Biblia z kosza na śmieci

Dopiero dzięki internetowi – i 200 lat po przyjściu na świat odkrywcy Kodeksu Synajskiego – rozproszone po świecie karty najsłynniejszego manuskryptu Pisma Świętego stały się dostępne w jednej całości.

27.09.2015

Czyta się kilka minut

Fragmenty Księgi Genesis, 21, 26. Powyżej: W tym koszu Konstantin von Tischendorf odnalazł w 1844 r. Kodeks Synajski.  / Fot. Elmar R. Gruber / FORUM // http://codexsinaiticus.org
Fragmenty Księgi Genesis, 21, 26. Powyżej: W tym koszu Konstantin von Tischendorf odnalazł w 1844 r. Kodeks Synajski. / Fot. Elmar R. Gruber / FORUM // http://codexsinaiticus.org

Będąca w błogosławionym stanie pani Tischendorf – żona miasteczkowego lekarza – niedługo przed porodem spotkała niewidomego mężczyznę. Odczytała to jako zły omen. W umyśle matki ośmiorga dzieci pojawiła się myśl, która jak fobia atakowała raz silniej, raz łagodniej. Kobieta bała się, że jej dziewiąte dziecko również urodzi się pozbawione wzroku. Gdy stało się inaczej, chwaląc Boga za zdrowe dziecko, nadała mu imię Lobegott („Chwalibóg”).

Życie jednak obfituje w paradoksy. Konstantin von Tischendorf rzeczywiście miał wadę wzroku. Polegała na tym, że jego pasmo widzenia było o wiele szersze niż u przeciętnego człowieka: widział to, czego inni nie potrafili dostrzec. Taka umiejętność okazała się bezcenna w pracy paleografa – odczytywał nawet zamazane fragmenty.

Dwieście lat temu
Lengenfeld w Saksonii oddalone jest około 350 km od Wrocławia. To w tym kilkutysięcznym miasteczku 18 stycznia 1815 r. przyszedł na świat późniejszy doktor honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego, Konstantin von Tischendorf, który wsławił się odkryciem Kodeksu Synajskiego – najstarszego, bo pochodzącego z IV w., rękopisu całej Biblii w języku greckim.

Przyjaciel Roberta Schumanna i Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego doktoryzował się z teologii (był ewangelikiem) w Lipsku w 1838 r. W tym samym roku przyjął posadę nauczyciela domowego u proboszcza Ferdinanda Zehmego w pobliskim Großstädteln. To właśnie wtedy zapłonął sympatią do swojej przyszłej żony Angeliki Zehme.

Zanim jednak doszło do zaślubin, ich miłość przeszła ciężką próbę. Konstantin pracę nad Biblią traktował jak misję. W liście do swej narzeczonej pisał: „Muszę zmierzyć się ze świętym wyzwaniem, z trudem odzyskania oryginalnego brzmienia Nowego Testamentu”.

Gdy mierzył się z owym świętym wyzwaniem, narzeczona musiała odznaczać się świętą cierpliwością, znosząc okresy długiej nieobecności ukochanego. Tischendorf postanowił bowiem kontynuować prace badawcze w stolicy Francji.

Narzeczeństwo wystawione na próbę
Po opublikowaniu pierwszych literackich i historycznych esejów młody Tischendorf postanowił przygotować wydanie krytyczne Nowego Testamentu. Decyzja zapadła w 1839 r. Zamiarem zapalonego uczonego było przebadanie wszystkich dostępnych dotychczasowych krytycznych wydań Nowego Testamentu, które ukazały się na przestrzeni ostatnich 300 lat, by na ich podstawie przygotować własne.

Przez dwa lata pobytu w Paryżu Konstantin odwiedził wszystkie wielkie biblioteki Francji. Wyjeżdżał kilkukrotnie do Holandii i Anglii. Stykał się z najstarszymi manuskryptami w Londynie, Oxfordzie i Cambridge. Paryż traktował przez pewien czas niemal jak bazę wypadową. Kontakty z badaczami innymi niż niemieccy, dostęp do literatury nieosiągalnej w Saksonii, twórczy klimat uczelni paryskich – wszystko to wpływało bardzo pobudzająco na umysł Tischendorfa.

W 1843 r. wyjechał do Rzymu. Miał nadzieję, że uda mu się zasiąść przed Kodeksem Watykańskim i przystąpić do opracowania krytycznego tego najstarszego znanego wówczas autografu. Wystarał się nawet na tę okoliczność o listy uwierzytelniające od księcia Saksonii Johanna. Pomimo że został przyjęty na audiencji przez samego Grzegorza XVI, jego nadzieje spełzły praktycznie na niczym. Udało mu się spędzić w Bibliotece Watykańskiej zaledwie dwa popołudnia. Rozczarowany swoimi „rzymskimi wakacjami”, Tischendorf wybrał się do wielkich bibliotek Włoch. Odwiedził stolicę pizzy, Neapol, a potem Florencję, Wenecję, Weronę, Mediolan i Turyn.

Wszystkie te romantyczne miejsca oglądał bez swej ukochanej, co było przyczyną żałości nie tylko jej samej, ale także powodem irytacji jej rodziców. Ci robili wszystko, by nakłonić narzeczonego-naukowca do szybkiego powrotu do Großstädteln. Konstantin, rozumiejący stan duszy umiłowanej, stwierdził, że przybędzie tak szybko, jak to tylko możliwe, i wiosną 1844 r. w Livorno wsiadł na statek, który zawiózł go… do Egiptu.

Karty w klasztorze
Gdy zapukał do furty klasztoru św. Katarzyny na Synaju, mnisi przyjęli go z dużą życzliwością. Sam klasztor nie płonął już jednak w tym czasie – jak przez wieki – ogniem wiedzy i naukowych badań. Raczej płonęły w nim książki. Biblioteka była ponoć w opłakanym stanie. Cyryl, mnich opiekujący się woluminami, wystawił na środku sali kosz, do którego składał zniszczone i nieużywane księgi. Tischendorf tak wspomina tamte wydarzenia: „Podczas odwiedzin klasztoru w miesiącu maju roku 1844 dostrzegłem pośrodku wielkiej sali duży i szeroki kosz wypełniony starymi pergaminami. Bibliotekarz, który był człowiekiem dobrze poinformowanym, rzekł, iż dwie podobne sterty mocno nadwerężonych przez czas szpargałów już zostały oddane na pastwę płomieni. Jakimż zaskoczeniem było dla mnie, gdym wśród tej sterty spostrzegł znaczną liczbę kart z fragmentami Starego Testamentu w grece, a manuskrypt ten wydał mi się jednym z najstarszych, jakie kiedykolwiek ujrzeć mi było dane”.

Historia o najstarszych kartach Biblii w koszu na śmieci do dziś powtarzana jest jako jedna z najbardziej niewiarygodnych opowieści o odkryciach archeologii biblijnej. Niektórzy uczeni oburzali się na synajskich mnichów za ich brak szacunku wobec tekstów świętych. Inni badacze szczerze wątpili w taki przebieg wydarzeń, jaki przedstawił odkrywca. Byli wreszcie i tacy, którzy wprost zwracali się przeciw niemu, twierdząc, że kreuje się na bohatera.

Pochodzący z IV stulecia kodeks łączy w sobie Septuagintę i Nowy Testament. Septuaginta to starożytne tłumaczenie Biblii Hebrajskiej (czyli – z małymi wyjątkami – Starego Testamentu) na język grecki. Stała się Biblią judaizmu diaspory, a po narodzinach chrześcijaństwa – Biblią Kościoła wywodzącego się z gruntu pogańskiego.

Zwyczajem Pawła apostoła było rozpoczynanie przepowiadania dobrej nowiny od głoszenia jej w synagogach. Niektórzy z Żydów przyjmowali wówczas wiarę w Jezusa, inni ją odrzucali. Ci jednak, którzy ją przyjęli, dawali początek domus ecclesiae, domowym wspólnotom kościelnym, które szybko zapełniały się wyznawcami pochodzącymi z pogaństwa. Przed ukształtowaniem się kanonu Nowego Testamentu korzystano właśnie z Septuaginty, budując argumentację za mesjańskim posłannictwem Jezusa dla Żydów i kształtując pierwotny kerygmat. W Kościele greckokatolickim to właśnie ona (nie tekst hebrajski) uznawana jest za natchnioną.

Egipt po raz drugi i trzeci
W styczniu 1853 r. Tischendorf po raz drugi wybrał się do Egiptu. W klasztorze św. Katarzyny pojawił się w lutym. Ten pobyt w pewnym sensie okazał się bardziej pomyślny niż poprzedni. Poszukiwacz manuskryptów dotarł do większej ilości antycznych tekstów biblijnych niż kiedykolwiek. Nie udało mu się jednak znaleźć pozostałych kart cennego skarbu. Wyjątek stanowił niewielki skrawek zapisany z obydwu stron kilkoma zdaniami z Księgi Rodzaju. To znalezisko było niewielkie, lecz przekonało Tischendorfa, że „jego” manuskrypt był zapisem całej Biblii.

Do „bram” klasztoru zapukał po raz trzeci w styczniu 1859 r. Kiedy został wciągnięty w koszu do okna, które służyło za klasztorną furtę (faktycznie bowiem kompleks nie posiadał bram), przełożony przywitał go bardzo ciepło, wyrażając nadzieję, że tym razem jego misja odniesie sukces. Po południu 4 lutego wybrał się na spacer wokół zabudowań klasztornych wraz z mnichem, który zajmował się zaopatrzeniem. Gdy powrócili do klasztoru, mnich zaproponował odświeżający napój w jego celi. Po chwili zakonnik powiedział: „Ja też mam Septuagintę”. Mówiąc to, z szafy w narożniku celi wyjął zwój owinięty czerwonym materiałem i położył go przed Tischendorfem.

Konstantin zdał sobie sprawę, że trzyma w ręku nie tylko najcenniejszy manuskrypt spośród wszystkich, na jakie natrafił w swej ponad dwudziestoletniej karierze naukowej, ale w ogóle najcenniejszy kodeks biblijny na świecie! Nawet gdy po latach wspominał tę chwilę, nie potrafił utrzymać emocji na wodzy. Mówił, że trzymał w ręku „najcenniejszą perłę” i „najdroższy diament”. Pomimo tego, że światło ledwie sączyło się z lampy, a noc była chłodna, zabrał się za kopiowanie Listu Barnaby, który wraz z „Pasterzem” Hermasa okazał się częścią kodeksu.

Przez ponad 200 lat na próżno szukano greckiego oryginału apokryficznego Listu Barnaby. Pierwsza jego część znana była jedynie w niedoskonałym tłumaczeniu łacińskim. Od połowy II aż do IV w. pismo cieszyło się ogromnym autorytetem w Kościele, a wielu chrześcijan stawiało go na równi z pismami Nowego Testamentu. List znany jest Klemensowi Aleksandryjskiemu, musiał więc powstać przed końcem II stulecia. Anonimowy autor, podający się za Barnabę – towarzysza misyjnych wypraw św. Pawła – doskonale orientuje się w zawiłościach Starego Testamentu, interpretuje go jednak przeciw Żydom. Sądzi, że Bóg odrzucił Izrael, a jego miejsce zajął młody Kościół.

Kodeks Synajski zawiera także pismo znane jako „Pasterz”. Jego autorem jest niejaki Hermas, brat papieża Piusa, który w połowie II stulecia przez 15 lat przewodził Kościołowi (140–155). Dzieło przynosi nadzieję odstępcom od wiary. Wielu chrześcijan sądziło, że ci, którzy ugięli się pod jarzmem prześladowań, zapierając się wiary, nigdy nie mogą otrzymać przebaczenia. Chrystus, który ukazał się w mistycznych wizjach Hermasowi, zapewnia, że pokuta może na nowo przywieść ich na łono Kościoła.

Kodeks online
Burzliwa historia odkrycia Kodeksu Synajskiego potoczyła się tak, że jego fragmenty znajdują się obecnie w czterech instytucjach. Największym szczęściarzem okazała się British Library: jest w posiadaniu 347 spośród około 400 kart kodeksu. Pozostałe rozdzielone są pomiędzy Bibliotekę Uniwersytecką w Lipsku, Rosyjską Bibliotekę Narodową w Petersburgu oraz klasztor św. Katarzyny na Synaju.

Marzeniem wielu naukowców było złączenie wszystkich fragmentów w jedną całość. Przedsięwzięcie, które w realnym świecie jest praktycznie nie do zrealizowania, w świecie wirtualnym – we współpracy z założonym przez Daniela B. Wallace’a Centrum Badań Manuskryptów Nowego Testamentu – okazało się możliwe. Badacze z Wielkiej Brytanii, USA, Rosji, Egiptu i Niemiec przystąpili do realizacji projektu, któremu nadano nazwę „Codex Sinaiticus”.

Umowę o wzajemnej współpracy podpisano w marcu 2005 r. Współpraca ta miała polegać na konserwacji, sfotografowaniu, transkrypcji i publikacji online wszystkich posiadanych kart kodeksu.
Prace trwały niemal 10 lat. Dziś nie tylko biblista, teolog, paleograf, ale każdy pasjonat na stronie internetowej codexsinaiticus.org może obejrzeć każdą kartę i każdy fragment pergaminu w dużej rozdzielczości. ©

KS. MARIUSZ ROSIK jest biblistą, wykładowcą na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. Pod koniec września w wydawnictwie Chronicon ukazała się jego książka „Kodeks Synajski. Biografia”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2015