Barbarzyńcy w ogrodzie

„The Square” pokazuje, że współczesny świat, jakkolwiek podzielony, stanowi system naczyń połączonych i zamknięcie się w szklanej wieży, wzniesionej czy to z dóbr doczesnych, czy z dzieł sztuki, nie daje schronienia.

11.09.2017

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „The Square” / GUTEK FILM
Kadr z filmu „The Square” / GUTEK FILM

Kilka lat temu popularność na ­Facebooku zdobył prześmiewczy profil „Podpisy pod obrazkami w ­MOCAK-u”. Internauci przerzucali się na nim cytatami, które zawiłym i hermetycznym językiem „objaśniały” zwiedzającym muzeum sztuki współczesnej w Krakowie, co dany autor miał na myśli. Była w tym kpina z nadętego komentarza, zakładającego niewiarę w odbiorcę, ale i poniekąd w samo dzieło.

Środowisko ponowoczesnej sztuki, uwikłane w rozmaite mody i zależności, od lat ma swoją lożę szyderców. By wspomnieć tylko książki „Mapa i terytorium” Michela Houellebecqa czy „Świat w płomieniach” Siri Hustvedt, a na gruncie kina takie tytuły jak „Wyjście przez sklep z pamiątkami” Banksy’ego czy nawet „Big Lebowski” braci Coen. Szwedzki reżyser Ruben Östlund w swoim najnowszym filmie wyważa więc otwarte drzwi. Jego zmasowany atak na współczesny przemysł galeryjny ma jednak zasięg znacznie większy, wykraczający poza ściany muzeum. „The ­Square”, podobnie jak „Gra” czy „Turysta”, wcześniejsze filmy tego reżysera, pokazuje, że współczesny świat, jakkolwiek dramatycznie podzielony, stanowi system naczyń połączonych i zamknięcie się w szklanej wieży, wzniesionej czy to z dóbr doczesnych, czy z dzieł sztuki, w otoczeniu podobnych nam współplemieńców, nie daje schronienia. Wręcz przeciwnie – sprawia, że upadek na ziemię staje się jeszcze bardziej bolesny. Kulturowa powłoka zaś, która szczelnie oddziela nas od tych na dole, jest w gruncie rzeczy bardzo cienka.

Przede wszystkim nagrodzony Złotą Palmą w Cannes „The Square” to kawał przepysznej komedii. Jego bohater Christian (w tej roli duński aktor Claes Bang) jako kurator sztuki współczesnej ze Sztokholmu jest spełnieniem wszelkich aspiracji i pretensji dzisiejszego Europejczyka: wiedzie ciekawe i wygodne życie, posiada atrakcyjny wygląd i społeczny prestiż. Jako uprzywilejowany mieszkaniec Starego Kontynentu angażuje się także w palące problemy tego świata. Na przygotowywanej przez niego wystawie tytułowy kwadrat, dzieło z kategorii „sztuki relacyjnej”, ma stać się dziś, w dobie konsumpcyjnego egoizmu, symbolem solidarności i zaufania. Kiedy spotkana na ulicy roztrzęsiona kobieta poprosi go o pomoc, Christian (czyżby dwuznaczne uosobienie chrześcijańskiej Europy?) nie może przejść obojętnie. Lecz cóż za ironia: choć nasz bohater przez chwilę poczuje się lepiej, przypłaci to utratą wypchanego portfela, służbowego telefonu komórkowego i eleganckich spinek „po dziadku”. Te ostatnie zresztą szybko się odnajdą, ale i tak bohater Östlunda zostanie wystawiony na moralną próbę. Oto, namierzywszy swoją komórkę gdzieś w trzynastopiętrowym bloku, Christian rozsyła w ciemno wszystkim jego mieszkańcom, należącym do społecznych nizin, listy z pogróżkami, domagając się zwrotu skradzionych rzeczy. Uruchamia tym samym lawinę zdarzeń, za które będzie musiał wziąć odpowiedzialność.

Poszukiwaniom ślepej sprawiedliwości szwedzki reżyser przeciwstawia sterylny świat sztuki współczesnej, niby zatroskanej bolączkami współczesności, lecz tak naprawdę całkowicie odklejonej, mówiącej niezrozumiałym językiem i niedostrzegającej własnych absurdów. Jak w scenie, w której muzealny sprzątacz skrupulatnie uprząta kupkę żwiru, która okazuje się być częścią artystycznej instalacji. Albo gdy dziennikarka prowadzi spotkanie z artystą, a jakiś nieokrzesany słuchacz co i raz przeszkadza w rozmowie, lecz polityczna poprawność i snobizm (być może cierpi na zespół Tourette’a? a może to jednak happening?) nie pozwalają wyprosić go z sali. Bezradność kulturalnych Europejczyków wobec inwazji barbarzyńców najostrzej wyraża buñuelowska z ducha scena celebryckiej kolacji w Zamku Królewskim, towarzyszącej otwarciu wystawy, kiedy to performer udający małpoluda zaczyna przekraczać wszelkie granice dobrego smaku, a nawet bezpieczeństwa gości. Wyraz ich twarzy jest bezcenny, finał zaś nie pozostawia złudzeń, że wszyscy jesteśmy barbarzyńcami w ogrodzie.

Östlund nie przejmuje się zbytnio dyskursem poprawnościowym, czemu dał już wyraz we wspomnianej „Grze”. Chłoszcze równo bogatych i biednych, białych i „kolorowych”, mężczyzn i kobiety. Kiedy Christian spędza noc z amerykańską dziennikarką (Elisabeth Moss, znana m.in. z seriali „Mad Men” i „Opowieść podręcznej”), jest to, pomimo całej swej dosłowności, jedna z najbardziej aseksualnych scen erotycznych we współczesnym kinie. I jednocześnie jedna z najśmieszniejszych, na miarę „nagiego party” z ubiegłorocznego „Toniego Erdmanna”. W dzisiejszej Europie – zdaje się mówić reżyser – nie ma już wolnej miłości. Są jakieś żałosne zapasy i damsko-męskie rozgrywki, mimo pozorów równouprawnienia utrwalające stereotypy związane z płcią.

Przez bez mała dwie i pół godziny „The Square” mnoży do upadłego zabawne sytuacje, które składają się na dość oczywistą diagnozę. Wiadomo, że rynek sztuki rządzi się tymi samymi prawami, co inne „przemysły kreatywne”, a jego odbiorcy stali się podobnymi konsumentami, co klienci luksusowych butików. Wystawa ma być przede wszystkim wydarzeniem medialnym, a w mediach, jak wiadomo, nic tak dobrze się nie sprzedaje jak zwierzątka i sierotki, czyli bezwstydne granie na instynktach. Mieszkańcy apartamentowców nie znajdą porozumienia z blokersami, bo społeczne zaufanie stało się jedynie chwytliwym sloganem z katalogu wystawy. Być może film powinien skończyć się dużo wcześniej, a może trochę inaczej (wszak okradziony bohater swoim oskarżycielskim listem obraził setki niewinnych ludzi i w finale powinien przeprosić ich wszystkich). Jednakże Östlund swoim chłodnym komediowym językiem rozprawia się także z naszymi oczekiwaniami. Niby pociesza, ale nie pozostawia złudzeń, że wspólnota o nazwie „The Square” to coś całkowicie utopijnego. Coś, co o wiele łatwiej stworzyć i odnaleźć dziś w galerii sztuki niż w najbliższym otoczeniu. ©

THE SQUARE – reż. Ruben Östlund. Prod. Dania/Francja/Niemcy/Szwecja 2017. Dystryb. Gutek Film. W kinach od 15 września.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2017