Morderca, po którym płakali

Terror i propaganda uczyniły z niego boga, już za życia otoczonego kultem. Choć zdawało się, że będzie żyć wiecznie, zmarł 60 lat temu. Jak Polacy reagowali na śmierć Stalina?

18.02.2013

Czyta się kilka minut

Pocztówka ze Stalinogrodu: od 9 marca 1953 r. do grudnia 1956 r. taką nazwę nosiły Katowice / Fot. Repr. Michał Szalast / EAST NEWS
Pocztówka ze Stalinogrodu: od 9 marca 1953 r. do grudnia 1956 r. taką nazwę nosiły Katowice / Fot. Repr. Michał Szalast / EAST NEWS

Józef Stalin – formalnie „tylko” premier Związku Radzieckiego i sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego – zmarł 5 marca 1953 r. o godzinie 21.50 czasu moskiewskiego (jak podano oficjalnie). Wiadomość o śmierci 74-letniego tyrana zelektryzowała świat. Także Polskę, gdzie pierwszym odruchem rządzących krajem od prawie dziewięciu lat komunistów było „wzmożenie czujności”.

MOBILIZACJA APARATU

Obawy przed niekontrolowanymi reakcjami społecznymi zmobilizowały aparat UB i milicji. Jeszcze 4 marca, w związku z komunikatem o ciężkim stanie zdrowia Stalina, Stanisław Radkiewicz – szef Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego – nakazał wzmocnić „czujność całego aparatu (...) do natychmiastowego i energicznego przecinania wszelkich przejawów działalności wroga”. Dwa dni później Radkiewicz wprowadził ostre pogotowie całego aparatu. Był pewien, że w tych „ciężkich dniach” różne „agentury imperialistyczne” będą podrywać „spoistość i zwartość narodu, solidarność ze Związkiem Radzieckim, szerzyć nastroje niepokoju i niepewności, rozpowszechniać wrogie dywersyjne plotki i pogłoski, organizować sabotaże, dywersję i inną działalność godzącą w siłę Polski Ludowej”. Szczególna czujność miała być zachowana w związku z zaplanowanym w Moskwie na 9 marca pogrzebem „Wielkiego Przewodnika” (jak zwano Stalina).

Mimo to już w pierwszych dniach po śmierci Stalina bezpieka zanotowała wiele przypadków tzw. wrogiej propagandy – w postaci ulotek, haseł, napisów, wykrytych przypadków słuchania audycji zagranicznych (głównie Radia Wolna Europa), tzw. szeptanki, dowcipów. Do 11 marca 1953 r. ujęto 641 sprawców takich działań.

Generalnie jednak Polacy byli zdezorientowani śmiercią „generalissimusa” (kolejny tytuł Stalina). Obawiali się o przyszłość – zwłaszcza wybuchu wojny – i przyjęli postawę wyczekującą. Królowały plotki.

RADOŚĆ I NADZIEJA

Rzecz jasna, z największą radością i nadzieją zgon dyktatora przyjęły jego ofiary.

Skazany za pomoc partyzantom, izolowany w Rawiczu Józef Pojawis wspominał: „Wszystkie dni w więzieniu były do siebie bardzo podobne. Nawet kiedy przychodziły święta, nie odczuwaliśmy tego w żaden sposób, tyle że nie pracowaliśmy. Ale kiedy zmarł Stalin, dowiedzieliśmy się o tym od razu. Nawet jedzenie było wyjątkowe. (...) Wszyscy mówili, że teraz może się coś poprawi. Wcześniej liczyli na wojnę i amnestię”.

Inny więzień Rawicza, Władysław Supron – żołnierz podziemnej Armii Krajowej Obywatelskiej – zapamiętał: „Wstąpił w nas duch nadziei na lepszą przyszłość. Odczuliśmy jakby lekkie złagodzenie reżimu więziennego, a przy tym zauważyliśmy pewną konsternację wśród służby więziennej. Zaczęliśmy otrzymywać prasę, dzięki której byliśmy zorientowani, co się działo w Związku Radzieckim. Była to dobra strawa duchowa. Wszelkie zmiany oraz procesy [„odwilżowe” – red.] w ZSSR [tak w oryginale – red.] przyjmowaliśmy z zadowoleniem”. Z kolei więzień Wronek Mieczysław Grygorcewicz – komendant Obszaru Warszawskiego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (organizacji powstałej po 1945 r.) – nie mógł uwierzyć, że to koniec tyrana: „Od razu pomyślałem, że na pewno będą zmiany na lepsze, nie tylko w więzieniu, ale i w Polsce”.

Wiadomość o zgonie „Wielkiego Chorążego Pokoju” (kolejny tytuł zmarłego) dotarła też do polskich więźniów w sowieckich łagrach. Rafał Pławiński, pracujący w kazachskim kamieniołomie, wspominał: „W tym momencie życie było miłe, byliśmy gotowi na skrzydłach lecieć do naszych bliskich i kochanych”. Więzień z Magadanu, Adolf Popławski, zapamiętał: „Podniecenie w obozie zapanowało ogromne, radość przezornie starano się ukryć, ale wszystkim błyszczały oczy i wszyscy snuli domysły, jak się teraz zmieni nasz los”.

Informacyjne tsunami dotarło też na Kołymę. W jednym z tamtejszych obozów dla kryminalnych 5 kwietnia (a więc miesiąc później) rozległo się zbiorowe „Hurraaa!”. Świadek tego zdarzenia Stanisław Czuruk pisał: „Nasz konwój [eskorta – red.] zbladł (...) Gdy wpuścili nas do baraku, zapytałem, kolegów, co się stało, że tak rewidują. »To ty nic nie wiesz? – spytał jeden z nich z uśmiechem. – Nasz ukochany wódz narodów umarł«. Teraz zrozumiałem, dlaczego złodzieje tak krzyczeli. Gdybyśmy my, jak oni, zaczęli się cieszyć ze śmierci naszego »słoneńka« – po prostu by nas wystrzelano”.

DWÓJMYŚLENIE I OPORTUNIZM

20 lat po śmierci Stalina rosyjski poeta Józef Brodski powiedział: „Wątpię, by kiedykolwiek był na świecie morderca, po którym ludzie by tak bardzo płakali”. Także wielu Polaków przyjęło odejście „Wielkiego Wodza” ze szczerym współczuciem i żalem, nawet rozpaczą (tylko hipotetycznie można przyjąć, że było ich mniej od osób wyrażających z tego powodu radość). Dotyczyło to głównie janczarów systemu: ludzi władzy, funkcjonariuszy aparatu policyjnego, członków partii i afiliowanych przy PZPR organizacji.

Ale nie ominęło i zwykłych obywateli – bez względu na pochodzenie, wykształcenie i pozycję społeczną. Na tę postawę wpływała alchemia czynników; być może decydujące znaczenie miało zaczadzenie ideologiczne, przekonanie o „zasługach” Stalina, destrukcyjna dla racjonalnego myślenia propaganda, a także profity, jakie niektórzy zawdzięczali systemowi. Kult Stalina osiągnął wtedy nad Wisłą apogeum – jego wyrazem było m.in. przemianowanie Katowic na Stalinogród. Inna rzecz, że był na ogół sztucznie reżyserowany przez państwo i opierał się na fundamencie powszechnego terroru. Nie bez przyczyny prysł w czasie „odwilży” jak bańka mydlana.

Były też łzy i żałoba na pokaz, demonstrowane przez wszelkiej maści konformistów i oportunistów. Czasem – jak w przypadku Kościoła – nad wyrażeniem prawdziwych odczuć górowała Realpolitik; pod dyplomatycznym milczeniem skrywano ulgę i nadzieję na polityczny zwrot. W takich przypadkach dawało o sobie znać – znamienne dla PRL – „dwójmyślenie” i „życie wielowersowe”, podzielone na część oficjalną i prywatną.

Zjawisko to dotyczyło zresztą także ludzi władzy; tu liczyła się zimna kalkulacja. Zbiegły na Zachód w grudniu 1953 r. ppłk Józef Światło mówił potem w Radiu Wolna Europa, niby zwracając się do prezydenta PRL Bolesława Bieruta: „Po powrocie z Moskwy, z pogrzebu Stalina, opowiadaliście, towarzyszu Tomaszu [to pseudonim Bieruta – red.], z dobrze udanym wzruszeniem, scenę z przyjęcia w gabinecie politbiura. Fotel, na którym siadywał Stalin, stał pusty, przyozdobiony kirem. Opowiadaliście o wzruszeniu, jakie was ogarnęło, patrząc na ten pusty fotel. A dookoła siedzieli członkowie politbiura: Beria, Malenkow i inni, wśród których już wtedy rozpoczęła się śmiertelna walka o prawo do zasiadania na opróżnionym przez Stalina tronie. Ale wy, towarzyszu Tomaszu, z wielkim talentem aktorskim odgrywaliście swoją rolę, opłakując śmierć swego długoletniego gospodarza. Nie tak długo jednak trwała wasza żałoba i pamięć o swoim gospodarzu, Stalinie”.

WIDMO

Stworzony przez Stalina system przeżył swego architekta. W kwietniu 1953 r. wiceminister MBP Jan Ptasiński na odprawie kierownictwa resortu orzekł nie bez racji: „Wielki ból po stracie ukochanego wodza przekuty został w potężną siłę”. Jej ofiarą stał się wkrótce Kościół: prymas Stefan Wyszyński został internowany we wrześniu 1953 r.

Paradoks polegał na tym, że zielone światło do kontrolowanej dekompozycji systemu dał podczas XX Zjazdu sowieckiej partii rządzącej (luty 1956 r.) gorliwy uczeń Stalina, Nikita Chruszczow. W Polsce symbolem zmian stał się Październik ’56, a jego ikoną Władysław Gomułka – najpierw beneficjent, a potem ofiara systemu stalinowskiego.

Mimo odżegnywania się kolejnych ekip rządzących od „okresu błędów i wypaczeń”, widmo stalinizmu pojawiało się czasami w PRL – aż dopiero w czerwcu 1989 r. zostało przebite osikowym kołkiem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2013