Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Cała kwestia jest o tyle istotna, że niezbywalna historyczna zasługa Breakoutów polegała w znacznej mierze właśnie na nowatorskim brzmieniu. Pod koniec lat 60. zespół grał w Holandii, przywiózł stamtąd niezły sprzęt, przede wszystkim zaś miał możność posłuchania tego, co wtedy działo się w rocku. A nie było w historii tej muzyki lat intensywniejszych i bardziej artystycznie spełnionych niż druga połowa tamtej dekady. Przybysze z Polski uważnie słuchali m.in. supergrupy Cream i Hendrixa.
Ważne zastrzeżenie: Tadeusz Nalepa (gitara), Michał Muzolf (gitara basowa) oraz Józef Hajdasz (perkusja) nie tyle starali się imitować tamtych, ile chcieli grać taką muzykę. I jeśli “Na drugim brzegu tęczy" do dziś brzmi świeżo, to jakim odkryciem i kłopotem zarazem musiał być ten album na przełomie lat 60. i 70. w Peerelu. Nie myślę tylko o zawirowaniach z tekstem tytułowej piosenki, w której dopatrywano się obrazowania narkotycznego. Same nuty, ściślej: sam dźwięk jawił się jako zagrożenie. Próby jego oswojenia bywały groteskowe; pamiętam teledysk do jednej z piosenek: idą potężne riffy Nalepy, podbijane przez bas, dodatkowo napędzane i zagęszczane perkusją, a na ekranie wokalistka, Mira Kubasińska, niczym Zosia siedzi na przyzbie i rzuca ziarno kokoszkom.
Breakouci, jak nikt przed nimi w Polsce (a pierwszeństwo ich nie pomniejsza dokonań Niemena i Skaldów, uprawiających inne gatunki), pokazali, że rock jest osobnym muzycznym językiem. Piosenki nie sprowadzają się do słów i akompaniamentu, lecz są zmieniającym się zestawem brzmieniowym, konstruowanym z głosu i instrumentów. Między kruchym głosem solistki i mocną muzyką zespołu powstają napięcia. Kubasińska nie dysponowała nazbyt szeroką skalą, potrafiła przecież (w najlepszych miejscach) za pomocą paru wyartykułowanych nut powściągnąć - by tym bardziej je uruchomić - emocje. W niektórych nagraniach wziął udział Włodzimierz Nahorny. Nie rezygnując z jazzowego idiomu, świetnie z Breakoutami współpracował; niekiedy wręcz ich rocka otwierał swoim saksofonem altowym w kierunku free.
Druga z wymienionych płyt, “Blues", powstała trochę później i w zmienionym składzie. Tym razem Nalepa i koledzy proponują wyłącznie gatunek tytułowy. Z albumu, wśród innych, pozostała piosenka “Kiedy byłem małym chłopcem". Znana, ale proszę sprawdzić, że jest tak dobra również dzięki pewnemu pomysłowi. Otóż kiedy wokal podaje i powtarza kolejne linijki, kiedy jakby leniwie pobrzękują gitary, z cicha podpierane przez basistę - wtedy kontrastująco przyspiesza perkusja...