Blogerzy, PR-owcy i dyskutanci

Ruszył portal Polska XXI, gdzie blogi piszą Jan Rokita czy Kazimierz M. Ujazdowski. Dziś pomysł kontrofensywy rzucił SLD - rozruszaniem strony Sojuszu ma się zająć Piotr Gadzinowski. Polscy politycy jak jeden mąż przyznają, że internet to nowa droga dotarcia do wyborców.

21.04.2008

Czyta się kilka minut

Politycy znani i mniej znani, kontrowersyjni i bardziej ułożeni, stawiają sobie najwyraźniej za punkt honoru zaistnienie w blogosferze. Portale internetowe - czy to popularne, czy bardziej niszowe - zapraszają ich do prowadzenia internetowych dzienników. Zanotował to w swoim pierwszym wpisie Janusz Korwin-Mikke : "Od trzech tygodni namawiają mnie, bym się ośmieszył, pisząc »blog«. (...) Powiedziano mi, że trzeba to robić, bo wyborcy chcą mnie poznać »prywatnie«, chcą znać moje opinie. Jeśli »blog«, to to, to ja pytam: »Dobrzy ludzie: Wy naprawdę chcecie głosować na człowieka, który umieszcza w internecie swoje prywatne wynurzenia?«".

***

Dla młodych ludzi sieć stała się nie tylko głównym źródłem informacji, ale i najważniejszym miejscem kształtowania się ich opinii. Pewnie tym właśnie kierował się były premier i bloger Kazimierz Marcinkiewicz , którego blog był wzorcowym przykładem internetowego dziennika powstającego według wskazań podręcznika "Public Relations dla początkujących". Politycy lubią pisać o tym, jacy są świetni, ale chętnie też przybliżają swoją codzienność - zapewne w przekonaniu, że pokażą czytelnikom, jak bardzo są ludzcy. I tu chyba czas na przestudiowanie podręcznika "PR dla zaawansowanych": bo często w ten sposób dają co najwyżej do zrozumienia "szaraczkom", że dla wyniku wyborczego gotowi są zniżyć się do ich poziomu. To wirtualna wersja tańczenia na wiecowej scenie w rytm disco-polo. Efekt - nie wymaga komentarza.

Problem w tym, czy blogowanie przekłada się na głosy wyborców i, co chyba ważniejsze, czy otwiera drzwi do nowego elektoratu. Tuż przed Bożym Narodzeniem minionego roku Jarosław Kaczyński umieścił pierwsze nagranie na swoim wideoblogu. Pierwsze i ostatnie. Za to posłanka Jolanta Szczypińska zamieściła ich aż cztery. Zadziałał najwyraźniej mechanizm, co do skuteczności którego PiS był szczerze przekonany: wystarczy pokazać przedwojenną mapę, żeby obudzić antyniemieckie nastroje. Wystarczy uruchomić kampanię reklamową, żeby odzyskać wykształciuchów. Wystarczy założyć blog, by pozyskać młodzież. Ciemny lud to kupi.

Były i inne blogowe efemerydy, o których nagle robiło się głośno i jeszcze szybciej się o nich zapominało. Słomianym ogniem bloggingu zapłonął choćby poseł Adam Hofman, autor słynnego swego czasu wideobloga kulinarnego (poznaliśmy jedynie cztery przepisy, m.in. na tajską zupę z kurczaka i polędwicę w śliwowicy) i skoczek spadochronowy w jednej osobie. Niestety obywatele nie mieli okazji podziwiać innych aktywności posła Hofmana.

Na samym tylko portalu onet.pl bloguje 47 polityków - Joanna Senyszyn obok Wojciecha Wierzejskiego , Leszek Miller obok Artura Zawiszy , a także Józef Oleksy czy Paweł Piskorski (bloguje nawet Bogdan Golik , europoseł Samoobrony podejrzany o gwałt). Posłanka Senyszyn odkryła ważną cechę mediów internetowych: że są one daleko bardziej tolerancyjne na ekstremalne wypowiedzi niż media masowe. I korzysta z tego nader chętnie, jak się okazuje, z całkiem niezłym skutkiem - jeśli posłance chodzi o cytowalność w mediach.

***

Pierwszą linię politycznych blogerów - choć niezbyt jednolitą ideowo - łączy przede wszystkim podejście do nowoczesnej komunikacji z obywatelami. Piszą często i tak, by o ich wpisach było głośno (choć oczywiście nikt tego nie przyzna otwarcie). Wśród nich pionierem jest Ryszard Czarnecki , blogujący od 2004 r. Plotka (jak to plotka - nie wiadomo, czy prawdziwa) powtarzana wśród dziennikarzy i polityków głosi, że europoseł Czarnecki zawdzięcza swoje informacje temu, jak skonstruowane jest połączenie między Polską a Strasburgiem, gdzie mieści się siedziba europarlamentu. Otóż samolot ląduje we Frankfurcie, a potem trzeba dojechać busem, w którym, wiadomo, nuda, więc można się przysiąść, porozmawiać swobodniej... I wpis na blog gotowy.

Ostatnio palmę pierwszeństwa odebrał byłemu politykowi Samoobrony Janusz Palikot , enfant terrible Platformy Obywatelskiej. "Poletko Pana P.", prowadzone starannie, estetycznie, polszczyzną nad wyraz literacką, po siedmiu miesiącach wzniecania burz zostało zamknięte. Bo - jak uzasadnia autor - komisja "Przyjazne państwo" przysparza roboty, bo "formuła blogowania, w której jeden pisze, a setka wynajętych czynowników robi wszystko, żeby mu - w imię politycznej jatki - przywalić, nie w pełni mi odpowiada." A przede wszystkim ze względu na fakt, że "nie zawsze wypada mi pisać o wszystkim co wiem i słyszę, a jeśli już piszę - bywam postrzegany jak Ryszard Czarnecki, dostawca taniej sensacji z rejonów kuchni i magla władzy. A Ryszard Czarnecki może być tylko jeden". To uderzenie się w pierś (i przy okazji w politycznego przeciwnika) za zamieszanie, jakie w styczniu wywołało zamieszczone na blogu Palikota zapytanie, czy aby prezydent RP nie nadużywa alkoholu i jak ma się stan jego zdrowia. Ostateczne. Blog zamknięty, ostatni wpis dodany 11 lutego 2008 r. Kontrowersje wokół posła Palikota przeniosły się jakby z "wirtuala" do "reala"... Co też jest pouczające.

Przy okazji posłom przychodzi się zmierzyć z różnicą między tzw. starymi i nowymi mediami. W odróżnieniu od telewizji czy radia, z których posłowie korzystają jak z trybuny, blog to rodzaj wirtualnego spotkania w kawiarni - jeśli już wygłosi się swoje racje, z pewnością usłyszy się niejedno od czytelników, bo blog to narzędzie obosieczne. Oczywiście nie wszystkim się ta zmiana sytuacji podoba i najłatwiej powiedzieć, że całemu złu winni są "wynajęci przeciwnicy". Ale skoro tak, po co w ogóle brać się za blogowanie?

Jan Rokita mówi, że ostrzegano go, iż "internet to sfera plugawa" . Ostrzegali zapewne inni politycy, którzy z tą plugawą sferą eksperymentowali. To smutne, bo ujawnia, jak w kuluarach, gdy wyłączone są kamery, politycy myślą o swoich wyborcach. Wszystko jest dobrze, gdy można wygłosić swoje i iść do domu w poczuciu dobrze wypełnionego obowiązku. Gorzej, gdy trzeba wysłuchać odpowiedzi. Ilość komentarzy na blogach dowodzi, że Polacy chcą ze swoimi politykami dyskutować. Próbują w internecie, bo przecież zastać posła w biurze poselskim, poza chlubnymi wyjątkami, nie jest łatwo. Politycy przyzwyczaili siebie i wyborców, że to oni są od wygłaszania, a wyborcy od słuchania. Czy blogi to zmieniają? Jak widać - słabo.

Oczywiście, jest też druga strona: internet jak żadne inne medium umożliwia zamaskowanie swojej tożsamości. Ekran służy do pokazywania, ale gdy sięgnąć do wielu znaczeń tego słowa okazuje się, że ekran to także coś, co osłania, "ekranuje". Ekranowani od bezpośredniego kontaktu, autorzy komentarzy pozwalają sobie na arogancję, często wulgarność. I w jakimś sensie dostarczają argumentów tym, którzy skłonni są twierdzić, że są bandą piwoszy oglądających pornografię. A zatem - internauci! Internet to dziedzina mediów oddolnych, czyli Waszych. Jeśli Wy nie zadbacie o kulturę debaty publicznej, nikt o to nie zadba. Trudno narzekać, że politycy nie dyskutują o sprawach merytorycznych, skoro  konfrontują się z odpowiedziami, w których zamiast konkretów mogą poczytać tylko o "bolszewikach", "komuszkach", "katolach" czy "zdrajcach", by wyliczyć tylko najdelikatniejsze epitety.

Polityczne blogi, pomijając chlubne wyjątki, szybko przekształciły się w kolejne narzędzie do politycznego PR-u: miały służyć do pozyskiwania, rozgłaszania, zdobywania i szybkiego przeliczania wkładanej w nie pracy na sondażowe słupki. Z drugiej strony, stały się dla mediów źródłem ekspresowego pozyskiwania newsa - w świecie internetu media przyspieszyły tak bardzo, że godzina bez newsa to godzina stracona, a przecież dzięki blogowi tego czy innego polityka, można szybko napisać, kto kogo jak nazwał, do kogo porównał i czym obrzucił. W efekcie debata publiczna toczy się nazbyt często wokół tych właśnie, wątpliwej ważności, zagadnień.

Na blogowej formule oparli się też w znacznej części autorzy portalu Polska XXI , który odwiedziło już ponad 100 tys. osób. Ciekawe, czy portal ten ulegnie dotychczasowym trendom, czy stworzy miejsce do poważnej dyskusji. Poważnej z obu stron.

Więc może spróbujmy merytorycznie?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zastępca redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”, dziennikarz, twórca i prowadzący Podkastu Tygodnika Powszechnego, twórca i wieloletni kierownik serwisu internetowego „Tygodnika” oraz działu „Nauka”. Zajmuje się tematyką społeczną, wpływem technologii… więcej