Biskup z podziemia

Dominik Duka przyznaje, że jemu łatwiej było przebaczyć komunistom, bo śledczy, który go wsadził do więzienia, po Aksamitnej Rewolucji przyszedł do niego, poprosił o chwilę rozmowy - i przeprosił.

03.11.2009

Czyta się kilka minut

Pierwszy raz usłyszałem o nim przy okazji jakiegoś "wewnętrznego" konfliktu między praskim arcybiskupem a tutejszymi dominikanami. Różnica zdań narastała od tygodni i nikt nie miał już pomysłu, jak uciąć spór. - Na szczęście został jeszcze Duka - relacjonował mi konflikt pewien młody zakonnik. - A czy jak przyjdzie do decydującej rozmowy, to on się nie wystraszy arcybiskupa Vlka, z jego autorytetem? - spytałem. Zakonnik spojrzał na mnie z mieszanką rozbawienia i zdziwienia, i pokręcił głową. - Duka? Nieee... Jego już nikt nie jest w stanie wystraszyć!

Biografia Dominika Duki wyjaśnia tę cechę charakteru. W komunistycznej Czechosłowacji wybrał drogę kapłaństwa. Działał przy tym tak, że jego postępowanie nie mogło podobać się władzy. Konsekwentnie, mimo prześladowań, trwał przy swym wyborze. A przecież, podejmując tak dramatyczne decyzje, nie mógł się spodziewać, że dożyje czasów, gdy za zasługi dla kraju odznaczy go prezydent, a Kościół doceni jego talent sakrą biskupią.

***

Duka urodził się w 1943 r. w Hradcu Kralove. Jedno z pierwszych wspomnień z dzieciństwa to więzienie: ojciec, lotnik z Bitwy o Anglię, z patriotycznych pobudek wrócił po wojnie do kraju i jak wielu emigrantów z Zachodu wylądował za kratami. Rodzina była katolicka, Jaroslav (Dominik to imię zakonne) myślał o kapłaństwie, ale w Czechosłowacji nie było to łatwe: po fali masowych i brutalnych prześladowań w kraju zostało jedno seminarium. Dostać się tam nie było łatwo, a już na pewno nie synowi "wroga ludu". Pracował więc w fabrykach, zdobył zawód ślusarza, dwa lata odsłużył w wojsku. W końcu, po biurokratycznej szarpaninie, korzystając z zaczynającej się odwilży, został w 1965 r. przyjęty do seminarium w Litomierzycach. Święcenia kapłańskie przyjął w czasie sowieckiej okupacji, niemal w ostatniej chwili, w 1970 r. A dwa lata wcześniej wstąpił do - w Czechosłowacji działającego w podziemiu - zakonu dominikanów. Śluby wieczyste złożył, także tajnie, w 1972 r.

W komunistycznej Czechosłowacji Kościół i księża byli zdani na łaskę i niełaskę państwa. Duchowni mogli obejmować parafie i pracować tylko za zgodą władz, a przy tym cały czas nękani i inwigilowani przez tajną policję. Duka pięć lat po święceniach przepracował w parafiach diecezji praskiej, czując, że jest ledwie tolerowany - i w 1975 r. stała się rzecz częsta: odebrano mu tzw. państwową licencję, co oznaczało nie tylko stratę parafii (i nędznej państwowej pensji), ale przede wszystkim postawienie poza prawem całej jego działalności jako księdza. Państwo to naprawdę chciało być totalitarne i kontrolować wszystko. Ksiądz, który tracił "licencję", nie miał prawa wykonywać kapłańskich czynności: odprawiać mszy, spowiadać, chrzcić.

Bezpieka sprawdzała takich ludzi, a do historii przeszło kilka większych akcji. Jedna z nich trwała w latach 1980-81, gdy prascy komuniści umierali z przerażenia przed "kontrrewolucyjną zarazą" z Polski. Wybór kard. Wojtyły na papieża i rewolucja Solidarności rozbudziły wielkie nadzieje w kręgach czechosłowackich nonkonformistów - także wśród katolików. Te nastroje pacyfikowano jeszcze brutalniejszymi niż wcześniej represjami. W 1981 r. aresztowano też Dukę. Pracował jako robotnik w zakładach Škody w Pilźnie i właśnie tam wpadł przy odprawianiu mszy. W sądzie dołożono mu jeszcze takie zbrodnie, jak tajna działalność zakonna, gromadzenie nielegalnych wydawnictw i współpracę z zagranicą. Dostał 15 miesięcy, które w całości odsiedział w więzieniu Pilzno-Bory.

Część odsiadki spędził w celi z eksdziennikarzem, wywalonym w 1969 r. z radia, i z prześladowanym pisarzem. "Często rozmawialiśmy o odpuszczeniu i o tym, jak się wyzbyć nienawiści. - wspominał po latach. - Doszliśmy do wniosku, że jak nie nabierzemy dystansu do tych prześladowań, to będziemy się tylko zatruwać własną goryczą i tracić energię. Odpuszczenie jest dobre także z powodów praktycznych: aby człowiek miał siłę żyć dalej".

Przyznaje, że jemu łatwiej było przebaczyć, bo śledczy, który go wsadził do więzienia, krótko po Aksamitnej Rewolucji (listopad-grudzień 1989) przyszedł, poprosił o chwilę rozmowy i prawie nie patrząc mu ze wstydu w oczy - przeprosił. Było to już w czasie, gdy jeden ze współwięźniów Duki - Jiří Dienstbier - został ministrem spraw zagranicznych Czechosłowacji, a drugi - Václav Havel - jej prezydentem.

***

Do 1998 r. Duka był prowincjałem czeskich dominikanów, potem został biskupem diecezji Hradec Kralove. Jest jedną z najbardziej charakterystycznych postaci czeskiego episkopatu. Tamtejsi księża całe życie przeżyli, albo próbując zachować godność w ramach reżimowych "posad", albo na skraju męczeństwa w podziemiu. Biografia Duki łączy obie postawy, a on swych przeżyć nie dramatyzuje. Prostota i spokój, z jaką podchodził do prześladowań, przydały mu się w nowych warunkach, gdy po początkowej euforii czeski Kościół zderzył się z mieszanką współczesnego materializmu i tradycyjnego dla tej kultury antyklerykalizmu. Czescy biskupi szybko zdali sobie sprawę, że za zasługi sprzed 1989 r. może i dostaną medale, ale nie dostaną automatycznie uznania społecznego. "Zauważyliśmy, że zwracanie się do społeczeństwa w sposób autorytatywny przynosi efekt odwrotny od zamierzonego - mówił Duka o strategii, jaką przyjął czeski episkopat. - Aborcja czy eutanazja to problemy, o których i tak musi decydować parlament, dlatego często są one obiektem partyjnego współzawodnictwa, lawirowania. Uznaliśmy zatem, że w środowisku czeskim walka o te kwestie musi polegać na delikatnym ukazywaniu tych spraw jako kluczowych dla społeczeństwa, a końcowego konsensu należy szukać rozmaitymi sposobami, w rozmowach osobistych, spotkaniach itd.".

Dziś, 20 lat po Aksamitnej Rewolucji, już w zupełnie innych warunkach, Duka pozostaje wielkim autorytetem nie tylko dla katolików. Ma swoją biografię, przekonania i zadania - bez względu na czasy - te same.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2009