Autobiografia w sensie ścisłym (5)

Babka i matka niczym się nie różnią od pokoleń swych przodków, których wiara oparta na strachu nie była wyszukana, skomplikowana czy wymyślna.

02.05.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Andrzej Dudziński
/ Fot. Andrzej Dudziński

Byli heretykami, odstępcami, kacerzami, czym tam jeszcze. Przyjmowali luterską wiarę nie dla piękna wywodu teologicznego, ale dla jego prostoty.
 

Detale burzy
Każdy się bał każdego. Jedynie moja matka i matka mojej matki, babka Czyżowa, nie bały się niczego. Im więcej się nie bały – tym bardziej ich się bano. Mówię o ziemskiej perspektywie. Na ziemi nie ma takich zjawisk, postaci czy procederów, których by się bały. Np. czy moja babka albo moja matka bała się depresji? A może któraś z nich miała depresję? Myśli samobójcze? Smutne były? Albo czy ich smutek był klasyfikowany, opisywany i tytułowany? Jeszcze jakaś dolegliwość? Chyba nie. Jakaś choroba w funkcji strachu? Albo na odwrót?

Obie – teraz sobie przypominam – boją się burzy. Babka Maria nie żyje od przeszło dwudziestu lat, ale wciąż ją widzę, jak nieruchomieje na ławie w kuchni i czeka, aż burza ustanie. Matka powinna bać się mniej, a boi się więcej. Nowe pokolenia mają święte prawo okazywać zniecierpliwienie, matka starsza ode mnie o siedemnaście lat nie należy ani do następnego, ani do poprzedniego pokolenia. Gdy tylko przeczuje w powietrzu burzę, rezygnuje z wszelkich zajęć i skulona na kanapie przeczekuje. Dla jednej i drugiej burza nie jest zjawiskiem przyrodniczym, jest emanacją Boga.
Błyskawice są jego gniewnymi spojrzeniami, grzmoty – gniewnym głosem. Deszcz – łzami. Wyjaśnienie jak ze starodawnej baśni o ludach pierwotnych albo innych Indianach. Celem złagodzenia archaicznej formy, inaczej trzeba powiedzieć: dla jednej i drugiej, dla mojej od lat nieżyjącej babki i dla mojej żyjącej, co się zowie, matki burze są zjawiskami przyrodniczymi, w których szczególnie widać obecność Opatrzności. Obie (i matka, i córka) na taki znak zasługują.

Jak Bóg jest jakąś spekulacją – wierzyć weń można tylko spekulatywnie, czyli słabo. Jak Bóg jest wszechwiedzącym i wszechmocnym żywiołem, wierzyć weń można tylko żywiołowo. Żywiołowa wiara bardzo im pasuje, maluczko, a pogrążą się po uszy. Żywioł wszakże nie daje znaków, a jak daje, to nie takie. Bóg, jaki jest – nie wie nikt. Z pewnością jest leniwy – trzeba za niego wymyślać znaki

Moja nieżyjąca babka i moja żyjąca matka niczym się nie różnią od pokoleń swych przodków, których wiara oparta na strachu nie była wyszukana, skomplikowana czy wymyślna. Zaszywali się w mieszanych lasach Beskidów i tak samo przeczekiwali burzę. Może nie tylko burzę. Byli heretykami, odstępcami, kacerzami, czym tam jeszcze. Przyjmowali luterską wiarę nie dla piękna zawiłego wywodu teologicznego, ale dla jego prostoty.

Nowa wiara była jak burza – przerażająca, ale wszystko w niej było zrozumiałe. Bóg w jakimś stopniu się przybliżał, prezentował, robił porządki. Reformacja – pozwalała żyć. Wiadomo, że człowiek bez grzechu nie potrafi, wiadomo, że od burzy do burzy nazbiera się różnych myśli i nie takich postępków, ale burzliwy i jak na dłoni widoczny gniew Boga oczyści. Np. weźmy celibat. Lepiej jak jest, czy lepiej, jak go nie ma? Np. weźmy spowiedź ustną; wiadomo, że księdzu nie wszystko się powie. A Panu Bogu? Panu Bogu tak, Pan Bóg sto razy od księdza wytrzymalszy. I tak kawałek po kawałku, paragraf po paragrafie, iskra po iskrze stawaliśmy się ewangelikami.
Nasz Bóg był jak burza, wasz – jak reszta kosmosu.
 

Twierdza
Gdy przyjeżdżał Biskup, nasz dom zamieniał się w twierdzę nie do zdobycia. Nie szło bynajmniej o sprawy religijne. Nie szło o kwestie tożsamości duchowej. Wiadomo było, że skoro przenosimy się do Krakowa, schodzimy do podziemia. Z wiślańskiego bytu w krakowski niebyt. Nauka luterskiej religii przypominała okupacyjne komplety. W Wiśle działaliśmy otwarcie, a nawet z rozwiniętymi proporcami. Przy czym Wisła ewangelickim rajem też nigdy nie była, owszem była największym na ziemiach polskich skupiskiem luteran, ale wyłączności nie mieliśmy nigdy.

Bracia katolicy towarzyszyli nam w szkole, w robocie, przy kielichu, na rozmaitych uroczystościach, wszędzie. I wcale tak mało ich nie było. Samodzielnym luterskim liderem nigdyśmy nie byli. Dlatego zwalczam łzawy truizm, iż ziemia cieszyńska to skrawek Polski zamieszkały przez ewangelików. Nie. Ziemia cieszyńska to skrawek Polski, na którym luteranie uczą się żyć razem z katolikami. I na odwrót. Obie strony nie najgorzej na tym wychodzą.
 

Kraków
Szóstego sierpnia 1914 r., na rozkaz Józefa Piłsudskiego, I kadrówka ruszyła z Oleandrów. Szkoła nr 12 mieściła się w dawnych koszarach. Ach, wiem oczywiście, że w detalach to niezupełnie tak wyglądało, że pewne rzeczy zburzono, pewne dodano, że architektura jest i była trochę inna, że niewielki w końcu oddział strzelców miejsce zbiórki miał niezupełnie tam, gdzie mi pasuje itd. Ale mi pasuje tak a tak, i to jest ważniejsze od świadectwa fachowca, który wie, że było tak a tak. Miejsce było szczególne i motywowało do dzikich refleksji. Bronek Ciaś, najlepszy uczeń, najprzystojniejszy chłopak i najwszechstronniejszy sportowiec jak zwykle najbliższy był rozwiązania zagadki. W latach 20., a może 30. – oznajmił któregoś dnia – była sekretna wojna ze Związkiem Radzieckim. O tym się nie mówi, ale była.

Oczywiście, kiedy zacząłem tam chodzić do czwartej A, nie zajmowałem się szczególnością tego miejsca, miałem na głowie ważniejsze sprawy. Po pierwsze nie umiałem mówić, nie władałem polszczyzną literacką. Po drugie nie umiałem pisać, pisałem jak przysłowiowa kura przysłowiowym pazurem: wolno i ohydnie.

A jednak wszystkie te nieumiejętności okazały się zbawcze, procentujące i korzystne. Nie władałem polskim – mówiłem czystą gwarą beskidzką. Niektórzy uważają, że jest mało wyrazista, że opiera się na kilku uproszczeniach i kilku komplikacjach językowych – jest to rzecz jasna pogląd błędny, tak uważać mogą ci, co nie tylko gwary cieszyńskiej, ale w ogóle specyfiki ziemi cieszyńskiej nie kumają w ząb. Z nikim abecadła przerabiać nie mam zamiaru, mogę jedynie dodać, że w gwarze cieszyńskiej, jak w żadnym innym lokalnym języku, przechowała się wielka ilość form staropolskich. Kornel Filipowicz w jednym ze swych autobiograficznych opowiadań przywołuje postać ojca, który w czasie wędrówki ludów zahacza o Cieszyn i nie bez zadowolenia konstatuje: zostajemy, tutejsi mówią językiem Reja.

Różnica pomiędzy polszczyzną a gwarą beskidzką jest mniej więcej taka, jak pomiędzy czeskim a polskim, z każdym Czechem dogadasz się gładko, co wszakże nie znaczy, że znasz jego język. A on – sakra – twój.
 

Oleandry
Nigdy nawet nie byłem w tak fantastycznym budynku. Podwórko, na którym teraz graliśmy w nogę albo szczypiorniaka, kiedyś było dziedzińcem koszar, kadrówka niechybnie ćwiczyła tu musztrę. Stołówka była w podziemiu. Jakie zakamary były gdzie indziej – nie zdążyłem sprawdzić. W każdym razie naparzaliśmy na ciemnych korytarzach w imię Horeszków albo Sopliców – zależy, kto się z kim utożsamiał. Lektury były przerabiane intensywnie.

Jeśli Kraków był oświetlonym gazowymi latarniami antykwariatem, to nasza szkoła była tajemniczym woluminem. Niestety, w szóstej klasie nastąpiła przeprowadzka do widnego i wyłożonego PCV budynku nowej szkoły. Atmosfera Oleandrów pierzchła, lecz nie mieliśmy kwalifikacji, by to zauważyć. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarz, dramaturg, scenarzysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie pracował do 1999 r. Laureat Nagrody Literackiej Nike oraz Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Autor przeszło dwudziestu książek, m.in. „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2015