Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bohaterowie czarnej komedii „Biały szum” słowo „śmierć” odmieniają przez wszystkie możliwe przypadki, jakby chcieli ją zagadać i zatupać. Nic dziwnego: ojciec rodziny, Jack (Adam Driver) na co dzień wykłada „nazizm dla zaawansowanych”, jego żona Babette (Greta Gerwig) zmaga się po cichu z tajemniczą chorobą, telewizja bombarduje niewesołymi newsami i nawet patchworkowa piątka dzieci zdaje się przedwcześnie dorastać ku śmierci. Na dodatek pewnego dnia pojawia się nad miastem toksyczna chmura, co zmusza bohaterów do ewakuacji i wywraca dotychczasowy porządek.
W takiej rzeczywistości, pod rządami Reagana i we władzy różnego rodzaju lęków, zapomnienie albo pocieszenie można odnaleźć jedynie w supermarkecie – choć jedzenie też zabija. I coraz częściej oferta informacji, rozrywki czy konsumpcyjnych dóbr przypomina nieznośny „biały szum”, co niektórzy zdążą dostrzec, zanim nadciągnie widmo apokalipsy. Dlatego Jack tak bardzo nie chciałby zostać pospolitym „umieraczem” – już lepiej wejść w rolę zabójcy.
Oczywiście, uruchamiając lawinę wypadków, a wraz z nią cały ten zgiełk, galimatias i panikę, reżyser odwołuje się do naszych doświadczeń pandemicznych (szkoda, że nie próbuje tego rozwinąć). Oto małżeństwo Gladneyów, nawykłe do akademickich rozważań o popkulturowych fascynacjach śmiercią czy domowych przekomarzań, kto z nich umrze pierwszy, zostaje zderzone z realnym. Trochę bałaganiarskie, ale w gruncie rzeczy banalne i bezpieczne życie zamienia się w jeden wielki chaos. Prawu entropii podlega także sama opowieść, która najpierw jest obyczajowym obrazkiem z kręgu uniwersyteckich elit, potem parodią filmu katastroficznego, a następnie czarnego kryminału i kina zemsty, co ma zaprowadzić bohaterów aż do finałowego oczyszczenia, w imię małżeństwa i rodziny.
Nie do końca jednak ten film się udał. Baumach, jak i przepysznie ufryzowana Gerwig, jego życiowa i zawodowa partnerka, trafił do mainstreamu wprost z amerykańskiego kina niezależnego, portretując współczesnych wielkomiejskich neurotyków („Greenberg”, „Frances Ha”, „Opowieści o rodzinie Meyerowitz”). I teraz na każdym kroku czuje się owo zmaganie: pomiędzy radosną dezynwolturą a bardziej wykalkulowaną zabawą, między grą na wielu gatunkowych bębenkach a intelektualną rozprawką, między komiksem a estetyką Wesa Andersona, dla którego Baumbach pisywał ongiś scenariusze.
Dlatego „Biały szum” chwilami rozśmiesza, chwilami najzwyczajniej męczy. Naprawdę zabawny jest przykładowo wątek „niemiecki”, związany z naukowymi obsesjami głównego bohatera i obsadzony aktorskimi ikonami niemieckości typu Barbara Sukova czy Lars Eidinger. Zaś cały pierwszy garnitur obsady, wraz z konotacjami, jakie ze sobą niesie, to najlepsze, co w tym filmie znajdziemy.
Drugi sezon „Białego Lotosu” nie udaje treściwej włoskiej kolacji, ale ten festiwal hipokryzji ogląda się z rozkoszą. Anita Piotrowska w cyklu „Co obejrzeć w weekend na VoD”.
Dla fanów nowojorskiego pisarza najciekawsza będzie zapewne analiza porównawcza: ile DeLillo w Baumbachu. I nie chodzi tylko o szczegóły typu postać Siskinda, profesora „elvisologii”, który w książce był Żydem, a tu jest Afroamerykaninem, granym przez Dona Cheadle`a. Pisarz nie ma zresztą wielkiego szczęścia do ekranu. Zwłaszcza, że w przypadku takiego ironisty i stylisty bardziej niż wierność literze pierwowzoru liczy się świeżość i oryginalność spojrzenia. Tymczasem już wcześniejsze ekranizacje jego prozy, „Cosmopolis” (2012) Davida Cronenberga i francuskie „Nigdy więcej” (2016) Benoîta Jacquota, mimo doborowych nazwisk w czołówce i, jak w pierwszym przypadku, wielu śmiałych pomysłów inscenizacyjnych, uginały się pod własnym ciężarem.
Podobnie rzecz się ma z „Białym szumem”, który przy swoich musicalowych, sensacyjnych czy zgoła slapstickowych akrobacjach zdaje się barwnym nielotem, uwięzionym w swoim miejscu i czasie. Jeśli się czymś wybija na tle otaczającego nas audiowizualnego, znieczulającego na wszystko szumu, to może właśnie tą swoją rozpaczliwą brawurą. Taką, która w galopadzie absurdalnych wydarzeń, ejtisowych smaczków i potokach słów próbuje z niezdarnym wdziękiem powiedzieć coś ważnego.
„BIAŁY SZUM” – reż. Noah Baumbach. Prod. USA 2022. Netflix.