Luksusowe piekło

Film szwedzkiego reżysera Rubena Östlunda jest czymś więcej niż tylko przewrotną opowieścią o rodzinie, która wygląda jak z katalogu IKEI, lecz skrywa iście bergmanowskie demony.

02.02.2015

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Turysta” / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Kadr z filmu „Turysta” / Fot. MATERIAŁY PRASOWE

W filmach katastroficznych niemal zawsze pojawia się bohater, najczęściej mężczyzna, który w krytycznym momencie rzuca się na ratunek słabszym. „Turysta” Östlunda już na początku zrywa z tego rodzaju heroiczną narracją. Podczas zejścia górskiej lawiny mąż i ojciec chwyta swoje „zabawki” (smartfon, rękawice narciarskie) i ucieka. Rodzina, która w pierwszej scenie tak ładnie wyglądała razem na zdjęciu, w rzeczywistości prezentuje się znacznie gorzej.

Szwedzki reżyser Ruben Östlund już we wcześniejszej „Grze”, pokazującej słabości społeczeństwa wielokulturowego, udowodnił, że potrafi patrzeć okiem wnikliwego antropologa. W najnowszym filmie przygląda się ludzkim relacjom z podobnym dystansem. Zimowe wakacje w luksusowym kurorcie stają się dla związku Tomasa i Ebby próbą sił, okazją do sprawdzenia się w swoich rolach. Kompromitacja bohatera, który w sytuacji zagrożenia nie wykazał się jako mężczyzna, mąż, ojciec, opiekun stadła, uruchamia lawinę złych emocji. On reaguje wstydem i wyparciem winy, ona próbuje wykorzystać jego słabość i wchodzi w rolę sędzi, odwracając dotychczasowy wektor dominacji. Warto dodać, że „Turysta” funkcjonuje także pod tytułem „Force majeure”, czyli „siła wyższa”. Jest w tym oczywiście dawka ironii: czy w stanie tak zwanej wyższej konieczności ojciec może być zwolniony z odpowiedzialności za własne dzieci? Czy usprawiedliwia nas to, że w obliczu zdarzeń ekstremalnych jesteśmy we władaniu „sił niższych”, czyli naszych instynktów?

Ten film stawia także wiele innych pytań – chociażby o nasze uczestnictwo w teatrze życia społecznego, w którym lubimy narzucać sobie nawzajem rozmaite role i w gruncie rzeczy mało o sobie wiemy, bo zaczynamy patrzeć na drugiego człowieka jedynie przez pryzmat wyobrażeń i projekcji. W pewnym momencie filmu widzimy, jak pod wpływem opowieści o incydencie z lawiną zaprzyjaźniona z bohaterami para też zostaje zmuszona do zrewidowania swojego związku.

„Turysta” nie ogranicza się jednak do motywu wojny płci czy frazesów o kryzysie męskości. Przewrotność tego filmu zwiastuje już otwierający go motyw muzyczny: białemu szaleństwu we francuskich Alpach towarzyszy zagrane na akordeonie... „Lato” Vivaldiego. Wiele scen ma w sobie niepokojącą dwuznaczność. Oto matka inscenizuje kolejną sytuację zagrożenia, by ocalić twarz ojca rodziny, choć jednocześnie naraża dzieci na niebezpieczeństwo i stres. Podryw w barze z udziałem Tomasa i jego kumpla może być nieudaną próbą przełamania konwenansów związanych z płcią, ale może też okazać się zwykłym nieporozumieniem – dla jednych śmiesznym, dla innych w symboliczny sposób kastrującym. I wreszcie najgoręcej dyskutowany finał, w którym podczas jazdy autobusem niebezpieczną górską serpentyną wszyscy bohaterowie próbują w swoich rolach określić się na nowo.

Mógłby być „Turysta” kolejnym filmem o rodzinie, która wygląda jak z katalogu IKEI, lecz skrywa iście bergmanowskie demony. Współczesny szwedzki reżyser znajduje jednak dla swojego kina ciekawy klucz wizualny, sprawiający, że film dotyka czegoś więcej.

Narciarski kurort przypomina z oddali obcą planetę podbitą przez człowieka z udziałem nowoczesnej techniki: ratraków, „kosmicznych” wyciągów, migających światełkami elektronicznych tablic. Choć wszystko stworzono tu z myślą o wygodzie i beztroskiej konsumpcji, miejsce wydaje się nieprzyjazne i tajemnicze, otoczone zewsząd złowrogimi pomrukami natury. Zimne, minimalistyczne zdjęcia przydają otoczeniu jakąś abstrakcyjną formę. Narciarze w swych kombinezonach i kaskach przypominają kosmonautów; w jednej ze scen znienacka wprawiona w ruch zabawka-dron powoduje wśród dorosłych prawdziwą panikę. Nawet nieme spojrzenie hotelowego sprzątacza towarzyszące perypetiom bohaterów tworzy kolejne piętro obcości.

Na pierwszy rzut oka tak właśnie wygląda turystyczny raj, w którym przyspawani do swoich komórek pracoholicy próbują wyluzować się na krótką chwilę i stać się przykładnymi partnerami czy rodzicami. U Östlunda alpejski kurort przypomina raczej luksusowe piekło, wybrukowane arogancją i niewypowiedzianą frustracją. ©


„TURYSTA” – reż. Ruben Östlund. Prod. Szwecja/Francja/Norwegia 2014. W kinach od 6 lutego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2015