Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tylko Jan zauważył Jej obecność na Golgocie. Pozostali ewangeliści nie wymienili Jej z imienia w grupie kobiet stojących pod krzyżem. Jeszcze jeden powód, żeby – inspirując się Kościołem wschodnim – zobaczyć w Janie prawdziwego „Teologa”, czyli tego, kto nie tylko opisuje kolejne momenty historii zbawienia, ale także je objaśnia. Przenika wzrokiem głęboko poza pierwszą, wierzchnią warstwę wydarzeń. Ostatecznie nie chodzi wyłącznie o to, że zobaczył Ją na Golgocie (stał przecież obok Niej); chodzi o to, jaką Ją zobaczył – w jaki sposób Ją opisał, jak objaśnił Jej tajemnicę i Jej obecność.
Mówimy: Matka Bolesna. Czy tylko Ona „bolała” na Kalwarii? A pozostałe kobiety, wymieniane przez wszystkich ewangelistów? Czy one nie cierpiały? Czy nie płakały? Nie były odrętwiałe z bólu?
Ewangelie mówią, że stały w milczeniu i przypatrywały się temu, co uczyniono z Jezusem. To nie znaczy, że należały do zwykłych gapiów. Były przy Nim w momencie śmierci, tak jak towarzyszyły w czasie Jego publicznej działalności i nauczania; chciały Mu usłużyć – jeszcze raz (ostatni). Były przy Jego pochówku, trwały przy grobie. Kochały Go. Był to więc dla nich moment cierpienia i bólu.
Ból Maryi był jednak inny – i to nie tylko ze względu na jego intensywność (była Muprzecież najbliższą osobą na świecie). Ból Maryi – i to zobaczył Jan – był bólem rodzenia: „Niewiasto, oto syn Twój”. To było niegdyś powiedziane do Niej o Nim. I zaraz potem Jan usłyszał słowa skierowane do siebie: „oto Matka twoja”.
Czy zrozumiał już wtedy? Czy rozpoznał w Niej swoją Matkę? Wszak kilka kroków obok Niej stała jego naturalna matka: „siostra Matki Jego” – Salome, matka Jana i Jakuba. Przyszła na Golgotę wiedziona miłością do Jezusa, jak i zapewne do niego – swego syna, którego kochała, któremu towarzyszyła w jego wędrówkach za Panem, wstawiała się za nim u Niego.
Cieszył się jej miłością, „chował się za nią” – a teraz usłyszał z krzyża o Maryi: „oto Matka twoja”. Czy mógł zrozumieć od razu? Rozpoznać w sobie życie, do którego Salome nie była w stanie go zrodzić? Które mogło przyjść wyłącznie od Boga – nie z ciała i krwi (por. J 1, 13). Jego Nasieniem (grec. Sperma) był Duch udzielany ostatnim tchnieniem Syna Bożego na krzyżu (zob. J 19, 30b), ale łonem otwartym na Jego przyjęcie, pośredniczącym w Jego przekazie, była wiara Maryi, która na Golgocie była figurą i syntezą całego Kościoła.
Matka Bolesna bólem rodzenia... Nie chodzi o to, by się rozczulić sentymentalnie nad Jej cierpieniem i by Jej współczuć. Chodzi o to, by się Jej dać urodzić. I by razem z Nią – jako Kościół – pośredniczyć (zapewne nie bez bólu) w przekazie życia, które przychodzi wyłącznie od Boga (Ojca!) – przez Jezusa – w Duchu Świętym. ©