Skorumpowana kopana

Skala oszustw w polskim futbolu jest olbrzymia. Ustawiane są nawet mecze w ligach juniorów. Mimo spektakularnych zatrzymań i wielomiesięcznych śledztw nie ma pomysłu, jak to zmienić.

08.01.2007

Czyta się kilka minut

fot. KNA-Bild /
fot. KNA-Bild /

- Mam dość - wyznał ponad dwa lata temu w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" Piotr Dziurowicz, prezes GKS Katowice i syn legendarnego magnata piłkarskiego Mariana Dziurowicza. Dziurowicz-junior przyznał, że kupował zwycięstwa swojej drużyny i zgłosił się na policję. To dzięki niemu wiosną 2005 r. do aresztu trafił pierwszoligowy sędzia Antoni F.: policjanci zatrzymali go, kiedy chował do samochodu 100 tys. zł z zakupu kontrolowanego.

Kilka dni później prokurator Kazimierz Olejnik apelował w mediach: - Zachęcam ludzi futbolu do zeznawania przeciwko korupcji. Nawet jeśli sami dawali bądź przyjmowali łapówki, mogą liczyć na amnestię.

Nikt się nie zgłosił. Za to oskarżeni przez Dziurowicza przemówili jednym głosem: sędziowie nigdy nie mieli nic wspólnego z ustawianiem meczów. Trenerzy, którzy specjalizują się w awansach i utrzymaniu swoich drużyn, sukcesy zawdzięczają tylko pracy. Działacze mają czyste ręce. Michał Listkiewicz, szef Polskiego Związku Piłki Nożnej, żąda dowodów.

Mistrza też się kupuje

Mecze kupują wszyscy i na każdym szczeblu rozgrywek. Bez pomocy sędziów i obserwatorów, którzy z ramienia PZPN obserwują ich pracę, trudno marzyć o awansie lub obronie przed spadkiem. Nad polską piłką przejęły władzę dwie grupy działaczy: poznańska i warszawsko-rzeszowska. Królem pierwszej jest Ryszard F., "Fryzjer".

Michał Listkiewicz twierdził do niedawna, że przyczyną zła w polskiej piłce jest za duża władza obserwatorów. Obiecał podjąć z nimi walkę. Nim doszło jednak do pierwszego starcia, na jaw wypłynęła przeszłość Janusza Hańderka, szefa Kolegium Sędziów, który w stanie wojennym współpracował z SB. Hańderka zastąpił więc Andrzej Strejlau, znany trener. Kiedy w czerwcu 2005 r. obejmował stanowisko, do aresztu trafił kolejny arbiter, Krzysztof F. Miał przyjąć 40 tys. zł łapówki za ustawianie meczu.

Listkiewicz wyjaśniał, że w grupie 10 tysięcy sędziów zawsze znajdzie się ktoś nieuczciwy.

A według Dziurowicza w polskiej piłce można kupić wszystko. Nawet mistrzostwo kraju.

Teraz potwierdzają to byli zawodnicy. Ostatnio dawni piłkarze Śląska Wrocław ujawnili, jak w 1982 r. próbowali kupić tytuł za 400 tys. zł. Finałowa kolejka sezonu 1981/82 miała dać tytuł Śląskowi: drużyna musiała na własnym boisku pokonać Wisłę Kraków.

- Chcieliśmy wygrać ten mecz na pewniaka - wspomina po latach Mirosław Pękala, były piłkarz Śląska. - O całej sprawie wiedziało tylko sześciu zawodników naszej drużyny.

Zawodnicy obu klubów ustalili, że cena za wynik wynosi 400 tys. zł. Pieniądze zostały przekazane. Podczas meczu Wiślacy podbiegali do rywali i mówili, żeby dorzucili jeszcze 400 tys. zł, bo Widzew tuż przed meczem zaoferował milion. Ostatecznie Śląsk przegrał 0:1 i tytuł zdobył Widzew.

- Widzew naprawdę dał milion. Oddali nam te

400 tys. co do grosza - dodaje Tadeusz Pawłowski, były piłkarz Śląska, pytany przez "Tygodnik" o szczegóły tamtej afery.

Do niedawna najbardziej jaskrawym przykładem korupcji w polskim futbolu były wydarzenia roku 1993. ŁKS Łódź i Legia Warszawa walczyły o mistrzostwo do ostatniej kolejki. Ponieważ zdobyły tyle samo punktów, rozstrzygnąć miał stosunek bramek. W toczących się równocześnie meczach łodzianie strzelili zatem Olimpii Poznań siedem goli (jednego stracili), a warszawiacy Wiśle Kraków - sześć. Rywale drużyn walczących o tytuł nie stawiali oporu.

Ciekawostką jest, że mecz w Łodzi sędziował Michał Listkiewicz, który wielokrotnie podkreślał, że osobiście nie spotkał się z korupcją. PZPN anulował wyniki i tytuł przyznał Lechowi Poznań. Oszustwa jednak nikomu nie udowodniono, a drużyna z Warszawy domaga się od związku przywrócenia mistrzostwa.

Dlaczego Michał Listkiewicz idzie w zaparte? Do myślenia daje list z 1992 r. przekazany sędziemu meczu Zawisza Bydgoszcz-Lech Poznań przez trenera gości: "Zastanów się nad możliwością Twojego udziału w finale PP [Pucharu Polski] jako liniowy. Byłby to wstęp do wspólnego jesiennego wyjazdu zagranicznego. PS. Przesyłam ten list przez członka zarządu PZPN z Poznania. Zapewniłem go, że nie będzie rozczarowany Twoim dzisiejszym występem". List podpisał Listkiewicz, wówczas wiceprezes PZPN ds. zagranicznych.

Strzyżenie i golenie

Kiedy sędzia Antoni F. trafił do wrocławskiego aresztu, prokuratura zaproponowała mu status świadka koronnego. To podobno jego zeznania spowodowały aresztowanie 61-letniego Ryszarda F., zwanego "Fryzjerem". Prokurator postawił mu trzydzieści

zarzutów, m.in. kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, która ustawiała mecze w I i II lidze

Ryszard F. miał we Wronkach znany zakład fryzjerski, od zawsze jednak był fanem futbolu. Kibicował grającej niegdyś w ekstraklasie poznańskiej Olimpii, klubowi milicyjnemu. Jednym z jego stałych klientów był pułkownik milicji Edmund Sikora, który wprowadził go w futbolowy światek. F. szybko zauważył, jakimi sposobami można wygrać mecz jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Strzyżenie rywali z boiska było o wiele ciekawsze niż strzyżenie włosów. Małe pieniądze, darmowe usługi fryzjerskie, alkohol wystarczały na korumpowanie w amatorskim futbolu. On jednak marzył, żeby liczono się z nim w województwie i w kraju. Do osiągnięcia tego celu potrzebny był klub. Zmiany ustrojowe spowodowały, że Olimpia Poznań upadła.

W 1992 r. F. był pomysłodawcą i inicjatorem połączenia Czarnych Wróblewo z Błękitnymi Wronki. Żeby wygrywać i awansować do I ligi, potrzebował dużych pieniędzy. Przekonał szefów producenta sprzętu AGD Amica, że silny zespół piłkarski będzie najlepiej reklamował produkty firmy. Drużyna Amiki rok po roku awansowała o klasę wyżej, w sezonie 1994/95 weszła do ekstraklasy, a pralki i kuchenki z Wronek stały się znane w całej Polsce. - "Fryzjer" kupił awans Amice - przekonują dzisiaj działacze pierwszoligowych klubów.

W 1998 r. w finale Pucharu Polski Aluminium Konin spotkało się z Amiką. Koninianie grali wspaniale, minutę przed końcem meczu prowadzili 3:2, ale sędzia Marek Kowalczyk robił wszystko, żeby wygrała drużyna "Fryzjera". Widział tylko faule piłkarzy Aluminium i karał je niesprawiedliwymi żółtymi kartkami. Dzięki sędziemu mecz wygrała Amica 5:3 po dogrywce. Siedem tysięcy kibiców na znak protestu opuściło stadion przed końcem meczu.

Sędzia Kowalczyk po tym spotkaniu zakończył karierę. Dzięki "Fryzjerowi" zatrudnił go PZPN, gdzie szkolił swoich następców.

Ustawianie meczów było tak ewidentne, że szefowie holdingu Amica zerwali współpracę z "Fryzjerem". On też był zadowolony z takiego rozwiązania, gdyż stanowisko menedżera Amiki krępowało jego działalność. Był już prominentnym działaczem Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej i czuł się "ojcem chrzestnym" polskiego futbolu. Zaczął tworzyć strukturę mafijną w Wielkopolsce, na Pomorzu i Wybrzeżu, pełniąc rolę pośrednika między działaczami a sędziami i obserwatorami PZPN. Nie przyjmował już w swoim lokalu fryzjerskim, ale w przerobionym na hotel pałacyku, gdzie zapewniał gościom wykwintne jedzenie, alkohol i prostytutki. Ponoć podczas jednej z takich imprez sędziowie na klęczkach całowali go w rękę.

Działacze związku przez lata tolerowali wybryki Ryszarda F. Wprawdzie w 1999 r., na wniosek Zbigniewa Bońka, Michał Listkiewicz uznał go za persona non grata w PZPN, ale komisja odwoławcza uchyliła decyzję prezesa. Ryszard F. nie zamierzał usuwać się w cień. Od 2000 r. przez cztery lata był członkiem zarządu i szefem wydziału ds. bezpieczeństwa Wielkopolskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej.

Dwie bramki, jeden interes

Kluczem do sukcesu "Fryzjera" byli obserwatorzy meczów. Sędziowie mówią o nich: nasi dyrektorzy. Los każdego arbitra zależy od ocen - słabe powodują spadek arbitra ze szczebla centralnego (I i II liga). Dlatego ważniejszy od dobrego sędziowania jest dobry układ z obserwatorem. Każdy z obserwatorów w przeszłości sędziował.

Sędziowie, których promował "Fryzjer", mogli liczyć na przychylność obserwatorów. Dostawali wysokie noty, co skutkowało kolejnym awansem: na sędziego międzynarodowego. "Fryzjer" mógł dzięki nim ustawiać wyniki meczów. To on do ligowej piłki wprowadził określenie: "piłka jest okrągła, bramki są dwie, ale interes jest jeden". Na jego usługach było kilkunastu trenerów, kilkudziesięciu sędziów i prawie wszyscy obserwatorzy.

- Wynik meczu w I lidze kosztował od 30 do 100 tys. zł - mówił mi niedawno emerytowany sędzia. - Tę sumę dzielił "Fryzjer". Sędzia otrzymywał połowę, obserwator 10 proc., a reszta trafiała do niego.

Kwota wcale nie ma znaczenia. Można ustawić mecz za milion, ale i za dwa tysiące (tak było przed rokiem w gdańskiej klasie okręgowej, gdzie piłkarze Raduni Stężyca za taką kwotę chcieli ułatwić sobie awans do IV ligi). Skala korupcji w polskiej piłce jest więc olbrzymia. Niektórzy sędziowie mają stały układ z konkretnymi klubami, których interesów pilnują, i nie muszą być przekupywani na jedno spotkanie. Proceder jest dobrze zorganizowany. Przekupuje się arbitrów meczów swojej drużyny, ale i innych, bo najlepiej "przygotowani organizacyjnie" kontrolują nawet postępy rywali. Końcowa, najbardziej wyrafinowana forma ligowego oszustwa to tzw. "spółdzielnia", czyli umowa grupy klubów, które ustalają scenariusz całych rozgrywek, spoza własnego grona wybierając ofiarę, skazaną na degradację do niższej ligi. Czasem na dole tabeli stawka jest wyższa, bo przetrwanie w ekstraklasie oznacza dalszą działalność, a spadek - bankructwo klubu. Jest o co walczyć: przez konta klubów polskiej ekstraklasy przepływa rocznie kilkaset milionów zł.

W I lidze jest już kilka drużyn należących do dużych firm, z których część jest notowana na giełdzie. To oznacza, że finansowanie naszej piłki powinno być z każdym rokiem bardziej przejrzyste. W zarządzanych przez Tele-Fonikę, Grupę ITI, a także Orlen czy Amikę klubach działalność oparta jest na rachunku ekonomicznym, co oznacza, że nadrzędnym zadaniem sportowej spółki akcyjnej jest osiąganie sukcesu na boisku. Żeby walczyć o mistrzostwo, trzeba mieć od 20 do nawet 35 milionów zł. Kontrakty piłkarzy w najbogatszej Wiśle Kraków nie są niższe niż 280 tys. zł i nie przekraczają 800 tys. zł na rok. Tu piłkarzy trudno przekupić.

Jednak na drugim biegunie znajdują się najubożsi. Niektórzy piłkarze Górnika Zabrze w ubiegłym sezonie zarabiali 2 tys. zł miesięcznie. Jeśli mieli na utrzymaniu rodzinę, musieli jakoś dorobić.

Do sprzedawania meczów przyznawali się publicznie tak uznani gracze, jak Włodzimierz Lubański i Andrzej Iwan. Jednak korupcja to na ogół domena miernot, szybko dochodzących do wniosku, że nie podbiją stadionów świata. Póki grają, chcą zarobić jak najwięcej. A czasem porażka się opłaca, bo jeśli zamożniejsi przeciwnicy "odpalą" połowę swej premii, to bywa ona wyższa niż oferowana przez własnego prezesa.

Jacek, jesteśmy z tobą

W tym sezonie do aresztu doprowadzono jednego piłkarza. Mariusz Ujek, skruszony zawodnik Zagłębia Sosnowiec, obrazowo opisywał korupcyjne układy: - Ktoś przychodzi do pana i mówi: "albo zjesz śliwkę, albo cię zastrzelimy". No i trzeba zjeść, chociaż śliwek się nie lubi. A teraz to już chcę tylko grać. Dawno marzyłem o tym, żeby zrzucić z siebie ten ciężar.

W sezonie 2003/04 sześciu piłkarzy Polaru Wrocław stworzyło prywatną spółdzielnię korupcyjną. Sprzedawali i kupowali mecze w II lidze. Śledztwo wykazało, że na tym szczeblu kupowano zarówno awans (Pogoń Szczecin, Cracovia, Zagłębie Lubin), jak i utrzymanie się w lidze (Piast Gliwice, Gorzyce Tłoki i Polar Wrocław). Głównym ustawiającym wyniki był Marek G., były gracz Polaru, dziś oskarżony o pośrednictwo w fingowaniu wyników. W styczniu 2006 r. rozpoczął się pierwszy w historii proces o handlowanie meczami. Czterem oskarżonym piłkarzom Polaru grozi do pięciu lat więzienia.

Również cztery lata temu Wojciech Szymański, prezes Świtu Nowy Dwór, oskarżył swoich piłkarzy, że sprzedali mecz barażowy o utrzymanie w ekstraklasie Szczakowiance Jaworzno. Sprawa nie została ostatecznie wyjaśniona.

Przed dwoma laty w meczu II ligi MKS Mława przegrała z Arką Gdynia po kontrowersyjnym rzucie karnym w 93. minucie. Działacze Mławy twierdzili, że sędzia czekał tylko na dogodny moment, a piłkarze Arki co chwila podbiegali do niego z pytaniem, kiedy wreszcie ten karny podyktuje. Za awansem Arki do I ligi stali "Fryzjer" i prezes klubu Jacek M.

Marcin Nowak, który prowadził dwa podejrzane mecze Arki Gdynia w sezonie 2004/05, niespodziewanie porzucił pracę w Koszalińskim Związku Piłki Nożnej, zawiesił sędziowanie i wyjechał z Polski.

Jacka M., prezesa Arki, zatrzymano 11 listopada 2006 r. Prokuratura szczególnie bada sprawę baraży ze Śląskiem Wrocław w sezonie 2003/04, podejrzany jest też rozegrany w Białymstoku mecz Arki z Jagiellonią z czerwca 2006. Goście wygrali 2:0, a do sukcesu najbardziej przyczynił się obrońca Jagiellonii, który podał piłkę pod nogi strzelca pierwszego gola. Po tym meczu działacze klubu z Białegostoku złożyli do prokuratury doniesienie o popełnieniu przestępstwa.

Prezes M. nie przyznaje się do winy. Prokuratura postawiła mu jedenaście zarzutów. Po aresztowaniu piłkarze Arki wyszli na mecz ligowy z napisem na koszulkach: "Jacek, jesteśmy z Tobą!"...

Prezes na dachu

- Z korupcją trzeba walczyć, ale wygrać nie sposób - mówi "Tygodnikowi" Wit Żelazko, emerytowany sędzia, dziś telewizyjny komentator.

Jak dotąd PZPN broni się przed zbadaniem choćby skali zjawiska. Ojciec Piotra Dziurowicza po prostu nie wpuścił do biur PZPN ministerialnej kontroli i otrzymał wsparcie od światowych władz piłkarskich, które zagroziły usunięciem reprezentacji i klubów z międzynarodowej rywalizacji. Min. Zbigniew Ziobro chce, by władzę w PZPN przejął zarząd komisaryczny, ale i tym razem naprzeciwko staje groźba wykluczenia naszych drużyn z rozgrywek międzynarodowych. Związek jest suwerenem w polskim futbolu, a od jego decyzji można się odwołać jedynie do Trybunału Arbitrażowego FIFA.

Z polecenia Jarosława Kaczyńskiego do Zurychu pojechał minister sportu. Sepp Blatter, szef FIFA, przez cztery godziny słuchał opowieści o korupcji w polskiej piłce. Odpowiedź była prosta: władze światowej piłki stoją po stronie PZPN.

Pewnie dlatego świadom skali zjawiska Kazimierz Górski, kiedy na początku lat 90. został prezesem PZPN, powiedział, że najlepiej byłoby spalić cały związek do zgliszcz i zacząć budowę od podstaw.

Do dziś policjanci zatrzymali 51 osób związanych z korupcją w polskiej piłce. Niektórzy podejrzani przeczuwali, co może ich spotkać. Marcin Ż., były prezes Piasta Gliwice, uciekł przed sprawiedliwością na dach. Były prezes Zawiszy Bydgoszcz zapytał, czy może wziąć kąpiel i zabrać rzeczy osobiste. Sędzia Jarosław P. zabrał na przesłuchanie zdjęcie rentgenowskie kręgosłupa szyjnego, które miało mu pozwolić uniknąć aresztu. Ostatnim zatrzymanym jest Robert W.

Jeszcze przed jego spotkaniem ze śledczymi wiadomo było, że Andrzeja Strejlaua, obecnego szefa Kolegium Sędziów, od stycznia br. zastąpi Sławomir Stempniewski, dawny asystent Roberta W. w kilku pierwszoligowych spotkaniach. - Propozycji korupcyjnej nigdy nie dostałem - deklaruje Stempniewski - chociaż sędziowałem przez 21 lat. Widocznie musiałem mieć bardzo dużo szczęścia.

Wydział Dyscypliny PZPN zapowiada, że drużyny, które brały udział w korupcji, zostaną surowo ukarane. Nawet osiem klubów może być zdegradowanych. Najwięcej zarzutów jest wobec Arki Gdynia, Górnika Łęczna i Zagłębia Lubin.

Wrocławski Sąd Rejonowy przedłużył areszt domniemanemu szefowi piłkarskiej mafii. "Fryzjer" spędzi za kratkami kolejne trzy miesiące. - W sumie można mówić już o ok. sześćdziesięciu spotkaniach, których wynik wypaczył - mówi Leszek Karpina, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Ciągle jednak brakuje pomysłu, jak walczyć z korupcją. Klubom grozi się odebraniem licencji, punktów, a nawet degradacją o trzy klasy. Andrzej Strejlau zaproponował, by zawodowy sędzia prowadzący mecze ekstraklasy zarabiał 28 tys. zł miesięcznie. Niektórzy specjaliści od futbolu mówią, żeby mecze prowadziły kobiety (panie sędziujące w Polsce mecze drużyn kobiecych należą do europejskiej czołówki).

- U nas afery by nie było - mówi w rozmowie z "Tygodnikiem" Katarzyna Nadolska, najlepsza polska sędzina. - My sędziujemy z pasji, a nie dla pieniędzy.

JERZY ANDRZEJCZAK jest dziennikarzem zajmującym się tematyką sportową. Opublikował książki: "Brojlery na podium", "Piłkarski poker", "Adam Małysz - batman z Wisły". W "TP" nr 34/05 ukazał się jego tekst "Brudna gra bez piłki".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2007