Księgi Samera

Przez tysiąc czterysta lat mnisi z Alkuszu chronili swoje manuskrypty przed wojną i ogniem. Teraz ich opat chce je uratować ostatni raz – i raz na zawsze.

10.02.2020

Czyta się kilka minut

Ten syriacki rękopis Ewangelii powstał 820 lat temu. Irbil, Irak, grudzień 2019 r. / GRAŻYNA MAKARA
Ten syriacki rękopis Ewangelii powstał 820 lat temu. Irbil, Irak, grudzień 2019 r. / GRAŻYNA MAKARA

Dwa wspomnienia. Pierwsze: wyprawionej pięć wieków temu skóry gazeli – cieniutkiej, obłędnie miękkiej, zszytej niedostrzegalną nicią w szeroki na pięć i długi na sześćdziesiąt cali pergamin, na którym po hebrajsku, czarnym atramentem zapisano: „W drugim roku panowania wielkiego króla Artakserksesa, w pierwszym dniu miesiąca Nisan, Mardocheusz, syn Jaira, syna Szimeiego, syna Kisza, z plemienia Beniamina, miał sen”.

Tamtą Księgę Estery – żywą jakby, ciepłą, gdy rozwijał ją z drewnianego wałka – Samer położył na ławie przy ciastkach, pilocie do klimatyzacji i Nowym Testamencie, przepisanym przez kopistę w roku 1200. Zmrużyłem oczy. Na jego osmolonych stronach prawie widać było dym. Zamknąłem je. Ogień pustoszył wykute w skałach skryptoria, perscy najeźdźcy dopiero co ustąpili, mnisi ratowali księgi.

I drugi obraz: przepaści niknącej w dole, w zmroku i we mgle. Konturów serpentyn, po których przed chwilą wspinał się nasz jeep, latarek oświetlających ściany jaskiń, patriarszych grobów w ciasnych, wilgotnych tunelach. Odpychających turni. Obrywy z nich niszczyły drogę i mury, kiedyś zabijały pielgrzymów.

Góry odcięły klasztor Rabban Hormizd od świata, a wyobraźnia kulała. To naprawdę tutaj, w tym ciemnym, zimnym i pustym dziś miejscu, przez stulecia zszywano zwierzęce skóry, przepisywano słowa ewangelistów?

Daleko w dole był Alkusz. Jak stara to miejscowość, dokładnie nie wie nikt. Już kilkadziesiąt lat po śmierci Jezusa, pod wpływem apostoła Tomasza, mieszkańcy Alkuszu przyjmowali chrześcijaństwo. Gdy w V wieku dotarł tu jeden z uczniów św. Eugeniusza, pioniera monastycyzmu w Mezopotamii, mnisi witali go w progu kościoła zbudowanego na ruinach starożytnej świątyni Sumerów.

Później miasto się rozrosło, lecz nigdy nie wkroczyło na równinę, która oddziela ją od Mosulu, położonego 30 kilometrów stąd. Domy budowano tylko na stokach góry. Wypatrywano nieprzyjaciół. Modlono się, aby spełniona już zapowiedź o upadku asyryjskiej Niniwy, zapisana w Starym Testamencie przez proroka Nahuma, mieszkańca Alkuszu, objęła inne wrogie imperia – perskie, kurdyjskie i arabskie – które zagrażały chrześcijanom.

Było tak aż do 2017 r., kiedy w Mosulu upadło Państwo Islamskie. Po wielkiej bitwie o miasto zostały gruzowiska po horyzont i pokiereszowani wojną ludzie. – Czują w duszy i sercu, że kalifat jeszcze wróci – mówi Samer. – Kiedyś dwustu bojowników wystarczyło, aby przekonać do dżihadu całe miasto. Dziś mieszkać tam to jak chodzić po kraterze aktywnego wulkanu.

Samer Soreshow Yohanna, ostrzyżony na krótko brunet ze starannie wypielęgnowaną brodą, to spokojny człowiek. Głos ma tak ściszony, że nawet gdy mówi głośno, ledwo go słychać. Nosi się po angielsku. Zwykle zakłada koloratkę, na środkowy palec prawej dłoni wkłada złoty sygnet. Ma 40 lat, jest księdzem Kościoła chaldejskiego, jednego z katolickich Kościołów Wschodu. Trzy lata temu trzynastu współbraci wybrało go na opata Zakonu Ojców Antonianów św. Hormizda.

Czy to za sprawą zbiorowej pamięci wspólnoty, czy własnego doświadczenia Samer ma oczy dookoła głowy. – Wychowując się w takim kraju jak Irak, instynktownie wyczuwasz nienawiść. Nie tylko gdy wołają za tobą „chrześcijańska świnia”. Także gdy w punkcie ksero na uniwersytecie prosisz o kopię fragmentu Biblii, a oni patrzą na krzyż i mówią, że maszyna się zepsuła – opowiada.

„Oni” to muzułmanie. Nie wierzy, że się zmienią. – Mieszkamy między nimi od 1400 lat, znamy ich język, wiemy, co jest w Koranie. Jeśli chcesz stosować szariję, islamskie prawo, musisz to robić tak, jak robiło Daesz – mówi, używając arabskiej nazwy Państwa Islamskiego.

Ale to nie Daesz sprawił, że Samer zaczął myśleć o zabezpieczeniu starych manuskryptów z Alkuszu i budowie Scriptorium Syriacum, biblioteki, ośrodka badawczego i klasztoru, który dla 300 tys. chaldejskich chrześcijan będzie ostatnią szansą na przetrwanie ich religii.

Bagdad, czerwiec 2006 r. W klasztorze św. Antoniego trwa msza, gdy z zewnątrz dobiegają głośny trzask i odgłosy wyginania metalu. Bramę taranują opancerzone auta, po kościele rozbiegają się żołnierze. To Amerykanie szukający ukrywającego się w mieście wiceprezydenta Iraku, wspólnika Saddama Husajna.

Pod lufami karabinów Samer tłumaczy, że tu go nie znajdą. I tak sprawdzają każdy kąt. Wchodzą do biblioteki.

Po miesiącu przychodzi list z ambasady. Amerykanie chcą pomóc w ochronie manuskryptów i starodruków.

– Podziękowaliśmy za taką pomoc! – ironizuje Samer, który kilka dni wcześniej zamienił się w szmuglera. O czwartej rano siadł za kierownicą pierwszego z trzech samochodów konwoju, który miał ewakuować kolekcję z powrotem na północ, do Kurdystanu. Miał glejt na przewóz podręczników. – Kupiliśmy kilkaset elementarzy, pod nimi schowaliśmy manuskrypty. W każdym samochodzie jechała nas dwójka. Uratowaliśmy tak prawie tysiąc manuskryptów. Pozostałe trzysta przewiózł później ojciec Gabriel. Inaczej by je skonfiskowali – opowiada.

W kolekcji z Alkuszu jest spisany po syriacku (to odmiana aramejskiego) rękopis z VIII w., przekład Ewangelii z greki. Tak dokładny, wyjaśniają mnisi, że dopiero przetłumaczenie go z powrotem na grekę ujawnia jedną z wcześniejszych wersji Nowego Testamentu. Jest też „Synodicum orientale”, prawdopodobnie najstarszy zbiór tekstów pierwszych soborów zapisany po syriacku. Łącznie zakon Ojców Antonianów ma w zbiorach około półtora tysiąca manuskryptów. Dodać starodruki i inkunabuły, wyjdzie 15 tys. tytułów, nie licząc duplikatów.

To najcenniejsza, niemal nieznana na Zachodzie kolekcja pism chrześcijan Wschodu.

Nie byłoby jej, gdyby w połowie VII w. do Alkuszu nie trafił mnich Rabban Hormizd, człowiek tak pobożny, że już jako nastolatek recytował Nowy Testament i wszystkie psalmy. Wysoko w górach założył klasztor, nazwany potem od jego imienia.


Czytaj także: Skarby chrześcijan Wschodu - rozmowa z o. Samerem Soreshowem Yohanną


W 2000 r. kolejne pokolenia kopistów, poetów i kaligrafów, którzy przez stulecia rozsławiali klasztor, spisał David Wilmshurst, badacz z Oksfordu. Przez kilkanaście stron jego „The Ecclesiastical Organisation of the Church of the East, 1318–1913” ciągnie się monotonny obraz życia w skalnym mieście: „Skryba Ezekiel, syn Zakura, syna Ezekiela, z rodziny Abuna, był kopistą manuskryptu z 1874 r. Ksiądz i mnich Elija, syn Babekki, z Szaklawy, skopiował manuskrypt w kościele Mar Mikha w Alkuszu w 1891 r., w czasie gdy był nauczycielem dzieci. Skryba Izrael, syn księdza Hormizda, syna dziekana Michaiła, z rodziny Audo w Alkuszu (przyszłego biskupa), skopiował dwa manuskrypty w Alkuszu, w 1875 i 1881 r. Dziekan Paweł i ksiądz Abraham z Alkuszu, z rodziny Hanna, skopiowali manuskrypt w Alkuszu w 1891 r. Skryba Jonasz Audo skopiował manuskrypt w Alkuszu w 1893 r.”…

Bogacący się klasztor stał się z czasem celem łupieżców. W 1743 r. Alkusz najechał Nadir Szah, przezwany potem „perskim Napoleonem”. „Wielu mieszkańców schroniło się w klasztorze – pisał jeden z mnichów. – Żołnierze zaatakowali ich tak, jak wygłodniałe wilki atakują bezbronne owce. Popełnili tak straszliwe zbrodnie, że moje wnętrzności buntują się przeciw temu, by o nich pisać”.

Rok 1828 to atak Mosy Paszy, gubernatora górskiej twierdzy Al-Amadijja. W 1832 r. w Alkuszu zjawia się inny lokalny watażka, owiany złą sławą gubernator Rawanduz. Oficjalnie zabija ponad 400 osób, ale księgi kościelne odnotowują tylko śmierć mężczyzn. Osiem lat później jego brat, niejaki Rasul Beg, oblega Alkusz przez wiele miesięcy, wkracza do klasztoru, kradnie pół tysiąca ksiąg i podpala skryptoria.

Mówi Samer: – To było kiedyś. Ja zaś pamiętam wojnę z Iranem, wojnę z Kuwejtem, wojnę w Zatoce Perskiej, inwazję amerykańską, terror mudżahedinów i wojnę z Daesz. Gdy się urodzisz w takich czasach, nigdy nie przestajesz żyć w stanie ciągłego alertu. Trudno ci ufać ludziom. Zaufałem więc Bogu. Tylko krocząc w ciemności i niepewności da się sprawdzić swoją wiarę.

– Śmieją się – ciągnie młody opat – że chodzę z głową w chmurach. Odpowiadam wtedy: mieszkając w Iraku, gdzie nie ma żadnych perspektyw, powinniśmy być najbardziej zdesperowanymi ludźmi świata. Tutaj sam musisz znaleźć coś, co cię pchnie do przodu. Bez celu nie ma przygody.

Mimo wojen syriacki księgozbiór pozostaje w skałach nad Alkuszem aż do początku XX wieku. Wtedy trafia do zbudowanego niżej chaldejskiego klasztoru Naszej Pani. Zaczynają powstawać pierwsze katalogi. Najbardziej szczegółowy spisują w 1986 r. naukowcy z Bagdadu.

Tymczasem tułaczka manuskryptów po Iraku już trwa. Chaldejscy mnisi, obawiając się Kurdów osiedlanych w Alkuszu na mocy dekretu Saddama Husajna, już w latach 60. wywożą je do swojego klasztoru św. Jerzego w Mosulu. Kilkanaście lat później wybucha wojna z Iranem i najbezpieczniejszym miejscem wydaje się stołeczny Bagdad – kolekcja trafia do tamtejszego klasztoru św. Antoniego.

Historia przyspiesza: inwazja Kuwejtu, pierwsza wojna w Zatoce, w końcu, w 2003 r., amerykańska inwazja, która rozpoczyna trwający do dziś czas przemocy. Po obaleniu Husajna Samer szmugluje manuskrypty z powrotem na północ.

Osiem lat później, w Mosulu, którego światła widać w pogodne dni ze skał nad Alkuszem, samozwańczy kalif Abu Bakr al-Baghdadi ogłasza powstanie Państwa Islamskiego. Żąda wojny z „niewiernymi”. Szybko przychodzi dzień, gdy dżihadyści znajdują się w odległości jednego posterunku kontrolnego od klasztoru Naszej Pani. Mnisi uciekają z Alkuszu do wsi Zakho, pod samą granicę turecką. Ale w nocy oddziały kurdyjskie odpierają atak. Trzy lata będzie Państwo Islamskie rządzić w Mosulu, wysadzi tam w powietrze mnisi klasztor, lecz Alkuszu nie zajmie nigdy.

Na wszelki wypadek manuskrypty zostają jednak wywiezione do Zakho. Wracają po roku.

Znów, tylko na moment, bo Alkusz do dziś pozostaje terenem spornym między rządem irackim a Kurdami (formalnie znajduje się po południowej stronie gór, na terenie irackiej prowincji Niniwa, ale kontroluje go wciąż rząd Kurdystanu). Samer – teraz już jako przełożony klasztoru i dziekan wydziału teologicznego w Irbilu – decyduje, że biblioteka zostanie podzielona. Starodruki zostają w Alkusz, manuskrypty jadą do Irbilu.

Była to ich siódma ewakuacja. – Ostatnia! – śmieje się Samer.

Stoi teraz w błocie, na środku placu budowy, robotnicy rozkładają przed nim pomost z desek, przejdzie po nich do kontenera naczelnego architekta, gdzie na plazmowym telewizorze pokaże wizualizację Scriptorium Syriacum: dwa budynki z czerwonej cegły, ze skwerem pośrodku, na przedmieściach Irbilu.

– Stoją już dwie kondygnacje. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, za jakiś rok będzie można zacząć przenosiny manuskryptów. Pierwszy raz znajdą się w bezpiecznym wnętrzu, takim specjalnie dla nich. Udostępnimy je wszystkim zainteresowanym, będą pokoje gościnne dla badaczy z zagranicy. Nasi studenci – mamy wśród nich też Kurdów i muzułmanów – będą się opiekować zbiorami. Stworzymy centrum pielgrzymkowe, do którego będą przyjeżdżać chrześcijanie z całego Iraku – ekscytuje się Samer.

Uradowany, tłumaczy dalej: – Irbil to najspokojniejsze miasto kraju. Latają tu samoloty z Europy, Zachód inwestuje pieniądze, nawet Polska ma konsulat. Rząd irackiego Kurdystanu robi wszystko, by nic tutaj nie kojarzyło się z niespokojną resztą kraju. Sprzyja też mniejszościom, zwłaszcza chrześcijanom. Kościoły są pełne ludzi, nie czuć nienawiści.

Pytam: co się stanie z Alkuszem, gdy wyjadą stamtąd ostatni mnisi?

– Nie wszyscy wyjadą. Podzielimy jednak wspólnotę – odpowiada Samer. – Nasz monastyczny zakon ma zasadę, żeby uczyć, wychodzić do świata, być parę kroków z przodu. I ciągnąć tam Kościół. Przez stulecia nasi księża przewodzili chrześcijańskim wspólnotom od Turcji po Arabię, od Syrii po Iran. Teraz pora na pracę intelektualną. Odkrywając manuskrypty, nabierzemy siły. Zyskamy nową tożsamość. Tylko tak przetrwamy.

Samer był w Paryżu, gdzie namówił do współpracy miejscowe ministerstwo kultury. Przed rokiem był też w Warszawie. Spotkał się nawet z ministrem spraw zagranicznych, chciał go namówić, aby Polska wzięła na siebie część kosztów budowy Scriptorium Syriacum. Bez skutku.

Pojechał do Auschwitz. Zapamiętał stamtąd głośny szloch żydówki z Francji. – Ale wiesz, w Europie przynajmniej możecie płakać – mówi, zanim przyniesie manuskrypty. – U nas, w Iraku, płakać jeszcze się nie da. Trwają przemoc i niepewność. Kto jest sprawcą, kto ofiarą, długo jeszcze nie będzie nazwane.

Dwa nagrania. Słychać buczenie generatora (nawet w Irbilu parę razy dziennie wyłączają prąd), ciche chrzęsty przewracanych stron manuskryptów, uderzenie drewnianego wałka o blat ławki, trzask migawki aparatu, nasze westchnienia i zachwyty. I spokojny głos Samera.

„To piąte tłumaczenie Nowego Testamentu na syriacki, rok 1660. Z marginaliami, zobaczcie, jakie są drobne. Po syriacku i grecku. To rodzaj przypisów, objaśnień obcych, nowych słów. Tak jakby kopista chciał uspokoić, że choć nieznane, nie są groźne. Z marginaliów w tej księdze broniłem doktorat. Ten fragment odczytywano w Boże Narodzenie. To jeden z najcenniejszych manuskryptów, jakie mamy. Na ostatniej stronie jest data: 1885. Wtedy odkupiono go od jednego z mnichów z klasztoru Rabban Hormizd, za 35 srebrnych monet – wszystko tu zapisano. Obok widać zarys krzyża. Tu jest napisane: »Dzięki Tobie pokonamy wrogów«. Widzicie dobrze?”.

„Wykonano ją ze skóry gazeli. To Księga Estery, prezent od żydów z Alkuszu z XVI w. Przepiękna. Jaka miękka w dotyku… Czytało się ją tak, w stary sposób. Większe pergaminy miały wałki na dwóch końcach, żeby było łatwiej czytać. Ale to jest małe, wystarczy jeden”.

„A tu, na ostatniej stronie liczby. Niektóre zapisane ołówkiem. W 1966 r. jakiś ksiądz zanotował, że ten manuskrypt powstał w roku 1511 podług greckiego kalendarza. Minus 311 – to daje rok 1200 dla nas. Zapisał też liczbę 766, tak stara wtedy była ta księga. Dziś ma 820 lat”.

Na drugim nagraniu proszę Samera, aby przeczytał coś po syriacku. Wybiera swój ulubiony fragment, początek Ewangelii św. Marka.

„Idzie za mną potężniejszy ode mnie”… ©℗


EWEANGELIA ŚW. MARKA PO SYRIACKU – WEŹ, SŁUCHAJ >>>

Ojciec Samer Soreshow Yohanna, opat Chaldejskiego Zakonu Ojców Antonianów Św. Hormizda w Iraku, czyta fragment Ewangelii Św. Marka w języku syriackim (dialekt aramejskiego) z rękopisu, który powstał 820 lat temu. Ten i setki innych manuskryptów mnisi przez stulecia przechowywali w górskim klasztorze w Alkuszu niedaleko Mosulu. W Irbilu trwa obecnie budowa biblioteki, w której te bezcenne zbiory mają być w końcu bezpieczne.

 

Plik Audio

Budowę Scriptorium Syriacum w Irbilu można wesprzeć przelewem na konto Fundacji Most Solidarności nr 37 1600 1462 1883 6897 8000 0004 (z dopiskiem: „Irak”).

Więcej na stronie: www.mostsolidarnosci.org

 

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2020