Borat literatury

Witkowski usiłuje pisać tak, jak tworzą Almodóvar czy Lynch - campowo, zachowując indywidualność, na pograniczu różnych form. Chce być trendy i glamour.

22.09.2009

Czyta się kilka minut

Notka z "Margot", nowej książki Michała Witkowskiego, odsyła pod adres: http://free.art.pl/michal.witkowski . I cóż jest pod tym adresem? MW pozuje dla "Elle" i dla "Vivy", zapowiada się jako sprzedawca mandarynek na placyku wariatów w dniu premiery "Margot", występuje na YouTube’ie w filmiku "Witkowski i dziwki"... Zgodne z autorskim image, intro ukazuje stojaki z perukami albo falliczne owłosione naczynia, albo głowy bez twarzy. Linki kierują do recenzji książek Witkowskiego, przez co cudze słowa służą akcji promocyjnej i tworzą jakby zbiór fetyszy, podkreślających w zestawieniu ze sobą, że tożsamość MW to odgrywanie ról. Treści wyczytywane z jego tekstów osobliwie układają się razem: jedni widzą tu ciotowsko-gejowską kontestację, inni - homofobię, badacz homoseksualnego fantazmatu rozpoznaje w "Lubiewie" opowieść o fantazmacie polskiej cioty, badacz etycznych transgresji - "miejsce ujawnienia" tabu i sacrum, a krytyczka feministyczna - "triumf kobiecości". I dzieje się tak, jakby MW, wchodząc w różne role, prowokował czytelników, aby oni też jego (i siebie) przebierali w to, co każdy lubi najbardziej.

Taka sama historia zaczyna się rozkręcać wokół "Margot". Podjudzeni do sprzeciwu, internauci z portalu "Gazety Wyborczej" odrzucają popkulturowy lans: "panie witkowski straciles pan wszystko w moich oczach. z takimi opowiesciami to do »faktu« nastepnym razem. tam sa pieniadze" (drmurek), "Ha, ha, ale szczery pustak. Dla sławy, dla ciuchów u mamy w ogrodzie marzy o rudych ku...ch" (sugarb). Krytycy odszukują tropy podrzucone przez autora: narrację o płynnych tożsamościach i dobie przełomów (bo Witkowski opatrzył "Margot" mottem z "Metamorfoz"), diagnozę współczesności (bo Witkowski opowiada, jak jeździł tirem, żeby opisać prawdę), target czytadła (bo Witkowski mówi, że w Licheniu usłyszał od Matki Boskiej: "pisz dla ludzi"). I rzeczywiście, można powiedzieć, że MW wystawia wszystko na sprzedaż.

Chcecie transformacji - to macie, chcecie reality show - to macie, chcecie fabuły - też się znajdzie. Ale to jeszcze nie koniec, bo "Margot" oferuje również: zabawę who is who w polskim show-biznesie (kim może być "Bardzo Znana Starzejąca Się Gwiazda"), sensację dla czytelniczek Pudelka (jakich "wspomagaczy pisania" użył Witkowski i co je łączy z pastą do kopyt, dopalaczem Waldka Mandarynki), fun dla antyklerykałów ("Spowiedź internetową na Gadu-Gadu wprowadziłem. Tak że jak macie i-Phona, to macie konfesjonał"), poza tym - dla przystankersów i gimnazjalistek - książkę napisaną tak, jak się mówi, oraz - dla znawców - książkę zlepioną z różnych stylów i aluzji literackich (to nic, że postać potrącającą z lekka o Słowackiego ktoś pomyli z "obleśnym Mickiewiczowskim Księdzem Markiem w stringach").

No właśnie - dla znawców. Witkowski mówi, że nie cierpi uniwersyteckiej humanistyki, ale to przecież pod nią pisze, kiedy włącza w tekst wątki, które aż się proszą, żeby czytać je Foucaul­tem, Butler czy Baudrillardem. I łatwo można wyobrazić sobie kogoś, kto wynalazłby w "Margot" opresję dyskursu, queer albo symulakrum. Co więcej, Witkowski pisze też dla tych, którzy dystansują się do języków postmodernizmu, by podjąć z nimi grę. Takich czytelników mogą zwabić parodie political correctness: podany z ironią song wrocławianki ("Grunty coraz droższe już są w tym naszym Mieście Spotkań, zupełnie jak w Niemczech", "mamy piękne dyskoteki, nawet dla gejów, bo jesteśmy na Zachodzie, jesteśmy otwarci i tolerancyjni!") albo postać Czarnej Grety z byłej NRD, co chodzi w Polsce na tirówki i jeździ vanem z napisem "Herman-Transport".

I można przyznać autorowi, że usiłuje pisać tak, jak tworzą Almodóvar czy Lynch - campowo, na pograniczu różnych form. MW mizdrzy się i przegina, MW chce być trendy i glamour, MW nakłada na siebie, co tam znajdzie w śmietniku naszej kultury, i pewnie dobrze się bawi, kiedy ktoś wybiera z tej różnorodności jeden, skrojony na własną miarę kostium, żeby go przypasować do autora, który do znudzenia prowadzi swoją grę. I pewnie można powiedzieć: "Drodzy Państwo, ten facet wszystkich Was robi w konia (...). Przy każdej swojej książce kreuje się na kogoś nowego, on jest troszkę jak Borat literatury. (...) Jak wyda następną książkę o zakonnikach, to będzie się przedstawiał jako gorliwy katolik z radiem Maryja przy uchu" (maxwellll).

Jest taka scena w powieści, która dobrze pokazuje, co robi MW. Oto Margot podgląda podglądanie: miła dziewuszka i stara ciota "świecą koszykarzowi w dupę latarką pulsacyjną, ze zmienionymi kolorami, a on się wypina, spódniczka stoi pionowo". Role się odwróciły, bo przed chwilą aktywny był koszykarz, "męski jak ekstrakt z jąder byka, tyle że normalnie na to swoje męskie ciało, owłosione i w ogóle, ma nałożone takie coś, co ma balet w »Jeziorze łabędzim«, taką krótką, sztywną, białą spódniczkę i gorsecik". U Witkowskiego wszyscy manipulują płcią, aranżują na sobie i ze sobą dziwaczne kombinacje - tak było w "Lubiewie" i innych książkach MW - ale w "Margot" cross-dressing idzie najdalej, wyraźnie ukazując, że działania postaci dublują to, co wyprawia autor ze swoją kreacją. Michał Witkowski, więc jakby mężczyzna, wylansowany przez "Lubiewo" na Michaśkę, zmienia się teraz w dziewczynę, która wchodzi w rolę tirowca, żeby na zew "idź w noc" stawać się Królową Margot, tirówką. MW przeistacza się też w świętą Asię od Tirowców i Waldka Mandarynkę, w przebraniu Margot zapitala z Liskiem, Tygryskiem i Myszką do bazy, gdzie "trzy zwierzątka zostały zabite, upolowane, ich zwłoki jak zdechłe flaki zwisały przerzucone przez łóżko, a na fotelach siedzieli i palili trzej starzy kryminaliści wyłuskani z kostiumów".

No, dziewczyno, ty się zastanów, gdzie to cię prowadzi - czy aby wiadomo, co tam jest pod spodem? Tak przecież mówi Margot: "Strasznie mnie podniecało, że nie wiem, kto w tych zwierzakach siedzi. Kto mnie tak chwycił lubieżnie? Chłopię jakieś miłe? Albo to możliwe, żeby kobieta w środku siedziała? Kapral jakaś? Nie! Wyobrażałam sobie Myszkę jako miłego chłopca".

Na tym polega drag show: ktoś przebiera się za kogoś innego, parodiując normy płci, które w efekcie okazują się sztuczne, wykreowane. Po występie w Coconie Królowe Nocy ściągają kobiece ciuchy i zmywają makijaże, ale pod nimi nie ma męskości, w ogóle nie ma czegoś, co dałoby się jakoś określić. Podobnie z Witkowskim - Margot "wyobraża sobie Myszkę jako miłego chłopca", a my możemy wyobrażać sobie MW, jak nam się podoba, ale spód tylko pozornie ("starzy kryminaliści") wychodzi na wierzch. Oczywiście, można też powiedzieć, że spodu nie ma, bo wszystko od razu wiadomo - Witkowski chce się dobrze sprzedać. Czy mówiąc tak, nie wpadamy jednak w tę samą pułapkę? I czy już tam nie siedzi autor? Może mu się przecież przydarzyć historia podobna do tej, jaka spotkała bohaterkę "Paris Is Burning", Venus Xtravaganzę, kiedy klient odkrył, że drag queen ma zamiast waginy penisa. W przypadku MW mogłoby to po prostu oznaczać, że Królowa przejedzie się na paście do kopyt i nie zadziała: "czytajcie »Margot«, naprawdę warto!".

Michał Witkowski "Margot", Świat Książki, Warszawa 2009

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2009