Brudna gra bez piłki

Ja jestem uczciwy sędzia - mówi sędzia Laguna z komedii Janusza Zaorskiego Piłkarski poker. - Zapłacili mi za to, żeby było 3:0 i będzie 3:0.

21.08.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

W kwietniu, po jednym z meczów swojej drużyny, Piotr Dziurowicz poszedł na komisariat policji. Prezes klubu GKS Katowice postanowił opowiedzieć, jak od pięciu lat kupował mecze w I i II lidze. 29-letni działacz przyjął status świadka koronnego i opisał mechanizmy korupcyjne w polskim futbolu. Okazał się osobą kompetentną, gdyż sam kupił co najmniej 50, a może nawet 80 meczów.

- Chciałem zakończyć pewien etap w swoim życiu - tłumaczy “Gazecie Wyborczej". - Żeby złe rzeczy, które robiłem, nie mogły mi zaszkodzić w przyszłości. Wierzę, że stwarzam niepowtarzalną szansę na oczyszczenie naszej piłki.

Futbol przekupny

Kazimierz Górski był autorem wielu aforyzmów, a jeden z jego ulubionych brzmiał: “mecz można wygrać, przegrać lub zremisować". Legendarny trener wiedział, że mecz można również kupić lub sprzedać, ale sam zawsze był uczciwy. W 1994 r. dowiedział się natomiast, że skorumpowano jednego z jego ulubionych zawodników. Przekupstwo ujawniono 20 lat po mistrzostwach świata w 1974 r., gdzie Polska zajęła trzecie miejsce.

- Argentyna zrobiła zrzutkę, żeby zmobilizować nas do zwycięstwa nad Włochami - mówi Grzegorz Lato, król strzelców tamtego mundialu. - Napastnik Ruben Ayala przed meczem przekazał jednemu z nas 18 tys. dolarów. Problem w tym, że nasz kolega nikomu nie powiedział. Pokonaliśmy Włochów, a on pieniądze zatrzymał dla siebie.

Nazwisko reprezentanta Polski i okoliczności przekupstwa poznaliśmy przed rokiem z tygodnika “Piłka Nożna". Robert Gadocha nie przyznał się do winy, ale odmówił wyjaśnień: - Chcę być z boku tych brudów, bo szanuję swoje nazwisko - powiedział. - Poza tym są pewne sprawy, o których w życiu się nie mówi, zabiera się je do grobu.

Rok 1974 to czas największych sukcesów polskiego futbolu i początki handlu wynikami w naszych ligach. Wcześniej również zdarzały się “ustawiane" mecze, ale najczęściej były to transakcje bezgotówkowe i opierały się na układach: wy nam dzisiaj, my wam jutro, gdy będziecie w potrzebie. W ten sposób przez lata wspierały się kluby górnicze, a wojskowa Legia pomagała milicyjnej Gwardii Warszawa. Chociaż już wtedy znane były tzw. “czarne kasy", czyli nieksięgowane dochody z biletów. Wykorzystywano je na przekupstwa.

- Miałem kilka propozycji sprzedania meczów - mówił w jednym z wywiadów Włodzimierz Lubański. - Raz się zdarzyło, że w zamian za to, że będziemy grać wolniej i nie strzelać goli, wziąłem trochę pieniędzy. Była to kwota 40 tys. zł, którą rozdzieliłem między kolegów.

Dziś już nie jest tajemnicą, że Lubański, wyróżniony nagrodą “Fair play" przez UNESCO za szlachetną postawę na boisku, sprzeniewierzył się tym ideałom 19 maja 1968 r. Dzięki przekupieniu piłkarzy Górnika Zabrze w I lidze utrzymała się Wisła Kraków.

Wtajemniczeni twierdzą, że najlepiej kupować mecze w początkowej fazie sezonu. Wtedy zaskakujące wyniki nie wzbudzają podejrzeń, a punkty są tańsze. W ostatnich kolejkach ryzyko jest większe, a ceny rosną z dnia na dzień. W 1982 r. o mistrzostwo do ostatniej kolejki rywalizowały Śląsk Wrocław i Widzew Łódź. Ostatnie spotkanie Śląsk rozgrywał z Wisłą. Krakowianie mieli wziąć pieniądze zarówno od wrocławian, jak i łodzian. Śląsk zadowalał remis, ale Wisła wygrała, co dało tytuł Widzewowi. Wiślacy oddali pieniądze zawodnikom Śląska.

- W tym względzie, jeśli tak to można nazwać... panowało dżentelmeństwo - mówi Wacław Kaczmarek, w latach 80. kierownik drużyny dwóch czołowych zespołów. - Przypominam sobie takie spotkanie ze Śląskiem. Miał być remis, wręczone zostały przed meczem pieniądze, a zakończyło się naszą porażką 0:1. Gola zdobył niezorientowany w sprawie. Na rogatkach Wrocławia dogonił nas prywatny samochód, zatrzymaliśmy się. Wysiadł z niego zawodnik drużyny, która nie dotrzymała umowy. Przekazał paczuszkę z banknotami...

W 1985 r. Jerzy Engel, wówczas trener Legii, był świadkiem, jak jego zawodnicy sprzedali mecz i tytuł mistrza Polski za 8 mln zł. - Kupili go działacze Górnika Zabrze. Należność przyniesiono do naszej szatni w pudełku po butach - powiedział po latach.

Ligowy poker

Prasowe sprawozdania z podejrzanych spotkań nieraz przypominały donosy do prokuratury. Pod koniec sezonu 1985/86 “Przegląd Sportowy", protestując przeciwko handlowaniu punktami, nie opublikował nawet sprawozdań z ostatniej kolejki, ograniczając się do podania wyników i składów z pozorowanych spotkań.

- Przed meczem zostałem wezwany przez dyrektora klubu - mówi były reprezentant Polski. - Powiedział mi, że nie możemy wygrać najbliższego meczu, bo wtedy nasz przeciwnik spadnie z ligi. “Jesteś bramkarzem i będziesz umiał tak zrobić - dodał - żeby piłka znalazła się w twojej bramce". Gdy próbowałem protestować, że koledzy będą mieć do mnie pretensje, dyrektor odpowiedział: “Możesz pocieszyć kolegów, że każdy dostanie po 60 tys. zł".

Kilka lat temu na antenie Radia Zet Janusz Basałaj, wówczas szef redakcji sportowej Canal Plus, jako jeden z pierwszych miał odwagę publicznie powiedzieć: - Polskim piłkarzom jest w zasadzie obojętne, od kogo biorą pieniądze. Czy z kasy własnego klubu, czy od kolegów, z którymi właśnie grają, czy jeszcze od kogoś trzeciego, zainteresowanego wynikiem.

W ostatniej kolejce sezonu 1992/93 miało paść rozstrzygnięcie, kto zostanie mistrzem Polski: Legia czy ŁKS. Tytuł miała zdobyć drużyna, która wyżej wygra swój mecz. Legia zwyciężyła w Krakowie z Wisłą 6:0, ale ŁKS pokonał Olimpię Poznań 7:1. Piłkarze znali dzięki transmisji radiowej wynik rywali i na gola odpowiadali golem. “Przegląd Sportowy" (21 czerwca, nr 118): “Kibice mieli niezłą zabawę oglądając wyścig piłkarzy Legii i ŁKS o tytuł piłkarskiego mistrza. Wszyscy byli wtajemniczeni i wiedzieli czego się spodziewać, jednak rzeczywistość przerosła ich oczekiwania. Legia szybko obejmuje prowadzenie w Krakowie, łodzianie odpowiadają dwoma golami strzelonymi w kilkadziesiąt sekund. Na to warszawiacy jeszcze w tej samej minucie wyrównują korespondencyjny pojedynek. Po przerwie jest jeszcze weselej: na 4:0 ŁKS, odpowiedź Legii 5:0. Kontra ŁKS i błyskawicznie 5:0. Odpowiedź Legii 6:0!". To był prawdziwy piłkarski poker, a jednym z sędziów (meczu krakowskiego) był Michał Listkiewicz, obecny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.

- Działacze Legii wręczyli piłkarzom Wisły 800 milionów - mówi świadek transakcji, pragnący zachować anonimowość piłkarz warszawskiej drużyny.

Wtedy jednak po raz pierwszy PZPN uderzył pięścią w stół i zweryfikował wyniki rozgrywek. Mistrzostwo przyznano Lechowi Poznań, a na Legię, Wisłę, ŁKS i Olimpię nałożono kary finansowe.

- Nie byłem świadkiem tego, jak Legia kupowała mecz od Wisły - mówi Maciej Szczęsny, wtedy rezerwowy bramkarz stołecznego zespołu. - Nie mam dowodów, ale mam oczy. Widziałem ten mecz. Mój ojciec, który oglądał fragment w telewizji, powiedział, że bardzo się cieszył, nie widząc po strzelonych bramkach radości na mojej twarzy...

Wówczas też po raz pierwszy Prokuratura Rejonowa Kraków-Krowodrza wszczęła postępowanie mające wyjaśnić, czy doszło do przestępstwa. Umorzono je w maju 1995: zmowy milczenia w piłkarskim środowisku nie udało się złamać.

Kiedy w 1996 r. Legia w decydującym meczu przegrała z Widzewem, tracąc tytuł mistrza i dwa gole w ostatniej minucie, nerwowo nie wytrzymał trener przegranych.

- Podejrzewam, że moi piłkarze “puścili" mecz za 15 miliardów - powiedział Paweł Janas, obecny trener reprezentacji.

Przez ostatnie 10 lat w każdym sezonie zdarzały się “kolejki cudów". Janusz Wójcik, były trener drużyny narodowej, powiedział “Przeglądowi Sportowemu", że w każdej kolejce są najwyżej dwa “czyste" mecze. Potem musiał się tłumaczyć w PZPN. Ukarano go upomnieniem.

Czarna sprawiedliwość

Film “Piłkarski poker" (1988) był sygnałem, że sędziowanie też może się wiązać z korzyściami.

- Ja jestem uczciwy sędzia - mówił sędzia Laguna (Janusz Gajos), bohater komedii Janusza Zaorskiego. - Zapłacili mi za 3:0 i będzie 3:0!

Po jednej rundzie rozgrywek arbiter może sobie kupić działkę i postawić dom w stanie surowym. Nie za oficjalne honoraria (dla sędziego głównego 2,4 tys. zł za mecz I ligi i 1,2 tys. za II ligę), ale za łapówki. Tak przynajmniej twierdzi Mieczysław Piotrowski, który przez 17 lat biegał po pierwszoligowych boiskach.

- Pamiętam drugoligowy mecz w Katowicach, między GKS-em a Górnikiem Wałbrzych - wspomina. - Wynik miał decydować o awansie do ekstraklasy. Jeden z działaczy GKS-u zaprowadził nas do pomieszczenia, gdzie stały rozmaite paczki, i bez ogródek stwierdził, że po grze będziemy mogli tu wrócić.

Piotrowski przestał sędziować w 1993 r. Udzielił wtedy kompromitującego środowisko wywiadu, po którym skreślono go z listy sędziów. PZPN powołał komisję, która badała zasadność zarzutów. Komisja ich nie potwierdziła. Piotrowski nie był jedynym, który próbował powiedzieć o korupcji wśród sędziów.

- W polskiej lidze nie wszystko zależy od trenerów i zawodników - mówił Andrzej Szarmach w wywiadzie dla “Życia Warszawy", kiedy jako trener prowadził Zagłębie Lubin. - Ważna jest też gra bez piłki, tocząca się w zaciszu gabinetów. Nie chciałbym rozwijać tematu, bo nie jestem samobójcą.

Szczerość zaszkodziła utalentowanemu arbitrowi ze Szczecina, który musiał zakończyć karierę i opuścić kraj. Krzysztof Czemarmazowicz powiedział w 1985 r. tygodnikowi “Sportowiec", że działacze I-ligowego klubu obiecali mu 1000 dolarów za stronnicze sędziowanie. Z rozmowy można się było dowiedzieć, że nagrodą za przychylność w ważnym meczu jest nowy Polonez. To były stawki sprzed dziesięciu lat. Dziś jeden punkt pod koniec sezonu kosztuje przynajmniej 100 tys. zł. Znów aktualne są słowa sędziego Laguny, który domagając się większej łapówki, powtarzał: “Panowie zapominają, że ja jestem sędzią międzynarodowym!". Polski sędzia nie jest zawodowcem i poza prowadzeniem meczów ma inne zajęcia. Jacek Granat, arbiter najwyżej notowany za granicą, pracuje w firmie produkującej kosmetyki. Tomasz Mikulski jest lekarzem, a Robert Małek - policjantem. PZPN nie stać na utrzymanie sędziów zawodowych. Za sędziowanie płacą kluby - od II ligi robią to obowiązkowo za pośrednictwem związku. Polską ligę sponsoruje Canal Plus (200 mln marek za 5 lat), która ma prawa do transmisji meczów do 2005 r. Ze środków od sponsora, zanim trafią do poszczególnych drużyn, potrącane są w centrali honoraria dla sędziów.

- Od paru lat obserwuję z dystansu to, co dzieje się w polskiej piłce - mówi Mieczysław Piotrowski. - Rozmawiam z sędziami i wiem, że nic się nie zmieniło.

Dlatego działacze warszawskiej Polonii przed sezonem 2000/01 przygotowali projekt pozwu przeciwko arbitrom: - Wyeliminujemy każdego sędziego, który będzie sędziował nieuczciwie - zapowiadał Janusz Romanowski, prezes klubu. - Pozwiemy arbitra do sądu o bardzo duże odszkodowanie.

Pozwy zostały w szufladzie, chociaż sędziowie nie gwizdali tak, jakby sobie tego życzyła Polonia. W obronie arbitrów wystąpił PZPN, którego prezesem był już Michał Listkiewicz.

- Decyzje sędziów nie mogą być podważane przez sąd powszechny, zabrania tego statut FIFA (Światowa Federacji Piłki Nożnej) - przekonywał Marian Środecki, przewodniczący wydziału sędziowskiego przy związku.

Sam PZPN niewiele robił, żeby eliminować nieuczciwych arbitrów. Wystarczy przypomnieć sprawę sędziego Marka Kowalczyka, który prowadził finałowe spotkanie Pucharu Polski Amica Wronki - Aluminium Konin. Wytknięto mu kilkanaście poważnych błędów i ukarano trzymiesięczną dyskwalifikacją, ale okres kary upłynął akurat, gdy trwała przerwa w rozgrywkach. Kiedy liga wystartowała, Kowalczyk znów gwizdał.

Lista sędziowskich skandali jest długa. W 1994 r. decydujące o tytule mistrza Polski spotkanie Legii z Górnikiem Zabrze prowadził sędzia Sławomir Redziński. Remis dał tytuł warszawiakom, ale arbiter pokazał trzy czerwone kartki graczom Górnika. Presja mediów i niska ocena kwalifikatora zmusiła go do zakończenia kariery.

Presję wywierają też kibice i zawodnicy, co często wykorzystują arbitrzy, twierdząc że ich pomyłki to wynik stresu. W 1994 r. Piotrowi Wernerowi wysadzono w powietrze Toyotę Camry. Dwa tygodnie wcześniej, po meczu Lech Poznań - Zagłębie Lubin, poznańscy kibice grozili Wernerowi, że zniszczą mu auto i spalą dom. W 1998 r. po rzucie karnym Petrochemia Płock pokonała Lecha Poznań 1:0. Sędzia Stanisław Żyjewski z Leszna otrzymał pogróżki, a niedługo później ktoś podpalił jego dom.

W meczu Górnika Zabrze z Ruchem Chorzów, rozegranym w 2000 r., piłkarze gości przewrócili i skopali sędziego Żyjewskiego, a dwa lata później w meczu Radomsko - Stomil Olsztyn piłkarz uderzył głową sędziego Roberta Werdera.

- Czy za marne grosze warto narażać życie? - pyta jeden z byłych sędziów. - Dlatego wykorzystujemy okazje i bierzemy łapówki, żeby sobie i rodzinie zapewnić godziwe życie. Zresztą trudno oprzeć się presji, kiedy na wyciągnięcie ręki jest 100 tysięcy...

Jakiś obiad, jakaś wódka

Działacze PZPN nieoficjalnie żartują, że sędziów można poznać po pierwszych słowach, wypowiedzianych po dotarciu na stadion. Podobno często mówią: “Ile razy mam przyjeżdżać, abyście nie spadli?". Albo: “Znowu mam pomagać w zdobyciu mistrza?". Dlaczego PZPN nie złoży zawiadomienia do organów ścigania? Ludzie związani z futbolem tłumaczą, że meczami handluje się nawet w ligach zachodnich. To prawda, ale tam proceder należy do rzadkości i jest zwalczany. Gdy we Francji ujawniono aferę z Bernardem Tapie, prezesem i właścicielem Olimpique Marsylia, któremu postawiono zarzut przekupstwa piłkarzy Valenciennes, zeznania przed prokuratorem złożyli działacze i zawodnicy. W konsekwencji Tapie został w 1995 r. skazany na rok więzienia i karę odsiedział. We Włoszech w 1992 r. prezesowi klubu Perugia udowodniono, że przekupił sędziego, dając mu w prezencie konia. Klub zdegradowano do III ligi.

Polskim Tapie mógł zostać Piotr Dziurowicz i pewnie dlatego - żeby uniknąć więzienia, wybrał status skruszonego przestępcy. Dziurowicz to syn nieżyjącego prezesa PZPN Mariana, pseudonim “Magnat", który stworzył potęgę GKS-u. Był - i pozostawał do niedawnego spadku katowiczan z ekstraklasy - najmłodszym prezesem i udziałowcem pierwszoligowej spółki.

W wywiadzie dla “Gazety" Dziurowicz powiedział, że kupił awans do ekstraklasy w sezonie 2000/01. W sezonie 2002/03 dzięki przekupstwom jego drużyna zajęła trzecie miejsce, co dało jej udział w europejskich pucharach. Jednak piłkarze, którzy w kilku ostatnich latach przewinęli się przez GKS, twierdzą, że prezes nigdy nie przyszedł do szatni i nie powiedział, że kupił mecz.

- Nigdy nie powiedział, że muszę zrezygnować z premii - mówi Piotr Lech, były bramkarz GKS-u - bo on potrzebuje pieniędzy na przekupienie sędziego bądź rywala. Przecież mógł powiedzieć, że musi mieć “kasę" na sędziów. Każdy mógłby rozważyć w sumieniu, czy chce na ten układ pójść.

Mimo to większość byłych i obecnych piłkarzy GKS-u jest zdania, że wyznania Dziurowicza były szczere. Dzięki jego wywiadowi wiadomo, że za kontrolowanym zakupem, który spowodował aresztowanie dwóch sędziów, Antoniego F. i Krzysztofa Z., oraz obserwatora Mariana D., stał prezes GKS-u. To on przekazał Antoniemu F. 100 tys. zł, które sędzia schował w bagażniku samochodu.

- Choć ujawnienie wątków postępowania przed jego zakończeniem zazwyczaj szkodzi śledztwu, jednak wywiad, jakiego udzielił Piotr Dziurowicz, może ujawnić nowe okoliczności afery - mówi prokurator Krzysztof Grzeszczak z Wydziału VI Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, prowadzący śledztwo w sprawie korupcji sędziów. - Zeznania prezesa GKS--u weryfikujemy i muszę powiedzieć, że jego informacje pokrywają się z naszą wiedzą.

Dziurowicz wymienił kilkanaście nazwisk sędziów, trenerów i działaczy, którzy mają ręce splamione łapówkami. Wszyscy z jednym wyjątkiem twierdzą, że są niewinni. Sędziowie Tomasz Mikulski i Zbigniew Marczyk, którzy mieli pomagać aresztowanemu Antoniemu F., twierdzą, że nigdy meczów nie “ustawiali".

- Czy miałem propozycje łapówek? - zastanawia się Marczyk. - Tylko w niższych klasach, zresztą były one bardzo śmieszne. Jakiś obiad, jakaś wódka. Poza tym nie traktuję tego jako przekupstwa. Innych propozycji nie miałem.

Trenerzy Mieczysław Broniszewski, Bogusław Kaczmarek i Jan Żurek zostali wymienieni jako specjaliści od awansów i utrzymywania drużyn w lidze, oczywiście nielegalnymi metodami. Twierdzą, że nigdy nie stosowali finansowych “podpórek". Wszyscy byli trenerzy GKS-u zapowiadają, że z dawnym pracodawcą spotkają się w sądzie.

- Prezes Dziurowicz gubi się w zeznaniach - mówi Żurek. - Skoro kupował mecze, to po co kupował nas? Zresztą od kilku lat nie mogę doczekać się od niego należnych mi pieniędzy. Mógł przecież wziąć byle kogo z ulicy i też by wygrał...

Oburzony jest również Michał Listkiewicz, który został prezesem PZPN w 1999 r., wygrywając wybory z Marianem Dziurowiczem. Trudno uwierzyć, że wcześniej nigdy nie zetknął się z propozycją korupcyjną, skoro wiadomo, że sędziował ponad 1000 meczów. Jan Tomaszewski, legendarny bramkarz i szef Komisji Etyki PZPN, uważa, że łapówki bierze 99 proc. sędziów. A Wit Żelazko, były arbiter i członek kolegium sędziów PZPN, mówi, że nie da głowy za żadnego sędziego.

Jedynie Andrzej Czyżniewski, dawny bramkarz i sędzia, wniósł coś konstruktywnego do zeznań prezesa GKS-u. Nie jest tajemnicą, że Czyżniewski był w wieloletnim konflikcie z Marianem Dziurowiczem. Dziś wiadomo, że przyczyną była próba korupcji.

- Marian Dziurowicz jako szef GKS-u oferował mi 50 tys. zł - mówi mi Andrzej Czyżniewski - za korzystny wynik meczu z Hetmanem Zamość. To było w maju 2000 r. O próbie przekupstwa powiadomiłem władze PZPN. O wszystkim doskonale wiedział Michał Listkiewicz.

Z wypowiedzi Czyżniewskiego wynika, że nie była to pierwsza próba ze strony Mariana Dziurowicza. Pięć lat wcześniej usiłował on wręczyć Czyżniewskiemu łapówkę za korzystny wynik meczu GKS Katowice - Sokół Pniewy. Mecz zakończył się remisem.

- Dziurowicz się wściekł i przyszedł do pokoju sędziowskiego - wspomina Czyżniewski. - Wyjął czarny notes, stuknął w niego i powiedział: “Tu jest każdy, który ze mną wojuje. I ty, synek, też będziesz!".

Wydaje się, że Piotr Dziurowicz przed organami ścigania wyspowiadał się z własnych grzechów. I w imieniu nieżyjącego ojca.

JERZY ANDRZEJCZAK jest dziennikarzem zajmującym się tematyką sportową. Opublikował książki: “Brojlery na podium", “Piłkarski poker" i “Adam Małysz - Batman z Wisły".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2005