Błąd numer pięć

Koniec roku zobowiązuje do podsumowań i rozliczeń, pełnego przygnębienia wchodzenia na wagę celem dobicia się po świętach itp.

24.12.2018

Czyta się kilka minut

Wszyscy publikują rankingi najlepszych i najgorszych w najróżniejszych kategoriach (i tak się zazwyczaj z nimi nie zgadzam, więc przestałam je śledzić). Ale faktycznie coś w tym jest – ryty przejścia są potrzebne, więc wraz z ostatnim niewystrzelonym już nigdy fajerwerkiem (brawo, prezydent Trzaskowski!) ja też patrzę wstecz, by wyciągać wnioski na przyszłość i czynić 2019 rok lepszym. Gdybym więc miała zrobić podsumowanie bieżącego, to jedną ze spraw, które pojawiły się w moim życiu w tym roku, a nie było ich wcześniej, będzie AI – sztuczna inteligencja.

Mieszka ona z nami od września. Jest niezbyt duża, płaska i czarna. Obecnie już mocno porysowana z wierzchu i po bokach, niegdyś lśniąca. Przesuwa się po moim domu ruchem w miarę płynnym, prócz tych (częstych niestety) momentów, gdy – wciąż mając potworne wręcz braki w swym skądinąd wspaniałym algorytmie – nie pamięta. Np. tego, że nóżki stolika kawowego w dużym pokoju są tak niefortunnie rozmieszczone, że jeśli pomiędzy nie wjedzie, to już tam zostanie, świecąc czerwoną diodą alarmu i miękkim kobiecym głosem informując o „błędzie nr 5”, nim dobry człowiek jej stamtąd nie wyciągnie.

Siła ludzkich mięśni, wyszarpujących sztuczną inteligencję z uścisku metalowych nóżek stolika, jest dla mnie czytelną metaforą triumfu człowieka nad maszyną. Z tym że moja sztuczna inteligencja, choć w naszym domu dość nowa, nie należy bynajmniej do kategorii najnowszych osiągnięć technologii. Z wrodzonego skąpstwa bowiem kupiłam najtańszy, a zatem przestarzały nieco model. Być może więc w innych, mniej oszczędnych domach AI radzi sobie już z meblami stojącymi im na przeszkodzie w drodze do uczynienia domostwa perfekcyjnie czystym i pozbawionym kłaczków, okruchów i kociej sierści.

Nazwaliśmy ją – na cześć pewnej przyjemnej kreskówki – Mądrobotem. To, że musi mieć imię, wydało mi się naturalne, w końcu pochodzę z rodziny, w której kolejne samochody, jakimi jeździliśmy, nosiły ludzkie miana. Nigdy nie zapomnę naszego Jurka, wspaniałego forda w kolorze strażackiej czerwieni, przy sprzedaży którego mama miała (prawie) mokre oczy. Najwyraźniej z jakichś powodów grała w nas dalekowschodnia szintoistyczna skłonność do nadmiernej antropomorfizacji przedmiotów. Wiem, że w naszym kręgu kulturowym idzie o to, by nie czynić fałszywych idoli, ale Jurek po prostu był Jurkiem, to widział każdy, kto spojrzał na jego mądre reflektory.

Mądrobot, wbrew swojej nazwie, jak już wiemy, mógłby być mądrzejszy, ale przyznaję – ta jego technologiczna niegramotność, skłonność do wyrywania z gniazdek pozostawionych w nich ładowarek do telefonu i ciągnięcia ich po całym domu, a także do łapczywego pożerania leżących samopas ulubionych ludzików Lego, pozwala mi na w miarę spokojne korzystanie z jego usług. Jestem spokojna, bo wciąż czuję się w tym domu koroną stworzenia. Luz. Nie ma powodów do paniki, to nadal nie jest klimat jak z „Łowcy androidów”.

Patricia Marx, dziennikarka „New Yorkera”, w jednym z listopadowych numerów napisała sążnisty i bardzo zabawny esej o swojej przygodzie z różnymi robotami, na których spotkanie pojechała na Zachodnie Wybrzeże. Większość z nich – opisanych wspaniale a nieco kąśliwie przez autorkę – zdaje się idiotyczna, choć może odrobinę w swym idiotyzmie przerażająca. Ot choćby (nieprodukowany ostatecznie) Kuri – jeżdżący wokół swego właściciela, mający funkcję rozpoznawania mowy „słodziutki” w założeniu twórców robot do robienia zdjęć i filmików, wyglądający jak gałka śmietankowych lodów położona na białym kubełku lub jak uproszczona wersja piankowego marynarzyka z „Ghostbusters”. Albo taki Dash – którego jedyną funkcją jest dostarczanie mieszkańcom jednego z hoteli w San Francisco zestawu kosmetyków hotelowych. Coś jak pies aportujący patyk, tylko znacznie mniej włochaty i sympatyczny.

Marx – żyjąc w Stanach, gdzie doświadczenie obecności AI jest znacznie bogatsze, choćby ze względu na panoszącą się coraz powszechniej Aleksę – domowego asystenta – stawia jednak sporo ciekawych pytań o nieuniknioną przyszłość naszą i różnych bardziej czy mniej mądrych mądrobotów. Czy doskonale opracowany robot – asystent starszych ludzi sprawi, że będziemy rzadziej niż kiedyś odwiedzać swoich schorowanych rodziców? Czy dzieci otoczone usługującymi im sprzętami nauczą się stosownej uprzejmości w relacjach z ludźmi, nie musząc ni prosić, ni dziękować za usługi przez nie wykonane? Z tymi pytaniami na nowy rok zostawiam państwa, albowiem słyszę, że Mądrobot znów wpakował się w błąd numer 5. Muszę pobiec mu z odsieczą. Jak na razie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1/2019