dziś: fightera), poszukiwacza przygód i rycerza ratującego księżniczkę. Czy można odnaleźć te cechy w św. Józefie? Pewno tak, trzeba by tylko na nowo - na podstawie danych ewangelicznych - zinterpretować jego postać. Józef, mąż sprawiedliwy, to nie tylko osobnik pracowity i milczący, ale także mężczyzna, który wziął odpowiedzialność za kobietę i dziecko w chwili zagrożenia ich życia. Litania do św. Józefa, w której wylicza się jego cnoty w stopniu "naj", wcale do tego ideału nie przybliża. Zresztą wielu innym świętym przydałby się teologiczny lifting, by byli bardziej ludzcy, a wcale przez to nie mniej święci.

Szukaniu modelu męskiej świętości nie pomaga brak kanonizowanych świeckich mężczyzn: w martyrologium są ewentualnie królowie i męczennicy. Jak pisze Węglewska, "beatyfikacja świeckich męczenników i celibatariuszy nie wskazuje na małżeństwo jako skuteczny znak łaski. Podobnie ma się rzecz z beatyfikowanymi rodzicami dzieci konsekrowanych, wybierających ostatecznie tzw. białe małżeństwo. Szanując tę decyzję, trudno jednak uznać ją za wzór świętości dla męża czy żony". I znów kłania się św. Józef, który przecież nie znał pożycia ze swoją małżonką. A może właśnie ten, co się tego prawa wyzbył, mógłby coś o tym współczesnym mężczyznom powiedzieć? Z drugiej strony, czy kłopot z modelem męskiej duchowości nie jest odpryskiem problemu, jakim jest katolicki model seksualności i związane z nim podejrzenia? Nie da się przecież mówić o duchowości bez zahaczenia o "seks po katolicku", o którym niech nie piszą jedynie faceci w koloratkach.

Mówi się sporo o równowadze, parytetach i równouprawnieniu. Kościół chyba nie do końca wie, co by to miało znaczyć. W Polsce służba liturgiczna jest w praktyce zarezerwowana dla mężczyzn. Dobrze to czy źle - nie wiadomo. Ministrantki to wyjątki, a nadzwyczajnymi szafarzami Komunii św. mogą być jedynie mężczyźni świeccy, a jeśli kobiety, to konsekrowane.

Trudno uciec od tradycyjnego podziału ról. Doświadczenie Kościołów Zachodnich pokazuje, że zwiększona obecność kobiet w prezbiterium prowadzi do jednoczesnego wycofywania się z niego mężczyzn. Sam niejednokrotnie sprawowałem Eucharystię w świątyni, gdzie w prezbiterium otaczały mnie jedynie ministrantki, lektorki, kantorki i nadzwyczajne szafarki Komunii św. Mężczyźni skarżyli się, że zaanektowano ich liturgiczną przestrzeń. Stereotypy kulturowe i teologiczne są tak głębokie, że trudno, by w przestrzeni liturgii "nie było już mężczyzny ani kobiety". Może wyjściem byłaby służba liturgiczna rodzin z podziałem ról - jak to się dzieje np. w Oazie Rodzin - Domowym Kościele?

Aktywność to sfera działania mężczyzny, głoszą obiegowe opinie. Ale w domenie kościelnej aktywność ta jest niewystarczająca. Owszem, mężczyźni aktywizują się, gdy trzeba załatać dziurę w dachu i zorganizować koszenie trawników. Męski renesans przeżywały parafie, które podejmowały trud budowy kościoła. Dziś to źródło męskiej aktywności przyschło: mniej się buduje, a jeśli już, to zatrudniając firmy, tym samym wykluczając pospolite ruszenie mężczyzn-budowlańców.

Trudno powiedzieć, jaki jest udział mężczyzn i kobiet w radach duszpasterskich, ale tam, gdzie ich nie ma, grupa najaktywniejszych parafian to najczęściej owe "pobożne, a wpływowe niewiasty". Wystarczy spojrzeć, ile w Polsce jest katechetek, a ilu katechetów. Nie jest też tajemnicą, że na studiach teologicznych dla świeckich przeważają kobiety, czasem kilkakrotnie. Nie wiem, czy po duchownych najliczniejszej grupy teologów-absolwentów nie stanowią właśnie teolożki. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie o ich dalszą karierę naukową.

Wszystko to skłania do przekonania, że to nie świeccy mężczyźni współtworzą strategię duszpasterską Polski parafialnej, ale właśnie kobiety. Owszem, w mediach pojawia się więcej katolickich teologów i publicystów niż teolożek i publicystek, ale rzeczywisty kształt Kościoła wciąż jeszcze nie tworzy się na linii społeczeństwo-media, ale społeczeństwo-parafia. Wypada się zatem zgodzić raz jeszcze z Magdaleną Węglewską, która pisała: "Wolno mi wyrazić oczekiwanie, by mężczyźni świeccy - może szczególnie mężowie oraz ojcowie - zechcieli zająć swoje miejsce wśród osób tworzących duchowość, liturgię i całą teologię, tak aby ich dotychczasowa milcząca obecność mogła znaleźć swój wyraz w Kościele".

Czy pomoże - choć częściowo - rozwiązać ten problem raczkująca w Polsce instytucja diakonów stałych? Być może. Pod warunkiem wszak, że wciąż bardziej będą się czuli częścią świata garniturów niż koloratek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolog i publicysta, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, znawca kultury popularnej. Doktor habilitowany teologii, profesor Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. książek „Copyright na Jezusa. Język, znak, rytuał między wiarą a niewiarą” oraz "… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2009