Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mianem "milcząca obecność" zwykło się określać miejsce kobiet w Kościele. Kto wie, czy o wiele bardziej milcząca nie jest jednak obecność mężczyzn - tych bez habitów i koloratek.
Płakanie należy do kobiet
Judaizm i islam (w tradycyjnym kształcie) stoją - jeśli można tak powiedzieć - modlitwą mężczyzn. Do odmawiania tradycyjnych modlitw żydowskich potrzebne jest kworum dziesięciu mężczyzn powyżej 13. roku życia (minjan). Jeśli brakuje choćby jednego, nie może zastąpić go kobieta. W islamie mężczyźni zobowiązani są do wspólnej modlitwy w piątki, kobiety zaś mogą modlić się w domu. Gdy telewizja pokazuje modlących się muzułmanów, pokazuje mężczyzn. W gruncie rzeczy katolicyzm też stoi modlitwą mężczyzn, tylko że duchownych.
Okiem nieuzbrojonym widać, że w naszych świątyniach, dokładniej: w nawach, przeważają kobiety, w prezbiterium - mężczyźni. Czy liturgia katolicka, w sensie uczestniczenia w niej, jest nie dość "męska"? Szukując odpowiedzi, uczestnicy dyskusji w "Więzi" (nr 7/03) wskazywali na trzy przesłanki.
Po pierwsze, wynika to z natury i uwarunkowań kulturowych modelu kobiety i mężczyzny. Jak wskazała Alina Petrowa-Wasilewicz: "kobiety bardziej garną się do religii, bo mają mocniejsze i głębsze poczucie swej słabości, swojej niewystarczalności. W Bogu szukają więc oparcia. (...) Kobietom łatwiej powiedzieć: »jestem słaba, potrzebuję Boga i zbawienia« - dlatego kobietom łatwiej przychodzić do kościoła". Po drugie, wskazała Elżbieta Adamiak, posoborowa liturgia jest nazbyt pasywna, czynne uczestnictwo jest znikome, a mężczyzna w obecnej liturgii nie ma nic do zrobienia. Po trzecie, "liturgia jest celebrowaniem męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa - kontynuowała Adamiak. - W naszej kulturze cierpienie, opłakiwanie czy żałoba jawią się jako dziedzina bardziej kobieca niż męska i w tym sensie święte tajemnice jakby były kierowane bardziej do kobiet niż do mężczyzn".
Taka diagnoza nie napawa optymizmem: problem nie leży w samej naturze chrześcijaństwa, ale w tym, jak jest ono przedstawiane i rozumiane. Jeżeli chrześcijaństwo jest odbierane przede wszystkim jako źródło pocieszenia, to rzeczywiście staje się religią dla słabych. W takiej religii trudno się odnaleźć mężczyźnie, chyba że po stronie silnego Boga, jako awangarda Zbawcy, a więc w konsekwencji - duchowny.
Jakie zatem formy pobożności odpowiadałyby męskiej duchowości realizowanej przed balaskami? Nie pociągają ich nowenny, litanie, Gorzkie Żale czy nawet Różaniec, bo przecież i róż męskich o wiele mniej niż kobiecych. Ale też coraz więcej mężczyzn odnajduje się w nowych ruchach religijnych czy wspólnotach, których duchowość nie koncentruje się na pocieszeniu płynącym z wiary. "Możliwe, że trudniej mężczyznom koncentrować się na swej słabości, bezradności i deklarowaniu »bycia sierotami«, których »głos do litości wzbudzi«. Może łatwiej byłoby zachęcić ich do walki duchowej i pieśni uwielbienia?" - sugerowała w "Więzi" Magdalena Węglewska.
Święty facet
Kłopot z męską duchowością wynika też z braku wzoru. Kościół niezbyt często "pochylał się" nad żonatymi. O wiele więcej powiedziano i napisano o roli kobiety w Kościele, także jako żony i matki, np. w Liście Jana Pawła II "Mulieris dignitatem". Mężczyźnie - od biedy - poświęcona jest krótka Adhortacja na temat św. Józefa, "Redemptoris Custos". Tylko czy tak odległy i idealny "Józef stary" może być wzorcem pociągającym?
Popularność książki "Dzikie serce" Johna Eldredge’a pokazuje, że wciąż istnieje zapotrzebowanie na klasyczny obraz mężczyzny, któremu blisko do wojownika (dziś: fightera), poszukiwacza przygód i rycerza ratującego księżniczkę. Czy można odnaleźć te cechy w św. Józefie? Pewno tak, trzeba by tylko na nowo - na podstawie danych ewangelicznych - zinterpretować jego postać. Józef, mąż sprawiedliwy, to nie tylko osobnik pracowity i milczący, ale także mężczyzna, który wziął odpowiedzialność za kobietę i dziecko w chwili zagrożenia ich życia. Litania do św. Józefa, w której wylicza się jego cnoty w stopniu "naj", wcale do tego ideału nie przybliża. Zresztą wielu innym świętym przydałby się teologiczny lifting, by byli bardziej ludzcy, a wcale przez to nie mniej święci.
Szukaniu modelu męskiej świętości nie pomaga brak kanonizowanych świeckich mężczyzn: w martyrologium są ewentualnie królowie i męczennicy. Jak pisze Węglewska, "beatyfikacja świeckich męczenników i celibatariuszy nie wskazuje na małżeństwo jako skuteczny znak łaski. Podobnie ma się rzecz z beatyfikowanymi rodzicami dzieci konsekrowanych, wybierających ostatecznie tzw. białe małżeństwo. Szanując tę decyzję, trudno jednak uznać ją za wzór świętości dla męża czy żony". I znów kłania się św. Józef, który przecież nie znał pożycia ze swoją małżonką. A może właśnie ten, co się tego prawa wyzbył, mógłby coś o tym współczesnym mężczyznom powiedzieć? Z drugiej strony, czy kłopot z modelem męskiej duchowości nie jest odpryskiem problemu, jakim jest katolicki model seksualności i związane z nim podejrzenia? Nie da się przecież mówić o duchowości bez zahaczenia o "seks po katolicku", o którym niech nie piszą jedynie faceci w koloratkach.
Mówi się sporo o równowadze, parytetach i równouprawnieniu. Kościół chyba nie do końca wie, co by to miało znaczyć. W Polsce służba liturgiczna jest w praktyce zarezerwowana dla mężczyzn. Dobrze to czy źle - nie wiadomo. Ministrantki to wyjątki, a nadzwyczajnymi szafarzami Komunii św. mogą być jedynie mężczyźni świeccy, a jeśli kobiety, to konsekrowane.
Trudno uciec od tradycyjnego podziału ról. Doświadczenie Kościołów Zachodnich pokazuje, że zwiększona obecność kobiet w prezbiterium prowadzi do jednoczesnego wycofywania się z niego mężczyzn. Sam niejednokrotnie sprawowałem Eucharystię w świątyni, gdzie w prezbiterium otaczały mnie jedynie ministrantki, lektorki, kantorki i nadzwyczajne szafarki Komunii św. Mężczyźni skarżyli się, że zaanektowano ich liturgiczną przestrzeń. Stereotypy kulturowe i teologiczne są tak głębokie, że trudno, by w przestrzeni liturgii "nie było już mężczyzny ani kobiety". Może wyjściem byłaby służba liturgiczna rodzin z podziałem ról - jak to się dzieje np. w Oazie Rodzin - Domowym Kościele?
Aktywność to sfera działania mężczyzny, głoszą obiegowe opinie. Ale w domenie kościelnej aktywność ta jest niewystarczająca. Owszem, mężczyźni aktywizują się, gdy trzeba załatać dziurę w dachu i zorganizować koszenie trawników. Męski renesans przeżywały parafie, które podejmowały trud budowy kościoła. Dziś to źródło męskiej aktywności przyschło: mniej się buduje, a jeśli już, to zatrudniając firmy, tym samym wykluczając pospolite ruszenie mężczyzn-budowlańców.
Trudno powiedzieć, jaki jest udział mężczyzn i kobiet w radach duszpasterskich, ale tam, gdzie ich nie ma, grupa najaktywniejszych parafian to najczęściej owe "pobożne, a wpływowe niewiasty". Wystarczy spojrzeć, ile w Polsce jest katechetek, a ilu katechetów. Nie jest też tajemnicą, że na studiach teologicznych dla świeckich przeważają kobiety, czasem kilkakrotnie. Nie wiem, czy po duchownych najliczniejszej grupy teologów-absolwentów nie stanowią właśnie teolożki. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie o ich dalszą karierę naukową.
Wszystko to skłania do przekonania, że to nie świeccy mężczyźni współtworzą strategię duszpasterską Polski parafialnej, ale właśnie kobiety. Owszem, w mediach pojawia się więcej katolickich teologów i publicystów niż teolożek i publicystek, ale rzeczywisty kształt Kościoła wciąż jeszcze nie tworzy się na linii społeczeństwo-media, ale społeczeństwo-parafia. Wypada się zatem zgodzić raz jeszcze z Magdaleną Węglewską, która pisała: "Wolno mi wyrazić oczekiwanie, by mężczyźni świeccy - może szczególnie mężowie oraz ojcowie - zechcieli zająć swoje miejsce wśród osób tworzących duchowość, liturgię i całą teologię, tak aby ich dotychczasowa milcząca obecność mogła znaleźć swój wyraz w Kościele".
Czy pomoże - choć częściowo - rozwiązać ten problem raczkująca w Polsce instytucja diakonów stałych? Być może. Pod warunkiem wszak, że wciąż bardziej będą się czuli częścią świata garniturów niż koloratek.