Bach kameralny i Bach olbrzymi

Minkowski nie lęka się brzmienia soczystego, nasyconego, wspartego na nieodzownym, warczącym, pełnym rytmicznej energii basie. Gra Bacha nieostrożnie, żarliwie, wyraziście i mocno, oddając życie za każdą nutę.

11.03.2009

Czyta się kilka minut

Marc Minkowski /fot. Muriel Vega /
Marc Minkowski /fot. Muriel Vega /

W listopadzie 1981 r., na posiedzeniu Amerykańskiego Towarzystwa Muzykologicznego w Bostonie, Joshua Rifkin, muzykolog, pianista i dyrygent, wygłosił odczyt, w którym wykazywał, że - wbrew naszym praktykom i przyzwyczajeniom - Bach nie pisał kantat, pasji, mszy i motetów na "chór" w naszym pojęciu, ale na zespół solistów. Natychmiast też nagrał w ten sposób Mszę h-moll (Nonesuch, 1981), a potem "Magnificat" i serię kantat. Skandal zrobił się straszny.

Trzynasta praca Herkulesa

Szczegóły teorii wyłożyłem kiedyś na łamach "Pulsu" (nr 59, grudzień 1992; tekst przedrukował "Ruch Muzyczny" nr 19, 19 września 1993). Przypomnę w skrócie, że Rifkin oparł się m.in. na zachowanych materiałach nutowych, gdzie znalazł... po jednym egzemplarzu na każdy głos. Choć na tej poszlace nie poprzestał, na niej skupili się oponenci, zapewniając, że z jednego "kwitu" śpiewało trzech, zatem np. w czterogłosowej "Pasji wg św. Jana" wystąpiło dwunastu śpiewaków. Powoływali się przy tym na sławne memorandum (tzw. Entwurff: "Krótki, lecz nieodzowny zarys właściwej organizacji muzyki kościelnej"), przekazane lipskiej Radzie Miejskiej 23 sierpnia 1730 r. W tekście owym Bach domaga się co najmniej 3 śpiewaków w każdej grupie, a najlepiej 4, by w przypadku częstych chorób można było śpiewać motety na dwa chóry - czyli 8 głosów.

By się zorientować, kto ma rację w zawiłej dyskusji, nie trzeba zgłębiać merytorycznej wartości argumentów. Wystarczy obserwować przebieg dysputy: rację ma ten, kto mniej szachruje. Tym razem już od pierwszej wymiany wystąpiło tzw. "wskazanie" na Rifkina. Oponenci wili się jak w ukropie, wykazując dobitnie, na czym polegała, przemilczana w mitologii, "trzynasta praca Herkulesa". Mściwa Juno kazała mianowicie herosowi - zmienić zdanie. I to go wykończyło, a nie żadna koszula Nessusa.

Memorandum istotnie mówi o 16 śpiewakach "do dyspozycji", ale milczy o tym, ilu z nich Bach zamierza wykorzystać i w jakiej konfiguracji. Wolno mniemać, że żąda 16, aby dostać 12, bo koniecznie potrzebuje 8. Co więcej, polemiści - w tym wybitni wykonawcy dzieł Bacha, Gustav Leonhardt ("bullshit!"), Philippe Herreweghe, Ton Koopman ("Rifkin to wymyślił, żeby było taniej") czy John-Eliot Gardiner - przemilczają okoliczność kłopotliwą. Już w klasycznej pracy z... 1920 r. Arnold Schering pisał, że Bach miał 12 śpiewaków: czterech "koncercistów" (solistów, którzy śpiewali chóry i arie) i ośmiu "ripienistów" (którzy śpiewali tylko chóry). Tymczasem szermując memorandum i Scheringiem w polemice z Rifkinem i jego sojusznikiem, Andrew Parrottem - w praktyce ich oponenci stosują chóry znacznie większe, a do tego osobny zestaw solistów...

W połowie lat 80. polemika przygasła. Rifkin i Parrott okazali się gorszymi dyrygentami niż muzykologami, ich płyty nie odniosły sukcesu, a tezę uznano za pogrzebaną.

Gdybyś, niedźwiedziu...

Wskrzesił ją nieopatrznie... Ton Koopman. Podejmując nagranie kompletu kantat Bacha, opublikował w kwartalniku brytyjskim "Early Music" (listopad 1996) polemiczny artykuł. Dyskusja rozgorzała na nowo, a pomimo udziału w niej profesora Christiana Wolffa, wybitnego znawcy Bacha i jednego z wrogów tezy Rifkina, skończyła się porażką opozycji. Co gorsza, podochocony Andrew Parrott opublikował książkę "The Essential Bach Choir" (The Boydell Press, 2000), gdzie zebrał całe dossier - włącznie ze zręcznie interpretowaną ikonografią. W rezultacie do partii "solistycznej" zapisali się nowi muzycy: Konrad Junghänel, Sigiswald Kuijken, Paul McCreesh - a dzisiaj Mark Minkowski.

Tezę można chwilowo uznać za dowiedzioną, na co wskazuje fakt, że aprobujący komentarz do nagrania Minkowskiego napisał inny wybitny "bacholog" - profesor George B. Stauffer, niegdyś z ław opozycji. Przyznaje on, że zachowany materiał nutowy z drezdeńskiego prawykonania "Kyrie" i "Glorii" (tzw. "Missa", 1733) i hamburskiego wykonania "Credo" (1786), wskazuje, że "Msza" była pisana jako muzyka kameralna, a nie "chóralno-symfoniczna". Wiadomo też, że dwór drezdeński miał na garnuszku 11 śpiewaków.

Warto przypomnieć, że Bach pisał utwór w paru etapach, przez kilkanaście lat (1733-49) i nigdy nie usłyszał go w całości. Prawykonanie Mszy odbyło się w Lipsku, w roku 1859. Przedtem jeszcze, wykonując samo "Credo" w Berlinie (1828), sławny kompozytor operowy Gaspare Spontini wyposażył je w chór niemal dwustuosobowy i 68 smyczków...

Wiedza i wiara

Minkowski to idealne wcielenie "oświeconego praktyka". Nie spuszcza oka z muzykologów i najpierw pracuje głową. Nikt go jednak nie przyłapie na "rękopisowym" dogmatyzmie. Oberwało mu się nieraz: a to, że skreślił jakąś zbyteczną arię w "Juliuszu Cezarze" Händla, a to, że w "Dardanusie" Rameau zastąpił coś nudnego z wersji pierwotnej - czymś pasjonującym z wersji późniejszej. W opublikowanym niedawno nagraniu "Arlezjanki" Bizeta zestawił trzy wersje, zachowując rzeczy niezbędne, choć nieautentyczne. Zanim podniesie kijaszek (ma ich piękną kolekcję...), sprawdzi wszystko, przesłucha mądrych ludzi, przejrzy wydania i manuskrypty. Po czym włącza ucho.

Nic dziwnego zatem, że "rifkinowską" tezą pasjonuje się od lat - uznawszy ją za słuszną, a zarazem w swojej interpretacji Mszy h-moll zastosował ją swobodnie - uznawszy, że nie ma ścisłych przepisów wobec dzieła pozbawionego "źródłowej" tradycji wykonawczej. Gdy sięgnie, jak zamierza, do "Pasji", gdzie taka tradycja istnieje, zachowa się odpowiednio. Tu wziął dziesięciu śpiewaków i użył ich wedle potrzeb: wedle typu głosów, np. zmieniając skład kwintetu w "Et incarnatus" i w "Crucifixus", albo zaczynając ekspozycję od pięciu solistów, a dokładając "ripienistów", gdy muzyka wzbiera i sięga kulminacji.

Decyzję o tym składzie podjął w czasie pierwszych prób, przed tournée z roku 2007, kiedy do zaplanowanej ósemki - dołożył jeszcze dwa soprany. Nabrał się na to pewien krytyk, ogłaszając druzgocącą krytykę koncertu w Lyonie, gdzie mówił o 8 śpiewakach (wyczytawszy to w programie sezonu) - czym dowiódł, że wcale go na koncercie nie było. Tak to jest z Minkowskim w ojczyźnie.

W drugim tournée i w nagraniu z pierwszej serii zostało zaledwie kilku solistów, by powstał zespół bardziej wyrównany. Ponieważ zaś Minkowski kocha odkrywać nowe talenty, błyskawicznie ściągnął z Rosji odkrytą przypadkiem, na internecie, 18-letnią Julię Leżniewą, wokalne zjawisko o głosie jak bursztyn i od Boga danej technice, reinkarnację legendarnej Zary Dołuchanowej, powierzając jej jedyną arię sopranową we Mszy - "Laudamus te". Leżniewa śpiewa ją jak słowik w noc majową.

Tisze jediesz...

Choć w bachowskim roku 2000 Les Musiciens du Louvre zagrali parokrotnie 4 "Suity orkiestrowe Bacha" (wszystkie na jednym koncercie!), Msza h-moll stanowi pierwszą płytową wycieczkę Minkowskiego w jego twórczość. Gest ten długo odkładał, zbierając doświadczenie w repertuarze czterech wieków muzyki, a grając "Mszę" - dowiódł ostatecznie i niezbicie, że z jednego przynajmniej punktu widzenia, czyli jej skutków muzycznych, tezy Rifkina ruszyć nie sposób. Za przejrzystość faktury nie trzeba płacić anemią brzmienia. Równowaga układa się sama, bez żadnych technicznych sztuczek. Orkiestra nie musi się chować za swój mały paluszek, by nie zagłuszać śpiewaków. A przecież, w przeciwieństwie do szkoły "flamandzkiej", która od lat leczy Bacha z wrodzonej niemieckości, strojąc go w koloryt zwiewny i pastelowy, Minkowski nie lęka się brzmienia soczystego, nasyconego, wspartego na nieodzownym, warczącym, pełnym rytmicznej energii basie (początek "Credo"!).

W ogóle strach jest mu uczuciem obcym, nie myli szacunku z bojaźnią. Szczodrze szafuje artykulacją i dynamiką, które wielu kolegów przezornie zostawia w szatni. Gra Bacha nieostrożnie, żarliwie, wyraziście i mocno, oddając życie za każdą nutę. Pewna skrzypaczka, uczestnicząca w tournée i nagraniu - nazwisko przemilczę, bo nie mam upoważnienia - wyznała, że było to największe duchowe i muzyczne doświadczenie w całym jej zawodowym życiu i że ryczała jak bóbr od pierwszych taktów "Kyrie", aż jej się nuty zacierały na pulpicie. Pocieszyłem ją, że znam ten ból...

Podobno niektórych razi "eklektyzm" Minkowskiego. Nie pojmuję, dlaczego. Nikt się nie dziwił, gdy Karajan prowadził Monteverdiego, Vivaldiego, Händla i Bacha - choć porównanie tych osiągnięć z Brucknerem Minkowskiego wysoce jest pouczające. Gardiner gra od lat wszystko, z muzyką współczesną włącznie. W repertuarze tegorocznych występów paryskich Minkowskiego jest Pergolesi, Mozart, Wagner i Strawiński. Doczekać się nie mogę jego symfonii Czajkowskiego i Mahlera, oper Verdiego. Miał tej wiosny, w Krakowie, grać "Siedem słów Chrystusa na Krzyżu" Haydna. Bardzo źle się stało, że do tego nie dojdzie. Miejmy nadzieję, że gdy (w przyszłym roku?) w programie tournée pojawi się "Pasja wg św. Jana", odpowiednie instancje pójdą po rozum do głowy i sprowadzą ją do Polski.

J.S. Bach, Msza h-moll, Colin Balzer, Markus Brutscher, Lucy Crowe, Christian Immler, Julia Leżniewa, Joanne Lunn, Blandine Staskiewicz, Nathalie Stutzmann, Luca Tittoto, Terry Wey, Les Musiciens Du Louvre, dyr. Mark Minkowski

Monumentalne dzieło Piotra Kamińskiego "Tysiąc i jedna opera" recenzuje Daniel Cichy w "Książkach w »Tygodniku«".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2009